Tamtej nocy Ronan śnił o drzewach.
O rozłożystych gałęziach. O ponurym, szumiącym, szepczącym lesie. O jaśniejącym,
lecz w dalszym ciągu zbyt bladym blasku księżyca.
O zaplątanych, skręconych, nieustannie skręcających i plączących się
gałęziach czarnego lasu, oświetlanego jedynie przez słabą wolę pełnego, białego
jak kości księżyca.
Kiedy Ronan otworzył oczy, nie miał pojęcia, czy otworzył je w realnym, czy w wyśnionym świecie, ponieważ fragmenty jednego i drugiego krajobrazu przeplatały się ze sobą, tworząc przed nim sieć uzupełniających się, lub zupełnie niepasujących do siebie widoków. Takim oto sposobem wiedział, że po raz kolejny zaplątał się w macki osobliwego stanu półsnu- dwóch niezależnych, lecz współgrających ze sobą światów, między którymi mógł przemieszczać się do woli, ile i kiedy tylko chciał, wcielając się raz w swoje realne ja, a raz w wyśnioną wersję samego siebie.
Nie mógł jednak uciec z tego drugiego świata, jeśli Ronan z rzeczywistości nie zdecydował się całkowicie obudzić. Nie mógł też uciec ze świata pierwszego, nie całkowicie, chociaż dzięki istnieniu wyśnionego Katona wizja ucieczki stawała się trochę mniej nierealna.
Tamtej nocy Ronan śnił o drzewach.
Mężczyzna wzdrygnął się odruchowo, kiedy nagle i zupełnie niespodziewanie spadła na niego fala ziemnego deszczu, oblewająca go od stóp do głów. Deszcz był fikcyjnym elementem tego wyśnionego świata, chociaż Kruk doskonale wiedział, iż jego prawdziwe ja, zostawione w realnym życiu również wzdrygnęło się z zaskoczenia, ponieważ grupka dzieciaków, która wcześniej przypatrywała się z ogromnym skupieniem wytatuowanemu, śpiącemu na ławce dorosłemu, zerwała się nagle i odskoczyła od niego jak oparzona, kiedy ten poruszył się odrobinę. Jednak nie potrzebna była nawet chwila, aby małolaty zdążyły zapomnieć o całym zdarzeniu, odrzucając w niepamięć również nieznajomego mężczyznę i wrócić do zabawy, z grubsza polegającej na kopaniu piłki. One również zamknęły się w swoim świecie, chociaż nie był on tak odizolowany i niebezpieczny, jak umysł śniącego.
Deszcz zmienił się w ulewę, ta zaś z każdą sekundą rosła w siłę, zamykając ogromne koło nad całym lasem. A mimo to biała tarcza księżyca w dalszym ciągu świeciła, chociaż nocne niebo w całości przykryły burzowe chmury, zaś czerwony blask... czerwony? Przecież księżyc...
Nie, księżyc był już szkarłatny. Zmienił barwę, niczym za sprawą dotknięcia czarodziejskiej różdżki, zaś Ronan miał wrażenie, że przegapił sam moment przemiany. W jednej chwili, tarcza przypominała kości, zaś w drugiej wiadro pełne świeżej krwi. Nie było niczego po środku, nie było momentu przemiany, nie zarejestrował go, albo po prostu coś nie pozwoliło zanotować go jego umysłowi.
Las zaczął szeptać... nie, to drzewa zaszeleściły czarnymi, jak one same liśćmi, których gromada w mgnieniu oka została porwana przez silny wiatr. Im dłużej mężczyzna przyglądał się całej scenie, tym większe miał wrażenie, iż jest w niej tylko nic nieznaczącym obserwatorem. Świat snów zdawał się kręcić zupełnie bez niego, chociaż to przecież Ronan był jego panem i stwórcą.
Przypominało to odbicie prawdziwego życia, widoczne w zakrzywionym lustrze.
Drzewa zaszeleściły ponownie, tym razem mocniej, chociaż były już właściwie niemal całkowicie pozbawione liści. Szelest zdawał się przemienić w krzyk- żałosny skowyt, za pomocą którego rozłożyści, leśni strażnicy próbowali ostrzec pozostałych braci i siostry o niebezpieczeństwie, jakie niesie ze sobą wichura. Ostrzeżenie, jak się zaraz okazało, nie zdało się na zbyt wiele, ponieważ zaledwie kilka sekund później las stracił swoje liście w tempie tak przerażająco szybkim, że mogło ono należeć tylko do wyśnionego świata.
Tamtej nocy Ronan śnił o drzewach.
Deszcz atakował nieustannie, zalewając cały krajobraz. Krople migały Krukowi przed oczami tak szybko i tak intensywnie, że przez chwilę zdawały się rozmywać wszystko dookoła. Ronan zamknął oczy, a kiedy otworzył je ponownie, okazało się, że nie było to złudzenie. Las faktycznie się rozpływał, niczym zostawiony na deszczu akwarelowy obraz.
Tamtej nocy Ronan śnił o drzewach, a sen okazał się koszmarem.
Nie widział tego na początku, jednak teraz był zupełnie pewien, że coś było tutaj nie w porządku przez cały ten czas, od momentu, w którym zdecydował się otworzyć oczy. Las rozmazywał się na jego oczach, niczym trójwymiarowy malunek, zaś księżyc rozpływał się razem z nim, zalewając krwistym strumieniem wszystko, co się pod nim znajdowało. Drzewa w dalszym ciągu szeleściły, chociaż na żadnej z gałęzi nie został nawet pojedynczy liść, zaś one wszystkie unosiły się i opadały, porwane i szamotane przez szalejący wiatr.
Ronan zobaczył czerwone liście, o barwie tak intensywnie nienaturalnej, że mogła ona występować tylko tutaj. Kiedy podszedł do nich bliżej, okazało się, że zamiast liści, wichura porwała z drzew szkarłatne wstążki- wszystkie ubrudzone były czarną i czerwoną mazią, a Kruk doskonale wiedział, że nie była to farba. Gdzieś z oddali docierał do niego radosny krzyk dzieci i chociaż w dalszym ciągu miał przed oczami pokraczny, rozpływający się i tonący w księżycu las, widział, jak grupa chłopców z zapałem kopie piłkę.
Katona otworzył oczy, tym samym całkowicie uwalniając się ze szponów półsnu. Obudziła go dziobiąca mu rękę Wekiera, oraz nasilający się krzyk biegających niedaleko dzieciaków.
- Ej, ej! Patrzcie tylko!- Ronan nawet nie zdążył wstać z ławki, kiedy dotarł do niego głos jednego z małolatów. Dzieciaki w mgnieniu oka straciły zainteresowanie kopaniem piłki, podobnie, jak wcześniej nagle znudził ich niebezpiecznie wyglądający nieznajomy i zamiast tego stały w jednym miejscu, zbite w ciasną grupkę, wpatrując się w ścianę znajdującego się obok budynku. No, jednego z budynków, ponieważ Eden, zarówno, jak pozostałe miasta Megalopolis, zdawał się być wręcz usiany zabudowaniami.
- Gdzie?- zapytał się jeden z dzieciaków, na co ten stojący obok pokazał mu palcem jedno z ogłoszeń-hologramów, widniejących na ścinie.
- No tutaj, o! Nie widzisz?- odparł kolejny, starając się przepchać bliżej obiektu, na którym skupiła się teraz cała uwaga grupy.
Ronan w jednej chwili poczuł na sobie spojrzenia co najmniej kilku par oczu, które błyskawicznie odwróciły się od niego i wróciły do wlepiania ślepi w ścianę, kiedy tylko podniósł na nie wzrok. A mimo to, kątem oka wciąż widział, jak małolaty co chwila i z coraz większym zaniepokojeniem zerkają to na niego, to na ścianę i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co takiego widnieje na budynku.
Uśmiechnął się, jakby do siebie samego.
- No, no, przyznaję, że podobieństwo jest naprawdę łudzące.- odparł po chwili, kiedy sam stanął zaraz za zgromadzonymi w jednym miejscu dzieciakami. Ze ściany, tak jak domyślał się od początku, spoglądała na niego jego własna twarz. Do zdjęcia dołączony został standardowy pakiet, zawierający podstawowe dane, składające się z imienia, nazwiska, oraz wzmianki o tym, że jest POSZUKIWANYM I NIEBEZPIECZNYM WIĘZIENNYM UCIEKINIEREM.
Kruk po raz ostatni poczuł na sobie spojrzenia dzieciaków, które tym razem przyglądały mu się z szeroko wytrzeszczonymi oczami. Nawet nie dane było mu poczuć satysfakcji z zobaczenia ich zszokowanych min, ponieważ, kiedy tylko spojrzał w stronę, gdzie jeszcze kilka sekund wcześniej stała wspomniana grupka małolatów, jedynym co dostrzegł były uciekające dzieciaki, oraz pozostawiona przez nie piłka.
Wytatuowany mężczyzna zaśmiał się krótkim i nieprzyjemnym dla ucha śmiechem, przypatrując się listu gończemu, jednak uśmiech zaraz zniknął mu z twarzy, kiedy jego spojrzenie padło nieco niżej, na kolejne ogłoszenie, z grubsza dotyczące bardzo podobnego przypadku. Opisana na nim osoba najwyraźniej również musiała zaleźć za skórę policji, skoro hologram uznał za słuszne nazwanie przedstawionej kobiety POSZUKIWANĄ I NIEBEZPIECZNĄ, czego Ronan, po zerknięciu na wypisane pod zdjęciem informacje, wcale nie uważał za dziwne.
Na początku nie poznał jej przez zielony tatuaż w kształcie czaszki, który niemal całkowicie przysłaniał twarz ciemnoskórej kobiety, jednak cała reszta- zarówno opisu, jak i wyglądu- nie pozostawiała najmniejszego cienia wątpliwości z kim miał do czynienia.
Trzy lata..., pomyślał, w dalszym ciągu nie odrywając oczu od zdjęcia znajomej twarzy. I pomyśleć, że wbrew obietnicom, żadne z nas nie jest jeszcze trupem.
W jednej chwili kotłowało się w nim tyle, zarówno sprzecznych, jak i pasujących do siebie emocji, że nie potrafił ich od siebie oddzielić, ani stwierdzić, czy przypadkiem nie zlewają się one w jedną. Nie potrafił też powiedzieć, czy uśmiech, tańczący na jego wargach był jedynie grymasem obrzydzenia, choć gdzieś w głębi zapewne doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale tak nie było.
Nie potrafił powiedzieć ile dokładnie stał przed ścianą, wpatrując się w każde z wyświetlanych na niej ogłoszeń i ile razy wracał wzrokiem do tego jednego, zanim w końcu zdecydował się odejść jak najdalej od tego przeklętego miejsca.
Świat sprawiał wrażenie mniejszego, niż kiedykolwiek wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz