wtorek, 4 lipca 2017

Od Ichiro - Nieproszony gość

        Para unosiła się nad kubkiem z kawą, powolnymi zawijasami mieszając się z powietrzem. Sonet, dostojny czysto szary kocur o złotych oczach, siedział na wysokim krześle przy stole, obserwując na zmianę białe smugi i krzątającego się Japończyka. Iro - mimo dosyć wczesnej pory - był już na nogach, i to właściwie od jakiegoś czasu. Jednak w przeciwieństwie do wielu mieszkańców Elizjum, jemu brak snu akurat czasem przeszkadzał. Zwłaszcza, jeśli jeszcze tej samej nocy piszą do ciebie z groźbami. Dodajmy do tego spotkanie z Kasumi i wątpliwości związane z przekonaniem jej do współpracy, a mamy przed sobą gotową parującą miskę najokropniejszej zupy jaką będziesz musiał rano wypić razem z efektami bezsenności.
  Grożenie Ichiro nie należało do genialnych pomysłów. Dręczenie go brakiem snu tym bardziej. Człowiek zły był człowiekiem przewidywalnym, ale człowiekowi niewyspanemu trzeba po prostu schodzić z drogi. Akurat ten niewyspany człowiek miał sporo możliwości rewanżu za choćby i taką pierdołę jak pisane groźby, obejmujące w pierwszej kolejności najprostszą wizytę z bronią w ręku. Osoku można było zabrać wiele, ale szarganie jego spokoju było czynem karygodnym, któremu jeszcze dziś zamierzał wymierzyć sprawiedliwość.
  Mijając ladę w kuchni i równocześnie zapinając guzik, zatrzymał się na miauknięcie kota. Sonet prychnął i wskoczył na stół, specjalnie chcąc zwrócić tam uwagę właściciela. Iro, znany szeroko jako Hakugai-sha, zmrużył oczy, mordując wzrokiem szarego kota belgijskiego.
  - Złaź. - rzucił ostrzegawczo.
  Kocur oczywiście ani myślał go słuchać.
  - W tej. Chwili.
  Nie, wydawały się mówić złote oczy i to w najbardziej bezczelny sposób jaki mógł sobie wyobrazić. Gorzej niż on sam. Szczerze powiedziawszy, dopóki nie przygarnął Soneta nie wierzył w powiedzenie jakoby zwierzak odzwierciedlał charakter właściciela. Sonet odzwierciedlał i w olewaniu cudzego zdania sprawował się lepiej od Kage. Kot machnął raz ogonem, po czym na dobitkę ostrzegawczo trącił łapą kubek kawy. Jak zawsze, była to wyraźna wiadomość ,,Wypij, albo będziesz to wycierał z podłogi". Niegdyś by to zignorował, ale już zbyt wiele razy się zdarzyło, że Sonet faktycznie dopełnił złożoną obietnicę. Pod tym względem również się nie różnili.
  - No dobra, misja wykonana. - przyznał z westchnieniem mężczyzna, drapiąc podopiecznego za uchem. - Siadam i piję. Zadowolony?
  Zwierzak otarł się o jego dłoń i już bez problemów zeskoczył ze stołu. Nie wylądował jednak na podłodze, a na drugim krześle, gdzie zwinął się w niewinny kłębek puchu ukrywający pazury dla każdego, kto spróbuje go w tym momencie choćby dotknąć. Towarzyszenie Iro przy kawie również stanowiło jego niespisany obowiązek, tak samo jak dopilnowanie, by o niej nie zapomniał.
  Zen'i posłusznie wziął więc swój kubek, starając się cieszyć tymi chwilami świętego spokoju, które jeszcze mu pozostały tego dnia. Nie było to łatwe - po tej jednej cholernej wiadomości od mistrza Fujiyamy wszystkie jego nerwy wydawały się obskakiwać ten temat. Wcale się to Japończykowi nie podobało. Nie chodziło już o samą groźbę, bo to nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz kiedy ktoś próbuje go zastraszyć. Irytował go fakt, iż jakimś cudem Fujiyamie udało się sprawić, że faktycznie się tym przejął. To właśnie zrobiło z tego starego pijaka jego obecne zmartwienie, a siedzenie w głowie Iro dłużej niż godzinę mogło się dla obiektu zainteresowania skończyć różnie. Zasada ta tyczyła się również Kasumi, ale wizja rozmowy z nią i przedstawicielem Szczurów działała wręcz kojąco w porównaniu do pierwszej. Pierwsze spotkanie oznaczało rozwiązanie wielu z jego problemów, a drugie...z drugiego mogło wywiązać się dwa razy tyle.
  Westchnął trzymając kubek w obu dłoniach i patrząc gdzieś w jakiś punkt na niebie za szklaną ścianą półkolistego balkonu. Pewnie gdyby ktoś teraz zapytał go o obecność, z całą szczerością by przyznał, że wcale go tu nie ma. Jest gdzieś hen daleko, gdzie nie musi się niczym przejmować. Ot, wyjechał sobie na wakacje, uprzednio pokazawszy wszystkim swoim problemom środkowy palec. Żeby to było takie proste...
  Nareszcie wziął łyka kawy. Była zimna. Skrzywił się i ze zrezygnowaniem odstawił nieszczęsny kubek. Sonet popatrzył na niego krótko, po czym ułożył łeb z powrotem na swoich łapach. Iro dałby sobie głowę uciąć, że widział u niego znajomy wzrok mówiący tyle, co ,,A nie mówiłem?".
  Nagle od drzwi rozległo się pukanie. W pierwszej kolejności Kage przyszła na myśl Kas, ale gdy wstał ze swojego miejsca uświadomił sobie kilka rzeczy. Po pierwsze, było nieco za wcześnie na odwiedziny. Po drugie, czemu ktoś pukał, skoro miał do dyspozycji dzwonek? A po trzecie...to za cholerę nie brzmiało jak ludzka pięść. Bardziej jak coś metalowego...i drobnego.
  Obstawiając najgorszy scenariusz, podszedł do drzwi po drodze zgarniając samotnie leżący na blacie kuchennym nóż. Nie skradał się. Jeśli to zasadzka, będą nasłuchiwać kroków. Ktokolwiek tam stoi, niech je usłyszy - to Iro będzie miał przewagę zaskoczenia, nie potencjalny napastnik. Chowając prowizoryczny oręż za plecami, chwycił klamkę i otworzył, odsuwając się na bok oraz odruchowo mierząc już nożem na wysokość szyi...ale za drzwiami nikogo nie było. Mężczyzna stał jeszcze chwilę, wyczekując spodziewanego ataku. Ten jednak nie nadszedł. Kage wyjrzał jeszcze z ostrożności na korytarz. Tam również było pusto, toteż zamknął drzwi. Parsknął śmiechem na własne przewrażliwienie. Dzisiaj naprawdę był w tragicznym stanie...
  - CZEEEŚĆ!
  Odwracając się odskoczył gwałtownie do tyłu słysząc głośny, dziewczęcy głos, a z ust wyrwał mu się okrzyk zaskoczenia. Stojący tuż za nim robocik również krzyknął i cofnął się na swoim pojedynczym kółku, odruchowo zwijając w kulę. Nie domknął się jednak całkowicie - zostawił sobie szparę, przez którą wyglądała para błękitnych żarówek z przymrużonymi klapkami imitującymi źrenice. Osoku patrzył chwilę zszokowany na wcale nie tak małą metalową piłkę. Jakim cudem to dostało się do jego mieszkania?
  - Ja przepraszam! - wypaliła kula, niepewnie ,,rozwijając się" z powrotem. Miała metalowe rączki...to by wyjaśniało stukanie. - Naprawdę, naprawdę, naprawdę przepraszam! Nie chciałam pana przestraszyć!
  Ichiro zmierzył ją wzrokiem. Duże oczy, malutkie łapki, kulisty kształt, dziecięcy głosik. Tak, faktycznie była niesamowicie przerażająca. Shinobi mógł się tylko cieszyć, że jedynym świadkiem całego zdarzenia był kot. Wspomniany świadek słysząc zamieszanie zjeżył się lekko, ale nie uciekł ze swojego miejsca, teraz ciekawie wpatrując się w małego robota.
  - Weszłaś tutaj...przez te drzwi. Dokładnie wtedy, kiedy ci otworzyłem. - Iro pochwalił się swym niesamowitym zmysłem detektywistycznym, wskazując kciukiem za siebie na rzeczone drzwi.
  - Nooo tak. - mała nieznajoma pokiwała głową. - Ale zapukałam, nie weszłam nieproszona! Tak przecież robią ludzie, prawda?
  - Tak, tak robią. - zgodził się Japończyk. - Miałem na myśli fakt, że przeszłaś tuż pod moim nosem...
  - Bo otworzył pan drzwi i odsunął się na bok. To gest zaproszenia.
  - Taaak, zgadza się. - mężczyzna westchnął, decydując się urwać ten temat. Tylko się pogrążał.
  Ukląkł na jedno kolano, chcąc bliżej się przyjrzeć nietypowemu gościowi. Spodziewał się przynajmniej trójki facetów w garniturach, z bronią pod pachą. Dostał małego, przeuroczego i na dodatek dobrze wychowanego robota. Z jakiegoś powodu nie podobało mu się to jeszcze bardziej niż cały pluton egzekucyjny.
  - Wybacz, chyba zapomniałem o manierach. - powiedział spokojnie. Milszy ton głosu sprawił, że robocik poczuł się nieco pewniej. - Jestem...
  - Osoku Ichiro, z klanowego imienia ,,Zen'i" - zadeklarowała dziewczyna, pusząc się dumnie jak czterolatek, który wykuł na pamięć wiersz.
  - Nieźle jesteś doinformowana... - Iro zmrużył oczy podejrzliwie. - Dla przyjaciół Iro. A ty jesteś...?
  - H11-CUP, do usług! - robocik zasalutował ochoczo, a po chwili dodała: - Dla przyjaciół Hiccup.
  - ,,Do usług"? - powtórzył mężczyzna unosząc jedną brew. - Nie zamawiałem żadnych usług.
  - Bo pan nie musiał! - uśmiechnęła się za pomocą małego monitora. - Sama pana znalazłam!
  - Ale dlaczego? Jaki masz w tym cel?
  - Cel...? - Hiccup zabrzmiała, jakby pytała samą siebie. Po chwili jednak znowu się uśmiechnęła, zapominając o wątpliwościach. - Cel jest prosty! Pomagać!
  - Doskonale cię rozumiem i pochwalam altruizm, ale czemu ja i w jaki sposób?
  - Jaaa... - zawiesiła się na chwilę, po czym nagle zgubiła wątek, wbijając wzrok w coś ponad ramieniem Iro. Zaraz po tym padło najbardziej złowieszcze słowo jakie mógłby wypowiedzieć dziewięciolatek: - KOTEK!
  Zanim Ichiro zdążył cokolwiek powiedzieć, kółko aż zaszumiało wrzucając wyższy bieg i Hiccup wyminęła go, kierując się z pełną prędkością do kuchni, a konkretnie do Bogu ducha winnego śpiącego Soneta. Japończyk przejechał sobie dłonią po twarzy, czując się jakby znalazł zagubione dziecko nie rozumiejące powagi sytuacji. W końcu wstał z westchnieniem i ruszył za nią. Nie chciał, by do działania popchnęły go dopiero dźwięki wściekłego kota i tłuczonych szklanek.


Hiccup? Mistrzostwo to to nie jest i zdecydowanie za długo powstawało *^*