Kas nigdy nie miała lekkiego snu. Przez długi czas żyła właściwie jak księżniczka. Każdy człowiek, który próbował zakłócić jej odpoczynek mógł paść ofiarą samego kaprysu. Mogła nawet czysto złośliwie zmyślić, że ktoś ją próbował napastować i wszyscy by jej uwierzyli, skazując niewinnego człowieka na śmierć. Tak więc nie musiała się nigdy obawiać o własne bezpieczeństwo, dopóki tylko żyła pod dachem swojego ojca i jeszcze coś dla niego znaczyła. Jednak w nowym lokum, pod ziemią, wśród ludzi których w ogóle nie znała, ciężko przyszło jej zasnąć. Jej zmysły reagowały gwałtowniej na jakikolwiek bodziec. Odgłos, zimniejszy powiew...
Czy też poduszka, którą z niczego dostała w twarz.
Zerwała się natychmiastowo do pozycji siedzącej, jakby miała się bronić przed jakimś atakiem i zmroziła swój pokój wzrokiem. Stojący blisko drzwi Felix aż cofnął się o krok.
- Rany, wybacz! O.O - wypalił zasłaniając się rękami, w razie gdyby czymś w niego rzuciła. - Jakbym wiedział, że tak zareagujesz to bym się powstrzymał...
Kobieta westchnęła gapiąc się w sufit.
- Po jaką cholerę mnie budzisz, Feli-kun? - warknęła, co w powiązaniu ze zwrotem grzecznościowym brzmiało wręcz niedorzecznie.
- Jak to po co? Dzisiaj twój pierwszy pożyteczny dzień wśród Szczurów! ^ ^
- W jakim sensie ,,pożyteczny"? - Kasumi zmrużyła oczy podejrzliwie.
- Przywieziesz nam tu nową członkinię - wyjaśnił Ćwiek wychodząc. - Zbieraj się! - dodał już z korytarza.
Fuchicho nie była pewna, czy chciała wiedzieć jakie będzie miała na dzisiaj obowiązki. Ale i tak wypadało się zebrać i wziąć do jakiejkolwiek pożytecznej roboty. Ubrała się więc i po dziesięciu minutach wchodziła już do salonu uwiązując włosy w koński ogon. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ze zdziwieniem odnotowując brak połowy ekipy. Został jedynie Felix, grzebiący w komputerze w poszukiwaniu jakichś informacji.
- Gdzie reszta? - zapytała, siadając na krawędzi kanapy.
- Fera jak wyszła, tak nie wróciła - zaczął wyjaśniać Felix. - Chris dostała zaproszenie na jakieś spotkanie, a Danny chyba poszedł szukać szefowej. A jakieś pół godziny temu odebrałem wiadomość od samej Ifryt. Chce się widzieć z kimś od nas. Dzwoniłem już do Dana i powiedział, że się tym zajmie. Tak więc wnioskuję, że nie będzie tu żadnego z nich do jutra.
- A Levi-san co robi?
- Szuka szczęścia w martwych rosyjskich ramionach - odparł pół złośliwie Ćwiek. - Nie powinnaś się zbierać? Za godzinę masz pociąg do Dżannah...chociaż w sumie ty tam dotrzesz w kilka minut.
- Czego miałabym szukać w Dżannah? - Kasumi uniosła jedną brew.
- To my tego z tobą nie uzgadnialiśmy? - zdziwił się haker, patrząc w stronę Leviathana.
- Poszłam do swojego pokoju, gdy Chris-chan zaproponowała, że mogę jej pomóc i zastąpić Fera-chan przy kartach - przypomniała mu.
- O rany...hah ^ ^" - Fel zaśmiał się nerwowo. - A bo widzisz, śmieszna sytuacja. Tak się składa, że w ostatniej chwili zapisaliśmy cię z Sylve na sparing mieszanych sztuk walki w kategorii żeńskiej...
- Co proszę?
Nie musiała mówić tego głośno. Akcent na pierwsze słowo i pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu twarz mówiły same za siebie. Felix podrapał się po głowie, znowu parskając nerwowym śmiechem.
- Nie gniewasz się...prawda? - zapytał, wyciągając w jej stronę podrobiony bilet. - Ale na pewno dasz radę, Kas! - rzucił budującym tonem, przekonany, że chodziło jej o brak wiary w siebie, a nie fakt, że tak trochę zapomnieli ją wcześniej o wszystkim poinformować.
Kobieta nie mając już absolutnie nic do powiedzenia po prostu wzięła kartonik ze srebrnym paskiem (wolała już nie pytać jak chłopak to podrobił) i po prostu wyszła. Jej wychowanie nie pozwalało jej na rzucanie przekleństwami na prawo i lewo. Zrobiła to więc w myślach.
To był głupi pomysł, przeszło Fuchicho przez myśl, gdy kończyła się druga walka, a jedna z zawodniczek wychodziła półprzytomna po nokaucie. To był bardzo głupi pomysł.
Jasne, że straciła nagle pewność siebie. Do pewnego momentu, gdy przekraczała próg hali, była przekonana o swoim zwycięstwie. Co z tego, że to zawody dla zwykłych kobiet? Nawet bez swojej mutacji będzie w stanie się bić. Potem jednak spojrzała na pozostałe zawodniczki. I chociaż nie była wśród nich największym chuchrem, to jakoś poczuła się wśród tych napakowanych kobiet mała i niewiele znacząca.
Nie musiała się długo przebierać - za strój do walki wystarczała sama owijka pod kurtką i sięgające kolan dresowe spodnie. Obserwując pierwszą walkę starała się zrozumieć zasady sparingu. Każda walka była jednorundowa - za dużo było uczestniczek, by w ciągu jednego popołudnia przeprowadzić pełnoprawne walki - i kończyła się albo po przybiciu, albo po nokaucie. Ostatecznie dało się jeszcze uratować końcem czasu.
Kasumi starała się skupić na swoim podstawowym celu - znaleźć Khalidę i przekonać ją do dołączenia do Szczurów. Spojrzała na rozpiskę wylosowanych walk, szukając osławionej Egipcjanki. Miała niewyjaśnioną ochotę zobaczyć ją w akcji. Za coś musieli ją tak przecież chwalić. Dalej ciężko jej było uwierzyć, że jakaś kobieta mogła budzić w tego typu interesie aż tak wielki szacunek, nie mając w sobie ani jednego zmutowanego genu. Gdy w końcu dotarła do poszukiwanego pseudonimu przy czwartej walce, przejechała palcem w bok, chcąc zobaczyć którą biedaczkę jej wylosowano...
,,Fuchicho".
Miała niejasne wrażenie, że skądś znała to przezwisko.
Westchnęła ciężko, obracając się na pięcie w stronę ringu. Niepewnie zerknęła w kierunku obserwujących trzecią walkę zawodniczek. Wypatrzenie jedynej śniadej cery wśród białych i czarnych kobiet nie było zbyt trudne. Khalida na dodatek była wyższa od większości obecnych, w tym i od samej Kas, a wokół niej było sporo wolnego miejsca, jakby pozostałe dziewczyny bały się obok niej stać. Nic dziwnego - nawet mutantka ponownie zwątpiła w siebie widząc z kim przyjdzie jej się mierzyć.
Trzecia walka minęła jak dla niej zbyt szybko.
Ogarnij się, powtórzyła sobie. Potrafiłaś bez wahania stłuc kijem kilka lat starszego od ciebie chłopaka mając 12 lat. Co będzie trudnego tutaj? Tu przynajmniej cię nie zabiją...nie mogą...oczywiście, psiakrew, że nie mogą! Wmówienie przerażonemu mózgowi, że poradzi sobie spokojnie bez swoich nadnaturalnych zdolności okazało się większym wyzwaniem niż sądziła. Kiedy ostatni raz radziła sobie bez nich? Dziesięć lat temu? Ażeby to szlag...dała się rozpuścić własnej mocy. Będzie musiała nad tym popracować...
Zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec trzeciej walki. Będzie musiała zacząć już TERAZ.
Na ring w pierwszej kolejności wywołano Khalidę. Widać było, że stanowiła tu żywą reklamę. Oto, co może się z wami stać, jeśli się nam spodobacie: sława i chwała. Kas nie potrzebowała ani jednego, ani drugiego. Chciała tylko wykonać swoje zadanie. Wyszła na ring gdy tylko speaker podał jej pseudonim i starała się przybrać tak pewną siebie postawę jak tylko mogła. Stanęła naprzeciwko Egipcjanki, zadzierając lekko głowę do góry, co jej bardzo nie odpowiadało. Sędzia przypomniał im zasady i kazał uścisnąć sobie dłonie.
- Powodzenia - rzuciła Khalida z lekkim uśmiechem, po czym dodała ciszej: - To nic osobistego.
- Drobiazg - odparła niepewnie Fuchicho i obie cofnęły się oczekując dzwonka.
Zamorduję tą dwójkę, pomyślała gdy owy dźwięk dotarł do jej uszu, mając na myśli oczywiście swoich pierwszych znajomych wśród Szczurów.
Obie zaczęły krążyć po łuku trzymając gardę i oczekując ataku tej drugiej. Kas zauważyła, że jej przeciwniczka powoli się do niej zbliżała, zawężając okrąg. Japonka zaatakowała więc jako pierwsza, mierząc w wytatuowany bark. Wyższa z kobiet jednak dokładnie tego od niej oczekiwała - wykonała unik w bok i uderzyła Kasumi w odsłonięte żebra. Ta cofnęła się z syknięciem, wyklinając w duchu swój błąd. Nie dane jej jednak było przemyśleć tego w spokoju. Khalida poszła za ciosem i to dosłownie, atakując ją serią skierowaną w to samo miejsce. Fuchicho blokowała to wszystko, ludzkim odruchem chroniąc obolały fragment, gdy nagle ostatnie uderzenie padło z przeciwnej strony. Zachwiała się wykonując unik, co zmusiło ją do przejścia do defensywy. Publiczność już wiedziała, kto tu jest na straconej pozycji. Świetnie, Kas. Doskonały początek kariery.
Reszta walki nie wyglądała lepiej. Udało jej się trafić przeciwniczkę kilka razy (jak dla siebie już odniosła zwycięstwo), ale ostatnie dwie minuty poszły wyjątkowo marnie. Oberwała solidnie w ramię, uratowała się przed ciosem brzuch, ale koniec końców Khalidzie udało się zablokować ją w uchwycie i przybić do podłogi. Kasumi nie miała jak się oswobodzić, a publiczność razem z sędzią doliczyła do dziesięciu. Egipcjanka wypuściła i stanęła na nogi machając do widowni. Kas miała ochotę zostać na deskach tak, jak ją zostawiła. Nic nie mogło wyrazić jej dogłębnego rozczarowania samą sobą.
I to jednak nie było jej dane. Khalida bowiem chwyciła ją po męsku za przedramię i bez problemu postawiła na nogi. Japonka nie mając już na nic sił pozwoliła się krótko uścisnąć (auć) i sprowadzić z ringu.
- Nieźle - twierdziła wyższa z zawodniczek z uśmiechem. - Możesz mieć szanse na awans.
- Awans? - powtórzyła półprzytomnie mutantka.
- Do ligi - odpowiedziała kobieta, rzucając jej butelkę wody ze skrzynki dla uczestniczek zawodów. - Bo chyba po to tu przyszłaś? Jakoś nie kojarzę cię ze sceny zawodowej.
Zila oprzytomniała nagle. No tak, przecież nie po to!
- Właściwie, to potrzebowałam z tobą porozmawiać - powiedziała.
Khalida uniosła jedną brew.
- I trzeba było aż włazić za mną na ring? - zapytała niedowierzająco.
- Długa historia - Kas pokręciła głową ze zrezygnowaniem. - Jestem tu z poselstwem.
- A czyim konkretnie?
- Szczurów.
Egipcjanka zamrugała kilkakrotnie i spojrzała gwałtownie na Azjatkę.
- A...czego ode mnie chcecie? - spytała niepewnie. - Nie pomyliliście mnie z kimś?
- Skądże. I nie, nie mamy z tobą żadnych problemów - uprzedziła malujące się na twarzy śniadej kobiety pytanie. - Chciałam tylko przekazać ci propozycję dołączenia.
- Dołączenia? - powtórzyła jej rozmówczyni. - To ja się w ogóle do czegoś mogę wam przydać?
Jej głos nie sugerował odmowy, a jedynie wahanie. To chyba dobrze świadczyło.
- Gdybyś nie była nam potrzebna, Khalida-chan, nikt raczej nie zwróciłby na ciebie uwagi - zauważyła Kasumi.
Młodsza zastanowiła się. Kobiety w ciszy obserwowały całą następną walkę. Feniks nie przerywała Khalidzie. Jej samej sporo czasu zajęła decyzja o dołączeniu do gangu. W końcu, w połowie walki siódmej, jej niedawna przeciwniczka wstała pewnie na nogi.
- Zgoda - powiedziała z uśmiechem. - A tak w ogóle to jestem Rasha.
- Kasumi - odpowiedziała Zila, już po raz drugi ściskając dłoń Khal.
- Wiesz co? Mam dwa pasożyty na widowni - wskazała kciukiem w stronę publiczności - które pewnie zżera ciekawość co też się ze mną dzieje. Skontaktujemy się jakoś?
- Bądź gdzieś wpół do szóstej na Blair Alley w Elizjum, pod klubem Pola Elizejskie - zaproponowała Japonka. - Muszę cię przedstawić kilku osobom.
- Stoi - zgodziła się Rasha i skierowała się w stronę szatni. - To do zobaczenia.
Kas skinęła jej głową na pożegnanie i sama została oglądnąć jeszcze kilka walk. Westchnęła z ulgą, że było już po wszystkim. Czuła się zadowolona ze swojego osiągnięcia. Oto właśnie znalazła swojej ekipie kolejnego członka, i to już pierwszego dnia. Jej humor stanowczo się na tą myśl poprawił.
Ale to oczywiście nie dawało Felixowi i Sylve żadnej taryfy ulgowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz