Westchnęła i usiadła na ławce opierając głowę na rękach. Co najlepszego wyrabia? Całą noc przeszukiwała Elizjum wzdłuż i wszerz, szukając jakichkolwiek śladów obecności rodzeństwa Katona w Megalopolis. Koniec końców nie trafiła na nic. Tak więc przerzuciła zakres poszukiwań na teren Edenu, łapiąc nocny pociąg gdzieś o czwartej rano. Sprawdzała każdy zaułek, przepytywała wszystkich mogących coś na ten temat wiedzieć, chwytała się jakiegokolwiek tropu...i wszystko na marne. Ani Elizjum, ani Eden nie ukrywały przed nią znienawidzonej sylwetki. W sumie to czego się spodziewała? Jeśli Ronan nie chciał się dać znaleźć, to szukanie go mijało się z celem.
Teraz siedząc w parku i obserwując idących do pracy ludzi uświadomiła sobie pewien istotny szczegół: nie miała żadnego planu. Po co go szukała? Co jej to da? Chce się przekonać, czy ma rację, czy jej domysły są słuszne? Chce spać spokojniej? Co zrobi, jeśli jednak go znajdzie? Czy to nie jest tak, że szuka własnej zguby?
Za dużo pytań, pomyślała ściskając palcami skronie. Za dużo pytań, za mało snu.
Próbowała przypomnieć sobie ile przez niego przeszła. Usiłowała ustalić czemu tak bardzo go nienawidzi. I nie potrafiła zrozumieć dlaczego pomimo tego wszystkiego coś ją do niego ciągnęło. Nie było to nic związanego z uczuciem tęsknoty. Tego była pewna. Chociaż...? Nie! To nie mogło być to.
Wspomniała sobie, co do tej pory było dla niej powodem pościgu. Powód numer jeden: chciała kogoś zabić. Jednak w przypadku Ronana poderżnięcie mu gardła nie było odpowiedzią, chociaż wizja ta przedstawiała się w wyobraźni Fery niebywale kusząco. Ale największych wrogów nie można zabić ot tak. Podobnie jak nie rzuciłbyś się z bronią na najlepszego przyjaciela, bo z kim wtedy spędzałbyś czas? Życie bez wrogów było nudne i równie puste, co życie bez przyjaciół.
Powód numer dwa: potrzebowała kogoś.
Myśl ta sprawiła, że kobieta parsknęła niekontrolowanym śmiechem, od czego mijający ją biznesman obejrzał się przez ramię z niepokojem. Z jakiego powodu ten liniejący gad miałby jej być potrzebny? Doskonale sobie radziła przez te trzy lata od ich ostatniego spotkania. Poukładała sobie życie, została liderką wpływowego gangu i przekleństwem Megalopolis. Żyć, nie umierać. I na cholerę w tym wszystkim miałby mieć miejsce Ronan? Oj nie, nie nie nie i jeszcze raz nie. W tym życiu, nowym i doskonałym, nie było dla niego miejsca. Nie zamierzała sobie ponownie zrujnować reputacji. Miała niejasne przeczucie, że w przypadku spotkania Kruka oboje znowu zostaną zmuszeni do opuszczania miasta. A bardzo polubiła Megalopolis. Wyspa niestety była za mała dla ich dwójki. Jeśli jej podświadomość uważała inaczej, to w tym jedynym wypadku się srogo myliła.
Nie potrzebowała go. Nie chciała go zabić. To po co to wszystko?
Nabrała ochoty, by zadzwonić po Danny’ego. Albo do Felixa. Albo kogokolwiek. Choćby i Chris. Pójść gdzieś, pogadać, rozgonić głupie myśli. Zająć się czymkolwiek, tylko nie tym co robiła teraz. Ale gdy sięgnęła do kieszeni po telefon przypomniała sobie, że przecież specjalnie go ze sobą nie brała. Nie chciała, by Ćwiek ją namierzył na polecenie Dana. Była przekonana, że to sprawa między nią, a złotookim. Daniel, chociaż niewątpliwie chciał pomóc, tylko by to wszystko skomplikował. Potem z nim o tym porozmawia. Wyjaśni tyle ile może. Zasłużył na to. Cholera jasna, zasłużył na znacznie więcej. Długu jaki u niego zaciągnęła nie spłaci nigdy. Ani nie będzie w stanie się niczym odwzajemnić.
Siedząc sama na ławce poczuła się, jakby przyszła na umówione spotkanie, ale ten drugi po prostu się nie stawił. Czuła się oszukana i to wyjątkowo perfidnie. Mieszało się w niej dziwne uczucie będące połączeniem zawodu, frustracji...i ulgi.
- Proszę się zidentyfikować.
Mechaniczny głos tuż obok sprawił, że aż się wzdrygnęła. Podniosła wzrok. Stała nad nią dwójka robotów policyjnych. Uśmiechnęła się, a w uśmiechu tym nie było ani grama sympatii.
- Fera Rosa - przedstawiła się nieskrępowanie.
- Obiekt nie odnaleziony. Proszę podać prawdziwe dane - rozkazał robot.
- Podejrzana podobna do rysopisu - dodał drugi, wyświetlając holograficzne ostrzeżenie wiszące także na drzwiach Pól Elizejskich. I najwyraźniej w każdym mieście.
Dziewczyna miała minę w stylu ,,No co ty nie powiesz?”. Jednak robienie min do zautomatyzowanych dronów nie miało w sobie żadnego sensu. Zmartwił ją w tej całej sytuacji jedynie fakt, że z ulicy nadciągnęły jeszcze trzy blaszaki, najwyraźniej wezwane sygnałem przez te dwa tutaj. Dalej jednak nie widziała powodów do obaw. Dostrzegła owy dopiero wtedy, gdy zauważyła u robotów broń na ostrą amunicję. Zaklęła w myślach. Faktycznie policja jej szukała.
- Jest pani aresztowana pod zarzutem niszczenia mienia publicznego i prowadzenia zorganizowanej działalności przestępczej - obwieścił pierwszy z robotów. - Proszę nie stawiać oporu.
Kobieta zacisnęła usta i zmrużyła oczy. Nie uderzył ją fakt, że chciano ją aresztować. Więcej, doskonale zdawała sobie sprawę, że lista jej występków jest zdecydowanie dłuższa i nie sposób było sprawnie wyliczyć wszystkiego w ciągu jednej minuty. Bardziej zwróciła uwagę na to, że durny blaszany gliniarz w pierwszej kolejności wymienił zniszczenie jakiegoś klubu nocnego, a Szczury postawił dopiero na drugim miejscu. Jak dla niej brzmiało to zupełnie jak zniewaga warta okupienia kilkoma zniszczonymi robotami, nawet jeśli nikt specjalnie nie planował jej w ten sposób obrazić. Ale w końcu niewyspany i zirytowany nieudaną nocą psychopata potrzebuje naprawdę niewiele zachęty, by rozpocząć strzelaninę w parku miejskim jeszcze przed śniadaniem.
Jakby nigdy nic przeciągnęła się ziewając. Drugą rękę włożyła pod rozpiętą kurtkę, sięgając do ukrytej pod pachą kabury.
- A możecie mnie aresztować potem? - zapytała. - Miałam ciężką noc i wolałabym to odespać przed trafieniem do aresztu. Wiecie jakie tam macie cholernie niewygodne łóżka?
- Proszę wstać i dać się przeszukać - kontynuował procedurę robot.
Przewróciła oczami i wstała.
- Czy posiada pani jakąś broń? - zapytała kupa złomu uznająca się za policjanta.
- Glock się liczy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Strzyga.
Człowiek zorientowałby się, co zamierza zrobić. Może nawet by ją przed tym powstrzymał. Ale pozbawiona zdrowego rozsądku maszyna nie miała zielonego pojęcia, że pytanie to zwiastowało wyrwanie rzeczonego pistoletu spod kurtki i strzelenie mu w środek pozbawionej twarzy głowy.
Dziewczyna nie czekając na oklaski przeskoczyła przez ławkę i pomknęła trawnikiem słysząc za sobą ostatnie słowne ostrzeżenia. Liczyła pod nosem, ile razy następny z pozostałych czterech dron powtórzył sentencję ,,Będziemy zmuszeni strzelać”. Jeden. Dwa. Za trzecim umknęła gwałtownie w bok, spodziewając się posłanej w to miejsce serii. Kule wbiły się w niewinny trawnik. Odgłosy wystrzałów przestraszyły przechodniów, umykających obecnie gdzieś w stronę ulic w poszukiwaniu kryjówek. Fera również uznała, że osłona to nie taki głupi pomysł. Jakby nie było, to jednak do niej tu strzelają. W oczy rzuciła jej się prostokątna betonowa donica. Bez dłuższego namysłu dobiegła do niej i wślizgnęła się za osłonę opierając plecami o zimny kamień. Zaśmiała się pod nosem przeładowując dla pewności pistolet i spojrzała w drugą stronę...
Dopiero teraz zauważyła, że nie tylko ona wybrała sobie tą jedną donicę jako kryjówkę. Podobnych były w parkach dziesiątki, a musiała ukryć się akurat za tą jedną. Tuż obok niej, ramię w ramię, siedział jakiś facet. Nie skupiała się zbytnio na wyglądzie zewnętrznym. Nie obchodziła ją twarz i ubiór. Nie, gdy pierwszym co zobaczyła były oczy. Złote. Ze znajomym, niebezpiecznym błyskiem godnym jedynie rasowego psychopaty.
Jak się powinno zacząć rozmowę ze starym znajomym? Cześć stary, kopę lat! Co tam u siostry? W porządku? Świetnie! Jak ze mną, pytasz? A widzisz, poukładałam sobie życie. Ba, zostałam swego rodzaju celebrytką. Co? Szyja? Oj, nie martw się, od kiedy wszystko się zrosło nie mam z nią większych problemów. Wiesz, regeneracja jednak robi swoje, hah. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię...
- Puta...! - zaklęła Fera.
- ...mać! - dokończył Ronan.
Oboje odsunęli się od siebie gwałtownie, co nie było najmądrzejszym wyjściem biorąc pod uwagę szerokość betonowej donicy. Strzyga słysząc świst kuli gdzieś obok swojego ramienia z powrotem się za nią schowała. Kruk jednak nie zamierzał najwyraźniej trzymać się bliżej niż metr, bo odsunął się w przeciwną stronę niż ona, chowając się nieco dalej za murkiem przy schodach do metra.
Brawo, pomyślała Fera, patrząc na mężczyznę z większą nienawiścią niż na ostrzeliwujące jej kryjówkę drony policyjne. Znalazłaś. I co teraz?
- Co ty tu do cholery jasnej robisz?! - wydarła się w stronę Ronana.
- Mógłbym cię zapytać o to samo, Różyczko! - odparł. - Widzę, że dla ciebie dalej dzień bez strzelaniny jest dniem straconym. Po coś ty w ogóle do nich zaczynała?!
- Nie twój zasrany interes, padalcu!
- A trzeba było nie wybierać się na spacer... - warknął na wpół do siebie Kruk. - Gdzie nie pójdę tam trafiam na wariatki! - dodał głośniej.
- Też tęskniłam - kobieta uśmiechnęła się podle i bez namysłu wycelowała w jego stronę.
Strzeliła jednak w murek obok niego. Mężczyzna uznając, że kula była przeznaczone dla niego, odskoczył w bok, dalej pozostając osłoniętym przed policją. Wtedy Strzyga przesadziła odkrytą przestrzeń i przygwoździła go do ziemi kolanem, przystawiając nóż pod gardło.
- Lubisz bawić się na dwa fronty, co? - rzucił Ronan siłując się z nią.
- Są rzeczy ważne - odpowiedziała Fera próbując docisnąć ostrze do jego krtani - i WAŻNIEJSZE.
- Nie prościej byłoby pozbyć się policji i p o g a d a ć potem? - zaproponował, specjalnie akcentując przedostatnie słowo. Co jak co, ale w przypadku tej dwójki ,,rozmowa” była pojęciem wyjątkowo luźnym do interpretacji.
Jak na zawołanie za plecami Fery stanął zniecierpliwiony robot. Kruk zobaczył go szybciej. Zrzucił z siebie Strzygę, wyciągnął własny pistolet i strzelił kilka razy. Blaszak osunął się, a z drugiej strony pojawił się kolejny. Tego zastrzeliła liderka Szczurów.
Nagle od strony drogi nadjechały radiowozy. Tym razem wysiadły z nich cięższe roboty, lepiej przygotowane na agresywny opór. Dwójka mutantów zaklęła równocześnie i niewerbalną umową zdecydowali się jednak odłożyć kwestię wylewnych powitań na później. Rzucili się biegiem w stronę ulicy, kierując się ku najbliższym windom na wyższe poziomy miasta, gdzie szanse zgubienia pościgu były zdecydowanie większe.
Tak. Po tym wszystkim Danowi zdecydowanie będą się należały wyjaśnienia.
Ronan? Nie ma to jak spotkanie z psychopatką o poranku! x3
Dokładnie! Właśnie tego było mu trzeba :3
OdpowiedzUsuń