sobota, 18 marca 2017

Od Sylvaina - Śrubokręt Zagłady i seria niewyjaśnionych zdarzeń, czyli czas podbić Moskwę!

         - Coś ty znowu wymyślił?
         Sylvain Berthier byłby obrzydliwe bogatym, zadufanym w sobie paniczem, gdyby brał dychę za każde tego typu pytanie, które usłyszał. Byłby tak nieprzyzwoicie bogaty nawet wtedy, gdy liczyłby je tylko w ciągu bieżącego roku. Sam dochód z jednego miesiąca wystarczyłby na wyżywienie całkiem licznej rodziny i jeszcze pewnie sporo mógłby sobie odłożyć. Mógłby żyć jak król, gdyby oczywiście znalazł kogokolwiek, kto mógłby zapewnić mu fundusze za wysłuchiwanie i odpowiadanie na takie pytania. Dotychczas znalazł tylko jedną gotową do tego przedsięwzięcia osobę, a ta w niewyjaśnionych mu okolicznościach skończyła w zakładzie dla chorych psychicznie i już nigdy jej nie zobaczył. Od tej pory nie znalazł się już nikt, kto doceniłby te nader często wypowiadane słowa. Nad czym Sylvain szczerze ubolewał od czasu gdy po raz ostatni wstał z martwych.
- Poważnie Sylve... Wyłaź spod tego biurka.
- Czekaj. Nie skończyłem. - odparł w stronę nóg Felixa i wcisnął się pod biurko nieco głębiej, gdyby tamten zechciał wydobyć go stamtąd siłą.
- To chociaż powiedz mi co ty tam w ogóle robisz, hm? - haker kucnął, by móc na własne oczy przekonać się co takiego pchnęło Sylve do zaszycia się pod biurkiem. Na jego masce odmalował  się wyraz zdziwienia, gdy zobaczył wycelowany w niego śrubokręt. Nie było to może nic niesamowitego, gdyby nie fakt, że dzierżył go nie kto inny jak właśnie sam Leviathan. Może to właśnie dlatego zwyczajne narzędzie przybrało nagle postać śmiercionośnej broni przypadkowej zagłady.
- Pół kroku w tył. - rzucił Sylve, nawet nie podnosząc wzroku znad tego, co trzymał w ręce. Siedział, czy może raczej półleżał, wciśnięty pod jedno z biurek. Opierał się górną częścią pleców o jedną ze ścianek biurka. Zmieścił się pod meblem z najwyższym trudem, dlatego też całe jego nogi od kolan w dół ściśle przylegały do przeciwnej ścianki, lecz nawet mimo tego, mężczyzna nie wystawał poza obręb swojej kryjówki.
          Felix cofnął się na żądaną odległość i usiadł po turecku z jeszcze większym zdziwieniem wymalowanym na masce. To samo zdziwienie utrzymało się na ekranikach maski, gdy Sylvain wcisnął śrubokręt w szparę swojej maski i podważył element, który niekoniecznie powinien być ruszany.
- To... Co robisz? - zagadnął raz jeszcze.
 - Naprawiam swoją zabawkę, mon ami? - ton głosu Sylve wskazywał na to, że była to oczywista oczywistość.
- A dlaczego robisz to pod biurkiem? O.o
- Bo spadła mi śrubka i kilka sprężynek. - odparł Francuz z prostotą. Zupełnie tak jakby mówił o tym, że za oknem wyjątkowo ładna dziś pogoda.
- Więc dlatego wyniosłeś się ze wszystkim na ziemię, tak?
- To nie tak, że spadło i radośnie postanowiłem sobie pójść na ziemię z całą resztą. Spadło mi TRZYDZIEŚCI DWA RAZY.
          Felix zaśmiał się i pokręcił głową w geście niedowierzania. Nie zdziwiło go to jednak tam bardzo jakby mogło. Specyficzność zachowań Leviathana choć za każdym razem każdego zaskakiwała zdawała się już nie dziwić Ćwieka. Oćwiekowany kolega ostatecznie nie różnił się aż tak bardzo do stylu bycia Sylve jak cała reszta, więc zdawał się nie uważać Berthiera za kompletnego, nieobliczalnego wariata do sześcianu. Nie do końca orientował się w tym co i kiedy Sylvain znowu wykombinuje, ale trudno było mu się dziwić, gdyż sam Levi nigdy nie wiedział co tak właściwie ma zamiar zrobić.
          Na raz Sylve przypomniał sobie coś, więc jak oparzony wyskoczył spod biurka, rozsypując przy tym części swojej maski. Zebrał je nieporadnie i odłożył na bok, a potem błyskawicznie stanął przed mapą na której wyświetlały się osoby, które warto by było sprowadzić. Nowe osobistości niewiele go interesowały, bo wyraźnie szukał jednej konkretnej. Leviathan pamiętał o czymś, co chciał zrobić, a ostatecznie odłożył to w czasie tak samo jak naprawienie maski. Nie potrafił jednak doszukać się na liście ludzi do ściągnięcia tego konkretnego obiektu jego zainteresowania. Znalazł go dopiero, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak niewiele informacji na jego temat wypłynęło. Kliknął kilka przycisków i przysunął sobie krzesło z uwagą wpatrując się w efekt swoich działań. Felix najwyraźniej dał sobie spokój z kolejnym pytaniem o sens działań Francuza. Westchnął jedynie i zabrał się za coś. Sylvain odniósł wrażenie, że jego kolega właśnie postanowił ocalić cenny atrybut Leviathana i poskładać naprawioną już maskę w jedną całość.
          Wielu zarzucało Sylve to, że nie potrafi zbyt długo skupiać się na jednej czynności i doprowadzić jej do samego końca. Równie wielu na szczęście dostrzegało w jego roztrzepaniu sporo czynności, które doczekały się swojego końca. Umysł Berthiera segregował wykonywane przez niego zadania na te, które musiały zostać wykonane należycie i od początku do końca oraz na te, które mogły poczekać na lepsze warunki. Naprawa maski, choć konieczna mogła spokojnie poczekać w ocenie Sylvaina. To, co właśnie pociągnęło calutką jego uwagę już nie.
         Kilka kliknięć później z głośników popłynęło stosunkowo cicho "Sweet Home Alabama" ([LINK] prosz bardzo :3), a Sylvain, kiwając głową do rytmu, wrócił do przerwanej pracy. Szukał jednego, jedynego człowieka w całej tej masie istnień obecnych w rejestrach ludności. I o dziwo wszelkie bazy danych zarówno te znane jak i nieznane były kompletnie puste. Nie było to w sumie nic dziwnego. Sam Sylve ostatecznie figurował jako trup, a nie był jedynym nieujętym żadnymi rejestrami człowiekiem. Świadczyło to o wyjątkowej nieudolności systemu kontroli nad ludnością miast i stanowczo komplikowało teraz Bethierowi życie.
- Feeeeeliiiiiix? - spytał w końcu, po paru minutach absolutnej ciszy spędzonej na śledzeniu wzrokiem przeskakujących przed oczami treści.
- Taaaaaak?
- Znasz może kogoś o pseudonimie Died Maroz? - zagadnął, odwracając się w jego stronę z miłym uśmiechem. Ku jego niezaskoczeniu haker już prawie złożył maskę w jedną spójną całość. Czy wynikało to z miłego gestu czy z chęci zajęcia się czymkolwiek Sylve nie wiedział. Tak czy siak był wdzięczny za drobną pomoc.
- Nieeee... Nie wydaje mi się, a co? O.o
         - Nic. Szukam kogoś. Maska ci się upośledziła, kolego. Cały czas pokazuje tylko małe i duże "O". - zauważył Sylvain, odwracając się z powrotem do komputera.
- Chyba ma powód. - odparł - Nawet ja się już pogubiłem w tym co ty tu uskuteczniasz.
Leviathan zaśmiał się szczerze i głośno.
- Po prostu przypomniałem sobie plotkę o pewnym człowieku, którego chciałbym wam przedstawić. Zasadniczy problem jest taki, że facet wcale nie chce być znaleziony, a ja mam tylko czysty pseudonim, informacje o tym jak teoretycznie wygląda i niejasne wrażenie, że robią ze mnie idiotę. - odpowiedział.
- A gdzie słyszałeś tą plotkę? - Felix podszedł do niego i zerknął czego dokonał Sylve. Mógł zobaczyć jedynie żółty napis mówiący "Brak danych".
- Nie słyszałeś nigdy o tym, że każdy żywy nieżywy się zna? To jak takie tajne stowarzyszenie. Coś jakby Zrzeszenie Martwych Inaczej. - oświadczył Sylvain ze śmiertelną powagą. - Znam ze słyszenia co najmniej dwie osoby poza mną, które powinny być martwe, a mają się lepiej niż niejeden żywy.
           Felix parsknął śmiechem i odsunął Sylve razem z krzesłem od komputera.
- Died Maroz, mówiłeś? - spytał, wstukując coś w klawiaturę. Leviathan odpowiedział mu głośnym "Ahaa" i zaczekał na to co najwyraźniej przeoczył. Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną, więc już po chwili podjechał na krześle z powrotem do biurka i wyjrzał zza Ćwieka. Haker wczytywał się w coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak strona z Wikipedii.
- Jak według ciebie wygląda?
- Powinien mieć dość krótkie, bardzo jasne włosy i  fioletowe oczy.
- Jaka jest szansa, że ktoś może żyć na tym świecie od mniej więcej 1914? - haker spojrzał na Sylve. Jego wzrok zatrzymał się na bliźnie znaczącej czoło Berthiera - Dobra. Nie pytałem. Jest bardziej wiarygodny niż seryjny samobójca.
Sylvain dźgnął go w żebra z oburzoną miną.
- Nie jestem seryjnym samobójcą. - prychnął - I jestem cholernie wiarygodny!
- Dobrze, dobrze... Niech ci będzie. Jesteś cholernie wiarygodny. Ale przegapiłeś moce wyszukiwarek internetowych. - Felix odsunął się od ekranu. Widniał na nim roześmiany człowiek, zajmujący się jakimś storczykiem, pasujący do nikłego opisu Leviego. Zdjęcie znajdowało się na stronie malutkiej, edeńskiej kwiaciarni i przedstawiało jej wnętrze, które wręcz tonęło w ładnych i zadbanych kwiatach.
- Czarodziej. - mruknął Sylve - Jesteś czarodziejem, a ze mnie robią idiotę... Dlaczego wszystko zdaje się brzmieć jak należy? - nie dał szansy, by Felix mu odpowiedział. Wstał z fotela, zabrał maskę i ruszył do wyjścia. - Czekaj z kolacją, mon ami! Mam zamiar wrócić o przyzwoitej porze! - zapowiedział, chwytając swoją kurtkę i niemal w biegu opuścił kryjówkę.

Felix wykazał się wyjątkowo praktycznym myśleniem, wysyłając Sylvainowi SMS z adresem kwiaciarni, gdy ten dotarł już do Edenu. Sylve ładnie mu podziękował i bez większych problemów dostał się do celu swojej podróży. Mały dzwoneczek przy drzwiach obwieścił światu w którym momencie Leviathan przekroczył próg kwiaciarenki. Wnętrze nie różniło się szczególnie od zdjęcia. Wyglądało natomiast nieco okazalej i Sylve w pierwszej chwili zastanowił się czy to czasem nie jest jakiś niskobudżetowy ogródek botaniczny. Kasa stojąca na ladzie między roślinami z całą pewnością wskazywała na to, że cały ten budynek niesamowitości służy pod sprzedaż, a nie tylko do podziwiania. Na szczęście w sklepie poza kwiatami był ktoś jeszcze. I ku radości Sylve był to chłopak ze zdjęcia. Blondyn uśmiechnął się przyjaźnie i pomachał mu ręką na powitanie. Sylvain także się uśmiechnął i odpowiedział na gest tym samym.
- W czym mogę pomóc? - spytał, podchodząc do stojącego pod samymi drzwiami Leviathana.
- Chciałbym z tobą pogadać.
- Znamy się?
- Nie. Jeszcze nie. Chciałbym to zmienić. - uściślił Sylvain, zaskoczony tym jak rozsądnie i poważnie brzmi. - Mam przeczucie, że znajdziemy sobie wspólny temat.
Chłopak przyjrzał mu się sceptycznie.
- Nie wmówisz mi, że swój swego nie pozna - ciągnął Levi - Żywe trupy zawsze znajdą jakiś wspólny język. Jestem Leviathan i chciałbym zaprosić cię do naszej małej rodziny, jeśli faktycznie jesteś tym o kim myślę.
- To zależy za kogo mnie masz.
- Died Maroz? - Sylvain uniósł jedną brew - Wybacz. Nie dysponuję wieloma informacjami.

Aleksandr? Debiutuj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz