wtorek, 24 kwietnia 2018

Od Daniela - Ilu wariatów potrzeba do wojny z yakuzą?

        - Powiedz mi, czy dobrze to rozumiem - upewnił się cyborg, spuszczając wzrok z zatłoczonego salonu i zerkając na Felixa. - Zaprosiłeś absolutnie wszystkie nasze ,,wyjątkowe" kontakty w tym mieście i zamknąłeś je w jednym pomieszczeniu.
    - Dziękuję ci za dosłowne podsumowanie całej sytuacji, Dan - odparł lekko podirytowany haker, w kółko przeglądając tą samą listę na swoim telefonie. - Jakby mało mi było stresu po dzisiejszej akcji...
    - Ej, to ty bezpodstawnie zrobiłeś z Duonga jakiegoś oprawcę.
    - Bezpodstawnie?!  o\ /o"- oburzył się chłopak. - Facet miał przewieszony karabin przez ramię!
    - Jakby cała reszta nie chodziła uzbrojona po zęby - Kanadyjczyk przewrócił oczami na tyle, na ile pozwoliły mu na to mechaniczne wizjery.
    - No chyba TWOICH rekrutów > < - burknął Ćwiek. - Ja z reguły rekrutuję ludzi nie przyzwyczajonych do noszenia noży przy udzie.
    - Och, na przykład członka yakuzy, będącego równocześnie wyszkolonym skrytobójcą?
    - Teraz to już się czepiasz! - Felix obrócił się na pięcie plecami do Daniela. - A do Osoku to TY mnie posłałeś - dodał po chwili.
    Dan czekał cierpliwie na jeszcze jakiś komentarz, ale haker zdecydował się nie kontynuować iście dziecinnej dyskusji. Zamiast tego spojrzał na stojącą obok Ferę. Dziewczyna stała pod ścianą z założonymi rękoma, przeskakując wzrokiem między wszystkimi zaproszonymi na spotkanie ludźmi i nieludźmi. Uwadze Foxa nie umknęło jednak, że wciąż wracała do jednego punktu - w rogu po przeciwnej stronie salonu miejsce znalazło sobie rodzeństwo Katona. Niska, roztrzepana brunetka - zapewne Seanit - była zajęta rozmową z szczupłym, wiecznie uśmiechniętym mężczyzną w flanelowej koszuli, ale co jakiś czas także rzucała okiem w stronę Strzygi. Za to jej złotooki brat, przyjmując pozę identyczną do Fery, bez skrępowania patrzył w stronę przywódczyni gangu, uśmiechając się kpiąco, gdy ich spojrzenia przypadkiem się skrzyżowały.
    - Nadal jesteś pewna, że znowu chcesz ich widzieć na porządku dziennym?
    Pytanie Giguere'a wyrwało dziewczynę z zamyślenia. Spojrzała na niego i dostrzegając mechaniczną dłoń sugestywnie blisko rękojeści noża, szybko przybrała swoją firmową pewność siebie.
    - Powiedz mi, Danny, kiedy ostatnio odwołałam którąś ze swoich decyzji? - odpowiedziała pytaniem.
    - Zdecydowanie zbyt dawno temu - uznał Fox.
    - Czego ty się tak boisz? To tylko gromada terrorystów, przestępców i szpiegów.
    - Byłbym o wiele spokojniejszy, gdybyś nie przyjmowała do gangu ludzi, którzy chętnie widzieliby cię martwą - cyborg mimowolnie wyjął jeden ze swoich noży i zaczął obracać go jedną dłonią w namyśle. - Mamy tu Katonów, dezertera z T-20, który z jakiegoś powodu krzywo na ciebie patrzy, oraz Godoghana.
    - Mówisz to tak, jakby Ghan coś do mnie miał.
    - O, super, koreaniec też przyszedł? = = - Fel na chwilę podniósł wzrok znad ekranu telefonu, szukając wspomnianego zamaskowanego snajpera.
    Dan również się za nim rozejrzał. Rzadko miał okazję widywać Tuyena, a w bazie nie widział go właściwie nigdy, bo najemnik wyjątkowo nie przepadał za byciem wpychanym na siłę między obcych mu ludzi. Ba, najpewniej i wśród znajomych twarzy mężczyzna wolał nie siedzieć zbyt długo. W zatłoczonym salonie odizolowanie się od masy ludzkiej było trudne, ale Ghanowi udało się odnaleźć puste, bezpieczne miejsce tuż za ścianą monitorów Fela. Tkwił tam w zupełnym bezruchu, całkowicie niewidoczny, jeśli nie skupiłeś większej uwagi na parze skośnych oczu pilnujących najszybszej drogi do wyjścia. Oczywiście przyszedł w masce - Daniel zaczynał już odnosić wrażenie, że nigdy jej nie zdejmował.
    Felix ku zdumieniu cyborga dostrzegł Koreańczyka szybciej od niego i wymamrotał pod nosem jakieś ciężko zrozumiałe słowa.
    - Koreański szpieg - mruknął nieco głośniej. Wypowiedział te słowa tonem najgorszej obelgi. - Tego jednego akurat nikt tutaj nie zapraszał.
    - Ja zaprosiłam - Fera przewróciła oczami. - Wiedziałam, że ty byś w życiu tego nie zrobił.
    Daniel prychnął pod nosem, na chwilę zaciskając dłoń na rękojeści noża.
    - Czym ty się tak przejmujesz? - Meksykanka oparła ręce na biodrach.
    - Jestem twoim ochroniarzem. Martwienie się wszystkim za ciebie to moja robota - odparł nieco zgryźliwie cyborg.
    - Dan, na tym etapie naszej znajomości już nie jesteś tylko ochroniarzem - Strzyga niespodziewanie spoważniała. - Jesteś moim przyjacielem i moją prawą ręką. Ufam ci jak mało komu i mam nadzieję, że ze wzajemnością. Jeśli jednak nadal jesteś całkowicie przekonany, że kogoś z nich - ogarnęła salon szerokim gestem - nie powinno tutaj być, nie będę się kłócić.
    Kanadyjczyk nie odezwał się. Po chwili jednak schował nóż do pochwy przy udzie, co uznała za jednoznaczną odpowiedź. I gdzie się podziała twoja asertywność, blaszany dezerterze?, pomyślał gorzko, widząc powracający na jej twarz uśmiech. Nie był to jednak złośliwy grymas ani wyszczerz. Fera rzadko kiedy uśmiechała się do kogokolwiek nie pokazując przy tym zębów. Podobno wśród drapieżników chwalenie się uzębieniem było jednoznaczne z ostrzeżeniem lub groźbą, a przynajmniej coś podobnego Giguere usłyszał kiedyś od znajomego pracującego w schronisku dla zwierząt. Całkiem możliwe, że różowowłosa kierowała się podobnymi przekonaniami. W takim wypadku fakt, iż w jego kierunku pokazywała nienaturalne kły stosunkowo rzadko, powinien chyba napawać go niejakim zadowoleniem. W końcu to była Fera Rosa, kobieta teoretycznie nie zdolna do zawierania normalnych relacji z innymi ludźmi. Dan westchnął w duchu. Ze wszystkich osób, do których mogłeś się przywiązać, wybrałeś Strzygę. Brawo. A teraz to odpokutuj.
    Spróbował skupić swoją uwagę gdzieś poza potencjalnym zagrożeniem. Pominął więc Chiena i zerknął w stronę Hiccup, obecnie doskonale bawiącej się z Echo. Niski chłopak, już na pierwszy rzut oka przypominający jakiegoś cyborga najnowszej generacji, zaśmiał się dźwięcznie, gdy Cup opuściła bezwładnie łapki w całkowitym oniemieniu na widok unoszącej się bez niczyjej pomocy szklanki. Piaskun jedynie obserwował wszystko bez komentarza. Jego minimalny zakres mimiki twarzy jak do tej pory ograniczał się wyłącznie do mówienia światu ,,W co ja się wpakowałem?" i ,,Za jakie grzechy?". Dan nadal nie miał pojęcia, jakim cudem trafił na tą dwójkę kosmitów od tak na ulicy. Fakt, że przyprowadziła ich Hiccup jakoś go nie zdziwił. Chyba po prostu przywykł do bycia zaskakiwanym przez najbardziej niepozorne osóbki. Jej nowi przyjaciele nie wyglądali na agresywnych, ale świadomość, do czego mogliby być zdolni napawała Danny'ego niepokojem. Nie wiedział o nich właściwie nic i to martwiło go najbardziej. Potrafił sobie poradzić z właściwie każdym, człowiekiem czy mutantem, ale był pewien, że ta dwójka znacznie wybiegała poza jego możliwości.
    Nagle usłyszał wybuch śmiechu, szybko stłumiony dłonią, dobiegający od strony kanap. Sylvain i Erro najwyraźniej skończyli opowiadać Kasumi o swoich dzisiejszych podbojach i Francuz przeszedł do zrobienia jak najlepszego wrażenia na nowych damach w towarzystwie. Wspomniany śmiech wyrwał się z ust Joan - ciemnowłosej kobiety o błękitnej skórze i żółtych oczach. Szwedka (jak wynikało z jej ,,papierów" znalezionych przez Felixa) wpatrywała się w Berthiera, niewinnie opierając brodę na splecionych palcach. Mówiła lekko przymilnym, spokojnym tonem. Daniel sprzed wielu lat pewnie byłby nią równie urzeczony co Sylve, ale cyborg doskonale wiedział, że przyszła na spotkanie jako przedstawicielka Isati. Fakt, że obie były niezwykle atrakcyjne tylko utrzymywał go w przekonaniu, iż nie powinien ufać Martin, jakkolwiek miła by się nie wydawała.
    Obok niej siedziała Charon, czyli Polka z zielonymi włosami, sztucznym okiem i niewypowiadalnym nazwiskiem. Miała na sobie rozpiętą kurtkę z naszywką kotwicy z literą ,,P", a o kanapę oparła swojego czeskiego Skorpiona, jakby wyrwano ją prosto z ,,roboty" na to spotkanie. Mimo wszystko wydawała się świetnie bawić rozmawiając z Sylvainem. Kas tylko przysłuchiwała się wszystkiemu, co jakiś czas grzecznie odpowiadając na pytania kierowane bezpośrednio do niej. Odkąd Fera powiedziała jej, że z Osoku widziała się już na osobnym spotkaniu, kobieta wróciła do bycia tą przyjemniejszą wersją siebie, którą reszta gangu zdążyła już poznać.
    Niedaleko drzwi, naprzeciwko kanap, toczyła się rozmowa po niemiecku. Jäger i zrekrutowana przed kilkoma godzinami drobna Szwajcarka najwyraźniej znaleźli wspólny język, w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Musieli się też już spotkać wcześniej, zapewne w zupełnie innych okolicznościach - zaskoczona reakcja obu na swój widok w bazie Szczurów mówiła sama za siebie. Violet nadal wydawała się nieco zmieszana zaistniałą sytuacją. Nie wyglądała na zbyt pewną siebie, zwłaszcza w tak dziwnym i niebezpiecznie wyglądającym towarzystwie. Foxa nie dziwiło, że i na niego czasem spoglądała z niejakim lękiem, pomimo rozsądku zmieszanym z czystą ciekawością. Cyborga zaczęło zastanawiać, czy w niepozornej Jekyll wszystko nadal obserwowała Hyde, a jeśli tak, to jak ona zareagowałaby na to wszystko? Pierwsza na pewno nie rwała się do poznawania wszystkich wokół, póki co najspokojniej czując się w towarzystwie kogoś najmniej jej obcego.
    Nie tylko ona czuła się w bazie niepewnie. Na krześle Felixa siedział skulony RatFace. Na prośbę Ćwieka odsunął się od jego komputera tak daleko, jak tylko było to możliwe. Nie miał też swojego laptopa - haker absolutnie nie ufał człowiekowi zdolnemu złamać jego zabezpieczenia. Równocześnie jednak nie było wątpliwości, że Felem nie kierowała złość, a raczej ten dziwny rodzaj szacunku, jakim traktuje się przeciwnika, który pokonał cię w pięknym stylu. Przez założoną na głowę maskę, Daniel nie był w stanie ocenić, czy RatFace patrzy na wszystkich z przerażeniem, czy fascynacją. Póki co Fera poleciła mu raczej do dzieciaka nie podchodzić, uznając, że za bardzo potrzebują teraz sprawnej pary rąk do pomocy, by je z miejsca wystraszyć.
    - Czyżby to byli wszyscy...? - zastanowił się na głos Ćwiek, licząc pod nosem. - Szesnaście, nie licząc naszej trójki - dodał po chwili. - Ilu wariatów potrzeba do wojny z yakuzą?
    - Szesnastu mi wystarczy - stwierdziła z zadowoleniem Fera. - Fel, mógłbyś dla pewności sprawdzić obecność?
    Australijczyk kiwnął głową, po czym klasnął w dłonie i stanął na wolnym fotelu, zwracając na siebie uwagę reszty.
    - Dobra, dzieciaki! ^ ^ - zaczął, zupełnie nie zważając na fakt, że zdecydowana większość zebranych była od niego starsza. - Zacznijmy od podstaw: SYLVE!
    - ZWARTY I GOTOWY! - odwrzasnął mu Francuz, siedzący dosłownie niecałe dwa metry dalej.
    - Kasumi!
    - Obecna - odparła Japonka.
    - Erro!
    - Jeszcze się pytasz, pequeno?
    - Jäger!
    - Obecny.
    - Chien...?
    Wietnamczyk jedynie podniósł lekko dłoń do góry.
    - Echo i Piaskun? - Felix obejrzał się niepewnie w stronę nowych. Święcący chłopak odmachał mu wesoło, natomiast jego kompan w czerwonej pelerynie nadal stał tam, gdzie kilka minut wcześniej. Haker przeszedł więc dalej: - Cup!
    - Yeeeeessir! - zakomenderowała wesoło Czkawka.
    - Ghan = = - mruknął wręcz chłopak.
    - Obecny - odpowiedział szorstko Koreańczyk. Kilka osób drgnęło, jakby nie zwróciło na niego do tej pory większej uwagi.
    - Bliźniacy Katona! - kontynuował Fel z miejsca zmieniając ton głosu o sto osiemdziesiąt stopni.
    - Tutaj! - zawołała wesoło Seanit, wyręczając brata.
    - Charon!
    - Jestem!
    - Joan? - chłopak obejrzał się niepewnie w stronę błękitnoskórej. Kobieta uśmiechnęła się i pomachała mu samymi palcami. - Dobra, zostali nam... Jaskier?
    - Jak najbardziej - facet w flanelowej koszuli kiwnął głową.
    - Siostry Lafresque?
    - Hej, Felix - rzuciła nieśmiało Violet.
    - Hyde dalej daje ci spokój? ^ ^ - dodał wesoło haker.
    - Póki co. Na razie każe pozdrowić i przekazać, że tak łatwo od niej wszyscy nie uciekną - dziewczyna na chwilę uśmiechnęła się zbójecko, jakby w tym momencie faktycznie przemówiła przez nią inna osoba.
    - Nie mogę się doczekać - odparł Fel. - A więc został nam tylko RatFace - chłopak odznaczył licealistę od razu, po czym zszedł z fotela. Spojrzał na Ferę i ukłonił się, wskazując improwizowaną mównicę. Meksykanka jednak najpierw przesunęła mebel tak, by oprzeć go o ścianę, po czym usiadła na stabilnym już oparciu, przerzucając jedną nogę na drugą.
    Wszyscy obrócili się w jej stronę, a osoby stojące dalej przysunęły się trochę bliżej. Nawet Ronan i Ghan opuścili swoje zaklepane kąty, chociaż ten drugi zrobił to z wyraźnym zrezygnowaniem.
    - Chyba nie muszę wam mówić, po co was tu wszystkich ściągnęłam - zaczęła liderka Szczurów. Fel odchrząknął znacząco. - Dobra, po co Ćwok was tu ściągnął - poprawiła się. - Zapewne Sylve i Erro już się wygadali, ale dla pozostałych niewtajemniczonych wyjaśnię: zamierzamy pozbyć się części japońskiej mafii w Shangri-La.
    Dan zerknął na reakcję niektórych Szczurów, które do tej pory raczej nie miały możliwości usłyszeć o ryzykownym planie Fery. Ronan tylko uniósł brwi. Jaskier wręcz przeciwnie - ścisnął je, jakby się przesłyszał. Jekyll zagryzła dolną wargę. Jäger przestąpił z nogi na nogę, ale wyraz jego twarzy wydawał się bardziej zaciekawiony niż odstraszony. RatFace starał się niczego po sobie nie pokazywać. Lepiej od niego zrobił to chyba tylko Ghan, którego ta wiadomość absolutnie nie ruszyła. Tak jak Piaskunem, po którym w podobnym stopniu ciężko było rozpoznać, co właściwie myśli. Echo i Hiccup po prostu przysłuchiwali się Ferze z dziecięcą fascynacją. Kas, chociaż słyszała o tym już wcześniej i zdążyła wyrazić swoje zdanie, wyrwało się ciężkie westchnienie, nie świadczące o niczym dobrym.
    - Dla rozjaśnienia sprawy - kontynuowała Strzyga - chodzi mi konkretnie o klan Fujiyama. Stary mistrz ostatnio pozwala sobie na sporo swobody w... kontaktach z naszymi drobnymi, aczkolwiek pomocnymi sojusznikami na terenach Shangri-La. Z raportów Ghana - skinęła głową Koreańczykowi - wynika, że już od jakiegoś czasu przekupuje lub pozbywa się naszych dealerów, przemytników, szpiegów, a nawet właścicieli klubów nocnych oraz burdeli.
    Daniel zerknął podejrzliwie w stronę Tuyena. Aż do tej chwili nie miał pojęcia, że Fera go w to wciągnęła przed całą resztą, nawet przed samym Foxem. Snajper podłapał jego spojrzenie, ale nie zareagował, szybko przenosząc swoją uwagę z powrotem w stronę szefowej.
    - Fujiyama wyraźnie sobie ze mną pogrywa - podsumowała dziewczyna. - I jako szanująca się przywódczyni gangu powinnam podobno nie reagować na to zbyt pochopnie i załatwić sprawę rozsądnie. Ale, podobnie do sporej części z was, nie jestem ani rozsądna, ani szczególnie zdrowa na umyśle, więc zrobimy to na mój sposób.
    Meksykanka zeskoczyła na ziemię, jakby potrzebowała wszystko rozplanować w ruchu. Zaczęła od przystanięcia obok Kasumi, opierając wyprostowaną rękę na stole.
    - Moja ty znawczyni od spraw japońskiej przestępczości zorganizowanej - zaczęła. - Co wiemy o Triadzie Wschodniego Wiatru?
    - To całkiem spory filar shangrilaskiej yakuzy - odpowiedziała Feniks. - W jej skład wchodzą rodziny Fujiyama, Takahachi... i Orochi - ostatnie nazwisko podała z wyraźną niechęcią. - I, tak jak ci już wcześniej tłumaczyłam, żadna z nich nie otworzy nam drzwi od tak.
    - Gdzie są klanowe siedziby? - Fera zignorowała ostatnią uwagę przechodząc od razu do sedna.
    - Mistrzowie Fujiyama i Orochi posiadają rezydencje na granicach miasta. To tradycjonaliści, nawet jeśli próbują udawać zainteresowanie postępem. W ich przypadku ogranicza się do ustępów w architekturze oraz grubej sieci zabezpieczeń. O Takahachim wiem tylko tyle, że zajął dla siebie kilka ostatnich pięter Akai Hari.
    - To ta czerwona, okrągła niby-igła kilka przecznic od centrum? - zapytał Sylve.
    - Pomijając ,,okrągłą" i ,,niby", to tak właśnie tłumaczy się tą nazwę, Levi - odparła Kas.
    - Jest solidnie zabezpieczona - wtrącił się Ghan.
    - Sam fakt, że to szczyt wieżowca chyba nieco utrudnia sprawę - dodał Jäger, szybko łapiąc rozumowanie poprzednika. - Dostanie się do Takahachiego zajmie wieki, nie mówiąc o wkradaniu się do środka.
    - Z tego co mi wiadomo, to wysokości wieżowców z Shangri-La są twoim ostatnim zmartwieniem, Jäger - zauważył Dan. Niemiec jedynie posłał mu cwaniacki uśmiech.
    - Cóż, pozostaje się cieszyć, że nie zamierzamy się włamywać do żadnego z tych budynków po cichu - stwierdziła wesoło Strzyga. - Szpiedzy i sabotaż już nie wypaliły. Teraz zamierzam wziąć wszystko prawdziwym szturmem.
    - Moment! - odezwał się Chien, zwracając na siebie uwagę Fery. - Zamierzasz po prostu wejść z bronią do każdego z klanów?
    - Nie tylko to: zamierzam to zrobić trzy razy. RÓWNOCZEŚNIE - zapewniła go z uśmiechem kobieta.
    - Mam pytanie! - Echo podniósł rękę do góry. - Od kiedy ludzie potrafią się klonować?
    - Potrafią?! - Sylve niemal zerwał się z miejsca. - Ej, też tak chcę!
    - Nie, Echo, ludzie nie potrafią się klonować. A przynajmniej większość populacji - przerwała temat różowowłosa.
    Berthier burknął coś pod nosem średnio zadowolony z odpowiedzi, ale nie kontynuował wątku. Niebieski również pozwolił Ferze dojść do głosu.
    - Wracając do włamu - zatarła ręce, przechadzając się powoli w stronę monitorów. - Mamy wystarczająco liczną grupę osób zdolnych do bijatyki i strzelaniny, że możemy rozdzielić się na trzy mniejsze ekipy, które zaatakują każdą z klanowych rezydencji w tym samym czasie. W ten sposób, gdy dotrę z własną grupą do Fujiyamy, nie będzie miał skąd wzywać posiłków.
    - Nie jestem mistrzem z matematyki - wtrąciła się Pandora - ale jeśli dobrze myślę, to przypadnie nas trzech lub czterech na całą ochronę.
    - Przeszkadza ci to?
    - Mi? Pffft, oczywiście, że nie - Brazylijka uśmiechnęła się zbójecko.
    - Ciężko mi to przyznać, ale Erro zwróciła uwagę na dosyć istotny szczegół - powiedział Matthias. - Nie wszyscy jesteśmy mutantami i jak najbardziej da się nas zabić. I zanim zapytasz, raczej nie jestem w stanie znaleźć ci wystarczającej ilości ludzi do wyrównania szans.
    - Ależ my wcale nie potrzebujemy wiele pomocy - kobieta obróciła się na pięcie w jego stronę. - Mając przynajmniej jednego ,,utalentowanego inaczej" w każdej grupie, będziemy w stanie bez problemu poradzić sobie z przewagą liczebną. Zwłaszcza, jeśli za sterami całej akcji będzie siedział ktoś wyjątkowo kreatywny. Przejęcie budynku Orochiego nie powinno stanowić dla ciebie większego wyzwania niż twoja najgorsza akcja w życiu.
    Mężczyzna uniósł brew.
    - Dajesz mi przywództwo nad operacją? - zapytał wprost.
    - Dokładnie, Matti - Strzyga podeszła do niego i poklepała go z uśmiechem po plecach. - Kasumi pomoże ci z planami budynku. Nie musisz go przejąć ani zrównać z ziemią, wystarczy, że pozbawisz Orochiego możliwości wrzynania mi się w dupę przynajmniej na miesiąc.
    - Mam wolną rękę? - upewnił się Niemiec.
    Fera tylko kiwnęła głową i przeszła dalej:
    - Fujiyamę odwiedzę osobiście w towarzystwie Osoku, Ronana i Legiona.
    Daniel zamrugał kilkakrotnie. Czy to jakiś żart? Zerknął szybko w stronę obu wspomnianych mężczyzn. Ronan wyglądał na równie zaskoczonego co on, a przynajmniej tyle zgadywał po tym, jak szybko zniknął z jego twarzy uśmiech. Chien zmrużył oczy podejrzliwie, jakby doszukiwał się w słowach Szczurzycy dowcipu albo podstępu. Szefowa rzuciła cyborgowi krótkie spojrzenie, jakby chciała zobaczyć jego reakcję. Fox jednak założył tylko ręce na piersi. Nie musiał nic mówić - doskonale wiedziała, co o tym sądził.
    - A ostatnia ekipa? - zapytała Charon, wyręczając chyba wszystkich w pomieszczeniu.
    - Ostatnia... - Fera zastanowiła się. - Akai Hari, mówisz? - zerknęła w stronę Kas. Po chwili uśmiechnęła się szeroko. - Sylve! - zdecydowała, zaskakując nawet samego Francuza. - Myślisz, że dasz radę uszkodzić jeszcze jeden budynek?
    Na ustach Leviathana powoli wykwitł szeroki uśmiech, nie zapowiadający nic dobrego dla losu Akai Hari.
    - Oj, Różyczko, nie tylko jeden - zapewnił ją, zacierając ręce, po czym wbił wzrok w przestrzeń przed sobą, jakby w jego głowie już układał się plan idealny.
    - I to jest dobre podejście - kobieta obejrzała się wokół, wypatrując konkretnych osób. - Fel, ty dowodzisz czwartą ekipą.
    - Czwartą?! O O - Ćwiek drgnął.
    - Tak, nie musisz powtarzać. Czwarta grupa, czyli ty, Lafresque, RatFace i Hiccup, zajmie się już od jutra wyszukiwaniem informacji na temat wszystkich nielegalnych handlarzy oraz powiązań finansowych Fujiyamy i pozostałych. Potrzebujemy odciąć ich od dopływu funduszy jeszcze przed atakiem. W ten sposób pozbieranie się po wszystkim zajmie im jeszcze więcej czasu.
    - Dobra, łapię - Felix kiwnął głową.
    - Wszystkie informacje o udziałach Triady wysyłaj od razu do Likaona i Ifryt, wyjaśniłam im już wszystko kilka godzin temu - dodała Strzyga. - Sprawy nielegalne przekazuję w ręce specjalistów w śledzeniu członków yakuzy - tu spojrzała na Kasumi.
    Japonka zmrużyła oczy.
    - Nie zbliżę się do Orochiego ani na metr - odpowiedziała hardo.
    - Nie zamierzałam cię do tego zmuszać, Kas - zapewniła ją szefowa. - Ale masz sporo doświadczenia w eliminowaniu handlarzy bronią.
    - Pojedynczych - uściśliła Feniks.
    - Z odpowiednią pomocą na pewno poradzisz sobie z większą grupą - Fera wskazała głową Godoghana. Koreańczyk zerkał na zmianę na obie kobiety, nadal nie wtrącając się ani jednym słowem. - Ghan może ci służyć za wsparcie z daleka. I również nie jest amatorem w kwestii zwalczania yakuzy.
    - ,,Zwalczanie" to chyba złe słowo - odezwał się w końcu snajper.
    - Zwalczanie, mordowanie, odstrzał, jak zwał, tak zwał - różowowłosa machnęła ręką niedbale. - Grunt, że skuteczne.
    Fuchicho zmierzyła Tuyena wzrokiem. Ten nie pozostał jej dłużny, najwyraźniej również niezbyt kwapiąc się do pracy w grupie. Fera chyba nie zwróciła na to większej uwagi, a nawet jeśli, to mało ją to przejęło.
    - Shangri-La i biznes Takahachiego zostawiam w waszych rękach - kontynuowała. - Elizjum... Elizjum, z tego co słyszałam, ma się zająć Isati... - zerknęła w stronę Joan.
    Szwedka skinęła głową.
    - W MU trwają prace nad nowym, silnie uzależniającym narkotykiem - kobieta niemal wyrecytowała swoje słowa, jakby mówiła tylko to, co kazano jej się wyuczyć na pamięć. - Powinien odciągnąć klientelę Fujiyamy i zachęcić jego dealerów do zmiany stron.
    - Czyli okolice zostawiam w rękach Ifryt - Meksykanka skinęła głową. Po chwili namysłu spojrzała na Daniela, po czym zwróciła się z powrotem do Joan. - Nie obrazicie się, jeśli podrzucę wam niezawodnego cyborga? Nie żebym się ciebie pozbywała, Dan - dodała szybko, obracając głowę w jego kierunku. - Potrzebuję mieć oczy i uszy wszędzie. Poza tym, możesz się do czegoś przydać.
    Giguere wzruszył ramionami. Już raz pracował na polecenie Isati i nie wyszło mu to na złe. A na dodatek tym razem raczej nikt już mu nie będzie kazał pacyfikować żywe trupy. Martin spojrzała w jego stronę, zastanawiając się chwilę.
    - To chyba nie jest żaden problem - stwierdziła w końcu.
    - Czyli zostaliście wy... - Strzyga od razu zmieniła temat, teraz patrząc na Pandorę i Piaskuna. Najpierw zwróciła się do tego drugiego: - Słyszałam ostatnio sporo ciekawych historii z Dżannah... wiesz, takich w stylu tych najlepszych kryminałów: trochę krwi i zero śladów...
    ~ Mam zająć się handlarzami w Dżannah ~ odgadł Piaskun. Jego beznamiętny głos zadźwięczał w głowie Dana. Mężczyzna prawie zapomniał, że nowy porozumiewał się tylko w taki sposób.
    - Dżannah jest najmniej interesującym yakuzę miastem. ALE mimo wszystko mają tam swoje kontakty - wyjaśniła Strzyga. - Jest ich tak mało, że chyba byłbyś w stanie wyciąć stamtąd Japończyków całkowicie. Zwłaszcza, jeśli Jaskier będzie ci na bieżąco przekazywał informacje z bazy.
    - JA? - Amerykanin wskazał na siebie dłońmi zaskoczony. Jak do tej pory całe spotkanie toczyło się doskonale bez jego udziału i chyba liczył, że tak zostanie aż do jego zakończenia.
    - Piaskun, nosisz przy sobie jakikolwiek telefon komórkowy? - zapytała chudzielca liderka gangu. - Walkie-talkie? Krótkofalówkę?
    ~ Żartujesz sobie ze mnie?
    - Tak myślałam. A więc Jaskier będzie robił za twojego łącznika. Tylko on i Katonowie mieszkają w Dżannah. Wiem, że pewnie dałbyś rade wyśledzić ludzi Triady na własną rękę, ale w ten sposób załatwimy wszystko znacznie szybciej...
    - Czyli ja jadę do Edenu? - wtrąciła się bezpardonowo Erro. Chyba zaczynała się nudzić.
    - Tak - odpowiedziała krótko Fera.
    - I będę dostawała na tacy wszystkie namiary na dealerów?
    - Tak - powtórzyła szefowa.
    - No i to mi pasuje - Wendigo założyła ręce za głowę zadowolona. - Już myślałam, że z zakazem od Ifryt nie będę miała okazji zapolować.
    - Co z nami? - wtrącił się Chien, mając pewnie na myśli wszystkich, którzy nie zostali wymienieni w kwestii przygotowań.
    - Pomożecie w przygotowaniach głównych akcji - wyjaśniła Meksykanka. - Jägerowi i Sylve na pewno przydadzą się jakieś ręce do pomocy. W ekipy dobierzcie się wedle potrzeb i upodobań. Jeszcze jakieś pytania?
    Zapadła chwila ciszy. Fera Rosa po raz ostatni omiotła spojrzeniem pomieszczenie, doszukując się na twarzach zebranych choćby cienia zwątpienia. Nie znajdując niczego w tym rodzaju błysnęła kłami w zbójeckim uśmiechu i klasnęła w dłonie.
    - Ode mnie to by było na tyle - powiedziała. - Teraz proponuję wykorzystać fakt, że wszyscy są w jednym miejscu i załatwić wszelkie ,,formalności" między sobą. Od dokładnie tego momentu macie mniej niż tydzień na jak najlepsze przygotowanie się do ataku na Triadę Wschodniego Wiatru. Miłej zabawy!

Tym wesołym akcentem ogłaszam oficjalne rozpoczęcie pierwszego wspólnego wątku na Megalopolis. Dołączam się do słów Fery i życzę wszystkim udanych CD :3

niedziela, 22 kwietnia 2018

Od Jaskra (CD Seanit) - Trzy szczury

        Mężczyzna parsknął śmiechem. Cała ta konwersacja z bezsensownej i konfundującej zeszła najwyraźniej do anegdot z życia rodzeństwa Katona. Jaskier nie za bardzo rozumiał jak owy Ronan złożył mechaniczne zwierzę, ale póki co nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Zapewne gdy w środku nocy obudzi go przypadkiem jakiś dźwięk z ulicy, dopiero wtedy zda sobie sprawę z tego co właśnie usłyszał i zacznie zżerać go prawdziwa ciekawość, ale na razie miał o wiele ciekawszy temat. W końcu kto inny mógłby roztrząsać zagadnienie powiązań ryb z morderczą bronią? Zwłaszcza, że tym razem to on mógł czymś zaskoczyć swoją nową przyjaciółkę.
    - A wiesz, że twój brat nie do końca ma rację? - zaczął. Sea uniosła jedną brew. - Widziałem bronie białe wykonane z tych urwanych ząbkowanych czubów.
    - Poważnie? - dziewczyna wydusiła to słowo z parsknięciem śmiechu.
    - Poważnie - Wierszokleta kiwnął głową. - Wyspiarze z Morza Karaibskiego wykorzystywali pozostałości z łowionych zwierząt do wyrobu różnych przedmiotów. Szczypce krabów, żółwie skorupy, ,,piły" ryb pił, niczego nie marnowali.
    - Byłeś na wyspach? - odgadła.
    - Wiesz, równie dobrze mogłem być w najbliższym muzeum poświęconym temu tematowi, ale tak: byłem na wyspach. Byłem w wieeelu miejscach - Jasper zastukał w szybę wystawy sklepu zoologicznego. Jeden ze szczurów wydawał się już nieco bardziej pewny faktu, że nic mu nie grozi. - Sporo się można nauczyć od miejscowych w różnych częściach świata.
    - Na przykład, że wyspiarze dalej walczą bronią zrobioną z ryb? - wypaliła Pchła, na co poeta nie mógł powstrzymać śmiechu. - Będę musiała o tym opowiedzieć Ronanowi - dodała z uśmiechem, po czym wróciła do obserwowania szczurów.
    Przez jakieś dwie minuty tak klęczeli na chodniku, patrząc na akwarium i pokazując palcami poszczególne zwierzaki, jak dwójka dzieci. Fizycznie obydwoje za niedługo mieli kończyć trzecią dekadę życia, ale mentalnie najwyraźniej obydwoje zatrzymali się w wieku najwyżej dwunastu lat. To by w sumie wyjaśniało, dlaczego spędzali wolny czas w swoim towarzystwie, chociaż znali się zaledwie kilka dni. W Megalopolis od dawna krążyło popularne przysłowie ,,Swój swojego pozna", interpretowane różnie w zależności od tego, kto kim był. Jaskier widział to w ten sposób, że jeśli ulicą przejdzie ktoś pokroju jego lub Seanit (o ile nie są tym samym pokrojem ludzi - wtedy wybór nie robi różnicy), najpewniej albo zapyta z ciekawością co takiego ciekawego oglądają, albo od razu do nich dołączy. W ten sposób oboje będą wiedzieć, że ten człowiek jest jednym z nich: niewinnych, wesołych wariatów, nie mających do roboty nic lepszego od siedzenia na chodniku i oglądaniu zwierzątek na sklepowej wystawie. Cała reszta świata, nie chcąca mieć z nimi nic wspólnego, po prostu mijała dwójkę wyrośniętych dzieciaków, darząc ich jedynie nierozumiejącym uniesieniem brwi.
    - Jaskier? - rzuciła w pewnej chwili dziewczyna.
    - Tak?
    - Wspominałeś, że piszesz wiersze... - zagaiła Katona.
    - Co w związku z tym? - zapytał Jaskier.
    - Umiesz improwizować?
    Wierszokleta wyprostował się na tyle dumnie, na ile mógł to zrobić klęczący na ziemi dorosły mężczyzna.
    - Ależ oczywiście! - odpowiedział pewien siebie. - Co to za artysta, który nie umie wyjść poza schemat?
    - To ułóż mi wierszyk - zaproponowała Pchła z szerokim uśmiechem. - Byle jaki, choćby i prostą rymowankę. O szczurach.
    Wyraz twarzy Jaskra w jednym momencie stał się zacięty, jakby mówił do mikrusa ,,Wyzwanie przyjęte". Po chwili przystąpił do procesu myślowego, uprzednio oparłszy brodę na pięści.
    Przyglądał się każdemu szczurkowi z osobna. Były różne: szare, czarne, białe i w łaty. Wszystkie zachowywały się dosyć podobnie, z początku kryjąc się po kątach z każdym gwałtowniejszym poruszeniem tak blisko ich szyby. Teraz wydawały się już być spokojne, a przynajmniej spokojniejsze, jakby zdały sobie nareszcie sprawę, że dwójka dwunogów przed nimi nie zamierza stłuc ich bezpiecznego akwarium.
    Akwarium... bezpieczna kryjówka, czy może raczej więzienie?
    Jasper uśmiechnął się tryumfalnie i zaczął układać w głowie próbną strofę. Już wiedział, że nie będzie to byle rymowanka. Calaghan nigdy nie pisał swoich utworów bezmyślnie - zawsze stały za nimi jakieś przemyślenia, rozpoczęte przez krótką, przelotną myśl. Jak szklane akwarium, które w tym momencie wydało mu się perfekcyjną ,,kotwicą". A sam proces tworzenia wcale nie był tak skomplikowany, jak mógłby się wydawać postronnym. Gdy już raz załapał rytm, wszystko szło szybciej, a z każdym następnym wierszem odnajdywanie go było jeszcze prostsze. W opinii Jaskra każdy mógłby pisać wiersze, zwłaszcza w epoce, gdy cztery nie rymujące się zdania nazywano poezją. Pisać każdy może, tylko wieszczami zostają nieliczni.
    - Trzy szare szczury... - zamruczał pod nosem na głos Wierszokleta, zwracając na siebie z powrotem uwagę Seanit. Po chwili odchrząknął i powiedział pewniej na głos:

Trzy szare szczury
Zamknięte w szklanej klitce
Trzy szare szczury
Trzy, ale nie wszystkie
Jeden odszedł od stadka
Zmęczyła go klatka
Skóry nie sprzeda tanio
Przez dziurę się wydostał
Słuch po nim nie został
A otwór załatano
I dwa zostały szczury
Zamknięte w szklanej klitce

    Sea potarła wskazującym palcem brodę, jakby przeprowadzała właśnie krytyczną ocenę zaledwie próbki możliwości Jaskra.
    - To tylko początek! - zapewnił ją mężczyzna. - Dałaś mi świetny materiał na wiersz.
    - Naprawdę? - dziewczyna uniosła brew. - Ja tylko chciałam rymowankę o szczurach.
    - No to... co o niej sądzisz?
    - Jeśli to ma być coś więcej, to nie mogę ci jeszcze powiedzieć, co o tym sądzę - stwierdziła Pchła. - Nie ocenia się całej serii po obejrzeniu jednej części. Gdyby recenzenci filmowi tak robili, cała seria Obcego Ridleya Scotta zostałaby spisana na straty po drugiej części.
    - Drugą nagrał James Cameron - poprawił ją Jaskier.
    - Nieważne. Chodzi mi głównie o to, że nie mogę wystawić ci rzetelnej i sprawiedliwej oceny bez poznania całości.
    - Czyli mam to najpierw dokończyć? - zgadywał poeta.
    - Dokładnie - Seanit kiwnęła powoli głową. - Wtedy do mnie wróć.
    - Yes ma'am - Teksańczyk zasalutował z uśmiechem.
    Wtedy telefon Jaskra zabrzęczał krótko. Mężczyzna wstał i obejrzał się na swoją tylną kieszeń, jakby nie był pewien, co tam siedzi. Cóż, po prawdzie to bardziej frasował go sam fakt dostania wiadomości. Miał szerokie znajomości, ale numerami telefonów wymienił się może z pięcioma ludźmi, z czego jedyna osoba mogąca mu napisać coś przyjemnego właśnie również wstała z ziemi i przyglądała się pisarzowi swoimi wielkimi oczyma. Do trzech innych osób to Jaskier dzwonił lub pisał, gdy czegoś od nich chciał, a piąty numer należał do jego przełożonego z Eden Daily, który kontaktował się z nim z reguły telefonicznie.
    Poza tymi pięcioma numerami, kontakt z Wierszokletą mogła mieć jedynie wszechwiedząca obsługa klienta i multum irytujących ludzi z telemarketingu - obie opcje również z reguły dzwoniły. Gdy jednak zerknął na ekran blokady i przeczytał sam początek wiadomości, odpowiedź wydała mu się wyjątkowo oczywista.
    - Dziewczyna z tobą zerwała? - wtrąciła się z niczego Katona.
    - C-co? Nie! Ja nawet nie mam dziewczyny - odparł szybko mężczyzna.
    - Chłopak?
    - Skąd w ogóle wniosek, że ktoś ze mną zerwał? - zmienił temat.
    - Twoja twarz całkiem sporo wyraża - wyjaśniła brunetka. - No dalej, gadaj, co tam pisze.
    - Nic wielkiego - skłamał. - Spotkanie... biznesowe w Elizjum.
    - Biznesowe? W jakim ty niby biznesie robisz? - dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie. - Trzeba było się od razu przyznać, że jesteś dealerem, nie wydałabym cię przecież.
    - Nie będę cię męczył fascynującymi opisami mojej biurowej mordęgi w redakcji. Nawet jeśli jesteś zapalonym słuchaczem - zapewnił ją Calaghan. Westchnął patrząc na godzinę. - Chyba powinienem biec na dworzec.
    W tym momencie komórka Seanit również krótko zadzwoniła. Katona wyciągnęła ją z kieszeni i zerknęła na nią krótko. Wiadomość raczej nie była treściwa, bo właściwie od razu wsunęła ją z powrotem z poirytowanym sapnięciem.
    - Chłopak? - rzucił z uśmiechem Jaskier.
    - Nie, dziewczyna - Seanit wystawiła mu język. - Ronan chce mnie zaraz widzieć w domu. Jakbym miała dziesięć lat...
    - Czyli to chyba koniec naszego spaceru - stwierdził Jasper.
    - Tak - przyznała z teatralnym smutkiem dziewczyna. - Smartfony dzisiaj kierują naszym życiem, a jutro przejmą Pentagon i wypowiedzą wojnę Rosji.
    - To lepiej załatwmy swoje sprawy zanim do tego dojdzie - poeta uśmiechnął się. - Do następnego.
    - Na razie! - odparła wesoło brunetka i zaczęła oddalać się skocznym krokiem.
    Jaskier ruszył w przeciwnym kierunku, nadal w dobrym humorze, chociaż nie miał zielonego pojęcia co go czeka w Elizjum. Zdecydowanie nie spodziewał się zobaczyć swojej nowej znajomej jeszcze tego samego dnia. A już na pewno nie w podziemnej bazie najniebezpieczniejszego gangu Megalopolis.