niedziela, 26 marca 2017

Od Ronana (CD Fery) - Partners in crime...?

            To wszystko działo się za szybko.
   Ronan doskonale pamiętał, jak jeszcze parę godzin temu wędrował bez celu uliczkami Edenu, starając się ignorować wiercącą mu się na ramieniu Wekierę, która najwyraźniej nieustannie domagała się jego uwagi. Dokładnie o 6:21 dostał wiadomość od siostry, która natychmiastowo zakończyła jego rozmyślania nad tym dlaczego właściwie zdecydował się na stworzenie tak irytującego, mechanicznego kruka.
   Oczywiście, mężczyzna swoim ronanowym, od lat praktykowanym zwyczajem nie miał zamiaru  odpisywać na przeczytaną wiadomość. Już słyszał w myślach karcący głos Seanit, która nie wiadomo po raz który z rzędu przy następnym spotkaniu zapewne wygłosi mu długie przemówienie na temat nieustannie rozwijającej się technologii, daremnie próbując uświadomić bratu do jakich celów zostało stworzone mobilne urządzenie, które mężczyzna schował do kieszeni spodni. Oczywiście, zaraz po doczytaniu, wydającej się nie mieć końca wiadomości od Pchły, która nie dość, że czuła dziwne zobowiązanie do zdania mu relacji z przeżytego wczoraj dnia, to jeszcze musiała zrobić to w formie wypracowania. I chociaż podczas każdego, innego dnia bliźniak Katona być może wykazałby chociaż minimalne zainteresowanie wylewnym opisem walki kobiet, którego siostra nie omieszkała się mu oszczędzić, oraz każdym z innych, wspomnianych w wiadomości zdarzeń (w końcu nawet Seanit nie ma w zwyczaju bycia świadkiem, a tym bardziej częścią dwóch awantur podczas jednego dnia i to zaledwie w ciągu niecałej godziny), tak akurat dzisiaj musiał trafić na wzmiankę o jednej z najbardziej znienawidzonych i intrygujących go osób na świecie, która przez resztę czasu zaprzątała jego umysł.
   Co tu dużo mówić? Przyznaję, wychodząc z domu Ronan nie spodziewał się ujrzeć twarzy, którą po raz ostatni musiał oglądać kilka lat temu i której nie spodziewał się ujrzeć ponownie w przeciągu kilku następnych lat. Mało tego! Za nic w świecie nie przypuszczałby, że zobaczy i ogłoszenie, wraz z dołączonym do niego zdjęciem aż za dobrze znanej gadziny  i  F e r ę  na żywe oczy, a w dodatku jeszcze tego samego dnia.
   Nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, czy los po raz kolejny okazał się chamskim skurwielem, czy może najzwyczajniej w świecie robił sobie z nich jaja, śmiejąc się dwójce degeneratów prosto w twarz.
   Właściwie to nie był wstanie zdecydować co, z tych wszystkich rzeczy, które miały miejsce podczas ostatnich kilku minut było dla niego mniej zaskakujące. To, że już na samym początku, po latach niewidzenia się, które teraz zdawały się być nieistniejącym marzeniem- senną wizją, niczym mgła bezpowrotnie rozpływającą się w powietrzu, byli w stanie rzucić się sobie do gardeł, czy może to, że teraz, jakby nigdy nic, uciekali ramię w ramię przed dronami policyjnymi.
   To wszystko działo się zdecydowanie za szybko.
   Skłamałby, gdyby powiedział, że nigdy nie myślał o tym, jak wyglądałoby ich ponowne spotkanie, a jednocześnie nie byłby do końca szczery, gdyby przy okazji nie wspomniał, że właściwie zdążył już o niej zapomnieć. A mimo to, kiedy tylko ten nieobliczalny, różowowłosy popapraniec znów pokazał mu się na oczy, nie miał pojęcia jakim cudem całkowite wytarcie jej z pamięci miałoby być kiedykolwiek możliwe.
   Ponowne spotkanie wydawało się równie fikcyjne, co właściwe- było zarówno wyssaną z palca opowiastką (wyjątkowo brutalnie nieprzewidywalną i niebezpieczną opowiastką, napisaną na kolanie przez nieobliczalnego psychopatę, któremu nie można by odmówić wyjątkowo bogatej wyobraźni, oraz pomysłowości, jeśli mielibyśmy wchodzić w szczegóły), oraz jedną z tych wstrząsających historii, podawanych w wiadomościach, niemalże każdego wieczoru. Podobnie, jak perspektywa nieskrzyżowania się po raz kolejny ich ścieżek przez resztę życia.
   A więc tak oto stali tutaj oboje, widząc się po raz pierwszy od ponad trzech lat. Tak oto uciekali oboje, ramię w ramię, wyglądając przy tym, jak para współpracowników. Partners in crime.
   To wszystko działo się  zdecydowanie za szybko.
   Ronan skłamałby, gdyby powiedział, że nigdy przenigdy nie powracał myślami do przeszłości, nie wyobrażając sobie przy okazji ich ponownego spotkania, a przecież kto jak kto, ale on zawsze mówił prawdę. No, może „zawsze mówił prawdę” to za dużo powiedziane.
   Za to z całą pewnością Ronan nigdy nie  k ł a m a ł .
   Nie tak to sobie wyobrażał, nie tak miało to wyglądać,
A może jednak miało?
   a jednak wcale nie wydawało się to nieprawidłowe.
   Zaledwie przed kilkoma minutami nie zdawał sobie sprawy z tego, że Fera jest w Edenie. Ba! Nie miał nawet bladego pojęcia, czy jego urocza znajoma w ogóle żyje, a gdyby ktokolwiek powiedział mu, że dzisiaj na siebie wpadną, wyśmiałby jedynie nieszczęsnego szaleńca. Jednak teraz, kiedy oboje uciekali przed dronami, wkurzeni na policję, na miasto i żyjących w nim ludzi, na władzę, na cały świat, a jeszcze bardziej na samych siebie i siebie nawzajem, wspomniane wcześniej kilka minut życia w całkowitej nieświadomości wydawało się mieć miejsce co najmniej dekady temu.
   Nie było w tym żadnej nieprawidłowości, chociaż wszystko działo się  z d e c y d o w a n i e  za szybko.
   Całe szczęście, pozory potrafią mylić, zaś zarówno to, że za sprawą ogromnego nieszczęścia oboje znaleźli się w złym miejscu o nieodpowiednim czasie i w zdecydowanie zbyt małej odległości od siebie nawzajem, a także przymus uciekania „ramię w ramię” nie musiał oznaczać, że ze sobą współpracowali. I całe szczęście, bo między współpracą, a przepychanką między uliczkami miasta, obrzucaniem się nawzajem niekoniecznie miłymi epitetami i wcale nie pojedynczą próbą podcięcia tego drugiego, tudzież zagrodzenia mu drogi istniała naprawdę niewyobrażalnie ogromna przepaść.
 - To… co u Ciebie słychać?- Ronan musiał krzyknąć zadane pytanie ponownie, ażeby jego głos miał jakiekolwiek szanse na przebicie się przez miejski zgiełk.
   Fera Rosa zaśmiała się pogardliwie, posyłając Krukowi pobłażliwe, pełne niedowierzania spojrzenie. Jak bardzo trzeba być pozbawionym wyczucia, aby urządzać sobie pogaduszki w środku ucieczki przed dronami? A mimo to, warknęła w  odpowiedzi.
 - A co Cię to obchodzi? Nie Twój zasrany interes!- z ust Strzygi chwilę później wydobył się wachlarz barwnych przekleństw, kiedy Kruk w ostatniej chwili zastawił jej drogę, zmuszając tym samym do zwolnienia, co zdecydowanie zmniejszyło dystans między różowowłosą, a polującymi na nich dronami.- Zjeżdżaj, debilu!
   Ronan przekonał się, że zostawiania za sobą Strzygi mogło wcale nie być tak dobrym pomysłem, jak wcześniej się wydawało, kiedy w ostatniej sekundzie udało mu się uskoczyć przed lecącym w jego stronę nożem.
 - Nie powinnaś rzucać ostrymi narzędziami. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę!
   Fera, wyrównując bieg z uciekającym tuż obok Krukiem, jedynie odwzajemniła uśmiech.
 - Sobie może nie, ale  k o m u ś  chyba wcale by nie zaszkodziło.
   Katona parsknął wyjątkowo nieprzyjemnym dla ucha śmiechem.
 - Stawiasz sobie zbyt wysoką poprzeczkę, ktoś Ci już to kiedyś wypominał?
 - A Tobie ktoś już wypominał, czym grozi niedocenianie przeciwnika?
 - Oj tam zaraz „przeciwnika”…- skręcili w jedną z mniejszych uliczek, modląc się w duchu, aby nie okazała się ślepym zaułkiem. Owszem, dzięki przeniesieniu pościgu na wyższy, już bardziej przypominające sieć labiryntów poziom miasta zyskali większe szanse na zgubienie prześladowców, jednak dystans między nimi, a dronami w dalszym ciągu był zbyt mały, aby mogli spokojnie odetchnąć, przekonani o swoim zwycięstwie. A już na pewno był zbyt mały, aby mogli zawrócić, gdyby wybrana przez nich uliczka kończyła się wysokim na kilka metrów murem.
   Nie kończyła się.
 - … to już nie pamiętasz, jak wspaniale się razem bawiliśmy, Różyczko?
 - Oh, pamiętam aż  z a   d o b r z e .- kobieta wyszczerzyła kły w sposób, który wydał się Ronanowi trafniejszym powodem na obrzucanie jej imionami najgorszych potworów z czterech różnych religii, niż sam charakter Strzygi.
   Ronan i Fera Rosa- zupełnie, jakby już wcześniej opracowali każdy najdrobniejszy szczegół ucieczki, w tym samym momencie uskoczyli w bok, chowając się w zaułku między wieżowcami, kiedy tylko dystans między nimi, a dronami zwiększył się na tyle, iż umożliwił im zniknięcie pościgowi z oczu.
   Na twarzy Kruka pojawił się przebiegły, tryumfalny uśmiech, kiedy udało mu się przyłożyć nóż do lewego boku, tuż pod ramieniem Strzygi. Kobieta na chwilę zamarła… również z szerokim uśmiechem na ustach.
 - Poddajesz się?- spytała wyzywająco.
   Mężczyzna poczuł na brzuchu lufę glocka, trzymanego tuż przy jego skórze. Nie miał najmniejszej wątpliwości, że wystarczyło jedno pociągnięcie za spust, by różowowłosa skończyła z nim tu i teraz, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki Fera miała stosunek do posługiwania się bronią palną, kiedy w grę wchodziła eliminacja przeciwników.
   Przez chwilę stali naprzeciwko siebie w ciszy, czekając cierpliwie (na tyle cierpliwie, na ile oboje byli w stanie), aż pościg minie ciasny zaułek. Usłyszeli policyjne drony kilka sekund później, jeszcze zanim zobaczyli, jak szukające ich roboty mkną wzdłuż jednej z głównych dróg, mijając ich kryjówkę bez chociażby najmniejszego cienia podejrzenia.
 - Zamierzasz mnie tak po prostu podziurawić?- szczere powątpiewanie w jego głosie najwyraźniej było aż zbyt oczywiste, ponieważ Fera w odpowiedzi jeszcze mocniej docisnęła lufę broni do brzucha Kruka.
 - Sądzisz, że nie jestem w stanie?- spojrzała się na niego nieludzko pustymi, jak studnie oczami. Uśmiechnęła się niewinnie, co przywołało Ronanowi na myśl radość małej dziewczynki, która nie dość, że zdawała sobie sprawę z tego, iż zrobiła coś złego, to w dodatku wiedziała doskonale, że rodzice i tak jej wszystko wybaczą, ponieważ wygląda, jak niewinny aniołek.
   A Fera Rosa zdecydowanie nie wyglądała, jak niewinny aniołek, dlatego Katona skrzywił się zniesmaczony, widząc podobny uśmiech na akurat tych ustach.
 - Sądzę, że  n i e  b ę d z i e s z  w stanie.- odpowiedział, kiedy zyskał już absolutną pewność, że szukający ich pościg znalazł się wystarczająco daleko od miejsca, w którym się kryli.
 - A chcesz to sprawdzić?
   Oboje posłali sobie jadowity uśmiech, a w ślepiach każdego z nich iskrzyło coś na kształt szaleństwa. Żadne ani drgnęło. Ronan przycisnął swój sztylet nieco mocniej do boku kobiety.
 - Tutaj jest żyła, która biegnie prostu do serca.- wyjaśnił szybko, nie zwalniając uścisku.- Jeśli ją przetnę, krew wyleje się tak szybko, że nawet nie wymyślisz, jak skutecznie mnie przekląć.
   Nagrodą za to drobne upokorzenie był widok jej otwartych szeroko ze dziwienia oczu, a także chwilowe zniknięcie wyzywającego uśmiechu, który siłą rzeczy został zmuszony ustąpienia miejsca grymasowi zwątpienia.
 - Równie dobrze możesz blefować.- zauważyła Strzyga, choć wcale nie była pewna swoich słów. Mężczyzna doskonale wyczuł jej wahanie.
 - A chcesz to sprawdzić?- uśmiechnął się przebiegle, naśladując z zadowoleniem wcześniejsze pytanie Fery.
   Cisza, jaka nastała między nimi zdawała się trwać całe millenia.
 - Zaproponujesz w końcu ten remis, czy będziemy tak stać w nieskończoność?- odezwał się Ronan, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaką otrzyma odpowiedź.
   Strzyga jedynie parsknęła lekceważąco.
 - Powiem Ci, gdzie możesz sobie ten remis wsadzić. Sam se go proponuj, bardzo chętnie poczekam.
   Kruk, zupełnie, jak Fera zaledwie kilka sekund wcześniej jedynie parsknął lekceważąco w odpowiedzi.

Fera? Przepraszam za stan opka, oraz niesamowicie nierówną proporcję lania wody, do faktycznej akcji, ale na razie na więcej mnie nie stać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz