To wszystko działo się za szybko.
Ronan doskonale pamiętał, jak
jeszcze parę godzin temu wędrował bez celu uliczkami Edenu, starając się
ignorować wiercącą mu się na ramieniu Wekierę, która najwyraźniej nieustannie
domagała się jego uwagi. Dokładnie o 6:21 dostał wiadomość od siostry, która
natychmiastowo zakończyła jego rozmyślania nad tym dlaczego właściwie
zdecydował się na stworzenie tak irytującego, mechanicznego kruka.
Oczywiście, mężczyzna swoim
ronanowym, od lat praktykowanym zwyczajem nie miał zamiaru odpisywać na przeczytaną wiadomość. Już
słyszał w myślach karcący głos Seanit, która nie wiadomo po raz który z rzędu przy
następnym spotkaniu zapewne wygłosi mu długie przemówienie na temat nieustannie
rozwijającej się technologii, daremnie próbując uświadomić bratu do jakich
celów zostało stworzone mobilne urządzenie, które mężczyzna schował do kieszeni
spodni. Oczywiście, zaraz po doczytaniu, wydającej się nie mieć końca
wiadomości od Pchły, która nie dość, że czuła dziwne zobowiązanie do zdania mu
relacji z przeżytego wczoraj dnia, to jeszcze musiała zrobić to w formie
wypracowania. I chociaż podczas każdego, innego dnia bliźniak Katona być może
wykazałby chociaż minimalne zainteresowanie wylewnym opisem walki kobiet, którego
siostra nie omieszkała się mu oszczędzić, oraz każdym z innych, wspomnianych w
wiadomości zdarzeń (w końcu nawet Seanit nie ma w zwyczaju bycia świadkiem, a
tym bardziej częścią dwóch awantur podczas jednego dnia i to zaledwie w ciągu
niecałej godziny), tak akurat dzisiaj musiał trafić na wzmiankę o jednej z
najbardziej znienawidzonych i intrygujących go osób na świecie, która przez resztę czasu zaprzątała jego umysł.
Co tu dużo mówić? Przyznaję,
wychodząc z domu Ronan nie spodziewał się ujrzeć twarzy, którą po raz ostatni
musiał oglądać kilka lat temu i której nie spodziewał się ujrzeć ponownie w
przeciągu kilku następnych lat. Mało tego! Za nic w świecie nie przypuszczałby,
że zobaczy i ogłoszenie, wraz z dołączonym do niego zdjęciem aż za dobrze
znanej gadziny i F e r ę
na żywe oczy, a w dodatku jeszcze tego samego dnia.
Nie potrafił jednoznacznie
stwierdzić, czy los po raz kolejny okazał się chamskim skurwielem, czy może
najzwyczajniej w świecie robił sobie z nich jaja, śmiejąc się dwójce
degeneratów prosto w twarz.
Właściwie to nie był wstanie
zdecydować co, z tych wszystkich rzeczy, które miały miejsce podczas ostatnich
kilku minut było dla niego mniej zaskakujące. To, że już na samym początku, po
latach niewidzenia się, które teraz zdawały się być nieistniejącym marzeniem-
senną wizją, niczym mgła bezpowrotnie rozpływającą się w powietrzu, byli w
stanie rzucić się sobie do gardeł, czy może to, że teraz, jakby nigdy nic,
uciekali ramię w ramię przed dronami policyjnymi.
To wszystko działo się
zdecydowanie za szybko.
Skłamałby, gdyby powiedział,
że nigdy nie myślał o tym, jak wyglądałoby ich ponowne spotkanie, a
jednocześnie nie byłby do końca szczery, gdyby przy okazji nie wspomniał, że
właściwie zdążył już o niej zapomnieć. A mimo to, kiedy tylko ten nieobliczalny,
różowowłosy popapraniec znów pokazał mu się na oczy, nie miał pojęcia jakim
cudem całkowite wytarcie jej z pamięci miałoby być kiedykolwiek możliwe.
Ponowne spotkanie wydawało
się równie fikcyjne, co właściwe- było zarówno wyssaną z palca opowiastką (wyjątkowo
brutalnie nieprzewidywalną i niebezpieczną opowiastką, napisaną na kolanie
przez nieobliczalnego psychopatę, któremu nie można by odmówić wyjątkowo
bogatej wyobraźni, oraz pomysłowości, jeśli mielibyśmy wchodzić w szczegóły),
oraz jedną z tych wstrząsających historii, podawanych w wiadomościach, niemalże
każdego wieczoru. Podobnie, jak perspektywa nieskrzyżowania się po raz kolejny ich ścieżek przez resztę życia.
A więc tak oto stali tutaj
oboje, widząc się po raz pierwszy od ponad trzech lat. Tak oto uciekali oboje,
ramię w ramię, wyglądając przy tym, jak para współpracowników. Partners in crime.
To wszystko działo się zdecydowanie za szybko.
Ronan skłamałby, gdyby
powiedział, że nigdy przenigdy nie powracał myślami do przeszłości, nie
wyobrażając sobie przy okazji ich ponownego spotkania, a przecież kto jak kto,
ale on zawsze mówił prawdę. No, może „zawsze mówił prawdę” to za dużo
powiedziane.
Za to z całą pewnością Ronan
nigdy nie k ł a m a ł .
Nie tak to sobie wyobrażał,
nie tak miało to wyglądać,
A może jednak miało?
a jednak wcale nie wydawało
się to nieprawidłowe.
Zaledwie przed kilkoma
minutami nie zdawał sobie sprawy z tego, że Fera jest w Edenie. Ba! Nie miał
nawet bladego pojęcia, czy jego urocza znajoma w ogóle żyje, a gdyby ktokolwiek
powiedział mu, że dzisiaj na siebie wpadną, wyśmiałby jedynie nieszczęsnego
szaleńca. Jednak teraz, kiedy oboje uciekali przed dronami, wkurzeni na
policję, na miasto i żyjących w nim ludzi, na władzę, na cały świat, a jeszcze
bardziej na samych siebie i siebie nawzajem, wspomniane wcześniej kilka minut
życia w całkowitej nieświadomości wydawało się mieć miejsce co najmniej dekady
temu.
Nie było w tym żadnej nieprawidłowości,
chociaż wszystko działo się z d e c y d o
w a n i e za szybko.
Całe szczęście, pozory
potrafią mylić, zaś zarówno to, że za sprawą ogromnego nieszczęścia oboje
znaleźli się w złym miejscu o nieodpowiednim czasie i w zdecydowanie zbyt małej
odległości od siebie nawzajem, a także przymus uciekania „ramię w ramię” nie
musiał oznaczać, że ze sobą współpracowali. I całe szczęście, bo między współpracą,
a przepychanką między uliczkami miasta, obrzucaniem się nawzajem niekoniecznie
miłymi epitetami i wcale nie pojedynczą próbą podcięcia tego drugiego, tudzież
zagrodzenia mu drogi istniała naprawdę niewyobrażalnie ogromna przepaść.
- To… co u Ciebie słychać?-
Ronan musiał krzyknąć zadane pytanie ponownie, ażeby jego głos miał
jakiekolwiek szanse na przebicie się przez miejski zgiełk.
Fera Rosa zaśmiała się
pogardliwie, posyłając Krukowi pobłażliwe, pełne niedowierzania spojrzenie. Jak
bardzo trzeba być pozbawionym wyczucia, aby urządzać sobie pogaduszki w środku
ucieczki przed dronami? A mimo to, warknęła w odpowiedzi.
- A co Cię to obchodzi? Nie
Twój zasrany interes!- z ust Strzygi chwilę później wydobył się wachlarz barwnych
przekleństw, kiedy Kruk w ostatniej chwili zastawił jej drogę, zmuszając tym
samym do zwolnienia, co zdecydowanie zmniejszyło dystans między różowowłosą, a
polującymi na nich dronami.- Zjeżdżaj, debilu!
Ronan przekonał się, że
zostawiania za sobą Strzygi mogło wcale nie być tak dobrym pomysłem, jak
wcześniej się wydawało, kiedy w ostatniej sekundzie udało mu się uskoczyć przed
lecącym w jego stronę nożem.
- Nie powinnaś rzucać ostrymi
narzędziami. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę!
Fera, wyrównując bieg z
uciekającym tuż obok Krukiem, jedynie odwzajemniła uśmiech.
- Sobie może nie, ale k o m u ś
chyba wcale by nie zaszkodziło.
Katona parsknął wyjątkowo nieprzyjemnym
dla ucha śmiechem.
- Stawiasz sobie zbyt wysoką
poprzeczkę, ktoś Ci już to kiedyś wypominał?
- A Tobie ktoś już wypominał,
czym grozi niedocenianie przeciwnika?
- Oj tam zaraz „przeciwnika”…- skręcili
w jedną z mniejszych uliczek, modląc się w duchu, aby nie okazała się ślepym
zaułkiem. Owszem, dzięki przeniesieniu pościgu na wyższy, już bardziej
przypominające sieć labiryntów poziom miasta zyskali większe szanse na
zgubienie prześladowców, jednak dystans między nimi, a dronami w dalszym ciągu
był zbyt mały, aby mogli spokojnie odetchnąć, przekonani o swoim zwycięstwie. A
już na pewno był zbyt mały, aby mogli zawrócić, gdyby wybrana przez nich
uliczka kończyła się wysokim na kilka metrów murem.
Nie kończyła się.
- … to już nie pamiętasz, jak
wspaniale się razem bawiliśmy, Różyczko?
- Oh, pamiętam aż z a d o b r z e .- kobieta wyszczerzyła kły w
sposób, który wydał się Ronanowi trafniejszym powodem na obrzucanie jej
imionami najgorszych potworów z czterech różnych religii, niż sam charakter Strzygi.
Ronan i Fera Rosa- zupełnie,
jakby już wcześniej opracowali każdy najdrobniejszy szczegół ucieczki, w tym
samym momencie uskoczyli w bok, chowając się w zaułku między wieżowcami, kiedy tylko
dystans między nimi, a dronami zwiększył się na tyle, iż umożliwił im zniknięcie
pościgowi z oczu.
Na twarzy Kruka pojawił się
przebiegły, tryumfalny uśmiech, kiedy udało mu się przyłożyć nóż do lewego
boku, tuż pod ramieniem Strzygi. Kobieta na chwilę zamarła… również z szerokim
uśmiechem na ustach.
- Poddajesz się?- spytała
wyzywająco.
Mężczyzna poczuł na brzuchu
lufę glocka, trzymanego tuż przy jego skórze. Nie miał najmniejszej
wątpliwości, że wystarczyło jedno pociągnięcie za spust, by różowowłosa skończyła
z nim tu i teraz, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki Fera miała
stosunek do posługiwania się bronią palną, kiedy w grę wchodziła eliminacja
przeciwników.
Przez chwilę stali naprzeciwko
siebie w ciszy, czekając cierpliwie (na tyle cierpliwie, na ile oboje byli w
stanie), aż pościg minie ciasny zaułek. Usłyszeli policyjne drony kilka sekund
później, jeszcze zanim zobaczyli, jak szukające ich roboty mkną wzdłuż jednej z
głównych dróg, mijając ich kryjówkę bez chociażby najmniejszego cienia podejrzenia.
- Zamierzasz mnie tak po prostu
podziurawić?- szczere powątpiewanie w jego głosie najwyraźniej było aż zbyt
oczywiste, ponieważ Fera w odpowiedzi jeszcze mocniej docisnęła lufę broni do brzucha
Kruka.
- Sądzisz, że nie jestem w
stanie?- spojrzała się na niego nieludzko pustymi, jak studnie oczami.
Uśmiechnęła się niewinnie, co przywołało Ronanowi na myśl radość małej
dziewczynki, która nie dość, że zdawała sobie sprawę z tego, iż zrobiła coś
złego, to w dodatku wiedziała doskonale, że rodzice i tak jej wszystko wybaczą,
ponieważ wygląda, jak niewinny aniołek.
A Fera Rosa zdecydowanie nie
wyglądała, jak niewinny aniołek, dlatego Katona skrzywił się zniesmaczony,
widząc podobny uśmiech na akurat tych ustach.
- Sądzę, że n i e
b ę d z i e s z w stanie.-
odpowiedział, kiedy zyskał już absolutną pewność, że szukający ich pościg
znalazł się wystarczająco daleko od miejsca, w którym się kryli.
- A chcesz to sprawdzić?
Oboje posłali sobie jadowity
uśmiech, a w ślepiach każdego z nich iskrzyło coś na kształt szaleństwa. Żadne
ani drgnęło. Ronan przycisnął swój sztylet nieco mocniej do boku kobiety.
- Tutaj jest żyła, która
biegnie prostu do serca.- wyjaśnił szybko, nie zwalniając uścisku.- Jeśli ją
przetnę, krew wyleje się tak szybko, że nawet nie wymyślisz, jak skutecznie
mnie przekląć.
Nagrodą za to drobne
upokorzenie był widok jej otwartych szeroko ze dziwienia oczu, a także chwilowe
zniknięcie wyzywającego uśmiechu, który siłą rzeczy został zmuszony ustąpienia
miejsca grymasowi zwątpienia.
- Równie dobrze możesz
blefować.- zauważyła Strzyga, choć wcale nie była pewna swoich słów. Mężczyzna
doskonale wyczuł jej wahanie.
- A chcesz to sprawdzić?-
uśmiechnął się przebiegle, naśladując z zadowoleniem wcześniejsze pytanie Fery.
Cisza, jaka nastała między nimi
zdawała się trwać całe millenia.
- Zaproponujesz w końcu ten
remis, czy będziemy tak stać w nieskończoność?- odezwał się Ronan, chociaż
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaką otrzyma odpowiedź.
Strzyga jedynie parsknęła
lekceważąco.
- Powiem Ci, gdzie możesz sobie
ten remis wsadzić. Sam se go proponuj, bardzo chętnie poczekam.
Kruk, zupełnie, jak Fera zaledwie kilka sekund wcześniej jedynie parsknął lekceważąco w odpowiedzi.
Fera? Przepraszam za stan opka, oraz niesamowicie nierówną proporcję lania wody, do faktycznej akcji, ale na razie na więcej mnie nie stać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz