niedziela, 26 lutego 2017

Od Seanit (CD Rashy) - Nowe i nowsze twarze

            Chyba wszyscy dobrze wiemy, czym jest bumerang, na tyle dobrze, że po przeczytaniu tego słowa jesteśmy w stanie bez żadnego trudu wyobrazić sobie płaskie, zazwyczaj drewniane narzędzie, zbliżone kształtem do owocu banana. Chociaż obecnie używane są one jedynie do rywalizacji podczas różnych rozgrywek sportowych (ewentualnie do nękania sąsiadów przez małe dzieci, które po znalezieniu wspomnianego przedmiotu postanowiły porzucać nim, najczęściej obierając za cel cudze okna), kiedyś stosowano je zarówno do polowań, jak i do walki. Stąd też bumerang po dziś dzień oficjalnie określa się, jako "broń ręcznie motaną". Właściwie to nie znamy dokładniej daty powstania wspomnianego narzędzia, chociaż wiek najstarszego bumerangu na świecie (odkrytego w polskiej Jaskini Obłazowej), wykonanego z kości mamuta, szacuje się na około 24 tysiące lat. Nie możemy jednak wykluczać, że używano ich znacznie wcześniej, zaś owo znalezisko było jedynie najstarszym zachowanym narzędziem.
   Dla tych ciekawszych, używana przez Aborygenów nazwa brzmiała boo-mar-rang, co w dowolnym tłumaczeniu oznacza kij, który powraca. Mimo wszystko, wbrew powszechnemu przekonaniu, bumerangi nie zawsze powracały do rzucającego. Czasem nawet nie zaczynały zataczać koła w locie, w dalszym ciągu sunąc po, w miarę możliwości, prostej linii. Wszystko tak naprawdę zależało od kształtu i ciężaru bumerangu, oraz wprawy osoby rzucającej, a w rzeczywistości tylko niektóre odmiany tego narzędzia, rzucone, faktycznie powracały.
   Wracając do czasów współczesnych, Seanit Katona zdecydowanie była typem powracającego bumerangu. Tym wyjątkowo natrętnym i irytującym, który, nawet źle rzucony, za każdym razem powracał do rzucającego. Nie ważne, czy ten oczekiwał powrotu, czy po cichu liczył na to, że dziewczyna się po prostu odczepi. Mało tego! Niezależnie od intencji, z jaką ktokolwiek kiedykolwiek próbował pozbyć się rozczochranego natręta (albo też przypadkowo stracił mikrusa z oczu), musiał wiedzieć, by przenigdy nie odwracać się do niego tyłem. Pchła, oprócz tego, iż stanowiła doskonały przykład bumerangu powracającego, była również tego typu narzędziem, od którego. po  nieumiejętnym rzucie, w drodze powrotnej można było zupełnie  p r z y p a d k o w o  oberwać w łeb.
 - Ałć!- jęknęła dziewczyna, potrząsając prawą dłonią.- Co ja Ci kobieto zrobiłam, że chcesz mi rękę zmiażdżyć?- szatynka rzuciła z teatralnym, wyraźnie udawanym i przesadzonym oburzeniem.- Ale trzeba przyznać, że w łapie to ty masz sporo, nie ma co.- dodała właściwie z uznaniem, bo choć z innego kontekstu można by potraktować podobną uwagę, jak złośliwą zaczepkę, Seanit najzwyczajniej rzuciła w stronę nowo poznanej niewinnym komplementem.
   Rasha jedynie wzruszyła w odpowiedzi ramionami, jakby mówiła "a co ja Ci na to poradzę?", choć nie da się ukryć, że nadmierny entuzjazm dziewczyny wywołał u niej uśmiech. 
   Aż trudno uwierzyć, że kobiety były właściwie rówieśniczkami, choć na pierwszy rzut oka zapewne niewielu dałoby im ten sam wiek. I to nawet nie ze względu na różnicę w posturze, czy wzroście, ale właśnie przez zachowanie Pchły, która na tle wysokiej, dobrze zbudowanej kobiety przypominała zdziecinniałego, nadpobudliwego szczeniaka. Takiego, który najchętniej tu i teraz zwiedziłby w jeden dzień cały świat, chociaż w dalszym ciągu nie umie jeszcze samodzielnie przejść kilku kroków bez potykania się o własne łapy.
 - Efekty treningów?- odpowiedziała w końcu brunetka, tonem właściwie jednoznacznie wskazującym na oczywistość odpowiedzi. 
 - Yhhyyymmm...- Pchła mruknęła przeciągle, trudno powiedzieć, czy do siebie, czy odpowiadając w ten sposób nowo poznanej, chociaż sprawiała wrażenie, jakby właśnie coś analizowała. Po chwili pstryknęła palcami, zadowolona.- Czy to jest jakaś forma buntu?
 - Słucham?!- teraz Rasha już naprawdę wybuchła śmiechem. Jaka wersja świata siedziała w głowie tej dziewczyny, skoro zadawała takie pytania, dopisując do wszystkiego, do każdego wyróżniającego się elementu ludzkiego ciała własną historię?
 - Nie gniewaj się- Pchła niewinnie wzruszyła ramionami, szczerząc się bez powodu.- Ale gdybym miała narysować... no, stworzyć postać na Twój wzór,- tutaj pokazała na trzymany w ręku szkicownik i postukała o kartki wyjętym z kieszeni ołówkiem.- dorobiłabym jej historię buntowniczki.
   Teraz to Rasha spojrzała się na towarzyszącego jej mikrusa, unosząc brwi ze zdziwienia. Nie miała jednak zamiaru komentować tej, bądź co bądź zupełnie przypadkowo i właściwie bezpodstawnie wydedukowanej, ale jakże celnej uwagi. Zmiana tematu okazała się znacznie lepszym rozwiązaniem.
 - Wiesz w ogóle, gdzie my właściwie idziemy?- zwróciła się do ekscentryczki.
   Cóż, nie da się ukryć, że faktycznie obie wałęsały się po mieście już od jakiegoś czasu (nie wiem nawet, czy sama zauważyły, kiedy zdecydowały się obrać przypadkowy kierunek), dobrze by było znać więc chociaż cel spaceru, jednak w odpowiedzi na zadane pytanie szatynka jedynie pokręciła przecząco głową.
 - Nie mam zielonego pojęcia! Właściwie to szłam za Tobą... ej! A co powiesz na stare dobre tam-gdzie-nogi-nas-poniosą?
   Latifa jedynie westchnęła cicho, kręcąc głową z niedowierzania. Nie da się ukryć, że o ile wcześniej jej planowany wieczór, który miała spędzić w towarzystwie filmu, tudzież jakiegoś serialu, oddalał się małymi krokami, tak teraz najwyraźniej zniknął bezpowrotnie. 
 - Wszystko wskazuje na to, że nie zostawiłaś nam wyboru.
 - Ja?- dziewczyna zrobiła wielkie oczy, zaskoczona wskazując na siebie palcem. Rasha odpowiedziała wieloznacznym uśmiechem.
 - Tak, właśnie ty, drzazgo. Powiedz mi tyl...
 - Drzazga!- ekscentryczka bezpardonowo przerwała rozmówczyni w pół słowa.- Tego jeszcze nie słyszałam. A wracając do poprzedniego tematu (jezu, za jakie grzechy?), czy to znaczy, że jesteś nietykalna?- tak, tutaj ponownie wróciła do, właściwie już zapomnianego, pierwszego tematu postury kobiety i domniemanego buntu.
   Na to Rasha ponownie zaśmiała się z niedowierzania, próbując wyłapać (bo już nawet nie zrozumieć) przypadkowe bredzenie tok myślenia niskiej towarzyszki.
 - Uwierz mi, czasem chciałabym, żeby to było takie proste.
 - A nie jest?- Pchła wyglądała na autentycznie zaskoczoną.- Poważnie, będąc kimś takim... albo nawet z kimś takim u boku można po świecie chodzić. I nic, absolutnie nic nie będzie Ci straszne!- był to oczywiście bardzo naiwny tok myślenia i aż trudno uwierzyć, że podobne słowa padły z ust kogoś, kto za niecałe trzy lata będzie mieć za sobą już trzecią dekadę życia. 
 - Jasne...- kobieta po raz setny tego wieczoru pokiwała głową z niedowierzania, choć jej zdziwienie, a momentami nawet zażenowanie, nagle ustąpiło miejsca autentycznemu oburzeniu.- Stop, stop, stop! Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że masz zamiar traktować mnie jak osobistego ochroniarza?- nie da się ukryć, że w zależności od intencji, Pchła mogła w tym momencie stąpać po cienkim... po  n i e w y o b r a ż a l n i e  cienkim lodzie.
 - Nie... a mam traktować?
 - W życiu! Co to w ogóle za... i oby taki pomysł nawet nie wpadł Ci do głowy.
   Pchła jedynie po raz kolejny wyszczerzyła się niewinnie.
 - Nie traktuję.- i bez żadnego zahamowania (a także ku wyraźnemu zdziwieniu ciemnowłosej kobiety) tak po prostu wzięła ją pod rękę. A przez różnicę wzrostu, w efekcie niemalże się na niej wieszając.- O! Chodźmy tutaj!- pokazała palcem knajpę, znajdującą się po drugiej stronie.
 - "Pod zielonym smokiem"...? Poważnie? Kto w dzisiejszych czasach nazywa tak knajpy?- zauważyła Rasha, trafnie z reszta, gdyż nazwa faktycznie sprawiała wrażenie wyjętej rodem z Tolkienowskiego, średniowiecznego świata fantasy. 
 - Jak wejdziemy do środka, na pewno się dowiemy!
   Właściwie to wielu rzeczy można się było spodziewać po wejściu do nie tylko dziwnie nazwanego, ale też rzucającego się w oczy miejsca, zarówno z zewnątrz, jak i w środku przypominającego właściwie bliżej nieokreślone baro-knajpo-restauracjo podobne... coś. Dżannah raczej nie słynął z barów, gdyż wszelkie miejsca spotkań towarzyski, ściągających zarówno miejscowych, jak i turystów były raczej specjalnością Elizjum, ale nawet tutaj można było znaleźć przepełnioną hałasem i wypełniona ludźmi knajpę. Obok, właściwie tuż przy wejściu dało się słyszeć odgłosy dość nietypowej rozmowy... jeśli w ogóle można to było rozmową nazwać. Wzrok obu kobiet padł na sprzeczających się klientów knajpy.
 - Ależ wielmożny panie, pan mnie chyba źle zrozumiał...- odezwał się jeden z mężczyzn. Trudno powiedzieć o co mogło im pójść, aczkolwiek z reakcji tego drugiego wyraźnie wynikało, że został w jakiś sposób obrażony. Albo, co z kolei wynikało z tłumaczenia się blondyna, zdawało mu się, iż został obrażony.
 - Weź mi powiedz- Rasha zwróciła się do stojącego obok niej mikrusa.- Czy to jest jakaś klątwa, czy po prostu masz tak cholernego pecha, że gdzie byś nie poszła, ściągasz kłopoty? Bo dwie awantury jednego wieczora raczej trudno nazwać zwykłym zrządzeniem losu... a ty dokąd?- zawołała, choć Sea znalazła się już przy dwóch nieznajomych i bez zbędnych uprzejmości dźgnęła awanturującego się faceta w plecy zwróciła na siebie uwagę dwóch mężczyzn, chwilowo przerywając im kłótnię.
 - A coś ty za jedna... czego chcesz?- starszy facet mruknął w odpowiedzi.
 - Ależ nie, nie, nie. Poprawne pytanie brzmi, czego pan  c h c e  od naszego kolegi?- tutaj jednoznacznym gestem wskazała na mężczyznę w kapeluszu, choć oboje doskonale wiedzieli, że spotkali się pierwszy raz w życiu.

Jaskier? Rasha? Trochę bez pomysłów, ale pomyślałam, że w grupie będzie ciekawiej

sobota, 25 lutego 2017

Jeśli chcesz, możesz pisać po pijanemu, ale bądź na czczo gdy będziesz to czytał

littleulvar
Imię: Sprawa z imieniem tego uprzejmego pana jest dość ciekawa, żeby nie powiedzieć komiczna. Otóż oryginalnie brzmi ono Jasper, ale właściwie to żaden z jego przyjaciół tak do niego nie mówi. Dlaczego? Otóż dawno temu przylgnął do młodego jeszcze chłopaka pseudonim pisarski ,,Jaskier”, od pewnego (dobrze nam znanego) bohatera literackiego z popularnego polskiego fantasy. Imię to tak się mu spodobało, że od tamtej pory w pierwszej kolejności zwykł się przedstawiać właśnie nim, jakby zapominając o swojej właściwej tożsamości. Tym sposobem Jaspera nie zna nikt, a Jaskra rozpoznaje jedna trzecia Megalopolis.
Nazwisko: Calaghan
Pseudonim: Gdybym nie wyjaśniła sprawy w polu wyżej, wpisałabym tu w pierwszej kolejności ,,Jaskier”, czy też ,,Dandylion”, ale już uzgodniliśmy, że wygodniej będzie nam je traktować jako imię, a nie przezwisko (toż to by była zniewaga!). Żeby nie było, pseudonimów też nazbierał. Do najpopularniejszych należy zaszczytny tytuł Wierszoklety Od Siedmiu Boleści, Zachrypniętego Bażanta (mijający się z prawdą, głos Jaskra wcale nie należy do najgorszych), Kopniętego lub Szurniętego Poety czy też Przekleństwa Mediów.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: Oj, istoty żywe pokroju naszego poety wydają się istnieć od zawsze i trwać po wieki wieków, aż nie będą miały kogo irytować swoim istnieniem. Takie zakały zdają się mieć po kilka tysięcy lat... a tak na poważnie, to skończył ich dwadzieścia osiem.
Rasa: W regule homo sapiens - człowiek rozumny, ale Jaskier woli mówić o sobie homo coloris - człowiek barwny. Na co komu rozum, gdy brakuje ci unikalnej osobowości?
Narodowość: Zwiedził pół świata, ale serce zostawił na pewnym urokliwym teksańskim zadupiu w Stanach Zjednoczonych.
Obywatelstwo: Pląta się głównie tam gdzie go nie chcą, czyli wszędzie. Ale najlepszym miejscem do zbierania myśli wydało mu się Dżannah i tam też jest zarejestrowany, mimo braków jakiegokolwiek powiązania z bliskim wschodem.
Rodzina: Rodzice żyją sobie spokojnie gdzieś na emeryturze, czasem wysyłając synowi jakieś kartki. On również o nich nie zapomina, odpowiadając co jakiś czas na maile, co prawda nieco zdawkowo i pomijając pewne szczegóły. Nie ma z nimi złych kontaktów, ale nie spieszy mu się też by wracać do domu.
Miłość: Nie da się ukryć, że Wierszokleta jest podrywaczem. Nie nachalnym, a raczej subtelnym. Od czasu do czasu rzuci którejś z koleżanek z pracy oficjalnej i nieoficjalnej miłym, nic nie sugerującym komplementem. Stały związek to dalej dla niego temat raczej nieprzemyślany. Ale kto tam wie? W końcu miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. A teraz spróbuj zdefiniować kształt gruszki nie używając jej nazwy.
Aparycja: Jaki Jaskier jest, każdy widzi. To średniego wzrostu facet o zadbanej, lecz nie za mocno zbudowanej sylwetce. Gdy przyjrzysz mu się bliżej, bez trudu odgadniesz, że niejeden cud świata widział i z niejednego pieca chleb jadł. Opalona skóra, ślady starych otarć na dłoniach i przedramionach, palce obrobione od różnych czynności z czterech stron świata. Najlepszym i najprostszym do zauważenia dowodem jest kolekcja tatuaży na prawie całej długości prawej ręki. Każdą ,,obręcz" zdobył w innej części świata od tamtejszych mieszkańców - od południowoamerykańskich Indian, po rdzennych mieszkańców północno-środkowej Afryki. Niektóre wyglądają podobnie, co sugeruje, że jednak zdarzało mu się wracać do pewnych miejsc. Jaskier czuje się niezwykle dumny ze swojej kolekcji i uwielbia opowiadać o każdym pasku z osobna. Słyszysz to wszystko, a potem dowiadujesz się, że koleś jest pisarzem. Jedni wtedy uważają, że wszystko nabiera sensu, a drudzy, mniej znający się na pisarskim fachu, wręcz przeciwnie. W końcu koleś nie wygląda ani na Beara Gryllsa, ani na człowieka pracującego za biurkiem. Twarz ma jak dla siebie normalną, bez żadnych rewelacji: średniej długości zarost (z nudów zapleciony na podbródku w warkoczyki), lekki garb na nosie i rozcięta w połowie lewa brew. Na dolnej wardze ma trójkątną bliznę, z której pochodzenia nie jest zbyt dumny. Niektórzy twierdzą, że kobiety lecą na facetów z bliznami, ale ślad po tym, jak w dzieciństwie próbował zjeść agrafkę, chyba nie będzie budził większego podziwu. Dodawanie ,,Poważnie! Walczyłem przez to o życie!” w niczym nie pomoże. Kolor oczu Jaskra przywodzi na myśl letnie niebo: jasne, pogodne i nie zapowiadające żadnych zachmurzeń. Z tym, że jego oczy nie zwykły kłamać, czego nie można zawsze powiedzieć o wspomnianym wcześniej nieboskłonie w środku lata. Trzeba też dodać, że chociaż nasz Wierszokleta nie jest typowym rozrabiaką, to jednak zawsze tańczy w nich zbójecki błysk, wzbudzający pewne podejrzenia co do opinii ,,nieszkodliwego pisarczyka” jaką przypisują mu przelotni znajomi. Włosy w kolorze dojrzałych kasztanów wydają się przeczyć prawom fizyki, mimo długości stercząc na wszystkie strony w ,,artystycznym nieładzie”. Czasem nawet któryś przydługi kosmyk wpada mu do oka, ale Jaskier zawsze upiera się, że się obetnie dopiero gdy będzie w stanie spiąć sobie PORZĄDNEGO kucyka (taki naturalny wyznacznik dla osób balansujących między wizerunkiem ,,nieokrzesanego”, a ,,zaniedbanego”). Standardy co do ubioru ma właściwie niezmienne - wymięta koszula (gładka lub w kratę) z rękawami podwiniętymi do łokci, prosta kurtka z chociaż jedną wewnętrzną kieszenią na notes i ołówek, sprane ciemne jeansy i wytarte, schodzone buty (niegdyś można by było powiedzieć o nich ,,kościelne). Ma pewien sentyment do jednej, konkretnej rzecz, której nigdy nie zapomina: naszyjnika. Jest właściwie tylko prostym, srebrnym łańcuszkiem z wisiorkiem zrobionym z dwóch krótkich piór w beżowo-brązowe pasy. Mężczyzna często bawi się nimi gdy intensywnie nad czymś myśli, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Zapewne to pamiątka z którejś podróży, ale z której? Tu również trudno o jednoznaczną odpowiedź.
Charakter: Kim jestem? Co to za pytanie?! Sobą! Najbardziej autentycznym i niepowtarzalnym Teksańczykiem jakiego spotkacie. Aż dziw bierze, że tego nie widać. Cóż, o ile na pierwszy rzut oka ktoś faktycznie jeszcze może nie zdać sobie sprawy, z jak ekscentryczną osobą ma do czynienia, to po pierwszej rozmowie na pewno dojdzie do tego wniosku. Jak to powiedział mu kiedyś jego kompan: ,,Ogarnij się, Jaskier! Masz lat niemal trzydzieści, wyglądasz na dwudziestolatka, a zachowujesz się jakbyś nie skończył osiemnastki”. Jest to chyba najkrótszy i najprawdziwszy opis naszego Wierszoklety. Dla ,,poważnych, zapracowanych ludzi” mężczyzna wydaje się bardziej nieogarniętym, nieznośnym dzieciakiem, nawet jeśli na jedno mądre słowo odpowie ci dziesiątką lepszych. Nie da się ukryć, to inteligentny facet, chociaż nie wygląda. Często wydaje się pleść trzy po trzy, wyrzucając z siebie wszystko co mu ślina na język przyniesie. Nie bez powodu niektórzy robią zakłady co też prędzej wpędzi Jaskra do grobu: przesadna szczerość czy źle rzucony sarkazm. Co poradzić? Jest szczery do bólu, a to niestety częsta przypadłość poetów (i dziwić się, że to zagrożony gatunek). Ludzie nigdy nie lubili prawdy i nic nie zapowiada, by miało się to w najbliższej przyszłości zmienić. Wobec tego artyści pokroju Wierszoklety powinni raczej trzymać język za zębami, wylewając swoje uwagi do internetu w bezpiecznym, zacisznym domu. Ale Calaghan chyba nie ma zbyt głośnego instynktu samozachowawczego. Gdy coś mu się nie podoba, woli wypowiedzieć się o tym osobiście, najlepiej stając oko w oko ze swoim rozmówcą, nieważne kim by nie był. Można to uznać za heroizm, można i określić to jedynie mianem kretynizmu, ale w każdym razie fakt, że ten wyszczekany idiota jeszcze żyje, można przypisać jedynie nieprzebranemu zasobnikowi szczęścia. Jak inaczej wyjaśnić fakt, że wyszedł bez szwanku z baru motocyklowego po obstawianiu poziomu IQ każdego z obecnych? Nawet jeśli nie jest rozrabiaką i umyślne powodowanie bójek nie leży w jego prawdziwej naturze, to jednak coś zbyt łatwo potrafi wyprowadzać ludzi z równowagi. Jeśli zabierasz go gdzieś ze sobą, działasz tylko na własne ryzyko (chyba, że jesteś fanem skoków adrenaliny). To musi być jakiś unikalny talent, prawdopodobnie jedyny którego mu nie zazdroszczę. Jasper może wydawać się mieć nieco wybujałe ego, ale nazwanie go samolubem to jednak pewna przesada. Ma głupi i niebezpieczny (dla otoczenia) nawyk posiadania ostatniego słowa. Na dodatek nie idzie go przegadać - mężczyzna najprostszą wypowiedź potrafi tak poplątać, że jego rozmówca po prostu głupieje. Jest niesamowicie pewny siebie. Przemawianie przed salą pełną ludzi nie stanowi dla niego żadnego problemu, nawet jeśli nie przygotował sobie żadnej przemowy. Łatwo wpasowuje się w sytuację, wydaje się dostrajać nastrój publiczności wedle swoich potrzeb. To by wyjaśniało jego popularność, nawet jeśli w dzisiejszych czasach w sieci wierszy i innych wartości intelektualnych szuka naprawdę niski odsetek internautów. Jak się można domyślić, Jaskier jest osobą, w której towarzystwie nie obejdzie się bez jakiejkolwiek konwersacji. Będzie cię dręczył aż koniec końców zaczniesz udzielać przynajmniej zdawkowych odpowiedzi. A jak nie, to będzie gadał do siebie (ciężko stwierdzić, co jest gorsze). Nie potrafi zdzierżyć żadnej zniewagi, nieważne czy rzucono ją prosto do niego czy któregoś z jego przyjaciół. Po prostu nie umie puścić tego płazem, ale doskonale też wie, że nie jest w stanie nikomu za to przywalić. Dlatego do akcji znowu wchodzi język oraz nieograniczony zasób sarkazmu, ciętych ripost i ironii. Jaka szkoda, że rzadko trafia na kogoś, kto potrafi ciągnąć słowny pojedynek - w większości przypadków po pierwszym zdaniu raczej powinien robić unik, niż szykować w głowie odpowiedź. Jest świetnie oczytany w zakresie literatury pięknej oraz filozoficznej, a co za tym idzie ma bogaty zasób słownictwa, którego co poniektórzy po prostu nie rozumieją. Na jego twarzy zawsze tańczy pogodny uśmiech, który mężczyzna stara się wprowadzać także i na cudze twarze. Jest kulturalnym i uprzejmym człowiekiem, chyląc czoła na każde rzucone w jego kierunku pozdrowienie (a niektórym damom to nawet się przy tym głęboko ukłoni). Nie lubi stać bezczynnie gdy widzi, że ktoś wyraźnie potrzebuje pomocy. Mógłbyś choćby i zakupy nieść, a on i tak się uprze wziąć od ciebie którąś siatkę. Nie przepada za nowoczesnością. Wszelka bardziej skomplikowana technologia jest dla niego jak czarna magia. Tak samo nie cierpi wizerunku współczesnego pisarza, siedzącego za biurkiem i czerpiącego wszystkie inspiracje z cudzej pracy. Wierszokleta lubi pisać o tym, co zna i czego faktycznie doświadczył. Dlatego właśnie tak bardzo ciągnęły go podróże, a obecnie jest bezcennym źródłem informacji na temat kultur z całego świata oraz całkiem dobrym psychologiem. Stare otarcia na palcach nie wzięły się od trzymania długopisu. Mężczyzna chcąc nauczyć się czegoś o prawdziwym życiu brał się do różnych robót w różnych częściach świata: jeździł konno z tułaczami na mongolskich stepach, pasł owce w Alpach, słuchał buddystów w Nepalu, nosił worki z solą w Peru. Ma więc wiele ciekawych historii w zanadrzu, równocześnie nie mając praktycznie nikogo kto chciałby go wysłuchać. I oto właśnie cały Jaskier - (o)błędny poeta/pisarz żonglujący słowem sprawniej niż jakikolwiek polityk. Jednych jego osobowość po prostu irytuje, a innych... no cóż, inni koniec końców zdają sobie sprawę, że nie da się go zmienić, choćbyś nie wiem jak chciał. Masz jedynie trzy opcje: możesz spróbować się go pozbyć (jak wielu przed tobą), tolerować lub polubić.
Song theme: Everybody Loves Me - One Republic
Zarys przeszłości: Zobaczmy, czy jest tu coś ciekawego do opowiedzenia... w sumie, to przed wyjazdem z domu w jego życiu nie działo się raczej nic interesującego. No dobra, ,,wyjazdem” tego nazwać nie można. Gdyby gdzieś ,,wyjeżdżał”, wszystko by sobie uprzednio przygotował i poinformował rodziców gdzie i na jak długo się wybiera. Tymczasem pewnego ranka po tym, jak poprzedniego wieczoru poważnie pokłócił się z ojcem, dziewiętnastoletni Jasper po prostu spakował kilka rzeczy oraz zbierane na ten moment latami pieniądze, wziął kapelusz i ruszył w dół drogi w stronę najbliższego skrzyżowania. A dalej autostopem przez różne stany i samolotem do Ameryki Południowej. No i jakoś to poleciało - Meksyk, Brazylia, Argentyna, Peru i do Europy, później Afryki, na bliski wschód i jeszcze dalej w Azję. Wszędzie zostawał na góra kilka dni, po czym jechał dalej, skrzętnie zapisując najciekawsze rzeczy. Ciężko byłoby spisać tu to wszystko, dlatego pozwólcie mojemu lenistwu ograniczyć się do minimum. W końcu któregoś razu zdobył laptop i zdecydował się rozpocząć publikowanie swoich wypocin gdy tylko złapał gdzieś internet. Tak mniej więcej Jaskier powiedział w końcu światu ,,Cześć! Tu jestem!” i, ku jego zdziwieniu, niektórzy ludzie przyjmowali to pozytywnie. Gdy w końcu stwierdził, że widział wystarczająco dużo, osiadł na jakiś czas na Litwie, układając na półce materiały do swoich tekstów. Tam złapał go jakiś redaktor z Edenu i zaproponował pracę w Megalopolis. Wierszokleta jedynie wzruszył ramionami i stwierdził, że nic mu i tak nie zaszkodzi. Ale ustrój ,,idealnych” miast szybko zaczynał działaś mu na nerwy. Tak więc docieramy do chwili, w której niepozorny pisarz decyduje się dołączyć do Szczurów. Koniec bajki. Szczegóły można usłyszeć tylko od samego Jaskra.
Oficjalnie: Jaskier z powołania zajmuje się pisaniem. Oficjalnie zarabia pisząc teksty oraz reportaże do czasopism i na strony internetowe. Stały kontrakt ma w ,,Eden Daily”, gdzie publikuje krótkie historie o prostych sytuacjach, mogących przytrafić się każdemu. Chyba właściwie tylko tutaj posługuje się podpisem ,,Jasper Calaghan”. Bardziej hobbistycznie tworzy ambitniejsze dzieła. Gdy coś go natchnie, po prostu wylewa wszystko na papier (lub komputer - to jedno szatańskie ustrojstwo umie obsługiwać) w różnych formach. Najczęściej pisze wiersze, czasem bierze się też za krótkie teksty filozoficzne, trafiające potem do internetu. Publikuje je jednak nie pod swoim właściwym nazwiskiem, a właśnie jako Jaskier, który ma nawet rozsianych po świecie fanów.
Rola w gangu: Jako dziennikarz, Jaskier ma dostęp do różnego rodzaju konferencji prasowych, gdzie może zbierać informacje właściwie z pierwszej ręki. Ma znajomości w policji, dzięki czemu jest w stanie załatwić sobie przejście ,,za policyjną taśmę”. Często w ten sposób odwiedza miejsca ostatnich działań Szczurów, dowiadując się jak wiele udało się wywnioskować detektywom i ewentualnie ostrzec resztę ekipy. Przydaje się także jako mówca oraz przy przesłuchaniach (ktoś musi grać ,,dobrego glinę” zanim ten drugi straci cierpliwość). Jeśli potrzeba przekonać kogoś do współpracy czy dołączenia do ,,elity” szajki, chętnie zgłasza się na ochotnika.
Umiejętności: W Teksasie posiadanie broni nie jest niczym wyjątkowym. Policja nie ma z tym problemów, dopóki ktoś nie zaczyna strzelać do ludzi. Tym sposobem starszy Calaghan mógł nauczyć syna strzelać z pistoletu i strzelby policyjnej. Mimo tego jednak poeta nie lubi po nie sięgać i sam żadnej broni własnej nie posiada. Najlepszym narzędziem Jaskra jest jego głos i rozum. W połączeniu z mówczą wprawą mogą być w stanie bardziej pomóc niż jakakolwiek broń palna. Tak jak wspomniałam wcześniej, głównym zajęciem Wierszoklety są właśnie wiersze oraz różnego rodzaju teksty. Mężczyzna ma do tego jakby naturalny dar i wolny czas spędza głównie tworząc ,,bezużyteczne zlepki rymów”. Całkiem sprawnie wykonuje szkice, ale nie jest to mistrzostwo i chętnie patrzy na pracę kogoś lepszego. Nieźle też śpiewa i gra na gitarze (często równocześnie), ale i to jest zdecydowanie jedynie dodatkowym, odprężającym zajęciem. Umie i lubi jeździć konno, jednakże w centrum miasta ta umiejętność raczej się nie przyda. Czasem wybiera się do stadniny na dalekich krańcach Edenu, żeby spokojnie pomyśleć. Podróże po świecie nauczyły go wielu pożytecznych rzeczy, z pierwszego wrażenia wydających się nieistotnymi, dopóki faktycznie nie najdzie jakaś potrzeba. Największym plusem kręcenia się po obcych krajach zdecydowanie był przymus nauki języków obcych - najlepiej zna podstawy francuskiego, hiszpańskiego, chińskiego, rosyjskiego i niemieckiego.
Przyjaciele: W tłumaczeniu: ,,ludzie z którymi wybrałby się na piwo bez żadnych obaw". Bez wątpienia trafia tu więc Seanit - mikrus po prostu go urzekł.
Wrogowie: Pewnie sporo osób go nie lubi, ale żeby od razu ,,wrogowie”? Pfft, bez przesady...
Autor: Nyan Cat

Wiem, że sądzicie, iż wiecie co przed chwilą powiedziałam, ale nie jestem pewna, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że to, co do was dotarło nie jest tym, co myślę.


Imię: Semira Meraffe, chociaż nie zdarza jej się przedstawiać oboma imionami na raz. Najczęściej stosuje je wymiennie, Semirą będąc tylko dla ludzi, których ma ochotę znać. Meraffe w dużej mierze zarezerwowane jest dla wszystkich tych, którzy są niegodni zaszczytu poznania właściwego imienia królowej. Dlatego większość niewiele znaczących ludzi pyta właśnie o Meraffe. Zaledwie nieliczna grupa szczęśliwców łączy oba imiona w postać jednej, czarnoskórej manipulantki i z jakiegoś niezrozumiałego powodu chwali się, ją przejrzeli. Co więcej, bliżsi znajomi Semiry bez skrępowania pozwalają sobie zwracać się do niej per Sem, a jej zupełnie to nie przeszkadza. W końcu tak nazywała ją głównie rodzina.
Nazwisko: Amsalu Mekbib. Zarówno dwuczłonowe imię jak i nazwisko nie jest ani nazbyt trudne, ani egzotyczne, a mimo to niektórym ludziom zapamiętanie go sprawia drobny problem. Dlatego Semira przymyka oko na to, że niektórzy wybierają sobie tylko jeden człon nazwiska do zapamiętania. Jakby nie patrzeć sama Sem korzysta z tej sztuczki – w końcu podwójne imię i nazwisko daje razem cztery możliwe sposoby przedstawienia się. A idąc o krok dalej także cztery różne tożsamości dla czterech różnych kobiet.
Pseudonim: Stwierdzenie, że sława odbiera życie osobiste nie jest niczym nowym i odkrywczym. Tak po prostu było, jest i będzie, więc dlaczego ktoś miałby próbować z tym walczyć? Meraffe już na początku pogodziła się z takim stanem rzeczy. Dlatego nigdy nie czuła się w obowiązku bezwzględnie taić swoich imion i nazwisk. I tak co drugi brukowiec czy portal plotkarski w Megalopolis używa jej scenicznego pseudonimu - Azmery - na równi ze sprawdzonymi, prawdziwymi danymi. Jednak istnieje też druga, znacznie mniej legalna strona medalu, gdzie wymachiwanie na prawo i lewo informacjami o sobie nie wróży długiego, szczęśliwego życia. Półświatek ma więc swoją Ifryt lub Isati - z amharskiego po prostu ,,ogień" - i nie potrzebuje dodatkowych określeń.
Płeć: Kobieta
Wiek: Semira Amsalu Mekbib sprawia wrażenie kobiety doświadczonej, która niejedno już w życiu widziała. Dlatego niektórzy zaskoczeni są tym, że królowa ma zaledwie 23 lata. Zabawne, że w ciągu kilku lat działalności w miastach udało jej się dokonać więcej niż niektórym przez całe życie. Pewnie właśnie dlatego posądzają ją o paskudne kłamstwo w kwestii wieku i oskarżycielsko wskazują na długowieczność takich jak ona.
Rasa: Jest mieszańcem po całkowicie ludzkich rodzicach. Z całej ogromnej rodziny Amsalu Mekbib tylko ona miała to nieszczęście zostania pół demonem. Nie potrafi sobie przypomnieć okoliczności, w których została połowicznie ifrytem, ale też nie jest pewna czy chciałaby zapamiętać ten proces. Wystarczy jej fakt, że w wyniku fuzji stała się muzułmańskim demonem o ludzkim ciele.
Narodowość: Będąc bardzo precyzyjnym należałoby podać zamieszkały przez lud Mursi rejon dorzecza Omo w strefie Debub Omo Regionu Narodów, Narodowości i Ludów Południa, ale komu chciałoby się uczyć tego na pamięć? ,,Etiopia" brzmi prościej, przyjemniej i znacznie mniej zdradza.
Obywatelstwo: Niekwestionowanym centrum całego imperium (czy też Imperium - nie wiedzieć kiedy to słowo stało się nazwą własną całej organizacji) jest Messiah Union - twierdza ze stali i szkła w Shangri-La. Jedyne miasto dość pokręcone, by potencjalnie najniebezpieczniejsza kobieta w półświatku mogła założyć swoją siedzibę zupełnie niezauważona przez nikogo ważnego.
Rodzina: Cała rodzina Semiry żyje w rodzinnej Etiopii i ani myśli jej opuszczać. Jej rodzice - Demeku i Menkir Amsalu Mekbib - nie widzą sensu w zmienianiu swojego życia, zwłaszcza, że ich jedyna córka poza granicami państwa jest nadzwyczajnie hojna. Wobec tego bardzo dobrze im się żyje i mogą w całości skupić się na pomocy reszcie swoich dzieci. A jest komu pomagać, zaczynając od najmłodszych, dziewięcioletnich bliźniąt o imionach Kalu i Meseret. Nieco starsi od nich Tarmu i Hakim także nie mogą się jeszcze usamodzielnić. Sama Semira definitywnie najbliżej jest z siostrą Enanu i bratem Senay'em, ponieważ dzielą ją od nich zaledwie minuty. Nie są to jednak najstarsze dzieci w rodzinie, choć niewiele brakuje. Starsze są tylko Beshadu, Nardose i Tidani, pełniąca zaszczytną funkcję pierwszej po rodzicach.
Miłość: Ifryt nie ma czasu na miłość. Przelotne romanse - owszem, ale nigdy miłość w jej ścisłym znaczeniu. Nie jest zupełnie pewna, że potrafiłaby kogoś bezwarunkowo pokochać, a ci, którzy ją znają zdecydowanie wolą nie sprawdzać na własnej skórze jak długo zajmie Semirze znudzenie się nimi. Albo kiedy przestaną być jej przydatni. Obie opcje najpewniej skończyłyby się paskudnym, nieszczęśliwym wypadkiem. Warto jednak odnotować, że Meraffe nie ogranicza się wyłącznie do mężczyzn.
Aparycja: Patrząc na Sem trudno nie odnieść wrażenia, że patrzy się na kogoś ważnego i jednocześnie przerażającego. Sam jej sposób bycia przywodzi na myśl doświadczonego drapieżnika, któremu w pierwszej kolejności należy się bezwzględny szacunek. Zwłaszcza, że Meraffe nie jest zwyczajnym zagrożeniem - jest lwicą; królową wśród drapieżników. Isati już na pierwszy rzut oka od, głównie jasnoskórego, społeczeństwa dzielnic, w których się najczęściej pojawia, odróżnia kolor skóry. Isati ma także niespotykany jak na przedstawicielkę rasy czarnoskórej odcień cery, który ze względu na połowiczność jej nieludzkiej natury charakteryzuje się głębokim ciemnobrązowym odcieniem, który zdaje się mieć w sobie specyficzną bordową domieszkę. Skóra kobiety w dotyku zawsze przypomina przyjemnie rozgrzany aksamit i temperatura otoczenia nijak na to nie wpływa. Mało tego oczy Ifryt mają nienaturalny, hipnotyzujący, ciemnoczerwony kolor. Twarz Meraffe według niektórych uchodzi za idealną. Nic dziwnego, gdyż natura łaskawie obdarowała dziewczynę pełnymi ustami oraz kształtnym, choć mimo wszystko charakterystycznym dla jej pobratymców nosem. Dolną wargę od góry szpeci brzydka, wypukła blizna. Wcale nie przeszkadza ona Ifryt. W połączeniu z dobrze zarysowanymi kościami policzkowymi sprawia to pożądany przez Ifryt efekt - mianowicie skupia uwagę otoczenia. Poza tym Semira z dumą prezentuje światu długie do pasa, proste włosy o ton ciemniejsze od jej skóry. Uszy zwykła ozdabiać niewyszukanymi, srebrnymi kolczykami. Jej strój wbrew pozorom nie wyróżnia aż tak jakby mógł. Dobrze czuje się w ciemnych kolorach, więc przeważnie ubiera czarne ubrania, które choć nie odsłaniają zbyt wiele ciała i tak umiejętnie podkreślają jej sylwetkę. Zwykle ubiera się funkcjonalnie, choć równie często i chętnie ubiera na siebie elegantsze stroje. Najlepiej jednak wychodzi łączenie jej wygody i zapadającej w pamięć kreacji. Kobieta jest mocnej budowy, ale nazwanie jej grubszą jest sporym błędem. Isati zwyczajnie nie wygląda jak chodzący wieszak na ubrania i jest całkiem zadowolona ze swojej postury. Bez trudu można przypisać jej cechę wysokiej i całkiem proporcjonalnie zbudowanej. Co za tym idzie nagość nie stanowi dla niej żadnego dyskomfortu czy przeszkody. Wiele można jej zarzucić, ale przenigdy nie to, że kobieta wstydzi się swojego ciała. W końcu to jedno z jej narzędzi, o które wyjątkowo dba. A głos demona? Cóż. Dość niski i melodyjny. Taki, którego nie myli się z żadnym innym.
Charakter: Żmija. Diablica. Manipulatorka. Dumna lwica. Kusicielka. Królowa. Femme fatale. - takie określenia regularnie przewijają się przez opisy jej osobowości. Co śmieszniejsze zupełnie zgodnie z prawdą. Każdy czarnorynkowy handlarz wie, że kim jest Ifryt i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że powinien trzymać się od niej z daleka. Bo Isati jest niebezpieczna i wszyscy o tym wiedzą. Problem tkwi jedynie w tym, że nikt nie potrafi przewidzieć w jaki sposób objawi się zagrożenie, co jedynie potęguje wrażenie niebezpieczeństwa... albo bycia ofiarą polowania. Isati prowadzi osobliwą grę na wielu poziomach. Żaden jej plan nie jest wyłącznie jednowymiarowy i zamknięty. Każdy jeden stwarza dodatkowe okazje i umacnia niezachwianą pozycję Ifryt na szczycie Messiah Union. Meraffe stosuje maski i zasłony, będąc dokładnie tym, kim musi być w danej sytuacji. A zwykle musi być okrutną i bezwzględną królową zdolną utrzymać w ryzach ogromną organizację przestępców, a stwierdzenie, że sprawia jej to przyjemność wcale nie będzie tu przesadą. W innym wypadku zwykle oczekuje się od niej zachowania godnego celebrytki, co wbrew pozorom wyjątkowo się między sobą nie różni - przynajmniej Isati nie dostrzega rażącej różnicy. Trudno znaleźć w niej autentyczne ciepło, kiedy przeważająca większość jej uśmiechów tak naprawdę zdaje się być zakamuflowanym ostrzeżeniem. Drapieżne uśmiechy Ifryt są już niemalże legendą, a sama jej parszywa reputacja wręcz wymusza pilnowanie każdego swojego słowa czy gestu. Isati jest niekwestionowaną mistrzynią obserwacji i wyciągania wniosków. Co za tym idzie wie także czego nie dać po sobie poznać, żeby się nie zdradzić. Niemożliwym jest, by czytać w niej jak w otwartej księdze. W końcu to ona jest górą w każdej sytuacji, a jeżeli nie jest... cóż, sprawdź jeszcze raz za chwilę. Wtedy już na pewno będzie. Semira z całą pewnością jest kobietą myślącą szybko, jasno i co ważniejsze bezustannie. Ogromne plany rysujące się w tyle jej głowy nie mogą przecież zostać zrealizowane bez dokładnego przemyślenia ich i zaplanowania. Dla Sem nie istnieje pojęcie rzeczy niemoralnej albo nieprzekraczalnej granicy sumienia. Takie szlachetne postawy w ostatecznym rozrachunku tylko przeszkadzają w realizacji celu, a ten przecież zawsze jest najważniejszy. Dlatego Ifryt nigdy nie cofa się przed niczym. Naturalnie odnoszone sukcesy nauczyły ją niezachwianej wiary i pewności, że wszystko ostatecznie ułoży się po jej myśli. Bardzo ładnie łączy się to z jej wręcz monstrualnymi ambicjami. Ifryt nigdy nie chciała być liderką pojedynczego kartelu narkotykowego. Nie chciała też zdominować żadnego z miast Megalopolis. Isati zależy wyłącznie na władzy nad całym światem i przeciwieństwie do przerysowanych, filmowych czarnych charakterów ma szansę, żeby jej marzenie się spełniło. Pozostaje więc pytanie w jaki sposób to osiągnie i czy świat zorientuje się zanim będzie za późno? Na razie znają ją przecież głównie cztery miasta Megalopolis, a i one pełne są plotek na jej temat. Przemawia przez nią ten szczególny rodzaj zbytniej pewności siebie, który nieodmiennie kojarzony jest z wyniosłością. Wedle powszechnej opinii to przecież pozbawiona jakiegokolwiek sumienia, zdająca się nie mieć za grosz współczucia czy skrupułów bestia, którą posądzają o wypełznięcie z czeluści piekielnych. Z wyjątkową starannością karmi tak śmiałe wymysły na swój temat. Jej reputację można by przyrównać do góry lodowej - czubek wystający ponad wodę jest faktyczną prawdą na temat Semiry, cała zanurzona w wodzie reszta stanowią plotki, domysły, pogłoski i tajemnice szerzące się po miastach jak zaraza, ale tylko Isati zdaje sobie z tego sprawę. Słowa są najgroźniejszą bronią Meraffe, bo do mistrzostwa opanowała ona ukrywanie prawdy, właściwie nie kłamiąc. Jest połowicznie ifrytem - a więc dżinem - więc nie jest zdolna do wypowiadania całkowitych kłamstw wprost. Tajemnica służy jej za oręż, a rozważnie konstruowane zdania pełne niedopowiedzeń czy półsłówek nie raz były przyczyną zguby. Ifryt nigdy nie mówi niczego bez przyczyny, a każde słowo które pada z jej ust może mieć sprytnie zakamuflowane drugie znaczenie. Wobec tego stwierdzenie, że pod jej opieką włos z głowy nie spadnie kierowane do łysego osobnika stanowi raczej oznajmienie faktu, a nie obietnicę bezpieczeństwa, a jednak ów w tym konkretnym przypadku łysy osobnik wyraźnie uwierzył w swoje bezpieczeństwo. Królowa czarnego rynku chce by o niej mówiono i by się jej bano. Strach od bardzo dawna jest jednym z najważniejszych fundamentów, na których buduje swoje Imperium - zastraszeni ludzie nie robią głupot i nie garną się aż tak chętnie do zdrady.Isati doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej kobiecości i wie jak dobrze ją wykorzystać. Zwodzi mężczyzn (żeby tylko ich) niejednoznacznymi uśmiechem czy trudnym do zapomnienia spojrzeniem spod rzęs. Nauczyła się korzystać ze wszystkich dostępnych jej możliwości osiągnięcia celu.
Zarys przeszłości: Historia Semiry jest niemalże bajką. Dziewczyna z ubogiej rodziny odnalazła księcia z bajki, który zabrał ją ze sobą, żeby już nigdy więcej nie zaznała biedy, a potem ona sama została królową. Brzmi fantastycznie, nieprawdaż? Niestety im coś piękniejsze tym mniej realne, a bajka Semiry zdecydowanie odbiega od powszechnie przyjętych norm. Może właśnie dlatego Ifryt nie została kolejną bajkową księżniczką, o której filmy puszczano by małym dziewczynkom w różowych sukienkach. Meraffe już od najmłodszych lat musiała walczyć o swoje zdanie i szansę, by mieć dokładnie to, czego chciała, a bynajmniej nie pochodziła ze złej rodziny. Przeciwnie wręcz - jej rodzice robili wszystko, żeby zapewnić córce jak najlepsze życie. Semira doskonale o tym wie i to rozumie, ale nie zmienia to faktu, że swego czasu dane jej było przeżywać niemal piekło na ziemi. Semira, dorastając w wiosce Mursi, nie raz miała do czynienia z turystami. Zawsze ją fascynowali - w końcu byli całkowicie inni, inaczej się zachowywali i mówili w dziwnych językach. Jednakże najbardziej jej uwagę skupiały na sobie turystki. Żadna z nich nie miała glinianego krążka w wardze i były piękne, czego Semira nie mogła powiedzieć o swoich krewnych. Kobiety Mursi jej zdaniem okropnie się oszpecały, a ona nie chciała być dokładnie taką jak one. Tylko czy ktoś jej słuchał? Ten rozdział swojego życia okupiła blizną na dolnej wardze, więc nigdy nie zapomni o krzywdzie i konflikcie z własną rodziną, które doprowadziły do zranienia jej. Prób zrobienia z niej prawdziwej Mursi były oczywiście więcej, ale Sem z uporem walczyła o to, by zachować swój wymarzony, bardziej ,,światowy" wygląd. Dzięki temu blizna stawała się coraz bardziej widoczna. W końcu jednak walka się opłaciła i jakiś bogaty Azjata spytał rodziców Meraffe o jej rękę. Ci zgodzili się w zasadzie bez żadnego problemu. W końcu bogaty mąż mógł zapewnić ich córce znacznie lepsze życie. Tak właśnie Semira Amsalu Mekbib wydostała się z Etiopii. Nie przewidziała tylko jednej rzeczy. Jej wielkie marzenia o życiu takim, jakie wiodły tamte odwiedzające jej wioskę turystki, z pewnością nie zakładało zostania egzotyczną zabawką. Dlatego była zachwycona, gdy odkryła swoją nową, mniej ludzką naturę. Jej dalsze decyzje były już jedynie formalnością. W końcu majątek męża należał do niej w równym stopniu. Semira nie potrzebowała już człowieka, który wyciągnął ją z kraju, więc zwyczajnie się go pozbyła. A potem przeniosła się do Megalopolis, gdzie szybko zorientowała się, że legalną i uczciwą pracą nie dane jej będzie szybko zawładnąć nawet ulicą. Jedynym wyjściem okazał się czarny rynek, o którym nie miała żadnego pojęcia, ale nie mogło jej to powstrzymać. Została przemytniczką. Obserwowała i naśladowała innych, lepszych w fachu ludzi, uczyła się, zdobywała doświadczenie i szacunek, budowała reputację Isati, by pewnego dnia założyć własny kartel. Tak właśnie narodziło się Imperium - jak później została nazwana cała zorganizowana działalność Ifryt.
Oficjalnie: Semira Meraffe Amsalu Mekbib szerzej znana jako Azmera jest zdecydowanie kimś, kogo należy znać chociażby z widzenia. Jeśli nie osobiście, to na pewno z telewizji czy wideo nagranego na którymś z koncertów. Semira świetnie radzi sobie ze swoją karierą wokalistki, ale szczerze mówiąc to nigdy nie było dla niej priorytetem. Więcej czasu i energii poświęca swojej nieoficjalnej pracy. Mogłaby być bardziej aktywną i zaangażowaną gwiazdką sceny Megalopolis... ale to nie daje jej właściwej satysfakcji.
Rola w gangu: Przemytnicze imperium Isati istnieje całkowicie niezależnie od Szczurów. Fera Rosa nie ma absolutnie niczego do powiedzenia w kwestii kierowania tym molochem, ale na szczęście niespecjalnie jej na tym zależy. Zwłaszcza, że i tak Ifryt zobowiązała się własną głową i środkami wspierać działania gangu. Wobec tego całe Messiah Union stało się kolejnym bezpiecznym miejscem dla członków gangu, a interesy obu grup regularnie się przeplatają. Co za tym idzie Szczury mają dostęp do niemalże całego nielegalnego handlu w obrębie Elizjum, Shangri-La i Dżannah. Jedynie w Edenie wpływy Semiry są mniejsze, ale prawdę mówiąc zapewne już niedługo. Meraffe dąży do całkowitej dominacji w każdym z miast i wszystko układa się po jej myśli. Tak dla całkowitej jasności: Ifryt nie podlega bezwzględnie rozkazom Fery Rosy. Jedynie liczy się z jej zdaniem na warunkach umowy, a to jest zasadnicza różnica. Zwłaszcza, że umowa nie gwarantuje dozgonnej lojalności i przyjaźni... Jeśli Szczury w jakikolwiek sposób zagrożą wielkim planom królowej bez wątpienia poleje się krew.
Umiejętności: Jedną z jej ulubionych zdolności jest zmiana postaci ludzkiej na zgoła bardziej demoniczną. Wtedy to po obu stronach głowy kobiety wyrastają zakręcone rogi podobne do tych baranich, a jej oczy przywodzą na myśl dwa świecące ogniki. Dodatkowym charakterystycznym akcentem jej półdemonicznej formy jest to, że kobieta zdaje się wtedy roztaczać wokół siebie żar i dym niczym regularny płomień wielkości dorosłego człowieka. Zupełnie jakby kawałek czystego piekła postanowił nagle pojawić się na świecie. Mimo wszystko Ifryt jest nadal połowicznie człowiekiem, więc nie dysponuje imponującym wachlarzem nadnaturalnych umiejętności. Może zmusić się jedynie do wykrzesania niewielkiego płomyczka i podpalenia czegoś z jego pomocą. Oparzenia jej przy tym niestraszne - Ifryt szczyci się swoją ognioodpornością. Jest biegła w przeprowadzaniu przesłuchań i wyciąganiu konkretnych informacji. Z wyjątkową starannością potrafi też torturować, utrzymując ofiarę na granicy zaszczucia i szaleństwa. Co więcej wydaje się doskonale przy tym bawić. Doskonale zna funkcjonowanie przemytniczego półświatka, a dzięki szerokim kontaktom jest w stanie czerpać z niego co tylko się da. W końcu wielu ludzi coś jej zawdzięcza, a Ifryt nigdy nie zapomina swoich przysług. Bogata sieć podległych jej informatorów pozwala na odszukiwanie rzeczy i ludzi, którzy wcale nie chcą być odnalezieni i dobrze wiedzą jak się ukrywać. Niewielu ma odwagę jej się oprzeć, bo jej głos ma niezwykłe właściwości, dzięki którym ludzie zdają się być zgoła chętniejsi do tego, by przystawać na jej słowa. Meraffe zauważyła, że im dłużej i częściej ludzie są na niego narażeni tym bardziej ich on obezwładnia i nagina wolę ku samej Isati. Dlatego jej najbardziej zaufani ludzie bez wahania oddaliby za nią życie. Po prostu nie są w stanie zrobić inaczej. Tęsknią za jej obecnością i za tym, by do nich mówiła do tego stopnia, by być w stanie zrobić wszystko w imię zwrócenia na siebie uwagi. A teraz należy sobie uświadomić, że Semira jest celebrytką, której głosu słucha co najmniej ćwierć populacji Megalopolis... Mało tego nieobca jej walka z pomocą kpingi i zawsze nosi przy sobie minimum jedną. Unika natomiast broni palnej, tłumacząc się tym, że pistolety są dobre dla najemnych drabów. Królowej przystoi tylko coś bardziej wyszukanego.
Przyjaciele: Ktoś poza jej niezastąpionym asystentem Espenem wierzy w nią na tyle, by nazwać się jej przyjacielem? Wątpliwe.
Wrogowie: Jest na świecie tylko jedna rzecz zdolna pchnąć Ifryt do otwartej nienawiści i zemsty. Wystarczy iść w ślady Erro i z premedytacją niszczyć bardzo wartościowe towary w imię jakichś swoich śmiesznych ideałów.
Autor: Apocalyptical Deconde

piątek, 24 lutego 2017

Od Rashy (CD Seanit) - Drzazga

        Rasha zawsze była przekonania, że im coś jest mniejsze, tym bardziej może być upierdliwe. Jeśli wbije ci się w palec igła, wyciągniesz ją o wiele łatwiej niż drzazgę. Tej drugiej nie dość, że nie zobaczysz póki nie poczujesz kłucia w ściskanym palcu, to jeszcze nie idzie jej w żaden sposób chwycić paznokciami za wystające ze skóry mikroskopijny koniuszek. I tak będzie cię irytować w kółko i w kółko, przypominając o swoim istnieniu za każdym razem gdy zaciśniesz na czymś dłoń, aż koniec końców sama wypadnie. Ta sama zasada wydawała się tyczyć także zwierząt - łatwiej nauczysz się jeździć na koniu niż kucu, a żaden owczarek nie wkłada w ujadanie tyle nienawiści co rozpieszczona chihuahua.
  Wracała właśnie do domu z treningu, niosąc na ramieniu małą torbę ze swoimi rzeczami, przebrana w prosty top i czarne spodenki, kiedy to przekonała się na własne oczy o prawdziwości owego stwierdzenia.
  Żeby nie było, mała roztrzepana dziewczyna naprawdę jej zaimponowała. Wychowując się w jednej z islamskich dzielnic Dżannah była świadkiem wielu sytuacji, w których jakiś dorosły mężczyzna wyraźnie nie potrafił trzymać przy sobie rąk, chwytając bogu ducha winną niemal dwa razy młodszą dziewczynę za tyłek, bądź narzucać się w jeszcze gorszy sposób. Za uderzenie jakiegokolwiek mężczyzny jeszcze przed siedemdziesięcioma laty karano ucięciem palca lub (jeśli facet naprawdę chciał jej dopiec) nawet całej dłoni, nieważne, czy zrobiła to w obronie własnej. Ofiara mogła więc tylko spuścić wzrok w zawstydzeniu, bo gdyby próbowała się przymilić chichotem czy uśmiechem, sklęto by ją od dziwek. Nie ma co się dziwić, że Rasha przez wiele lat była niemal skrajną feministką, grożąc pięścią jakiemukolwiek facetowi, który choćby dwuznacznie zagwizdał patrząc w jej kierunku. Ale młodsza dziewczyna wychowywana w idei skrajnego posłuszeństwa nie miałaby ani odwagi, ani siły do skutecznego postawienia się w jakikolwiek sposób. Tymczasem roztrzepana istotka ze szkicownikiem pod pachą, sięgająca ramienia Latify czubkiem fryzury nie miała najmniejszego problemu w urządzeniu tamtemu harleyowcowi istnego wykładu moralnego. Co jeszcze lepsze, nie miała dosyć. Widać to było w naburmuszonej minie i skrzących się jak burza oczach. Cholera wie, do czego by doszło gdyby Rasha się nie wtrąciła.
  - O co w ogóle poszło? - zapytała z ciekawości. Mała nieznajoma niesamowicie ją zaintrygowała.
  Ta wydęła wargi i założyła ręce na piersi, gapiąc się lekko w górę, jak uczeń podczas wypytywania przed klasą. W końcu westchnęła i odparła krótko:
  - Powiedział, że mam ładne nogi.
  Rasha z niczego roześmiała się gwałtownie. Nieznajoma zmarszczyła brwi, zupełnie tego nie rozumiejąc.
  - Co? - wypaliła w końcu, widząc, że kobieta nie zamierza się uspokoić.
  - ,,Ładne nogi"? - powtórzyła niedowierzająco, odzyskując już oddech. Przejechała sobie dłonią po twarzy. - Serio?
  - W twoich ustach brzmi to ładniej - usprawiedliwiała się nieznajoma. - Ten typ powiedział to tak, jakby widział mnie na wystawie sklepowej! Co cię tak bawi?!
  - Byłam pewna, że ci się naprzykrzał w jakiś naprawdę paskudny sposób - wyjaśniła Rasha, dalej z rozbawionym uśmiechem na ustach. - Czasem zdarza mi się ratować jakąś dziewczynę z dzielnic islamskich przed gorszymi rzeczami. A ciebie nie zaczepił nawet miejscowy! Coś takiego równie dobrze mogło ci się przytrafić w Edenie czy Elizjum. Wtedy też być robiła aferę na całą ulicę?
  - Tak - odpowiedziała stanowczo.
  Latifa umilkła i zamrugała kilka razy, wybita z pantałyku. Jej uśmiech ustąpił miejsca skrajnie uniesionym brwiom.
  - Jesteś stąd? - zapytała brunetkę. Nie wyglądała na miejscową, ale takie reakcje zakorzenić mogły tylko naprawdę nieprzyjemne doświadczenia, o które najłatwiej było w gorszych częściach Dżannah.
  - Nie. Wprowadziłam się niedawno - dziewczyna wzruszyła ramionami.
  W sumie to mogła się spodziewać takiej odpowiedzi.
  - Czyli nie masz pojęcia o czym przed chwilą mówiłam?
  - Osobiście nie doświadczyłam podobnych sytuacji, ale domyślam się o co chodzi.
  - I nie bałaś się postawić? Nawet o taką głupotę?
  Pokiwała potakująco głową. Khalida nie była już pewna, czy jest bardziej pod wrażeniem odwagi nieznajomej, czy raczej czuje się zażenowana faktem, że nawet będąc od niej większa przez długi czas bała się reagować w jakikolwiek sposób.
  - Dobra mikrusie, zaimponowałaś mi - przyznała w końcu bez bicia. - Tylko nie pchaj więcej palców między drzwi. Trzymaj się - rzuciła na pożegnanie i ruszyła wąską spacerową uliczką w swoją stronę.
  Dochodziła już szósta wieczór. Letnie powietrze zrobiło się chłodne, ale słońce dalej przyjemnie świeciło. Kobieta zmrużyła oczy z westchnieniem zadowolenia. Miała jeszcze sporo czasu tylko dla siebie. Jutro czekał ją sparing towarzyski, planowany z myślą o ściągnięciu ,,świeżej krwi" do ligi. Organizatorzy jednak najwyraźniej uznali, że zapraszając tam Khalidę ściągną przynajmniej trochę publiczności, przy okazji chwaląc się pierwszoligową zawodniczką. Nie zapowiadało się tak trudno jak przed zawodowymi walkami, ale mimo tego Rasha wolała traktować turniej tak jak wszystkie inne. A to oznaczało, że musiała się rozerwać.
  Wyciągnęła z torby telefon i podpięła do niego słuchawki. Już miała wkładać do ucha drugą, kiedy to zauważyła znajomą już czuprynę, a pod nią parę barwionych szkieł i szeroki, nieznanego pochodzenia uśmiech. Uniosła jedną brew pytająco.
  - Pomóc w czymś jeszcze? - zapytała.
  - Robisz coś wieczorem? - odpowiedziała pytaniem mała ekscentryczka.
  - A co tobie do tego?
  - Przestań kończyć każdą wypowiedź pytajnikiem - zirytowała się nieznajoma.
  - Wybacz, ale nie jestem zwolenniczką wychodzenia na miasto z obcymi ludźmi. Zwłaszcza, jeśli zaledwie piętnaście minut wcześniej niemal nie doszło przez nich do rękoczynów - dodała z naciskiem.
  Mikrus przewrócił oczami i zatrzymał się z wyciągniętą ręką.
  - Seanit - przedstawiła się z uśmiechem.
  Latifa zmierzyła ją pytającym wzrokiem. Wiedziała już do czego zmierza ta rozmowa i dalej nie była pewna, czy w takiej sytuacji nie lepiej byłoby się ulotnić. Miała właśnie przed sobą dwie wersje tego wieczoru; Pierwsza zakładała spędzenie go w domu przy serialu czy filmie i wyspanie się jutro rano, a druga plątanie się po mieście z nowo poznanym metrem pięćdziesiąt czystego ekscentryzmu.
  W końcu jednak stwierdziła, że i tak nie musi przecież wcześnie wstawać. Turniej zaczynał się dopiero o trzeciej. Ze wzruszeniem ramion uścisnęła rękę Seanit.
  - Niech ci będzie, drzazgo - powiedziała. - Jestem Rasha.

Nie wiem czy o to ci chodziło, Sea, ale przynajmniej kończę w wyznaczonym terminie x3

środa, 22 lutego 2017

Od Christiny (CD. Sylvaina) - Może poker?

 -Nuuuuuuuuudzi mi się...-  Chris jęknęła przeciągle kładąc się do góry nogami na kanapie. Tak jakby miała nadzieje że wywrócenie świata o 180 stopni sprawi że będzie ciekawie. Niestety nie bardzo jej to pomogło. Fera siedziała po przeciwległej stronie pokoju bacznie obserwując coś na ekranie komputera.
 -Poczekaj sekundkę, coś ciekawego tutaj mam.- Odburknęła nie odwracając się w stronę rozmówczyni. -Napij się, zapal czy coś...
 -Kiedy gorzałka się skończyła...- Zajęczała jak małe dziecko. -A co ty tam masz ciekawszego ode mnie?- Włoszka zerwała się z miejsca i nienaturalnie szybko znalazła się tuż za plecami różowowłosej. Objęła ją od tyłu niemal przytłaczając swoim biustem. Sięgnęła po myszkę kładąc swoją słoń na jej, drugą ręką objęła ją trochę wyżej niż jej wolno było.
 -Chris...- Warknęła Fera zaciskając zęby i siłą powstrzymując się by nie odstrzelić jej głowy.
 -Słucham różyczko.- Uśmiechnęła się słodko lekko muskając policzek meksykanki ustami.
 -Weż. Tą. Rękę.- Wycedziła przez zęby.
 -Którą?- Droczyła się dalej, zaciskając obie jeszcze mocniej. -U a to co?- Nagle je uwagę odwróciły zdjęcia jakiś osób na ekranie.
 -Nowi rekruci, ciekawi czyż nie? Myślę że fajnie by było mieć ich w swoich szeregach. Zobacz.- Wskazała kursorem na pierwsze zdjęcie. -Ta dziewczyna może okazać się świetnym łącznikiem między nami a światem "z wyższych sfer", dyby udało się ją do nas przekonać zyskalibyśmy pieniądze oraz informacje.
 -Sama chętnie się z nią połącze.- Szatynka oblizała wargi, co Fera zignorowała.
 -Dalej. Seanit, wydaje się mała i niepozorna, ale z tego co udało mi się o niej dowiedzieć to może być niezłym wywiadem środowiskowym. Kolejna.
 -Może mała, ale takie małe czasem potrafią pokazać w łóżku wielkie rzeczy.- Rozmarzyła się.
 -Czy ty masz w planach wszystkie kobiety świata przelecieć?
 -Wszystkie nie, tylko te najciekawsze. Dlatego nie odpuszczę tobie różyczko, jeszcze nie jedną noc spędzimy razem.- Szybko nachyliła się żeby cmoknąć ją w usta ale w ostatniej chwili na jej drodze stanęła dłoń przyszłej kochanki. Rosa Jak gdyby nigdy nic kontynuowała swój wywód. Kursor myszki przesunął się na zdjęcie śniadej dziewczyny a Chris aż uśmiechnęła się pod nosem.
 -Zawodniczka walk, sporo wygrywała więc może być niezłym przeciwnikiem, tym lepiej. Silni członkowie potrafiący używać swoich mięśni też będą przydatni.
 -Zaklepuje!- Włoszka wykrzyknęła wskazując palcem na zdjęcia wszystkich trzech kobiet.
 -A ja już ciebie nie interesuje?- Zażartowała Fera, na co Virus uśmiechnęła się zalotnie gładząc ją po brodzie.
 -Och oczywiście że interesujesz Różyczko, nie bój się tobą też się zajmę, mówiłam już przecież...- Ciągnęła uwodzicielskim głosem, nawet okropna chrypa nie przeszkadzała w tym momencie. -Ale trzeba większy pokój żeby założyć harem!- Zmieniła nagle ton i pozę.
 -Harem?- Fera uniosła brew
 -Ale taki tylko dla mnie.- Uśmiechnęła się pokazując pełne uzębienie. -Można powiedzieć, że to będzie taki klub tylko dla kobiet!
 -Wracając do zdjęć. Dostałam jeszcze jedną ciekawą postać,a raczej informacje.- Dziewczyna odwróciła się z powrotem do komputera i wyświetliła jakąś notatkę. Podobną do tych które wysyłają pracownicy uczelni wykonując różne badania.
 -Parę miesięcy temu, grupie naukowców udało się ożywić zamarzniętego nieboszczyka z okresu drugiej wojny światowej. Ich nieboszczyk niestety zwiał. A z raportu wynika że jest to jakiś wojskowy i patrząc po tym jaką rzeź zrobił uciekając, to nie byle jaki wojskowy.
 -Jakiś tam facet zwiał jajogłowym z stołu, wielkie mi rzeczy. Średnio raz w tygodniu wysadzam sale wykładowe i nic. Ci naukowcy to oszołomy, byle wiewiórka by im zwiała.- Virus wywróciła oczami, męska postać, choćby była i żywym dinozaurem nie imponowała jej.
 -Może, ale i jego chciałabym znaleźć.
 -To ty szukaj kolegi-dziadka, a ja zajmę się koleżankami.- Zatarła dłonie nie mogąc się już doczekać spotkania z kolejnymi parami cycków.
 -Chłopaki niedługo też powinni wrócić.- Ledwo skończyła zdanie a do kryjówki ktoś wszedł. Był to oczywiście Sylvian, Feliks i nowa nieznana jeszcze Chris kobieca postać. Dziewczynie od razu zaświeciły się oczy. Widząc to przywódczyni specjalnie odgrodziła ją od nowej dziewczyny i razem z Felixem zaczęli ją witać i "oprowadzać" po bazie. Chris jednak uważnie obserwowała swoją nową ofiarę. Wyczekując momentu nieuwagi Fery by się do niej zbliżyć i taki oto moment nadszedł. Chris w mgnieniu oka znalazła się tuż za plecami nowej. Nawet nieco za blisko jak na nieznajomą. Wschodniej urody dziewczyna spięła się wyraźnie, niezadowolona z zbyt bliskiej obecności włoszki.
 -Nie denerwuj się, nie gryzę.- Uśmiechnęła się miło. -Chyba że będziesz prosić...- Dodała po chwili z szelmowskim uśmieszkiem.
 -Virus...- Fera cicho upomniała dziewczynę
 -Oj nie bądź zazdrosna, tobą też się zaopiekuje, ale należy przywitać miło koleżankę.- Mówiąc to położyła rękę na ramieniu dziewczyny, jednak jej dłoń została szybko odrzucona.
 -Słuchaj, nie chce być niemiła, ale wolałabyś żebym się nie zdenerwowała.
 -Oj nie, nie. Spokojnie nie mam zamiaru stawać na drodze wojennej z tobą, raczej na drodze miłości...- Przysunęła się bliżej nie zważając na delikatne odsuwanie się dziewczyny.
 -Czy ona tak zawsze?- Kasumi posłała spojrzenie w stronę siedzącego na kanapie Sylviana, który tylko posłał jej uśmieszek i wrócił do poprzedniego zajęcia, czyli lenienia się.
 -W sumie jesteście podobne.- Chris zerknęła na obie dziewczyny. -Ale każda z was jest równie niezwykła.- Dodała od razu. Następnie przejechała palcem po policzku dziewczyny. Coś błysnęło w dłoni Azjatki po czym jej zaciśnięta pięść wystrzeliła w kierunku brzucha natręta. Jednak Chris uniknęła ciosu obracając się tuż przed twarz wkurzonej Japonki.
 -Lubię takie ostre ptaszyny.- Cmoknęła ją w czoło i nim ta cokolwiek zdążyła zrobić, odskoczyła na krok. -Nie martw się, jak będziesz chciała buziaka w usta ja będę czekać.- Posłała jej oczko.
 -Oczywiście o tobie też nie zapomnę różyczko.- Przytuliła do siebie całe ramię Fery i zaczęła wcierać się policzkiem w policzek.
 -Wracając do sedna.- Westchnęła szefowa starając się nie reagować na zaczepki. -Tam są pokoje z których możesz sobie wybrać jeden.
 -Jakby co niedługo powinien w jednym z nich powstać "klub kobiet", do którego zapraszam. A puki co jesteście obie zawsze mile widziane w moim pokoju.- Ukłoniła się szarmancko. Kolejne krzywe spojrzenie zostało przerwane przez Leviego rozdającego chusteczki wszystkim. Następnie rozsiadł się z powrotem na kanapie pytając o karty. Feliks zaczął grzebać coś w biurku skąd wyciągnął małą zbitkę papierów i machał nią tryumfalnie nad głową.
 -Ja mam~! Ja mam~! ^^- Zajął miejsce na kanapie. Dziewczyny również dosiadły się do stołu.
 -To co? Może poker?- Levi zaczął tasować karty patrząc pytająco na reszte potencjalnych graczy.
 -Dobra! Ale rozbierany.- Chris usiadła między dziewczynami, a jako że było mało miejsca obie były zmuszone do kontaktu cielesnego z nią.
 -Ty już jesteś prawie naga.- Zauważył złośliwie Sylvian
 -Spokojnie... damy radę...

<Nie wiem kto, bo się wepchnęłam :P>

Od Sylvaina (CD. Kasumi) - Chusteczki Przyjaźni

         - No. To chyba nasz przystanek. - stwierdził Sylvain, podrywając się na nogi i ruszył do wyjścia. Wyskoczył na peron, a stamtąd w towarzystwie Kasumi i Felixa ruszył do kryjówki.
         Nucił cicho pod nosem tylko sobie znane melodie z dzieciństwa, kiedy to jego ojciec jeszcze żył, a matka nie cierpiała na okropną depresję. Wspomnienie tego wywołało na jego twarzy wyjątkowo smutny uśmiech, który nie pasował do Leviathana. Był to uśmiech Sylvaina Berthiera. Tego starego Sylvaina, który dokonał żywota równo czternaście lat wcześniej pod wieżą Eiffla, bo nie mógł znieść życia. Ironicznie nadal chodził po planecie, na której nie chciał być ani dnia dłużej i nie znalazł dotychczas sposobu na to, by to zmienić. Mimo wszystko nie żałował. Czternaście lat temu zmienił się. Nigdy nie pokochał życia tak, jak wtedy gdy był dzieckiem, ale stał się kompletnie innym człowiekiem. Czy przyniosło mu to więcej dobrego niż złego nie był pewien, lecz nie chciał nawet się nad tym zastanawiać. Skupił się więc na kolejnym powtórzeniu piosenki, która kojarzyła mu się na raz szczęśliwie i tragicznie.
- Sylve? - usłyszał w końcu, gdy po raz szósty miał zanucić początkowe dźwięki piosenki. Przestał nucić, spojrzał na Felixa z pytającym wyrazem twarzy i przekrzywił głowę.
- Hm?
- Tak tylko sprawdzam łączność... - odparł Ćwiek. - Okazało się, że dziwnie nieswojo jest kiedy nie dajesz wyraźnego znaku życia.
         Leviathan parsknął krótkim śmiechem i uznał, że musi wziąć się w garść. Wepchnął dłonie w kieszenie spodni i przyspieszył nieco, by jak najszybciej znaleźć się w kryjówce. Mimo wszystko nadal milczał, usilnie próbując znaleźć temat do tego, by odzyskać swój humor. Co prawda czuł się całkiem nieźle w ciszy, lecz nie zamierzał sprawiać, by jego nowi znajomi mieli jakiekolwiek wątpliwości względem niego. Lepiej było wtedy, gdy uchodził za hiperaktywnego dziwaka o nieco niestandardowym podejściu do życia.
- Co takiego nuciłeś, Levi-san? - spytała Fuchicho. Nawet dziewczyna zorientowała się w nienaturalności Sylvainowego milczenia. Między trójką Szczurów zapanowała niezręczna atmosfera, więc Sylve z tytułu tego, że sam ją wywołał, wziął na siebie doprowadzenie jej do porządku.
- To "La chanson des squelettes", czyli na wasze będzie... - zastanowił się na chwilkę - Chyba "Piosenka Szkieletów". Bardzo kojarzy mi się z dzieciństwem. Moja mama zawsze śpiewała nam tę piosenkę, gdy jako małe dzieci wybieraliśmy się spać.
- Powiedziałeś "nam", tak? - rzucił Felix.
         Sylvain doszedł do wniosku, że Ćwiek i Feniks utworzyli jakiś przedziwny wspólny front. Nie był natomiast pewien czy robią to z sympatii do niego i by mu pomóc wrócić do siebie czy też może dlatego, że zaczął się zachowywać jak nie on, a powszechnie wiadomo, że znany wariat jest bezpieczniejszy od obcego. Doceniał jednak starania i był nawet skłonny pozwolić sobie pomóc niezależnie od motywów.
- Mam dwójkę rodzeństwa. Brata i siostrę. - odparł tylko. - Oboje mieli się dobrze, kiedy ostatnio sprawdzałem.
         Jego uwagę zwróciło niewielkie zamieszanie. Nie byłoby to nic niezwykłego gdyby nie fakt, że ludzie tłoczyli się przed "Polami Elizejskimi" i wyglądali na zaaferowanych. Felix trącił Sylvaina łokciem i ruszył w stronę zbiegowiska.
- Lubisz zamieszanie, że ciągasz mnie do każdej grupki? - spytał Berthier, sprawdzając czy Kasumi idzie z nimi.
- Wcześniej to ty ją wypatrzyłeś! > < - odgryzł się Ćwiek.
- I doskonale na tym wyszliśmy!
         Sylvain bez wyraźnego trudu przedarł się przez tłumek i zatrzymał gwałtownie tak, że Ćwiek wpadł na niego. Przy drzwiach klubu wisiały podobizny jego, Dana, Fery oraz Chris. Pod fotografiami widniał napis głoszący o tym, by poinformować odpowiednie służby w razie zauważenia któregokolwiek z czwórki. Za informacje czy zdradzenie miejsca pobytu przewidziana była całkiem pokaźna nagroda.
         Leviathan zrobił zwrot w tył i zwiał. Znał ludzką chciwość, bo nie była mu obca. Nie chciał zatem ryzykować tak głupiego przyłapania. Nie zmierzał co prawda uciekać w popłochu, ale postanowił w najbliższej przyszłości nie odwiedzać okolic klubu. Znał drogę do kryjówki, więc tam skierował swoje kroki.
          Niedługo później mógł już cieszyć się wylegiwaniem na kanapie z puszką coli w ręce i zwiniętą kurtką pod głową oraz obserwowaniem jak Fera razem z Felixem wtajemniczają Kasumi w cały jakże zawiły system szczurzej kryjówki. Cyborg siedział niedaleko Leviathana i zdawał się wodzić spojrzeniem za szefową, choć Sylve nie dałby sobie za to ręki obciąć. Chris oczywiście zwietrzyła nową dziewczynę w ekipie i robiła swoje względem niej, co Japonce chyba niezbyt się podobało. Mimo tego, że w kryjówce coś się działo Sylvain zaczynał nieco się nudzić, co potraktował jako całkiem niezły znak, że wraca do formy.
- Daaaanyyyyy? - spytał przeciągając głoski i spojrzał na cyborga z miłym uśmiechem.
Podejrzewał, że gdyby było to możliwe blaszak zmroziłby go morderczym spojrzeniem. W obecnej chwili i przy obecnych możliwościach rzucił jedynie oschłe:
- Tak?
- Bo ty ponoć ładnie udajesz Batmana... Pochwalisz się jak to robisz? Je vous en prie...
- Skąd ty o tym wiesz, co? - głowa Daniela bezwiednie zwróciła się w stronę Felixa.
- Ptaszek mi wyćwierkał. Jest takie słowo w ogóle? Nieważne... Tak naprawdę to namierzył cię mój detektor nienormalności. - odparł z prostotą i wzruszył ramionami.
- Jestem przekonany, że ma zaburzenia kiedy go używasz...
- Oho! Podoba mi się twój tok myślenia, chyba... To powiesz czy nie?
- Nie.
- Dlaczego?
- BECAUSE I'M BATMAN! - odpowiedział mu Dan, odpowiednio modulując przy tym głos. Sylvain zaczął bić mu brawo, a na jego twarzy odmalował się szczerze zachwycony uśmiech.
- Jesteś doskonały do tej roli! - wydobył z kieszeni tabletko-chusteczkę zabraną z pociągu i wręczył ją cyborgowi. - Przyjmij dowody uznania, konserwo ty moja najulubieńsza.
          Ten przyjął ją, nie zdradzając oznak zaskoczenia, ale sięgnął po nią z wyraźnym wahaniem.
         Następnym punktem na liście Sylvaina była wycieczka prosto do królestwa Ćwieka. Leviathan tym razem nie poświęcił wiele uwagi temu co działo się na ekranie. Bezpardonowo wcisnął Felixowi do kieszeni spodni tabletkę, odwrócił się i wcisnął drugą prosto w dłoń Kasumi.
- Co to takiego Levi-san?
- Hę? Sylve? Czemu dajesz mi chusteczkę? O.o
- Zielonego pojęcia nie mam czemu! - odparł Sylvain - Budzę głęboko ukryte pokłady altruizmu... Hej! Fera, różyczko pachnąca!
          Padł przed szefową na kolano. Zamknął w dłoniach kolejną tabletkę tak, jakby trzymał ją w pudełku i uniósł dłonie jakby się oświadczał.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i... Przyjmiesz moją chusteczkę przyjaźni?  - otworzył dłonie jak pudełko i uśmiechnął się zachęcająco.
          Mina Fery świadczyła o tym, że nie spodziewała się ona czegoś takiego. Prawdę powiedziawszy Sylvain zastanawiał się czy którykolwiek ze Szczurów choćby przypuszczał, że zostanie tak hojnie obdarowany. Mimo wszystko dziewczyna sięgnęła po tabletkę i uśmiechnęła się do klęczącego mężczyzny, szczerząc kły.
- Ty wirusku też dostaniesz. Mam sentyment co do tego, że trafiliśmy na siebie jako pierwsi. - kobiecie nieodzownie towarzyszącej Meksykance także wręczył chusteczkę.
          A potem niezwykle zadowolony ze swojego dokonania, nucąc pod nosem Pina Colada Song, wrócił na kanapę. Rozsiadł się wygodnie, zupełnie nie dbając o to, że skonsternowana ekipa właśnie usiłuje rozpracować wydarzenie, którego byli świadkami. Założył ręce za głowę i zamknął oczy jakby zupełnie nic się nie stało. Nie wytrzymał długo w bezruchu.
- Hej, ma ktoś może karty, mon amis?

Według wszelkich prawideł czas na Red, aczkolwiek róbta co chceta :>

Tak to już jest, że osobie, która nigdy nie dotknęła nieba, wiara w istnienie raju wydaje się czymś magicznym. Jeśli nigdy nie widziało się gwiazd, świeczki potrafią w zupełności wystarczyć.


Imię: Seanit (ponoć w jakimś języku, dziewczyna już zapomniała w którym, oznacza ono jastrzębia). Tak, jest to jej prawdziwe imię, nawet jeśli nie tylko nie pasuje do jej narodowości, ale właściwie nie kojarzy się z żadnym innym krajem.
Nazwisko: Katona (nie, wcale nieprzypadkowo oznaczające żołnierza)
Pseudonim: Jeszcze w pierwszych latach życia, zanim nadano jej imię, mówiono o niej Projekt Ikar, jednak dzisiaj nie istnieje już wśród żywych żaden człowiek, który mógłby pamiętać o nieudanym eksperymencie. Obecnie nie posiada zbyt wielu pseudonimów. Tak naprawdę jej jedynym stałym „przezwiskiem” jest zdrobnienie Sea, którym zazwyczaj posługuje się jej brat. Ze względu na swój wzrost, bardzo często nazywana jest Pchłą (zabawne, jak coś, co z początku miało być złośliwym żartem może przemienić się w noszony z dumą tytuł). Dla tych, którym nazywanie jej imieniem wyjętym rodem z powieści fantasy wydaje się zbyt absurdalne, stworzyła bardzo długą listę innych, normalnych imion, jakimi mogą się do niej zwracać. Choć koniec końców, każdy może wołać na nią, jak tylko dusza zapragnie. Raczej się nie obrazi, a nawet niezawołana i tak do Ciebie przylezie.
Płeć: Kobieta
Wiek: 27 lat, jednak przez niski wzrost i dziecięcy wygląd (i zachowanie…) niemal każdy samotny wypad do baru kończy się drobnymi awanturami i oburzeniem dziewczyny, która wciąż musi usilnie udowadniać, że magiczny, uprawniający ją do picia wiek osiemnastu lat ma już dawno za sobą. A kiedy w pobliżu brakuje jej brata i jego jadowitego wzroku, znacznie trudniej udowodnić niektóre rzeczy bez dowodu, potwierdzającego tożsamość.
Rasa: Mutantka, jednak każdy przy pierwszym spotkaniu bierz ją za człowieka. Cóż, nie ma w tym niczego dziwnego, skoro na pierwszy rzut oka nie zdradza żadnych nieludzkich cech.
Narodowość: Chociaż Seanit w prawdzie urodziła się na terenie Węgier, nigdy nie miała styczności ani z krajem, ani z jego ludźmi, czy też kulturą, nawet jeśli mieszkała z rodziną w granicach państwa. To chyba wyjaśnia dlaczego bez przeszkód nosi takie nietypowe imię. Nierozwiązaną zagadkę stanowi jednak fakt, że dziewczyna jakimś sposobem nigdy nie została w rejestrze powiązana z Węgrami, zaś w jej danych osobowych, przy nazwie kraju figuruje jedynie puste pole... Błąd w systemie, czy głębsza historia, kryjąca się za niepozorną luką?
Obywatelstwo: Dżannach, chociaż zwykła podróżować od miasta do miasta, czasem nawet bez konkretnego celu.
Rodzina: Z pięcioosobowej rodziny został jej tylko brat bliźniak, który najwyraźniej póki co nie ma zamiaru dręczyć reszty świata, przypominając mu o swoim istnieniu.
Miłość: Szczerze to nigdy się nie zastanawiała ani nad poważnym, ani nad niepoważnym związkiem. Owszem, flirtowanie i prowokacyjne zachowanie najwyraźniej weszły jej w nawyk, jednak wątpię, by były to zamierzone zagrywki. Zapewne sama Pchła nie zdaje sobie sprawy ze swoich nawyków, co z resztą mogłoby tłumaczyć dlaczego ich adresatami są zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Aparycja: Trudno powiedzieć, czy to kwestia ogromnego szczęścia, czy też niewyobrażalnego pecha, ale na pierwszy rzut oka Seanit właściwie nie wygląda na mutantkę. Nie posiada żadnych charakterystycznych, nieludzkich cech, ani śladów, które jednoznacznie sugerowałyby, że ktoś przez lata majstrował w jej materiale genetycznym. Kiedy dziewczyna była dużo młodsza, ogromnie żałowała, że po żadnym z eksperymentów, jakim się poddała, nie zostały jej nawet najmniejsze blizny. Za nic nie potrafiła zrozumieć radości ojca, który, widząc nietkniętą skórę swojej córki, oddychał z ulgą. Dzisiaj nie potrafi zrozumieć toku myślenia przeszłej siebie.
Pchła jest chyba jedną z najniższych osób (pomijając osoby dotknięte karłowatością), jakie chodzą po świecie, a już na pewno jest najniższą dwudziestosiedmiolatką, jaką kiedykolwiek spotkasz na swojej drodze. Właściwie to trudno powiedzieć czemu (albo komu) dziewczyna zawdzięcza tak niski wzrost i który eksperyment przyczynił się do zahamowania tego procesu między dwunastym, a trzynastym rokiem życia, jednak podobnie, jak w przypadku braku widocznych oznak mutacji- również i tą część swojego wyglądu nauczyła się doceniać. Nie da się ukryć, że drobna postura w porównaniu z dziecięcą twarzą nadaje jej niewinnego wyglądu. Mimo wszystko, przypomina to raczej historie o kelpiach, tudzież syrenach, które potrafiły przybierać postacie pięknych istot, tylko po to, by zwabić i w następnej chwili pożreć swoje ofiary. I podobnie, jak marynarze nie potrafili sobie wyobrazić, że śpiewająca na skale kobieta jest w rzeczywistości pokrytym łuskami morskim potworem, tak też nikt nigdy nie posądziłby tej „przemiłej, malutkiej dziewczynki” o jakiekolwiek wykroczenia prawne. Iluzja rozpada się w drobny mak, albo właściwie zostaje przyćmiona w zetknięciu się z roziskrzonymi oczami dziewczyny i kolorowymi tęczówkami, sprawiającymi wrażenie, jakby płonęły żywym ogniem. Nawet, jeśli przypadkowemu obserwatorowi umknie zbójecki błysk kobiecych ślepi, to niespotykana, ruchoma i z całą pewnością nienaturalna barwa tęczówek potrafi do siebie zniechęcać. Zwłaszcza ludzi, którym ogniki przywołują na myśl jedynie przeróżne piekielne pomioty. Cóż, jest to właściwie jedyny powód, dla którego Seanit zdecydowała się nosić ogromne, druciane okulary, których pomarańczowo-żółte szkiełka skutecznie maskują prawdziwą barwę jej tęczówek, dając im naturalny, piwny kolor. Ubiera się właściwie w to, co akurat znajdzie się w zasięgu jej ręki, dlatego nierozłączne elementy jej stroju od zawsze stanowiły jakieś bluzki, jakieś spodnie i jakieś buty, które jednego dnia do siebie pasują, a innego przyciągają zdziwione spojrzenia. Właściwie to cała osoba Seanit zdaje się krzyczeć „Jestem ekscentryczna!”, co najwyraźniej oznacza, że dziewczynie w końcu udało się osiągnąć zamierzony efekt.
Wspomniałam wcześniej o efektach mutacji, które dostrzec można jedynie po bliższym kontakcie z dziewczyną. Jednym z nich są wcześniej wspomniane oczy, zaś drugim- plecy dziewczyny. Chociaż eksperymenty w większości nie pozostawiły na jej skórze żadnych skaz, wyjątek stanowią dwie, pionowe blizny, przebiegające wzdłuż łopatek, przywołujące na myśl wyrwane skrzydła, a także niewielkie, uciążliwe dziurki, z których Pchła co jakiś czas z irytacją wyciąga swędzące pióra.
Charakter: Od czego by tu zacząć… Każdy pewnie zna powiedzenia “Nie oceniaj książki po okładce”, albo „Nie szata zdobi człowieka”, prawda? A jeśli dziwnym trafem komuś udało się je ominąć, to niech wie, że właśnie stanął twarzą w twarz z żywym dowodem, potwierdzający prawdziwość owych przysłów.  Seanit, pomimo swojego niewinnego wyglądu i trudnej przeszłości jest… cóż, nie chcę powiedzieć „diabłem wcielonym”, ponieważ mijałoby się to z prawdą (poza tym, to określenie, jak i wiele mu podobnych zarezerwowane jest dla jej brata i prędko się to nie zmieni). Jednak musicie wiedzieć, że z pewnością jest jedną z najbardziej wybuchowych, nieprzewidywalnych i ekscentrycznych osób, jakie kiedykolwiek trafiły i trafią do Megalopolis. Pchła jest po prostu… szalona. Nawet, jeśli nie widać tego na pierwszy rzut oka, nie jest to odkrywcze stwierdzenie, choć oczywiście nie mówimy tutaj o tym niebezpiecznym, psychopatycznym rodzaju szaleństwa. Zdradza ją nie tylko niepasujący do niczego ubiór, ale przede wszystkim zbójeckie ogniki w oczach, anormalny wyszczerz, posyłany w stronę właściwie każdej żyjącej istoty, rozczochrana głowa pełna ryzykownych pomysłów i bardzo, bardzo głośny śmiech, od czasu do czasu ustępujący miejsca dziecięcemu chichotowi, zawsze dającemu o sobie znać w najmniej odpowiednim do śmiechu momencie. Właściwie to naprawdę trudno znaleźć osobę bardziej łaknącą towarzystwa, niż Pchła. Dziewczyna bardzo lubi znajdować się w centrum uwagi, skąd też wziął się u niej niezwykle dziecinny zwyczaj (a może powinnam raczej powiedzieć nawyk) podejmowania się niezwykle niepewnych, ale też niebezpiecznych, a w wielu przypadkach po prostu głupich zadań. Nie znaczy to jednak, że dziewczyna jest skończoną idiotką… wręcz przeciwnie! Co jak co, ale sprytu i inteligencji, to akurat nie można jej odmówić. Nawet, jeśli teoretycznie nie zdobyła żadnego konkretnego wykształcenia (w końcu do czternastego roku życia robiła za szczura laboratoryjnego), to w praktyce wie i umie naprawdę sporo. Być może należy zawdzięczać to wścibskości, a także wewnętrznej potrzeby odnalezienia odpowiedzi na każde, dosłownie każde nurtujące ją pytanie. Pod tym względem zachowuje się jak siedmioletnie, ciekawe świata dziecko i myślę, że w tym wypadku wcześniej przytoczone przez mnie powiedzenie o nieocenianiu książki po okładce mogłoby nie zdać egzaminu. Chyba każdy, kto choć raz miał z Pchłą do czynienia może potwierdzić, że kobieta jest niczym małe, prywatne słońce, niemal bez przerwy emanujące energią i zawstydzające swoją szczerą bezpretensjonalnością. Jest w tej dziewczynie pewien specyficzny rodzaj żywotności, który po prostu zabrania jej siedzieć bezczynnie w miejscu. I faktycznie, bardzo rzadko można natknąć się na Pchłę siedzącą w miejscu i dumającą nad problemami natury egzystencjalnej otaczającego ją świata. Niestety, Seanit ma bardzo denerwujący zwyczaj błyskawicznego interesowania się jakimś zajęciem, bądź sprawą, a następnie porzucania go po kilkunastu minutach, kiedy tylko przestanie być interesujące. Wspomniałam wcześniej, że jest osobą łaknącą towarzystwa, jednak trzeba tutaj sprostować, iż nie przepada za każdym człowiekiem. Mimo jej talentu do szybkiego nawiązywania dobrych stosunków z większością ludzi, jeśli chodzi o trwalsze, bliższe znajomości bywa bardzo wybredna i nieufna. Tak, dobrze przeczytaliście- nieufna! Chociaż przy pierwszym spotkaniu, dziewczyna potrafi rzucić się każdemu na szyję, to podczas kilku następnych będzie bacznie obserwować nieznajomą osobę, a w gorsze dni traktować każdego outsidera oschle, a nawet nieprzyjemnie. Prawda jest też taka, że przy lepszym poznaniu Pchła ujawnia kilka swoich niekoniecznie lubianych cech. Dziewczyna bardzo dużo przeklina, ma skłonności do nadmiernego i niepotrzebnego sarkazmu, oraz pchania się w kłopoty. Potrafi porządnie zaleźć za skórę. Umie zirytować. Nie umie się zamknąć. Pchła uważa się za feministkę i zachowanie większość mężczyzn, którym testosteron uderzył do głowy, a których umysł zaprzątuje jedynie myśl, by jak najszybciej wyrwać i zaliczyć pierwszą, napotkaną laskę w okolicy niezwykle irytuje. No i tutaj wracamy do tego, jak to dziewczyna nie umie ugryźć się w język i właściwie jeszcze nie znalazło się nic, co powstrzymałoby ją od wygłoszenia szczerej, ale jakże złośliwej uwagi w stronę kogokolwiek- nawet dwa razy wyższego i cztery razy szerszego faceta. Jedni jej przesadną szczerość uważali za skarb, inni za największą wadę i do tej pory nic się nie zmieniło, ani w ich ocenie, ani w jej zachowaniu. Seanit po prostu stara się pozostać sobą za wszelką cenę, stąd też jej wstręt do zmyślania i jakiegokolwiek naginania rzeczywistości. Już prędzej coś pominie, albo najzwyczajniej przemilczy, niż skłamie na dany temat. Jednak, mimo licznych wad i zalet, ciętego języka, sprzeczności i humorków, Pchła jest osobą, którą da się tolerować, a nawet polubić. I chociaż jej brak zahamowań przy pierwszym spotkaniu potrafi onieśmielić, zaś nieufność podczas kolejnych bardzo zrazić, koniec końców to pogodna, lojalna, choć odrobinę nieokrzesana dziewczyna, która dla tej garstki ważnych osób jest w stanie zrobić naprawdę wiele.
Song theme: Troubled Times - Green Day // Just like Fire - P!nk
Zarys przeszłości: Nie będę ukrywać, Pchła szczerze nienawidzi opowiadać, ani nawet wracać myślami do swojej przeszłości. Jej niechęć nie przejawia się jednak w postawie zranionej dziewczynki, do której oczu napływają łzy ilekroć pomyśli o tym, czego kiedyś doświadczyła. Nie mówi o swojej historii, ponieważ obecnie nie jest w stanie znieść tego, jak bardzo była zaślepiona i niewrażliwa na wszystkie dziwne rzeczy, które działy się dookoła.
Nie bez powodu przy nazwisku Katona nie widnieje nazwa kraju, chociaż dziewczyna urodziła się na terenie Węgier. Przez pierwsze lata swojego życia żadne z rodzeństwa- ani ona, ani jej bliźniak, ani ich starszy brat, oficjalnie nie istnieli. Byli dziećmi pary naukowców… nie, byli dziećmi wybitnego naukowcy i jego żony. Żony, którą sam stworzył i udoskonalił według własnego widzi mi się. Chyba najgorszy w tej historii jest fakt, iż mimo ludzkiej świadomości, a przede wszystkim, wiedzy jego kolegów z pracy na temat tego co też ich Niall tworzy i czym się zajmuje nie tylko w wolnym czasie, nikt nie zareagował. Wszyscy kochali Nialla Katona, nawet w momencie, kiedy zaczął poddawać coraz ryzykowniejszym eksperymentom swoje własne dzieci. Traktowano go jak bóstwo, był wszechmogącym i bezkarnym królem. Zachwalano jego oddanie nauce i nieomylność, nawet, kiedy w wyniku jednego z jego największych błędów zginął jego najstarszy syn, a tym samym starszy brat Seanit. Nikt mu tego nie wypominał… nikt tego nie zauważył, bo wszyscy patrzyli tylko na samego Nialla, nie na jego czyny. Z resztą, to samo tyczyło się dwójki jego pozostałych dzieci, czego żadne z nich nie potrafi wybaczyć sobie po dziś dzień.
Nikt tak naprawdę nie wie jakim cudem, ani w jakich okolicznościach zginął Niall, ani jak bardzo powiązane było to z ucieczką bliźniaków. Seanit, oraz jej brat mieli wtedy po czternaście lat i to właśnie od tego momentu zaczęli prowadzić całkiem nowe, a przede wszystkim świadome życie.
Oficjalnie: Zajmuje się… tworzeniem komiksów. Sama, mimo swojego wieku i dość nieprzyjemnych komentarzy niektórych ludzi, a w tym i jej brata, każących jej dorosnąć (co jak co, ale on akurat ma najmniejsze prawo do wygłaszania podobnych uwag, choć Sea zdecydowanie bardziej skłania się ku twierdzeniu, że robi tak tylko i wyłącznie z czystej złośliwości), przyznaje, że od czasu do czasu lubi nacieszyć oko narysowanymi historiami o antybohaterach. A skoro w jej głowie i tak kłębi się nieskończona ilość pomysłów, czemu by nie przelać chociaż części z nich na papier?
Rola w gangu: Nazywa siebie osobą od wywiadu środowiskowego, co z grubsza oznacza zbieranie informacji na temat kogokolwiek. Uwierzcie, lub nie, ale Pchła potrafi znaleźć gorszą stronę, a co za tym idzie, brudne sekrety nawet (zdawałoby się) najnudniejszej i najczystszej osoby w całym Megalopolis. A zapytana o swoje metody, za każdym razem powołuje się na tajemnicę zawodu i, póki co, niech tak pozostanie.
Umiejętności: Aż głupio się do tego przyznać, ale Seanit nigdy nie korzystała z broni palnej. Ba! W życiu nie miała w rękach niczego groźniejszego i ostrzejszego od dobrze zatemperowanego ołówka. Nawet, jako członkini jednego z najsłynniejszych gangów w Megalopolis, nigdy nie czuła potrzeby posługiwania się jakimkolwiek niebezpiecznym narzędziem. Nie oznacza to jednak, że jest całkowicie bezbronna. Już w wieku nastoletnim miała szczerze dość życia w cieniu brata i za wszelką cenę starała się pozbyć etykiety „tej bezradnej, którą trzeba ochronić”. Takim oto sposobem, od kilkunastu lat trenuje kickboxing, a w międzyczasie zdołała również zahaczyć o parę innych sportów i sztuk walki, które nie kolidują z jej wstrętem do śmiercionośnych narzędzi. Nie powiem, że walka w ręcz jest dziedziną, w której Pchła nie ma sobie równych, ale opanowała ją na tyle, by w razie kłopotów móc solidnie przyłożyć przeciwnikowi (tudzież kopnąć, gdzie trzeba, w celu zyskania kilku sekund na ucieczkę, a skubana potrafi naprawdę szybko biegać). Wcześniej wspomniałam już o tym, że tworzy komiksy, jednak poza talentem do rysowania, posiada również talent do malowania, choć obecnie poświęca się temu zajęciu zdecydowanie rzadziej. Poza tym, jak na osobę, której odgórnym celem istnienia jest sianie chaosu, znakomicie idzie jej hałasowanie gra na perkusji, oraz pobrzękiwanie na ukulele.
Przyjaciele: Zazwyczaj zdobywa ich znacznie łatwiej, niż wrogów. Nie ma w tym niczego dziwnego, skoro zyskując zaufanie ludzi nie musi anonimowo psuć ich życia.
Wrogowie: Tysiące ludzi, nieludzi i innych mutantów, którym porządnie zaszła za skórę, a którzy nawet nie mają pojęcia o jej istnieniu. Albo mają, ale nie są w stanie połączyć wyobrażeń wszystkowiedzącej zjawy, bez najmniejszych skrupułów niszczącej im życie z wyglądem niskiej, rozczochranej dziewczyny o wesołych oczach. Niepodważalny dowód na to, jak potężną broń potrafią stanowić informacje i umiejętność dochodzenia do tych najbardziej ukrytych danych. Nie da się również ukryć, że, z uwagi na wspólną przeszłość, a także drzewo genealogiczne, dziewczyna ma raczej mieszane uczucia w stosunku do przywódcy gangu, choć to przecież nie Seanit postanowiła kiedyś podroczyć się z Ferą. 
Autor: Earl Blue

wtorek, 21 lutego 2017

Zwycięzcy nic nie pamiętają. Przegrani wypominają sobie każdy szczegół

MonoriRogue
Imię: Rasha (w tłumaczeniu podobno oznacza ,,młoda gazela", ale dziewczyna raczej się w to nie wgłębiała). Jest tak krótkie, że zdrobnienia chyba nie mają sensu.
Nazwisko: Latifa. W papierach początkowo miała zapisane ojcowskie - Rukan - ale przed kilkoma laty zdecydowała się podać wniosek o zmianę.
Pseudonim: Na ringu zapowiadają ją jako Khalida, czyli ,,nieśmiertelna". Co ciekawe, to nawet nie przezwisko tylko autentyczne imię, które przybrała sobie by nie musieć podawać prawdziwego. Przyjęło się już nawet zdrobnienie Khal. Sporo osób jest przekonanych, że naprawdę ma tak na imię, a Rasha nie kwapi się jakoś, by tą pomyłkę korygować - nie obchodzi ją, jak ludzie się do niej zwracają, póki nie robią tego nieprzyjemnym tonem.
Płeć: Kobieta
Wiek: 27 lat
Rasa: Człowiek, chociaż w rodzinnych stronach rozpuszczono plotki, że jest mutantką. Czego to rodzina dla ciebie nie zrobi...
Narodowość: Egipt
Obywatelstwo: Dżannah
Rodzina: Dalej mieszkają w Dżannah. Rasha czasem nawet mija ich na ulicy. Obie strony wciąż usilnie udają, że nie mają ze sobą nic wspólnego, odkąd ojciec Khal ją wydziedziczył (chociaż jej część spadku i tak przypadłaby przyszłemu mężowi).
Miłość: Wyznanie od dziecka zniechęcało ją do zamążpójścia. Rasha nie potrafi sobie wyobrazić życia pod cudzym pantoflem i przez długi czas była zatwardziałą aseksualistką. Ale po poznaniu standardów zachodniego stylu życia jakoś powoli przekonuje się do męskiego towarzystwa. Przynajmniej potrafi się już z jakimś facetem zaprzyjaźnić, a to jednak jakiś postęp!
Aparycja: Khal ma nieco ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, co dla niektórych już oznacza całkiem wysoką kobietę. Można uznać ją za całkiem ładną, a w każdym razie u siebie trafiała w pewne gusta. Cera Rashy z natury jest ciemniejszego odcieniu. Posiada gładkie rysy, prosty nos (mimo starań przeciwniczek) i delikatnie zarysowane wargi. Oczy o łagodnym kształcie mają barwę ciemnego brązu, podobnie jak sięgające łopatek włosy. Spina je głównie do walk (baby mimo wyraźnych zasad jednak mają tendencję do ciągnięcia przeciwniczek za włosy), przez resztę czasu wiszą luźno w nieładzie, dając wrażenie jakby ich właścicielka obcinała je sobie własnoręcznie. Tym co jednak najbardziej ściąga cudzą uwagę jest muskulatura Rashy: prawie pół życia dziewczyna spędziła ciężko trenując, co dało zadowalające efekty. Latifa ma szersze barki niż rówieśniczki i dobrze wyrzeźbiony brzuch. Lewe ramię i trochę barku praktycznie całe pokryte są misternym tatuażem, ciemniejszym o jeden ton od koloru skóry. Drugi tatuaż ma pod prawym okiem - ,,ogonek" i kreskę na dolnej powiece, nawiązujące do oka Horusa. Ubiera się raczej bardziej dla własnej wygody niż mody. Przeważnie nosi proste topy na ramiączkach (białe, czarne, turkusowe, brązowe), sportowe obuwie i spodenki kończące się na wysokości kolan. Czasem weźmie ze sobą kurtkę, ale tylko jeśli faktycznie zrobi jej się chłodno. Dalej pozostała w niej buntownicza radość z odsłaniania ramion i dekoltu, chociaż spoważniała już dawno temu. Pewnych cech najwyraźniej nie da się z człowieka wyplenić.
Charakter: Rasha (jak już się domyślacie) na pewno nie należy do wzoru kobiety praktykowanego na bliskim wschodzie. Już nawet nie chodzi o sam ubiór - to nie brak burki, a charakter eliminuje ją jako materiał na żonę (a przynajmniej w pojęciu jej kręgu kulturowego). Nie da się nie zauważyć, że masz do czynienia z typową buntowniczką, nie lubiącą podporządkowywać się ścisłym regułom i tradycji. Pokazywanie twarzy i trochę ciała w miejscach publicznych przestało być dla Latify żadną przeszkodą. Więcej - jest z tego dumna. Zawsze chodzi prosto z uniesioną głową, niczego nie żałując ani nie oglądając się za krzywo patrzącymi za nią obywatelami Dżannah. Nie uważa niczego w swoim wyglądzie za powód do wstydu, chociaż rodzina zdecydowanie sądzi inaczej. Rasha to osoba wręcz promieniująca pewnością siebie, onieśmielając niektórych często samą swoją postawą. Khalida doskonale zdaje sobie sprawę jak wielką rolę w powodzeniu misji grają morale drużyny i zawsze stara się podnieść towarzyszy na duchu. Uśmiech i odpowiednio dobrane słowa okazują się czasem działać cuda. Mimo to nie jest jednak dobrym mediatorem - rozmowa z kumplem po fachu to jedno, ale KULTURALNA dyskusja z gościem, któremu z miejsca masz ochotę przywalić w pysk...nie, dyplomacja to zdecydowanie nie jest robota dla niej. Szczerze gardzi ludźmi uciekającymi od problemów. Jak dla niej rozwiązanie zawsze wydaje się tak oczywiste, jakby napisane czarno na białym, bez żadnych półcieni. Nie boi się porażki. Zdaje sobie sprawę, że nie jest niezniszczalna (nawet jeśli jej reputacja na ringu mówi co innego) i umie pogodzić się z klęską. Nie użala się nad sobą z powodu przegranej, tylko próbuje wyciągnąć z tego naukę i brnie dalej. Nie zapomni też podać zwycięzcy dłoni i pogratulować walki. Latifa nie grzeszy cierpliwością. Jest przy tym impulsywna i czasem daje się ponieść emocjom. Wspomnijmy też, że ma upór przysłowiowego osła. Wykształcenie Egipcjanki jest właściwie zerowe (to również zasługa ograniczeń kulturowych), ale i tym Khal mało się przejmuje. Chociaż nie dopasowuje się do żadnej konkretnej religii, kieruje się chrześcijańskim stwierdzeniem, że wobec każdego z nas Bóg ma jakieś plany i najwyraźniej w jej przypadku plany te nie mają nic wspólnego z osiągnięciami naukowymi. Zdarza jej się słyszeć uwagi, że nie jest jeszcze za późno i może pójść do jakiegoś liceum dla dorosłych - odpowiedź zawsze brzmi tak samo: ,,Tobie dobrze idzie nauka, a mi maltretowanie worków treningowych i lepiej zostańmy na swoich miejscach". Mimo pewnych braków w edukacji, Rasha to inteligentna kobieta. Jest osobą wyjątkowo towarzyską i gadatliwą. Lubi spędzać czas w przyjemnym towarzystwie. To mało wymagający rozmówca. Nie rozdrapuje ran - ani swoich, ani cudzych. W jej mniemaniu pewnych rzeczy nie powinno się wywlekać w nieskończoność. Dlatego jeśli widzi, że usilnie unikasz jakiegoś tematu, nie będzie zmuszać cię do zwierzeń. Jest tolerancyjna wobec wszelkich dziwactw i nie wierzy w stereotypy (sama wielu z nich przeczy). Rashę nie obchodzi twój wygląd, wyznanie czy kartoteka. Nawet w seryjnym mordercy jest w stanie dostrzec człowieka niewiele różnego od niej. A przecież każdy człowiek zasługuje na chociaż odrobinę szacunku.
Song theme: Built For This Time - Zayde Wolf // I Want It Free - Kongos
Zarys przeszłości: Historia Rashy to właściwie kolejna bajka o zbuntowanej księżniczce nie chcącej wyjść za mąż. Niewiele się różni od takiej stereotypowej powieści. Z tym, że ta księżniczka byłaby w stanie pokonać stereotypowe książątko w siłowaniu na rękę, ukraść mu konia i fanów.
  No więc mała Rasha urodziła się w rodzinie islamskiej, jako pierwsze i jedyne dziecko czwartej żony Muhamada Rukana. Miała trzy przyrodnie siostry i czterech przyrodnich braci. Gdy teraz o tym myśli zdaje sobie sprawę, że jej ojciec musi być bogatym człowiekiem, skoro może sobie pozwolić na utrzymanie takiej rodziny. Wcześniej jakoś ten fakt umykał jej pamięci. Nie pamięta kiedy przeprowadzili się do Dżannah. Pamięta za to, że Muhamad cieszył się szacunkiem sąsiadów i społeczności. Jego synowie dostali najlepsze wykształcenie i ogółem wyszli na ludzi. Córki za to trzymał wedle tradycji jako, przyznajmy to szczerze, karty przetargowe dla przyszłych interesów. Rasha na jego nieszczęście zawsze była ciekawska i dużo wypytywała o różne rzeczy, uważając je po prostu za głupie. Burka i chusty zawsze ją irytowały (,,Dlaczego tamte dziewczynki nie muszą tego nosić?"), zawsze chciała też iść do prawdziwej szkoły. Miarka się przebrała, gdy pewnego dnia do dwunastoletniej dziewczynki przyszedł jakiś dorosły facet. Był dla niej bardzo miły i dużo wypytywał o jej samopoczucie oraz zainteresowania. Dziewczynka była pewna, że to jakiś kolega taty, ale gdy zapytała wprost co to za pan, Muhamad odpowiedział ,,Twój przyszły mąż".
  Nie ma co się więcej na ten temat rozpisywać. Życie dziewczyny wydziedziczonej przez rodzinę jest paskudne, zwłaszcza w islamskiej społeczności. Była jak trędowata, ludzie pokazywali ją sobie palcami mówiąc ,,Patrz, to córka Rukana!". Początkowo nawet bała się zdejmować tę przeklętą chustę, ale w końcu zaczęła czuć się bardziej dumna bez niej. W Dżannah całe szczęście mieszkają także obywatele z zachodniej części świata. Sporo osób jej pomogło. Dziewczyna mimo to jednak dalej cierpiała prześladowanie i musiała jakoś sobie z tym radzić. Zdecydowała się zacząć trenować. Chciała stać się silniejsza, by już nikt nie próbował jej skrzywdzić. Z czasem jednak przerodziło się to bardziej w chęć jeszcze większego łamania tradycji, a nie tylko obrony własnej.
  Jakoś dochodzimy do momentu, w którym Rasha pojawia się po raz pierwszy na ringu. Zawodniczka wzięta właściwie wprost z ulicy. Młoda, silna, dobry materiał na przyszłą mistrzynię. Tylko nazwiska z jakiegoś powodu nie chciała podawać, ale mało kogo to obchodziło. Khalida okazała się szybko zbierać fanów i wspinać na szczeblach ligi. Teraz jej prawdziwa osobowość wydaje się w ogóle nie liczyć. I dobrze - Latifa raczej nie ma ochoty zwierzać się z czegokolwiek ani zmuszać innych do użalania się nad nią. Jutro i dziś jest dla niej ważniejsze niż wczoraj.
Oficjalnie: Dla kobiet pokroju Latify raczej ciężko o dobrą pracę w Dżannah. Dlatego zajęła się czymś zupełnie nie do pomyślenia dla islamskiej społeczności: jest stałą zawodniczką w turniejach mieszanych sztuk walki kategorii żeńskiej. Zdobyła nawet kilka nagród, obecnie stojących na półce w jej mieszkaniu. Na ringu występuje jednak pod imieniem Khalida i organizatorzy akceptują chęć zachowania anonimowości - póki umie się bić i daje im przez to zarobić, mogłaby się nawet nazywać ,,Stokrotką". Właściwie żaden z jej fanów nie kojarzy jej pod prawdziwym nazwiskiem. Sama o swoje fankluby nie dba w ogóle. I lepiej nie pytaj jej o autograf. Nawet dla żartów.
Rola w gangu: Robi to co umie najlepiej: bije się. A tak na poważnie, to przez większość czasu działa jako przyzwoitka, starając się jeszcze poza tym udzielać w ekipie na inne sposoby. Często po prostu bierze udział w akcjach jako dodatkowa para rąk, gdyby zabrakło kogoś do pomocy. No i chętnie zorganizuje ci sparing. Dziewczynom zawsze obiecuje, że nie będzie mocno tłuc, ale facetom nie odpuszcza.
Umiejętności: Chociaż po Dżannah krąży złośliwa plotka, że Rasha jest mutantką, wszelkie testy sprawnościowe i lekarskie (bez nich nie dostałaby się legalnie na ring) nie wskazują na takową możliwość w żadnym stopniu. Mimo to Latifa nie jest kimś, kogo chciałbyś mieć przeciwko sobie w pojedynku na pięści. Dzięki długoletnim treningom dziewczyna dorównuje siłą przeciętnie wysportowanemu mężczyźnie, a doświadczenie z ringu bez problemu potrafi przenieść do kłopotliwej sytuacji choćby i na środku ulicy. Ma też pewną przewagę płci - przypadkowy rabuś napadający ją na mieście z nożem nie spodziewa się raczej TAKIEGO oporu ze strony zaatakowanej kobiety. Z siłą logicznie w parze idzie wytrzymałość - trudno wygrać z nią w biegu na dłuższy dystans. Khalida jest też świetnie wygimnastykowana i sprawnie radzi sobie z poruszaniem się po mieście na bardziej niekonwencjonalne sposoby. Ma słabość do sportów, zwłaszcza siatkówki i kosza. Nigdy nie odmówi rundki, choćby i jeden na jeden.
Przyjaciele: Póki co brak
Wrogowie: Połowa mijanych przechodniów w Dżannah (czyli właściwie cała islamska populacja miasta) patrzy za nią ze wstrętem. Kilka razy nawet ktoś ją napadł.
Autor: Red Riding Hood