Jaskier mógłby zacząć zbierać po dolarze od każdej osoby, która na proste pytanie odpowiadała mu takim zdaniem. W sumie to powinien był zacząć to robić już kilka lat temu. Miałby już w kieszeni kilka tysięcy zarobione bez żadnego wysiłku. Takie sytuacje jak ta nie były dla niego niczym nowym. Wiedział więc doskonale jak się to skończy jeśli zaraz czegoś nie wymyśli i nie wybrnie zanim wyższy o głowę koleś straci cierpliwość. Zdawał też sobie sprawę, że rzadko kiedy zdarzyło mu się faktycznie załagodzić napiętą atmosferę i sukces w tym akurat wypadku również stał pod znakiem zapytania. Dlatego słysząc przytoczoną na początku wypowiedź westchnął jedynie boleśnie i przejechał sobie dłonią po twarzy.
- ,,Krasnolud" - odpowiedział Wierszokleta, czując, że i tak jest na straconej pozycji. - Rozumiem, że mógł pan nigdy nie czytać...
- Że co proszę? Teraz uważasz mnie za idiotę?!
- Ależ wielmożny panie, pan mnie chyba źle zrozumiał... - Jaskier przeszedł do obrony.
Jego rozmówca chyba jednak nie miał zamiaru dać mu się usprawiedliwić. Nie miał zamiaru przecież nikogo obrażać. To miała być jedynie żartobliwa uwaga w tematyce miejsca i opróżnionego w minutę kufla. Gdyby chciał, zasypałby gościa taką ilością barwnych i wiekowych wyzwisk, że pewnie nawet nie zdałby sobie sprawy ile z nich faktycznie mu urągało. Jak widać, wystarczyło jedynie proste słowo znane choćby i fanom kina. A mogłeś trzymać język za zębami, pomyślał poeta, po raz enty w ciągu tego tygodnia. Mogłeś, aleś znowu musiał się popisać. Dlaczego ludzie tak łatwo dają się prowokować nieistniejącymi powodami?
Zanim jednak mężczyzna zdążył wbić Jaspera na łokieć w podłogę, odwrócił się zaskoczony w stronę czegoś za swoimi plecami. Wierszokleta zaciekawiony co też tym razem ratuje mu skórę, wychylił się lekko w bok. Ku swojemu niezmiernemu zdziwieniu dostrzegł niską, rozczochraną brunetkę w barwionych szkłach. Nie wyglądała na zadowoloną. Razem z nią przyszła, dla odmiany, wyższa (i możliwe że lepiej zbudowana) od większości osób w barze kobieta o ciemniejszej cerze typowej mieszkanki Dżannah. Ta jednak zdecydowała się nie wplątywać w dyskusję i zamiast tego oparła się o stolik kilka metrów dalej, obserwując przebieg zdarzeń.
- A coś ty za jedna...czego chcesz? - mruknął starszy z mężczyzn. Zupełnie jakby coś przykleiło mu się do buta i nie chciało odpaść.
- Ależ nie, nie, nie. Poprawne pytanie brzmi, czego pan c h c e od naszego kolegi? - poprawiła go niższa.
Wskazała jednoznacznym gestem w stronę młodszego. Goliat obrócił głowę w jego stronę, jakby szukając potwierdzenia. Jaskier szybko podłapał rolę i uśmiechnął się do dziewczyny.
- No w końcu jesteście! - powiedział z zupełną pewnością. Wyminął swojego rozmówcę i objął ramieniem sięgającą mu do szyi brunetkę. - Musi pan wybaczyć, ale nie dokończymy dzisiaj tej rozmowy, albowiem byłem umówiony na ważne spotkanie. Wie pan, nie wypada kłócić się przed damami.
Facet jakby zgłupiał, nie do końca pojmując przebiegu sytuacji. Zanim jednak doszedł do jakiegoś odpowiedniego argumentu za kontynuacją kłótni, poeta i nieznajoma obrócili się na pięcie i odeszli poza zasięg gościa. Dopiero wtedy Jaskier odetchnął głęboko z ulgi.
- Nie wierzę, że to zadziałało - wyższa z dziewczyn dołączyła do nich, kręcąc głową z niedowierzania.
- Szczerze to ja też - odparł Wierszokleta z uśmiechem. - Komu zawdzięczam ratunek? - dodał po chwili.
- Seanit - mikrus wyszczerzył się zadowolony z siebie.
- Rasha - przedstawiła się wyższa.
- A ja jestem Jaskier - przedstawił się mężczyzna uchylając kapelusza z zawadiackim uśmiechem, po czym zwrócił się do Seanit: - Jak ci się mogę odwdzięczyć, Dawidzie, za pomoc z Goliatem?
- Może postaw nam piwo, co? - dźgnęła łokciem towarzyszkę. Rasha wzruszyła obojętnie ramionami i podeszli do baru.
- Widzę, że panie mają prostsze potrzeby niż rówieśniczki? - zauważył Jaskier machając ręką do znajomej barmanki.
- W sensie? - zapytała Egipcjanka.
- Ostatnia dama której zaproponowałem coś do picia wymieniła mi chyba dziesięć niezrozumiałych nazw nie mogąc się na nic zdecydować, po czym koniec końców stwierdziła, że chyba jej chłopak wszedł właśnie do baru i się zmyła. W sumie to chyba lepiej - nie miałem pojęcia, że drinki mogą mieć tak pokręcone nazwy. ,,Tęcza po burzy" - przejechał ręką w powietrzu przed sobą, jakby wizualizując sobie litery. - I spróbuj no coś takiego zamówić.
- Prosta baba próbująca udawać skomplikowaną - posumowała Rasha ze złośliwym uśmiechem.
- Dokładnie! - zgodził się brunet. - Z całym szacunkiem dla płci pięknej, bo faceci bywają nie lepsi, ale czasem miewam wrażenie, że im mniej w głowie tym więcej na języku.
- Definicja połowy polityków - wtrąciła Sea. - Ale w takim razie skoro i laski i faceci są do dupy, to z kim tu się w końcu spotykać?
- Masz dwa wyjścia: aseksualizm, albo ożenek z samą sobą - stwierdził fachowym tonem poeta.
- To w ogóle możliwe? - Rasha uniosła pytająco brew.
- Pierwsze czy drugie? - wypalił Jaskier nie mogąc powstrzymać uśmieszku.
- Słyszałam o jednym gościu z Shangri-La, który ma akt ślubu ze sobą - wtrąciła Seanit. - To chyba nie takie głupie.
- No ba. Jedyna osoba mogąca znieść moje gadulstwo siedzi właśnie tutaj - mężczyzna parsknął śmiechem i dźgnął się kciukiem w pierś.
Nagle tuż obok przeszedł znajomy już Goliat. Wierszokleta jakby skurczył się pod naciskiem morderczego wzroku. Za to Seanit uśmiechnęła się i pomachała wesoło wysokiemu mężczyźnie. Koleś jedynie prychnął coś pod nosem i nie zatrzymując się skierował swoje kroki w stronę wyjścia. Na blacie przed trójką towarzyszy z przypadku barman postawił trzy szklanki z piwem.
- Nie wierzę, że drugi raz tego dnia zadaję to samo pytanie - zaczęła Rasha przysuwając sobie swoją - ale o co poszło?
- Właściwie to o nic - Jaskier podrapał się po czuprynie.
- Z doświadczenia wiem, że takie spojrzenie posyła się tylko ludziom, którym chcesz solidnie złoić.
- ,,Z doświadczenia" mówisz? - zaciekawił się chłopak.
- Pewnie - Rasha wzruszyła ramionami. - Oczywiście częściej to ja tak patrzę na innych, a nie na odwrót, ale to chyba musi wyglądać właśnie w ten sposób.
Wzięła spokojnie łyk. Jasper zmrużył oczy podejrzliwie. Jego wzrok powędrował do misternego tatuażu na odsłoniętym barku kobiety, a potem na drugi pod okiem. Coś zaczynało mu świtać...
- Czy ja cię już gdzieś nie widziałem? - zapytał wprost.
- Zależy gdzie łazisz - odparła Rasha.
- Tak się złożyło, że kiedyś zalazłem na kwalifikacje mieszanych sztuk walki w kategorii żeńskiej...nie pytajcie po co...i chyba była tam pewna wielce podobna do ciebie dama chwaląca się mianem ,,Khalida".
O ile Rasha wcale nie przejęła się odkryciem Jaskra (pewnie nie on pierwszy i nie ostatni), o tyle nie dało się tego powiedzieć o Seanit. Mikrus zrzucił poetę z krzesła z surowym ,,SUŃ SIĘ" i zajął jego miejsce obok Egipcjanki z błyszczącymi z wrażenia oczami.
Khal? Wybacz, chyba napuściłam na ciebie chochlika xP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz