Na słowo ,,rozbierany", Kasumi natychmiast zrobiła taktyczny odwrót oznajmiając, że i tak nie umie grać. Felix zdecydował się również nie angażować, nagle przypominając sobie ile to ważnych rzeczy musi jeszcze załatwić. I o ile tego drugiego Chris nawet nie próbowała zatrzymywać przed dostaniem się na drugą stronę pomieszczenia, o tyle Japonka ledwo uniknęła jej stalowego uchwytu. Fera powstrzymała złośliwy uśmiech. Oj, będziesz musiała do tego przywyknąć, pomyślała niemal ze współczuciem, zarówno do nowej jak i naburmuszonej Włoszki. Przy stole została tylko Strzyga, Sylvain i Virus. Sylve ignorując zamieszanie przetasował karty i rozdał.
- Twój harem chyba nie akceptuje twojego zwierzchnictwa - zauważyła Fera, jakby nie było tego widać.
- Nie ma co się zrażać na samym starcie - odpowiedziała Chris patrząc w swoje karty. - Jeszcze się wszystko zmieni...
- Jaki harem? - wtrącił Francuz, zupełnie nie obeznany w temacie.
- Wirusek wymyślił sobie założyć własne stadko lwic - wyjaśniła liderka Szczurów. - Z tym, że tu to ona będzie jedynym samcem.
- A w jakim sensie ,,samcem"? - mężczyzna parsknął śmiechem.
- A w takim, że nie toleruję konkurencji - zagroziła mu Virus.
- Ja i konkurencja? Pfft - Sylve machnął ręką niedbale. - Czego ty się obawiasz?
W oddali dało się słyszeć śmiech Felixa, do którego najwyraźniej dotarł ten fragment rozmowy. Po chwili dotarła do niego także rzucona przez Leviathana pusta puszka, trafiając idealnie w tył głowy hakera. Chłopak uniósł na ślepo kciuk w górę na znak, że zrozumiał i już się nie wcinał.
- W ogóle to jak wam minął dzień? - zapytała różowowłosa, kierując się do Sylve i Dana, opierającego się o ścianę obok drzwi. - CIEBIE nie muszę pytać - dodała stanowczo, widząc, że Chris już zamierza się odezwać. Doskonale wiedziała jak bardzo głupim pomysłem okazało się zostawianie jej bez żadnej roboty.
- Poza tym, że przywieźliśmy tu kolejnego kwiatuszka? - odparł Berthier i na chwilę spojrzał w sufit, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu wzruszył ramionami. - Nic ciekawego.
Fera miała niejasne wrażenie, że zmyśla. Nie zamierzała jednak naciskać. Zamiast tego zerknęła pytająco w stronę Daniela.
- Niewiele nowego - odpowiedział cyborg, dalej bawiąc się nożem. - Lachie się dostosował, nikt więcej nie sprawia problemu. Nie znalazłem niczego ani na Jägera, ani na Ifryt. Będziemy musieli z nimi normalnie pogadać.
- Zdefiniuj ,,normalnie" - kobieta uśmiechnęła się podejrzanie.
- W MOJEJ terminologii normalności - zapewnił Dan.
- Ostatni facet, z którym miałeś NORMALNIE pogadać tak zupełnie PRZYPADKIEM zleciał z dachu - zauważyła z przekąsem.
- Słabeusz - wtrącił Levi. - Ja bym się z tego wyzbierał. A kim są Ifryt i Jäger? Ten drugi brzmi jak Niemiec.
- Popularnie nazywają go ,,tym niemieckim piromanem" więc chyba się zgadza - odparł Daniel. - Ifryt za to jest królową rynku przemytniczego...
- COOO?! - przerwała mu nagle Chris. - Zamierzasz mnie zastąpić, Różyczko? - zrobiła błagalne oczka, przysuwając je jak zwykle nieco zbyt blisko oczu Strzygi.
- Skądże, skarbie - uśmiechnęła się Fera. - Nie przejmuj się nią. Na razie martw się moim fullem - rzuciła swoje karty na stół z tryumfem na twarzy.
Homoś popatrzył na nie z niekłamanym zawodem. Po chwili jednak wzruszyła ramionami i wedle zasad zsunęła z siebie spodnie, pozostając na kanapie po turecku w samej bieliźnie.
- Tym razem ci się upiekło - pogroziła palcem szefowej. - Ale następnym...
- SYLVE! KAS! JESTEŚMY W TELEWIZJI! - wydarł się nagle Felix.
Sylvain od razu zapomniał o pokerze, rzucając się w na drugą stronę pokoju i wieszając na fotelu Ćwieka. Kasumi wyszła ze swojego pokoju z pytającym wyrazem twarzy. Nawet Dan podszedł do monitorów zaciekawiony. Virus widząc, że wszyscy ją opuszczają otwarła usta z oburzenia.
- Ej, a MOJA partia satysfakcji? - upomniała się.
- Jeszcze z tobą zagram, nie bój nic - obiecała Fera, połowicznie już koncentrując się na zebraniu przy jednym z ekranów.
Szła właśnie na żywo relacja z centrum Shangri-La. Kamera z lotu ptaka filmowała jedno z większych skrzyżowań. Na jego środku ktoś zostawił neonowy, bijący w oczy rysunek środkowego palca z napisem ,,Z dedykacją dla Megalopolis". Całości dobijała dyskoteka świateł z sygnalizacji. Wokół, poza policją próbującą doszukać się sposobu na usunięcie tego cudnego dzieła sztuki, zebrała się spora kolekcja gapiów. Tym, co jednak najbardziej zwróciło uwagę ekipy, był podpis - rysunek szczura. Strzyga i cyborg spojrzeli równocześnie na Sylve, Kas i Felixa.
- ,,Nic ciekawego", co? - rzucił Daniel z powątpiewaniem w głosie.
- A widzisz, tak mi się o tym jednym zapomniało - Levi uśmiechnął się przepraszająco, po czym przyjacielsko klepnął Kasumi w plecy. - Kawał dobrej roboty Kwiatku!
Między nimi rozpoczęła się jakaś rozmowa na temat zdolności nowej członkini gangu. Felix chyba zaczął śmiać się z policji, ale Fera zupełnie straciła wątek. Wierzcie mi lub nie, ale w tamtej chwili zobaczyła ponad krawędzią monitora coś zupełnie przebijającego świetlny pokaz w Shangri-La. No a przynajmniej w jej mniemaniu. Ekran wyżej Felix przygotowywał profile osobowe potencjalnych członków gangu, wpisując do nich wszelkie wzmianki na ich temat. Na czołowym miejscu wciąż znajdowali się Sylve i Chris, obecnie już odhaczeni z listy. Niżej Kasumi, jeszcze nie odznaczona, Khalida (z dopiskiem ,,Turniej sparringowy, środa"), Ifryt, Jäger, Jaskier (ten musiał się tu pojawić dosłownie chwilę temu), a pod tym wszystkim jeden profil podzielony na dwie części. I to jedno nazwisko widniejące w tytule skupiło na sobie obecnie całą uwagę liderki Szczurów...
Katon.
Nawet nie obchodziło ją, o które dokładnie chodziło - gdzie było jedno, tam musiało być drugie. A to znaczyło, że ON był w Megalopolis. Mimowolnie sięgnęła ręką w stronę boku szyi, potem zjechała nią ku przypiętej na piersi czerwonej wstążce. To się nie może dziać. Miała go już nigdy więcej nie zobaczyć na oczy. A teraz gdy przypomniała sobie przed oczami tego złotookiego dupka nawet nie była pewna, czy ogarnia ją z tego powodu furia...czy wręcz przeciwnie.
- Ehm...Fera? - zapytał nagle Ćwiek. Dziewczyna zamrugała i spojrzała w jego stronę. - Chyba drapiesz mi biurko...
Spojrzała na opartą na meblu dłoń. Faktycznie, zacisnęła paznokcie trochę zbyt mocno na blacie. Wzięła wdech i zrobiła w tył zwrot, chwytając po drodze swoją kurtkę.
- Gdzie idziesz? - spytał podejrzliwie Dan, wyczuwając, że coś się święci.
- Przewietrzyć się - przeładowała pistolet.
- Z bronią w ręku?
- To tylko na wszelki wypadek - odparła krótko.
- Co ty znowu kombinujesz? - cyborg nie zamierzał łatwo odpuścić.
- Nic w czym powinieneś brać udział - zapewniła, urywając rozmowę. - Rozplanujcie jakiś sposób na zaproszenie do ekipy pozostałych kandydatów. Ja muszę załatwić pewną niedokończoną sprawę - otworzyła drzwi i wyszła.
To się dzieje.
To się, kurwa, naprawdę dzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz