piątek, 30 czerwca 2017

Od Daniela - ,,Porozmawiajmy po ludzku"

        Uliczny kocur zasyczał na widok piątki ludzi i wspiął się na czubki palców wyginając grzbiet w łuk, byleby odsunąć się pod ścianę. Oczywiście żadnego z obcych to nie poruszyło - po prostu przeszli obok, nie za bardzo przejmując się kotem. Nie podobali mu się. Już nawet nie chodziło o naruszenie jego rewiru i zakłócanie nocnego spokoju. Najbardziej niepokoił go zapach, jaki ze sobą przyniosła dwójka z nich: metalu i trupa. Znał tę woń, nie czuł ją po raz pierwszy w życiu, ale nigdy nie zdarzyło się, by pachnieli tak normalni, chodzący ludzie. Gdy mijała go ludzka samica - jedyna w towarzystwie - odpowiedzialna za roztaczanie woni śmierci, ponownie zasyczał. Był niesamowicie zdziwiony, gdy odpowiedziała tym samym, po czym roześmiała się widząc przestraszoną reakcję.
  Daniel idąc na przodzie nie miał możliwości by to zobaczyć, ale dźwięki mówiły same za siebie. Pokręcił lekko głową z westchnieniem, ciesząc się w duchu, że to wszystko zaraz dobiegnie końca. Pilnujący tyłów Jäger uniósł pod maską brew, ale powstrzymał się od komentarzy. W ciągu tego półgodzinnego marszu zdołał się przekonać, że niezależnie od tego co powie, Erro wykorzysta to przeciwko niemu i to jeszcze na swoją korzyść.
  Miejsce, gdzie Dan miał nadzieję w końcu pogadać po ludzku z dwójką potencjalnych rekrutów po prawdzie wcale nie było oddalone aż o trzydzieści minut drogi (sam pewnie pokonałby tą trasę trzy razy szybciej), ale mając ze sobą związaną mutantkę, której właściwie wszystko było obojętne, nie dało się uniknąć małych komplikacji. Spętane plastikowym zaciskiem ręce nie wydawały się wiele pomagać. Cyborg obejrzał się przez ramię na prowadzącą Wendigo dwójkę najemników. Ten po lewej, podobnie jak ich szef z tyłu, szedł spokojnym, pewnym siebie krokiem, karabin jednak trzymał przygotowany przed sobą. Jego kolega nie umiał podzielać tego opanowania - tępy, pulsujący ból w podbitym oku mu tego zakazywał. Tymczasem na twarzy pojmanej mścicielki dalej królował dumny uśmiech, jakby wszystko szło dokładnie według jej planu, a fakt, że dała się pojmać był tylko drobną niedogodnością, której i tak zaradzi. Zdobiący jej skroń ślad po kolbie strzelby Jägera zdążył już całkowicie zniknąć. Kanadyjczyk nie mógł przed sobą ukryć, że był pod niejakim wrażeniem. Pracując z Ferą miał niejedną okazję do zobaczenia czynnika gojącego w akcji, ale nawet jej siniaki - u normalnego człowieka tkwiące gdzieś tydzień - zwykły znikać po kilku godzinach. Erro pozbyła się swojego w kilkanaście minut.
  - Toooo...gdzie idziemy? - zagaiła nagle. Plątanie się po bocznych uliczkach zaczynało ją nudzić. - Messiah Union to chyba nie w tą stronę.
  - Nie trafisz do Ifryt. - odpowiedział spokojnie Dan.
  - Nie ona wam zapłaciła?
  - Zapłaciła tylko jemu. - wskazał kciukiem do tyłu na Myśliwego. Nawet jeśli powiedział to nieco kpiącym tonem, Niemiec nie przejął się tym ani trochę. - Ze mną zawarła układ.
  - Widzę, że pakty z demonami to w tym mieście codzienność... - kobieta uśmiechnęła się pół złośliwie. - Skoro już się rozgadałeś, co to za układ?
  - Nazwijmy to ,,Umową na długoletnią współpracę".
  - Nie znam się na rządowym języku.
  - I dobrze. - urwał cyborg.
  Zatrzymał się przed obitymi metalowymi drzwiami, niegdyś będącymi tylnym wyjściem z restauracyjnej kuchni. Zanim jednak je pchnął, przypomniał sobie o istotnym szczególe. Obejrzał się do tyłu w stronę Jägera z ręką na klamce.
  - Możesz już odwołać swoich ludzi. - powiedział krótko. Nie była to ani prośba, ani rozkaz, jedynie stwierdzenie faktu. I to właśnie sprawiło, że mężczyzna się zawahał, zanim udzielił odpowiedzi.
  - Jesteś tego pewien? Płaciłem im z góry. - dodał, mając na myśli ,,Pewnie już nie wrócą".
  Nawet najęci obejrzeli się z lekkim zdziwieniem to na swojego szefa, to na cyborga. Fox jednak skinął tylko głową, nie mówiąc nic więcej. Wzrok trzymał jednak na Erro, posyłając jej w ten sposób nieme ostrzeżenie, aby nie próbowała żadnych sztuczek. W odpowiedzi wzruszyła ramionami i zdmuchnęła kosmyk ciemnych włosów z czoła.
  - Słyszeliście. - rzucił w końcu Niemiec do dwójki najemników. - Dziękuję za robotę.
  Po raz ostatni spojrzeli na Wendigo i chyba ostatecznie uznali, że mają dosyć użerania się z nią na jeden dzień. Uścisnęli po żołniersku dłonie zarówno Wilka jak i Daniela, po czym zniknęli za rogiem. Cyborg otworzył drzwi i teatralnym gestem zaprosił pozostałą dwójkę byłych wojskowych do środka.
  Wnętrze było tym, czym wydawało się z zewnątrz - kuchnią, ale jednak pustą i pozbawioną życia, najwyraźniej już od dłuższego czasu. Kwadratowe pomieszczenie, wyłożona białymi kafelkami podłoga, wbudowane szafki pod ścianami, podwójne metalowe drzwi z okrągłymi okienkami. Brakowało tylko garnków, patelni, noży i tabunu ludzi przy pracy, uchylających się przed drewnianą łyżką szefa kuchni, świszczącą im nad głowami. Na środku stał stary, metalowy stół i składane krzesło. Danny odsunął je prawie pod blaty przy ścianach, wskazując je Erro. Brazylijka usiadła nawet nie siląc się na żaden opór, doskonale znając przebieg podobnych spotkań. Jednak gdy Jäger z przyzwyczajenia przystanął oparty o ścianę obok drzwi ze strzelbą w rękach, Fox wskazał mu miejsce obok niej. Spod maski gazowej nie dało się wyczytać wyrazu twarzy najemnika, niepewność jednak wskazała na pewne zaskoczenie. Niemniej stanął obok, opierając się o blat za plecami.
  - Też jestem przesłuchiwany? - zapytał z lekką kpiną.
  - To nie przesłuchanie. - Dan wyjął z pokrowca na udzie nóż. - Chcę z wami po prostu porozmawiać po ludzku.
  Podszedł do Wendigo i bez chwili wahania rozciął plastikowy zacisk na jej przegubach. Kobieta spojrzała na Myśliwego z taką dumą, jakby w czymś z nim wygrała.
  - Teraz, skoro w grę przestały wchodzić pieniądze, chyba mogę liczyć, że WSZYSCY zachowamy się z odpowiednią kulturą. - cyborg usatysfakcjonowany usiadł połowicznie na stole naprzeciwko nich.
  - Niech ci będzie. - Jäger westchnął, odkładając na bok broń swoją oraz skonfiskowaną i zdjął z głowy maskę. - Czego chcesz?
  - Co wiesz o moim układzie z Isati? - zaczął Dan. Odkopnął na bok własne noże, wyciągnięty miecz natomiast z szacunkiem położył na blacie za sobą, aby dalej tkwił na widoku jego rozmówców i niekoniecznie blisko jego rąk.
  - Wspominałeś o współpracy... - Niemiec zmrużył oczy, zastanawiając się chwilę. - Chodzi o Szczury, prawda? Potrzebujecie jej wsparcia.
  Siedząca obok mutantka uniosła jedną brew i spojrzała na Daniela z nowym zainteresowaniem.
  - Nie jest tajemnicą, że szukamy sojuszników. - zgodził się Kanadyjczyk. - Im ciekawszych i bardziej różnorodnych, tym lepiej.
  - ,,Ciekawi i różnorodni". - powtórzyła Wendigo. - To coś nowego w kwestii wymagań rekrutacyjnych.
  - Nie jesteśmy normalną grupą buntowników. - odparł cyborg. - Mamy sporo ludzi, często zwyczajnych najemników, szpiegów i informatorów...oraz mamy swego rodzaju ,,elitę", bez której nie bylibyśmy tak popularni. Bycie ,,ciekawym" można zdefiniować różnie, w końcu wszystko zależy od gustów, ale ,,różnorodność" poczytujemy w ten sposób co reszta świata.
  - Idziesz w stronę punktu, w którym ja i Erro jesteśmy wystarczająco ,,ciekawi". - odgadł Niemiec.
  - Hej, chwila, czegoś nie rozumiem. - przerwała im Erro. Wstała i podeszła do Daniela. - Rozumiem, że w jakiś sposób interesuje was moja przynależność do gangu.
  Cyborg kiwnął głową.
  - Ale tego samego wieczoru zdążyłeś mnie z lekka upokorzyć i zszargać moją reputację.
  - Tego wymagało przekonanie do naszej sprawy Ifryt. - wyjaśnił.
  - O, i to jest jeszcze zabawniejsze. - kobieta uśmiechnęła się paskudnie. - Mam siedzieć po tej samej stronie co przeklęta etiopska królowa, która bezczelnie handluje cudzymi genami i dzięki TOBIE - dźgnęła go w pierś - będzie to robić dalej.
  - Pozwól mi dokończyć, Pandoro. - Brazylijka zmrużyła podejrzliwie oczy słysząc swoje właściwe imię. - Doskonale wiem, czym może grozić trzymanie pod jednym dachem dwójki nienawidzących się ludzi. Isati także nie darzy cię ciepłymi uczuciami, ale nie mogę między wami wybierać, bo Fera wyprułaby mi flaki za niweczenie jednej okazji na rzecz drugiej. Dlatego właśnie potrzebowałem z tobą porozmawiać.
  Założyła ręce na piersi, przygryzając dolną wargę.
  - Mów dalej. - rzuciła po chwili milczenia.
  - Jak się pewnie domyślasz, puszczenie cię wolno nie wchodzi w rachubę, jeśli wcześniej nie dam Ifryt zapewnienia, że nie wrócisz po rewanż. - kontynuował Dan. - Dlatego się wymieniliśmy. Ja mam dopilnować byś trzymała się z dala od jej interesów, a ona w zamian przestanie handlować UNK32-1. To właśnie jest warunek twojej przynależności do Szczurów: nie szukaj zemsty na Isati.
  - Co więc będzie, jeśli stąd wyjdę nieprzekonana co do dołączenia? Mogłabym przecież cię zignorować i pójść robić swoje. Zabić mnie nie możecie, nie mam żony do zgwałcenia ani rodziny do torturowania.
  - Wiem o tym. I nie, nie zamierzam cię szantażować ani straszyć, chociaż mam ku temu sposobność. - mężczyzna wyciągnął z kieszeni przy pasie telefon Wendigo. - Numery są poblokowane, jak mniemam, ale znam kogoś, kto mógłby się tym zająć. Poza tym, w ostateczności mógłbym po prostu faktycznie zaprowadzić cię do Messiah Union. Nawet jeśli to co o tobie mówią jest prawdą, i rzeczywiście nie można z tobą skończyć, ktoś tam na pewno znajdzie ci pokój bez klamek. Podobno nawet jeść nie musisz, więc trzymanie cię przy życiu jest mniej kosztowne niż próba zabicia.
  Urwał na chwilę, oczekując jakiejś reakcji. Jego rozmówczyni jedynie uśmiechnęła się półgębkiem, jakby rzucała mu wyzwanie w osiągnięciu wcześniej opisanego celu.
  - Ale jak mówiłem - stwierdził z westchnieniem - nie będę nikogo tu straszył. Fera jest w tym lepsza i nie lubię przejmować jej obowiązków. Na dodatek na przykładzie historii wiemy, że robotnik szczęśliwy pracuje wydajniej niż straszony. Wolę spróbować was zachęcić do dołączenia. - tu zwrócił się także do słuchającego całej konwersacji Jägera.
  Mężczyzna skinął głową na znak, że słucha. Pandora się nie odezwała, co cyborg poczytał jako zgodę do kontynuowania. Dobra, pomyślał. Najtrudniejsza część.
  - Większość obecnych członków gangu znaleźliśmy samodzielnie, zanim wpadli na pomysł, by się do nas przyłączyć. - zaczął, ostrożnie dobierając słowa. - Wiemy czego nam potrzeba i tego szukamy. W dzisiejszych czasach bez wpływowych kontaktów nie osiągniesz zbyt wiele, stąd też potrzebna nam jest strategiczna pozycja Ifryt w elicie. Ale podstawą wszystkiego zawsze są zwykli...lub też ,,mniej zwykli" ludzie. Najemnicy, złodzieje, prawnicy, barmani, tancerki...najczęściej po prostu ci, których reszta świata spisuje na straty lub pognębia, nie chcąc słuchać wyjaśnień. Szczury mogą zaoferować wam wszystko, czego potrzebujecie: środki, sprzęt i przede wszystkim odpowiedni rozgłos. Dalej będziecie robić to, w czym jesteście najlepsi. Po prostu tym razem możecie liczyć na czyjeś wsparcie.
  - A w zamian za to...? - docisnął Wilk.
  - Dyskrecja i pewność, że odwzajemnicie okazaną pomoc.
  - I nie będziemy szkodzić wam ani waszym sojusznikom. - dodała Wendigo z lekkim niesmakiem w głosie.
  - To również. - zgodził się Daniel. - To jak? Przekonałem was?
  Zapadła cisza. Fox czuł na sobie skupiony wzrok dwójki najbardziej użytecznych najemników w czterech miastach, mogących równie dobrze stać się najgorszym utrapieniem Szczurów, jeśli zapłaciłby im za to ktoś z zewnątrz. Do tego nie mógł dopuścić. W końcu po dwóch wydających się trwać nieskończoność minutach, Jäger wstał i teatralnie uścisnął cyborgowi dłoń.
  - To będzie zaszczyt dla was pracować. - powiedział z lekkim uśmiechem. Zaraz po tym wziął swoją broń i wyszedł.
  Daniel został sam z niezrównoważoną terrorystką. W końcu i ona wzruszyła ramionami.
  - Niech ci będzie, pasuje mi taki układ. - odpowiedziała i w pierwszej kolejności sięgnęła po swój telefon. - Pewnie mojego numeru i tak nie potrzebujecie skoro jesteście tak świetnie doinformowani...
  - Nie, ale telefon sam w sobie się przyda. - stwierdził Dan zabierając komórkę tuż przed dłonią Erro. - Jak mówiłem: mam dopilnować, byś nie szukała zemsty na Ifryt. W tym wypadku twoje namiary w postaci telefonu nam się przydadzą. Poczekasz jutro niedaleko ,,Pól Elizejskich" i odbierzesz go już w bazie. I wierz mi, zorientujemy się kiedy spróbujesz go zniszczyć, sprzedać lub porzucić.
  - No proszę, co za spryciarze. - uśmiechnęła się prześmiewczo. Zabrała swój pistolet, nóż i karabin. - To do jutra, blaszaku.
  Drzwi zamknęły się za nią. Dopiero wtedy cyborg odważył się głębiej odetchnąć, dając mechanicznym płucom trochę luzu. Najpierw podniósł miecz, machinalnie przejeżdżając dwoma palcami wzdłuż całego ostrza, jakby ścierał i tą niemożliwie cienką warstewkę kurzu, którego i tak nie było widać. Potem podniósł z ziemi swoje noże, które już nieco mniej troskliwie, a bardziej wyrobionym ruchem wsunął na swoje miejsce.
  Przynajmniej raz udało mu się faktycznie porozmawiać z kimś po ludzku, tak jak to wcześniej planował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz