Przepchnęła się między przechodniami i przyspieszyła biegu. Zerknęła w stronę dachów, szukając odpowiedniego miejsca. Mijając różne słupy i bardziej widoczne puste plamy na ścianach budynków zręcznym ruchem trzech palców zostawiała na nich proste, byle jakie wzory z neonu. Ozdoby nie były trwałe, jak malowidło na wybrzeżu - powinny zniknąć za jakieś kilka godzin. Na kierunkowskaz wystarczą, oczywiście o ile dwaj przyjezdni zdecydują się za nią ruszyć. Chyba ich z nikim nie pomyliła. Informator, któremu zapłaciła za podrzucenie jej ,,oficjalnych" danych Szczurom odpowiednio opisał szczególne cechy trójki tak zwanej elity gangu. Według niego za potencjalnym nowym członkiem rozejrzeć może się tylko ktoś ważniejszy na szczeblach organizacji. Właściwie to całe opisy brzmiały, jakby każde ze Szczurów było chodzącą osobliwością nie do przegapienia. Meksykanka z jaskrawymi tatuażami i różowym irokezem, cyborg z modelu paramilitarnego, chłopak w ćwiekowanej kamizelce z osobliwą maską. Obok kogoś takiego ciężko przejść obojętnie.
To musieli być oni, upewniła się w myślach Kas, wspominając ostatni opis. Jeśli to nie o tą maskę i ćwieki chodziło, to kobieta nie miała zielonego pojęcia co mogło być bardziej osobliwe.
Znudzona biegiem przyjęła świetlistą formę i wyskoczyła w górę na kilka metrów, po czym ,,przykleiła się" do szklanej ściany sunąc z niesamowitą prędkością pomiędzy telebimami aż do następnego zakrętu. Tam znów wylądowała na chodniku na własnych nogach. Zostawiła po sobie błyszczące odciski butów i ruszyła dalej. Przemierzanie miasta w ten sposób zajmowało jej minuty, ale dwójce Szczurów przyjdzie przeciskać się przez tłoki zdecydowanie dłużej. W tej dzielnicy nie było już tylu osób. Stały tu jedynie budynki mieszkalne i hotele, nie oferując wiele ponad dachem nad głową i kilkoma kafejkami. W końcu wypatrzyła przed sobą niższy od reszty, czyli mający jakieś dziesięć pięter przy standardach budowli w Shangri-La. Był to najprostszy blok pomalowany w ukośne pasy. Idealnie - dostanie się na dach schodami przeciwpożarowymi nie będzie problemem. Oczywiście to nie Fuchicho chciała z nich korzystać.
Podeszła do ściany i namalowała na niej byle jaką strzałkę wskazującą w górę. Tylko idiota nie zrozumiałby takiego sygnału, a po tych chłopcach spodziewała się trochę rezolutności. W kilka sekund wspięła się na sam szczyt, zostawiając za sobą neonową smugę. Przeskoczyła betonowy murek i obejrzała się za siebie. Jak zawsze, poczuła zmęczenie dopiero widząc jak daleki dystans przeszła nie zwalniając biegu. Może i nie czuła go fizycznie, ale myśl jak czułaby się po takim sprincie normalna osoba niemal przyprawiała ją o zadyszkę. W ciągu kilkunastu minut dotarła z wybrzeża niemal do centrum miasta. Dobrze, że pamiętała o zostawianiu śladów, inaczej nikt w życiu by jej nie dogonił.
No to czekamy, pomyślała z westchnieniem i usiadła na kwadratowym przewodzie wentylacyjnym, podwijając kolana pod brodę. Miała sporo rzeczy do przemyślenia. Po raz kolejny zastanowiła się nad sensownością dołączania do Szczurów. Podobało jej się dotychczasowe życie. Odkąd uciekła z klanu przekonała się jak cudownie jest nie mieć nad sobą niczyjej władczej ręki. Jako wolny strzelec mogła robić co, gdzie, kiedy i - co najważniejsze - jak tylko chciała. Mijał już kolejny rok znęcania się nad członkami klanu Orochi. Nie miała pewności, co skłoniło ją do podpuszczania Szczurów do pościgu. Znudzenie ciągłą rutyną? Obecnie każde konkretne zajęcie wydawało jej się lepsze od dotychczasowych. A może chęć szerszego pola manewru? Kasumi nie miała żadnych papierów pozwalających jej wydostać się z Shangri-La. Szczury jakoś musiały podróżować między miastami incognito, może i jej by w tym pomogły? Ostatecznie mogła to być jednak wizja bezpieczeństwa przed dotychczasową rodziną, której dalej załaziła za skórę. Prawdopodobnie jednak wszystko po kolei przyczyniło się do sytuacji w jakiej się znalazła. Martwiło ją tylko jedno: wizja ponownego trafienia pod klosz. A jeśli lider gangu okaże się równie okropnym zaborcą jak jej ojciec? Okazałoby się, że zerwała jedną smycz na rzecz kolejnej, tym razem może nawet z kagańcem. Wcale jej się to ryzyko nie podobało.
Spojrzała za siebie, w stronę centrum. Ostatnia szansa, Kas. Możesz jeszcze uciec. I tak nikt cię nie dogoni. Przyjdą tu i nie zastaną kolejnej wskazówki gdzie mają cię szukać. Mogłabyś zniknąć na kilka dni, zaszyć się jak mysz pod miotłą i czekać na spokój. A potem ,,Witaj z powrotem, nudna wolności. Kogo dzisiaj mamy ukatrupić?".
Zwróciła wzrok z powrotem w stronę wybrzeża.
Raz kozie śmierć. Najwyżej znowu ucieknie. Do tej pory nie sprawiało jej to trudności. Oby tylko reputacja Szczurów nie okazała się równie przesadzona, co shangrilaskiej yakuzy.
Kobieta medytowała już godzinę, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyła oczy i obejrzała się w stronę wyjścia na dach. Uśmiechnęła się lekko widząc znajomą już dwójkę mężczyzn, zdyszanych wspinaczką na dziesiąte piętro.
- Nie było windy? - zapytała nie mogąc się powstrzymać.
Ten starszy spojrzał na nią z odrobiną ulgi. Chyba nie spodziewali się jej tutaj faktycznie zastać. Nie wydawali się też poruszeni złośliwą uwagą. Uśmiechnął się kwaśno.
- Działającej? Owszem, nie było. Cholerni bogacze. Takie miasto mają, a tej jednej windy nie umieli naprawić - powiedział zupełnie zdegustowany.
- No ba. To w końcu b o g a c z e =.= - zauważył chłopak w masce.
Fascynujące. Oboje brzmieli zupełnie spokojnie, jakby gadali ze starym znajomym. To na pewno przemawiało na korzyść Kasumi. I co nieco świadczyło o braku poprawności jej podejrzeń. Obróciła się całkowicie w ich stronę.
- No więc... - zaczął facet z francuskim akcentem. - Panno Orochi - i nie mów mi, że ma być ,,pani Orochi", bo złamiesz mi serce - na co ten cały cyrk z ucieczką? Zostawianie śladów to dobry sposób na zmylenie pościgu, ale skoro tu czekasz to chyba nie o to ci chodziło.
- Zila - poprawiła go mutantka. - Jeśli już chcesz mówić mi po nazwisku to nie używaj tego starego, proszę. I owszem, nie uciekam przed wami.
- Dobra, to zadam lepsze pytanie - wtrącił się młodszy. - Dlaczego na nas czekasz? O.o
- Bo chcę dać się znaleźć właściwym osobom - odpowiedziała. - Wolę porozmawiać z dala od pewnych wścibskich uszu. Jesteście od Szczurów, prawda?
Popatrzyli po sobie lekko zaskoczeni.
- Zgadza się - przyznał zamaskowany. Po chwili zdecydował się dodać: - Mi mówią Felix, a jemu Leviathan.
- Kasumi - przedstawiła się kobieta. - Jak już zdążyliście się pewnie domyślić, większość zna mnie jako Fuchicho.
Krótko, ale na temat. Sylve? Chyba twoja kolej :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz