Cóż, wniosek był jeden: Lachie coś przeskrobał. A obowiązkiem Foxa było nie puścić mu tego płazem. Nie chciał mu robić krzywdy. Pierwotnym zadaniem cyborga było sprowadzenie go do Fery (cholera wie czego ona mogła chcieć), jak to już często robił z wieloma delikwentami. I o ile chciał to zrobić w miarę bezboleśnie, o tyle każda minuta bezsensownego pościgu wzbierała w nim coraz więcej frustracji.
Prześlizgnął się po masce stojącego na światłach samochodu, zbierając kilka obelg od kierowcy i przebiegł na drugą stronę ulicy. Cały czas starał się nie stracić z wzroku zielonej kurtki i kucyka z dredów. Lachie jako kurier był dla niego ciężkim przeciwnikiem w wyścigu. Chłopak znał Elizjum jak własną kieszeń i zawsze był przygotowany do ucieczki. Miał spore doświadczenie w robieniu policyjne drony w konia. Wnioskując po sztuczkach, jakie wykorzystywał przeciwko Danielowi, był przekonany, że i z cyborgiem da sobie radę. W jakiś sposób to członka Szczurów obrażało. Sam nie miał żadnej trudności w ściganiu uciekinierów. Posiadał zasadniczą przewagę - żaden bieg nie mógł go wystarczająco zmęczyć, by zwolnił. Reszta właściwie zależała więc od jego humoru: gdy nie chciało mu się biegać, kończył tą zabawę wcześniej, a gdy było mu wszystko jedno przeważnie czekał, aż ścigany w końcu zwolni.
Ale dzisiaj już nie miał ochoty na jogging.
Koniec zabawy, pomyślał i przyspieszył. Lachlan akurat obejrzał się do tyłu. Dostrzegając prześlizgującego się sprawnie w tłumie Foxa przeraził się nie na żarty. Skręcił gwałtownie przeskakując przez całą długość schodów i ruszył dalej ulicą piętro niżej. Daniel jednak nie poszedł jego śladem. Biegł dalej wzdłuż neonowej barierki, patrząc na przechodniów w dole. Po ciemku ciężko było ich rozróżnić i gdyby Lachie nie uciekał jak idiota tylko wmieszał się w tłum, miałby zdecydowanie większe szanse na uwolnienie się od rzekomego prześladowcy. Dan odczekał aż zrówna się z biegnącym w dole kurierem, po czym przegonił go o jakieś półtora metra i wyskoczył za barierkę, strasząc przy tym jakąś stojącą przy niej parę.
Chłopak z dredami właśnie spojrzał do tyłu, z ulgą spostrzegając brak cyborga, gdy coś nagle przygniotło go do chodnika. Przechodnie cofnęli się ze zduszonymi okrzykami. Uciekinier wypchnął całe powietrze z płuc na jednym sapnięciu. Spróbował się wyrwać, ale czyjaś noga przycisnęła go ostrzegawczo do ziemi. Fox zacmokał (a przynajmniej wydał odgłos podobny do cmokania językiem) kręcąc głową z niezadowoleniem.
- I po co to wszystko, Lachie? - powiedział swobodnym tonem, w ogóle nie pasującym do sytuacji. - Chciałem tylko z tobą POGADAĆ. Co was wszystkich tak straszy w tym słowie?
- P-p-pogadać? - wyjąkał Lachlan. - To po jakiego chuja mnie gonisz?!
- Bo uciekasz? - odparł Dan tonem wskazującym na oczywistość odpowiedzi. - Nie marudź już, idziemy do szefa.
- Do Fery?! - chłopak znowu próbował się wyrwać, solidnie przerażony.
- Nie, Świętego Mikołaja. A ja tak naprawdę jestem tylko wesołym elfem w stalowej zbroi. No, zbieraj się do kupy człowieku - cyborg bez najmniejszego problemu podniósł go na nogi ciągnąc jedną ręką za kołnierz.
Lachie zachowywał się przez chwilę jak szmaciana lalka, ale w końcu stanął na sztywnych nogach. Wtedy jednak z tłumu wyłoniły się trzy chude sylwetki niebieskich robotów policyjnych. Musiało je tu ściągnąć zamieszanie, albo któryś z przestraszonych cywili.
- Psia krew... - mruknął pod nosem Fox odpychając pojmanego w stronę słupa latarni. Ten przydzwonił w niego czołem i upadł na ziemię zamroczony. Dawało to Danielowi jakieś kilka minut na uporanie się z całą tą sytuacją zanim Lachie spróbuje uciec. Zmierzył wzrokiem droidy - standardowa jednostka patrolująca ulice, wyposażona jedynie w broń z amunicją paraliżującą. Obstawiał sto dwadzieścia sekund.
- Proszę się usprawiedliwić obywatelu - rozkazał robot.
- Odprowadzam pijanego kolegę do domu - odpowiedział spokojnie Dan. - Widzicie jak się zatacza? - Lachlan wymruczał pod nosem coś średnio pochlebnego.
- Naruszacie spokój miasta obywatelu - maszyna, jak się można było domyślić, pozostała niewzruszona. - Nazwisko.
- Giguere Daniel - powiedział cyborg bez oporów. Co mu szkodziło? I tak według systemu był martwy, zmyślanie też nie miało sensu.
Droid w ciszy przeszukiwał dane obywateli. Zamrugał ostrzegawczo i sięgnął po taser. Dwa pozostałe poszły jego śladem.
- Brak danych - zakomunikował. - Podajcie prawdziwe nazwisko obywatelu.
- Giguere - powtórzył mężczyzna. Jego ręka powoli wędrowała ku rękojeści miecza wystającej ponad ramieniem.
- Pokażcie pozwolenie na posiadanie bro... - mechaniczny głos urwał się, przechodząc w niezrozumiałe brzęczenie, gdy czerwona smuga rozcięła mu ukosem górną część głowy.
Gapie zaczęły panikować, rozbiegając się z krzykiem na widok wyciągniętej broni i unieszkodliwionego droida. Drugi robot zareagował natychmiast, wystrzeliwując z tasera. Dan rozciął go równiutko w pasie, zostawiając drobiące jeszcze kilka sekund, pozbawione korpusu nogi. Ostatniego najpierw jednym cięciem pozbawił rąk i kończąc szeroki obrót katany wbił ją do połowy długości w pozbawioną oblicza twarz. Ostatni z policjantów zsunął się bezwładnie na ziemię. Cyborg wykonał jeszcze z przyzwyczajenia popisowy obrót w dłoni, niczym przewodnik orkiestry ulicznej pałką, i schował miecz do pochwy na plecach. Podszedł do odczołgującego się Lachiego i chwycił go za kołnierz.
- Widzisz, Lachie? To dlatego nie lubimy z Ferą policji - powiedział, chociaż chłopak w tym stanie nie miał możliwości udzielenia mu sensownej odpowiedzi. - Strasznie nas wszystkich ograniczają. Nawet pobiegać człowiekowi nie dadzą.
Lachlan jedynie wymamrotał coś pod nosem, dając się bez oporów powlec dalej już zupełnie opustoszałą ulicą. Jedynym co do niego docierało była wygwizdywana przez zadowolonego Foxa melodia Don't Worry, Be Happy.
Całe szczęście przy wejściu na klatkę schodową Lachie oprzytomniał na tyle, by móc normalnie iść (wizja wnoszenia go na górę wcale nie była ciekawą opcją). Nawet zaczął się wykręcać przed pójściem do przywódczyni Szczurów, co uspokoiło sumienie Danny'ego - od połowy drogi zaczął się martwić, czy chłopak za mocno nie przywalił w ten słup. Skoro sklecał w miarę sensowne wypowiedzi, a jego sprawność motoryczna nie miała nic do zarzucenia, chyba nic mu nie było.
- Nie możemy tego załatwić sam na sam? - rzucił niemal panicznie Lachie, ostatnim protestem zatrzymując się tuż przed drzwiami na dach.
- Powtarzam ci, że od samego początku miałeś się z nią widzieć - Daniel obrócił go przodem do drzwi i wypchnął na zewnątrz. - Nie mam pojęcia co zrobiłeś i ona pewnie też tego nie wie.
Lachlan nie wydawał się uspokojony, ale mimo to zdawał sobie sprawę, że wizyt u Fery nie ma co odwlekać. Wziął więc głęboki oddech i ruszył w stronę nieuchronnego.
Fera Rosa była tam, gdzie się zapowiadała, że będzie. Daniel nie miał pojęcia po czemu chciała się zobaczyć z nim i Lachie'm akurat na dachu sześciopiętrowego bloku mieszkalnego, dopóki nie zobaczył szefowej w masce przeciwko pyłowi. Różowowłosa stała na platformie bilboardu przedstawiającego optymistyczną grafikę z salutującymi droidami policyjnymi. Teraz jednak jego środek zajmowało jaskrawozielone graffiti w kształcie trójkątnej szczurzej głowy. Dzieło nie było jeszcze ukończone - Fera właśnie nakładała różową warstwę sprayu na naklejony szablon oczu. Jedynym odsłoniętym fragmentem reklamy był widoczny u góry napis ,,JESTEŚMY TU DLA WAS", który z widocznym logiem gangu nabierał ironicznego przesłania.
- Szarpnęłaś się na artystę? - rzucił Dan opierając się o ścianę z założonymi rękoma.
Dziewczyna w końcu zauważyła ich obecność. Już po oczach było widać, że się uśmiecha. Odstawiła puszkę na ziemię i zsunęła na szyję maskę, mierząc przestraszonego kuriera wzrokiem godnym głodnego kota.
- LAACHIEEE! - przywitała się głośno, przeciągając zdrobnienie imienia. Na dźwięk jej głosu Lachlan skulił się lekko. - Chodź no tu, amigo, muszę coś...
- OKRADLI OSTATNIĄ DOSTAWĘ! - wypalił nagle, zasłaniając się przy tym rękami jakby miał czymś zaraz oberwać.
Fox parsknął śmiechem, ale szybko stłumił to udawanym kaszlem.
Fera? Co z nim robimy? :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz