Długo
jednak sam nie siedział. Opróżnił drobnymi łykami ledwie pół kieliszka,
delektując się każdym z nich, gdy o ladę obok niego oparł się cyborg. Berthier
obrzucił go przelotnym spojrzeniem. Cyborg zdawał się samą swoją postawą mu
grozić, ale Sylvain nie należał do tych ludzi, którzy dają się zastraszyć w
jakikolwiek sposób, więc poruszył ramionami dla dodatkowego rozluźnienia się, a
potem uśmiechnął się przyjaźnie i najzwyklejszym w świcie tonem spytał:
- Est-ce que je peux aider?
Zupełnie
świadomie i celowo użył swojego języka ojczystego. Z doświadczenia wiedział, że
ci, którzy go szukali tracili odrobinę pewności, słysząc, że mężczyzna, którego
mieli za mieszkańca Megalopolis odzywa się płynnym francuskim zupełnie od ręki.
Leviathan wiedział, że cyborg miał na celu kogoś znaleźć. Obserwował jego
odbicie w kieliszku, jedynie pozornie kontemplując ciecz wewnątrz. Miał też
świadomość, że wykazuje się egoizmem skoro założył, że może chodzić o niego,
ale przeżył już dość, by orientować się już jak działa świat. Wbrew pozorom
często ktoś o niego pytał, bo choć Sylvain Berthier oficjalne leżał w grobie, o
tyle Leviathan był swoistą legendą miejską niektórych dzielnic w każdym z
czterech miast. Mimo wszystko nie spodziewał się, by cyborg mu odpowiedział. Tym
większe było jego zdziwienie gdy usłyszał równie płynną do jego, choć z dość
wyraźnymi śladami akcentu, mowę.
- Cherchant Léviathan.
Cyborg nawet
nie zadawał sobie trudu zatajenia tego faktu. Po prostu tonem, który sugerował
miłą pogawędkę oznajmił czego potrzebuje i liczył, że to dostanie.
- Je suis désolé, mais je ne sais pas.
– wzruszył ramionami i upił kolejny łyk wina - Je m'appelle Sylvain, et vous?
Tym razem na odpowiedź musiał poczekać
odrobinkę dłużej.
- Daniel. Je suis Daniel.
- Comment ça va?
Skoro Daniel sobie radził z
francuskim na tyle, by móc się dogadać, Leviathan postanowił wciągnąć go w
rozmowę adekwatną do tonu jego głosu. Trochę chrzanienia o niczym, gdy człowiek
ma zadanie i jest zajęty potrafi wyprowadzić z równowagi. Sylvain bardzo chciał
zobaczyć zirytowanego cyborga, lecz ten tylko stał, nachylając się lekko w jego
stronę.
- Ce n'est pas grave... – uciął tamten, w końcu siadając na sąsiednim stołku
i znów skierował rozmowę na odpowiednie tory. - Savez-vous quoi que ce soit sur
le gars?
- Non... Je l'ai entendu dire
qu'il est étonnant. La vérité?
- Je ne sais pas... Je fais juste mon travail.
- Dommage.
Sylvain zrozumiał już, że jego
rozmówca kompletnie nic o nim nie wie i jest z czyjegoś polecenia. Wobec tego
nie widział już sensu udawania, że nie ma pojęcia o co może chodzić, więc
spytał zbierającego się do wstania cyborga.
- Alors, que voulez-vous de moi?
- Je vous ai dit.
- NON! Que voulez-vous DE MOI?
Wizjery Daniela jasno wskazywały,
że zmrużyłby oczy gdyby takowe posiadał i na powrót rozsiadł się na stołku.
- Vous êtes le Léviathan. –
rzucił już znacznie mniej przyjaznym tonem - Vous avez menti à moi.
- Oui ami! Vous avez raison – tym słowom
towarzyszył ten konkretny, bezczelnie zadowolony z siebie uśmiech, który połowę
społeczeństwa potrafił doprowadzić do szewskiej pasji. - Porquoi?
Wizjery zamrugały rytmicznie,
więc Leviathan domyślił się, że zbił Daniela z tropu.
- Pourquoi quoi?
- Pourquoi parles-tu à moi?
- Mon patron veut vous embaucher.
- Et pour quoi?
Daniel wzruszył ramionami nie wiedząc, bądź nie
chcąc zdradzać do czego miałby się przydać. Ostatecznie jednak w miarę
przystępnie objaśnił Berthierowi na czym polegałaby jego praca w szeregach
Szczurów, a co ważniejsze czym owe Szczury są. W tym czasie Sylvain zauważył różowowłosą
z irokezem podchodzącą do nich. Virus szła obok, wręcz jej uczepiona i
szczerzyła się przy tym jakby zdobyła trofeum życia. Zatrzymała się w pobliżu i
przysłuchała się ostatnim słowom cyborga.
- Znalazłeś sobie kolegę, Daniel ? – spytała –
I o czym wy, kurna, mówicie?
Cyborg wydał z siebie dźwięk jednoznacznie
oznaczający westchnięcie.
- To właśnie jest ten twój Leviathan, Fera. –
wskazał głową Sylviana. Ten w tym czasie zdążył przybrać zagubiony wyraz twarzy
i przekrzywił głowę patrząc to na Ferę, to na Daniela. Zupełnie jakby nie
rozumiał ani słowa. Ostatecznie jednak, gdy trzy pary oczu spoczęły na nim,
poderwał się z miejsca i serdecznie uściskał Ferę, a potem cmoknął ją w
policzek.
- Je suis célibataire!
Daniel
parsknął śmiechem, gdy Sylvain cofnął się poza zasięg kobiety, gdyby zechciała
go uderzyć otrząsnąwszy się z szoku wywołanego nagłym wylewem ciepłych uczuć ze
strony obcego.
- Co on pierdoli?
– warknęła do Daniela, ewidentnie niezadowolona, że sama tego nie wie.
- Właśnie
oznajmił ci, że jest kawalerem...
W tym momencie
Leviathan uśmiechnął się miło i posłał jej całusa.
- Mon prénom est Sylvain,
madame.
- … I, że nazywa
się Sylvain. – dokończył Daniel. – To by było tyle w kwestii rekrutacji, hm?
- Nie, nie. –
Fera pokręciła głową – Coś ci się musiało pomylić. Informacje na temat Leviathana
mówią zupełnie coś innego.
- Quoi? –
wtrącił się, patrząc na Daniela. - Qu'est-ce qu'elle dit?
Cyborg
spojrzał na swoją przełożoną, potem na Sylvaina, znów na Ferę i znów na
Leviathana, po czym westchnął zrezygnowany, mamrocząc coś pod nosem.
- Co powiedział?
– dopytała Fera. Teraz wianuszek siarczystych przekleństw usłyszeli wszyscy.
Mimo wszystko brzmiało to zaskakująco, jak na tę sytuację, spokojnie.
- Spytał mnie
co powiedziałaś. – odparł Daniel.
- Hej! To bez
sensu! – po raz pierwszy w tym dialogu głos zabrała Virus – Ze mną rozmawiał
normalnie...
- Co?! Chcesz mi
powiedzieć, że bez problemu mogliśmy sobie darować tą szopkę z francuskim? –
Daniel posłał Leviathanowi tak mordercze spojrzenie, że ten niemal się zdziwił,
że znowu nie umarł. Mimo to jego twarz nadal zdobił uśmiech.
- Jak
najbardziej. Ale gdzie w tym byłaby zabawa? Masz genialny kanadyjski akcent! –
klasnął w dłonie szczerze uradowany, a potem jak gdyby nigdy nic zwrócił się do
brązowowłosej. – I jak wirusku? Udało ci się podołać wyzwaniu?
Nie wiem kto
to przejmie, ale powodzenia życzę ^^
Słusznie, że się od Fery odsunął - na pewno by go walnęła gdyby to zrobił za późno XD
OdpowiedzUsuń