środa, 18 stycznia 2017

Od Fery Rosy (CD Daniela) - Witamy wśród Szczurów

        Zebrani na zewnątrz klubu gapie rozstąpili się zaskoczeni przed dziwną czteroosobową grupką, śledząc ich wzrokiem dopóki nie zniknęli za rogiem. Nie ma czemu się dziwić - nie na co dzień widzi się tak ekscentryczne osobowości pojedynczo, a co dopiero kilka naraz. Fera już przywykła do faktu, że ludzie zawsze się oglądają za nią i Danielem, a tym razem mieli ze sobą jeszcze półnagą roześmianą brunetkę. Jedynie Leviathan wydawał się w tej grupie najnormalniejszy...a przynajmniej z wyglądu.
  Strzyga biegła przodem, doskonale orientując się w okolicy. Kilka razy tylko obejrzała się niepewnie. Musieli szybko zniknąć, nie mogła sobie teraz pozwolić na pomyłkę. W końcu dla pewności wyjęło komórkę.
  - Telefon? - rzucił lekko zdziwiony Leviathan zza jej pleców. - Zdajecie sobie sprawę, że to najłatwiejsza metoda namierzania jaką stosują niebiescy?
  - Myślisz, że nie wiemy co robimy? - odparł za Ferę Dan. - Mamy swoje metody.
  - Niby jakie?
  - Sam zobaczysz.
   Grupa zatrzymała się za rogiem, oglądając po raz ostatni za jakimikolwiek śladami pościgu. Daniel przeszedł kilka kroków dalej i machnął ręką gdy znalazł właz kanalizacyjny. Szefowa Szczurów przez ten czas znalazła potrzebny numer i zadzwoniła. Przyłożyła telefon do ucha mając nadzieję, że tym razem Ćwiek nie wyniósł się do innego miasta wcześniej niż planował. Ostatnim razem przez to była zmuszona nocować na którymś z dachów, co jak się można domyśleć nie przypadło jej do gustu. Wtedy jeszcze mu odpuściła brak wcześniejszego poinformowania, ale tym razem okoliczności były zgoła gorsze. Całe szczęście (zarówno dla niej jak i samego Ćwieka) w ostatniej chwili ze słuchawki wybrzmiał znajomy zaspany głos:
  - Co tam sze-eeee... - ostatni wyraz przeciągnął się w ziewnięcie. - ...eefie?
  - Otwieraj właz. Jesteśmy niedaleko Pól Elizejskich - podeszła do miejsca gdzie stał cyborg. Virus ruszyła za nią skocznym krokiem, a Leviathan uniósł jedną brew.
  - Kanały? Gdzieś chyba już to widziałem... - skomentował kąśliwie, ale Strzyga to zignorowała.
  Do jej uszu dotarł ledwo słyszalny dźwięk odsuwanych zasuw. Fox podniósł bez problemu metalową pokrywę.
  - Dzięki Ćwoku - rzuciła do Felixa i, jak zawsze, rozłączyła się zanim zdążył się odgryźć.
  Kiwnęła zachęcająco głową do towarzyszy. Francuz spojrzał na wejście nieco sceptycznie, Virus też wolała się tam nie pakować jako pierwsza. Fera przewróciła oczami i sama zaczęła schodzić po drabinie. Znaczącym spojrzeniem dała Danielowi znak, by miał na nich oko i zszedł na dół jako ostatni. Zeskoczyła z ostatniego szczebla (znajdującego się mimo wszystko na wysokości prawie metra), po czym przeszła kilka metrów naprzód, odpalając latarkę w telefonie. Odczekała aż homoś i Leviathan zejdą na dół i ruszyła naprzód. Po jakiejś minucie do ich uszu dotarł głuchy odgłos zamykanej pokrywy, a w mroku zamajaczyły czerwone diody Giguere'a.
  - Kryjówka w kanałach to chyba oklepany schemat, nie sądzicie? - zaczął znowu Leviathan. - Policja nie próbowała was tu szukać?
  - Próbowała - odparła Strzyga. - Nie raz i nie dwa. Jak już wspominał Daniel, mamy swoje metody. Gdybyśmy byli tak głupi jak ci się wydaje, szajka nie przetrwałaby roku.
  - Nie łażą tędy przypadkiem inni ludzie?
  - Tę część miejskich podziemi zamknięto dawno temu - kiwnęła głową w stronę zupełnie suchego kanału. - Była tu mała...,,awaria".
  - Zupełnie przypadkowa awaria, która pozwoliła wam się tutaj osiedlić? - Virus uśmiechnęła się zbójecko.
  - Oczywiście - Fera odpowiedziała jej przez ramię tym samym uśmiechem. - Wszyscy w gangu kochamy zbiegi okoliczności.
  W końcu dotarli do starych metalowych drzwi bez żadnej klamki. Liderka Szczurów otworzyła wbudowaną w nie klapkę pod którą znajdował się czarny skaner. Przyłożyła do niego kciuk i odruchowo od razu naparła na drzwi. Dioda obok jednak błysnęła na czerwono, odmawiając dostępu. Kobieta westchnęła z frustracją, przejeżdżając sobie palcami po twarzy.
  - FELIX! - wydarła się.
  - Hasło - odpowiedział głos z interkomu.
  - OTWIERAJ TE PIEPRZONE DRZWI!
  - Umawialiśmy się na ,,cholerne", ale niech ci będzie.
  Błysnęło zielone światełko i drzwi same się uchyliły ze szczękiem zamka.
  - Przypomnij mi potem, dlaczego tego gnoja jeszcze nie zatłukłam - rzuciła przez ramię do Danny'ego i weszła do środka.
  Tak jak się spodziewała, kryjówka nie zmieniła się nic od jej ostatniej wizyty. Nawet syf pozostał ten sam. Najprostszym opisem głównego pomieszczenia był po prostu ,,Burdel", ale nie w tym oryginalnym tego słowa znaczeniu. Pomieszczenie było raczej wąskie i długie. Fera zwykła je sobie dzielić na dwie połowy - salon i warsztat. Salon znajdował się bliżej wejścia. Podłoga była prawie całkowicie przykryta starym, żółtym dywanem, w ogóle nie pasującym do reszty pokoju, a już zwłaszcza do równie paskudnych zielonych kanap. A jednak to miejsce miało jakiś swój urok, zapewne przez podwieszone pod sufitem lampki choinkowe i całkowicie zaklejony zdjęciami róg pomieszczenia. Plama z fotek rozprzestrzeniała się tam od samego początku działalności Szczurów, ale mieli do niej dostęp tylko ,,unikalni" członkowie, pokroju Fery, Daniela i Ćwieka. Salon kończył się razem z przerwą w ścianie na korytarz prowadzący do pokoi mieszkalnych. Dalsza część głównego pomieszczenia była zawalona mniej lub bardziej przydatnymi rzeczami. Pod ścianą ciągnęły się blaty z narzędziami i niedokończonymi fantami, a ostatnia ściana była jednym wielkim regałem. Stamtąd dobiegała muzyka, a konkretnie utwór Do You Believe In Magic. W oczy rzucały się najbardziej świecące ekrany monitorów, przedstawiające w większości ujęcia z różnych kamer w mieście i interaktywną mapę śledzącą członków gangu.
  Trzy różowe kropki (Fera jakoś nigdy nie pytała dlaczego akurat różowym oznaczają ważniejszych członków) widniały w miejscu bazy. Trzecia z kropek właśnie siedziała na obrotowym krześle, zajęta monitorem na biurku. Ćwiek, ubrany tak jak zawsze, półleżał niebezpiecznie odchylony na krześle z nogami wyłożonymi na blat i klawiaturą na kolanach. Chyba nie zwrócił uwagi na to, ile osób weszło do środka. Strzyga podeszła do niego, nie uraczona nawet spojrzeniem oczu zastąpionych na elektronicznej masce dwoma literkami ,,o".
  - Dzień doberek, szefowo - rzucił, skupiony na pisaniu. - Co was wyciągnęło z Danielem do night clubu?
  - Interesy - odparła. - Może byś się łaskawie przywitał? - obróciła jego krzesło odrobinę w stronę oglądających pomieszczenie Virus i Leviathana.
  Małe ,,o" zastąpiły dwa zera. Hacker kilka patrzył to na nich, to z powrotem na Ferę, zdezorientowany.
  - To ci z rekrutacji? O.o - zapytał wskazując w kierunku nowych.
  - Zaraz, to jemu o tym planie mówiłaś? - wtrącił się cyborg.
  - Pewnie. Przecież musiałam to z kimś przedyskutować. Nie jestem głupia - uśmiechnęła się kobieta.
  - I przedyskutowałaś to z nim zamiast ze mną? - mężczyzna tonem sugerował, że poddaje w wątpliwość logikę wyboru przywódczyni Szczurów.
  - To była oczywista decyzja, Danny - przewróciła oczami. - Ty podszedłbyś do tego sceptycznie. Ćwiek przynajmniej okazuje trochę entuzjazmu zamiast wszystko od razu złośliwie komentować.
  - Ależ to był genialny pomysł! ^ ^ - zgodził się chłopak w masce.
  Jak przewidywała różowa, z miejsca rzucił się wylewnie przywitać z nieznajomymi. Bezpardonowo zarzucił im ręce na karki i ścisnął w grupowym przytulasie. Zaskoczony Leviathan musiał się lekko schylić.
  - Witam w ekipie! Jestem Felix! ^ ^ - przedstawił się wesoło.
  - Tak, super - Levi uwolnił się z rąk hackera. Zamiast tego zdecydował się podać mu po ludzku rękę ze swoim najwyraźniej swoistym uśmiechem. - Sylvain.
  - Virus - wtrąciła brunetka. - Ale mówią mi Chris.
  Chłopak przez chwilę gapił się na nią z tym samym zacieszem na twarzy, aż w końcu uświadomił sobie, że chyba się zawiesił.
  - To ja wracam do siebie > < - rzucił i wycofał się z powrotem na swoje miejsce.
  Homoś od razu rzuciła się na kanapę, wyciągając się z zadowolonym westchnieniem. Sylve obrzucił pomieszczenie ostatnim dokładniejszym spojrzeniem.
  - To co, zamówimy pizzę i oficjalne zostałem żółwiem ninja? - zapytał złośliwie.
  - Jedną mutację to już chyba masz za sobą - zauważyła Fera opierając się o ścianę w salonie. - Mało ci?
  Uśmiechnął się kwaśno, ale nic więcej nie dodał.
  - Macie więcej takich kryjówek? - spytała Virus.
  - W każdym mieście. Zabezpieczenia są identyczne - odpowiedział Daniel.
  - Tylko najpierw dajcie mi znać, że zostajecie na stałe! - zawołał zza monitorów Ćwiek. - Muszę przedstawić wasze DNA skanerom.
  - Więc ty tu jesteś odpowiedzialny za wszystko? - zgadywał francuz.
  - Jeśli masz na myśli sprzęt elektroniczny, sieć komórkową i manipulację miastem to tak, jestem odpowiedzialny za wszystko - odpowiedział z dumą chłopak.
  - Pokoje macie tam. Wybierzcie sobie któryś jeśli chcecie - zaproponowała Fera rozsiadając się na fotelu. - Mój dom waszym domem, czujcie się jak u siebie et cetera, et cetera...

Nie mam pomysłu na zakończenie. Po prostu chyba zostawiam wam wszystkim wolną rękę xP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz