Podrywająca Ferę kobieta zniknęła w tłumie, jakby chciała dorwać wszystkie drony policyjne przed resztą. Sama Strzyga zdążyła już chwycić za pistolet i strzelić kilka razy w sufit, by rozpędzić panikujących ludzi.
- Dzieci, zasłonić oczy! - wydarła się z typową sobie satysfakcją. - Widok będzie nieprzyjemny!
- Dobrała się jedna z drugą... - rzucił na wpół do siebie cyborg, wyciągając katanę.
- Co proszę? - szefowa zwróciła głowę w jego stronę.
- Dogadałybyście się - wzruszył ramionami. - Może to nie taki głupi pomysł, Różyczko?
Dziewczyna posłała mu swoje firmowe spojrzenie, zdolne uśmiercić każdego niewinnego szczeniaka w obrębie kilkunastu metrów. Po chwili jednak na jej twarzy zagościł niepokojący uśmiech. Postukała się palcem w policzek w namyśle.
- Może i masz rację - powiedziała niewinnym głosikiem, psutym przez białe kły. - Czemu by nie skorzystać z bliższego towarzystwa...
Po tych słowach wślizgnęła się między uciekających z klubu, kierując się na pięterko za Virus.
- Oj, wystawiła cię - dorzucił Leviathan ze złośliwym uśmiechem. - Trzeba czegoś więcej niż płynny francuski, by trzymać przy sobie kobiety.
Zanim Dan zdążył się odgryźć, walczące z tłumem roboty policyjne w końcu zdołały się przedostać bliżej. Te nie miały już przy sobie taserów - próbowały wycelować w ich stronę glockami. Daniel nabrał przeczucia, że stwierdzenie wirusa, iż są tu po niego, faktycznie może mieć w sobie trochę racji. Zwłaszcza, że osoba francuza ściągała nieco więcej uwagi.
- Proszę nie oponować... - mechaniczne głosy ledwo przebijały się przez dźwięki paniki. Z galeryjki spadło jakieś krzesło.
- Pewnie pozbycie się ich będzie dla ciebie pestką... - stwierdził Leviathan, grzebiąc za czymś po kieszeniach.
- Za dużo cywili... - mruknął z niezadowoleniem cyborg, niepewnie przebierając palcami na rękojeści miecza.
- Przejmujesz się?
- Dawanie mediom paszy to nie do końca moje ulubione zajęcie. Policja to jedno, ale na co nam tu potrzebna masakra wśród postronnych?
- Oho, czyli mieczyk to jednak nie do mięsa? - mężczyzna spokojnie oglądał jakieś dwa okrągłe przedmioty, jak dla Dana identyczne.
- O swój poślizg się nie boję - kiwnął głową w stronę robotów. - Gorzej, gdy oni zaczną walić na ślepo w tłumie.
Co do tego miał już pewno nieprzyjemne doświadczenie, które wbrew woli na nowo odbiło mu się w pamięci.
Sylvain jeszcze kilka sekund próbował doszukać się różnicy w kulistych przedmiotach. W końcu wzruszył ramionami, wcisnął jeden z nich i rzucił pomiędzy przeciskające się przez przerzedzony już tłum drony. Coś zapikało trzy razy i błysnęło błękitem w towarzystwie głuchej eksplozji. Jednak żadnemu z przypadkowych ludzi nic się nie stało. Jedynie roboty nagle jakby przywarły stopami do podłogi, nie mogąc się ruszyć, a ich ręce szarpały się spazmatycznie.
- Hah! Tym razem trafiłem! - Leviathan uśmiechnął się tryumfalnie i rzucił w najbliższego zabranym zza baru nożem.
Trafił go w głowę, nieco poniżej oka, ale na tyle celnie, by ostrze wbiło się w szparę między wizjerem a metalową płytą twarzy. W tym samym czasie cyborg błyskawicznie znalazł się obok drugiego, ścinając go ukosem z góry w bark, aż katana przerwała główne łączenie na miejscu kręgosłupa. Trzeciemu ściął nogę i wbił broń w plecy gdy się pochylił, dla pewności jeszcze rozcinając robota w stronę łba.
Z piętra docierały głuche odgłosy uderzeń, co jakiś czas strzały. Nie był jednak pewien, czy padały z pistoletów ludzkich gliniarzy, czy Fery. Ruszył w stronę schodów, zostawiając pozostałe drony pod pewną opieką Sylvaina. Na górę wspinał się akurat jeden z nich, ruszając najwyraźniej na pomoc towarzyszom, ale zauważając Daniela odwrócił się w jego stronę ponownie wygłaszając wgrane komendy. Mężczyzna jedynie chwycił go za czoło i wyrzucił za balustradę schodów. Pokonał ostatnie kilka stopni...a to co zobaczył na górze zamieniło go w słup soli.
Ramię niedawno podrywającej jego szefową kobiety było wydłużone przez podejrzanie wyglądającą, ciemnoczerwoną substancję. Ta z nieludzką satysfakcją chwytała oślizgłymi palcami kolejnych funkcjonariuszy, miotając nimi po lokalu. Obok skakała szczerze uradowana Fera, strzelając do latających celów.
- To ma być wyzwanie?! - rzuciła najwyraźniej do Virus. - Szybciej trochę!
- Jak tylko sobie życzysz! - niemal zapiała radośnie brunetka, chwytając jedynego ostałego robota i ciskając nim przez barierkę. Strzyga z przyspieszoną reakcją trafiła go w korpus. Skrzywiła się niezadowolona.
- Eh, mogło być lepiej - rzuciła. - Dawaj następnych!
Jednak homoś jedynie wzruszył ramionami, nie mając już pod ręką żadnych żywych czy poprawnie działających policjantów. Strzyga fuknęła z frustracją. Wtedy w końcu dostrzegła zszokowanego Daniela.
- BIERZEMY JĄ! - zadeklarowała pewnie, na co Virus (już z normalną ręką) przylgnęła do niej z tryumfalnym uśmiechem.
Tia, pomyślał Giguere. Zdecydowanie się ze sobą dobrały.
- Leviathan też idzie? - zapytała liderka gangu.
- Wychodzi na to, że tak - wydusił w końcu Dan. Po chwili wskazał ręką z niedowierzaniem na leżących policjantów. - Co to do cholery było?!
- Nie wiem, ale było ZA-JE-BIS-TE - Fera z radości cmoknęła dziewczynę w czoło.
- Ej, a niżej? - poprosiła brunetka tonem przedszkolaka.
- Może później - odparła różowa z tym samym niepokojącym uśmiechem co wcześniej. - Na razie stawiam wszystkim kolejkę w... - urwała nagle, gwałtownie gasząc przy tym zadowolony wyraz twarzy.
Wszyscy wsłuchali się w ciszę. Klub zupełnie opustoszał, nawet muzyka w którymś momencie podczas zamieszania przestała grać, nikt nie zauważył kiedy. Jednak nie było zupełnie cicho. Po minucie do reszty awanturników również dotarło rytmiczne pikanie. Przy oderwanym łbie jednego z robotów błyskała dioda.
- Puta madre! - zaklęła Strzyga i ruszyła biegiem do schodów równo z resztą.
- Język - przypomniał jej cyborg.
- Cierra la boca!
Zbiegli na dół. Przy drzwiach wyjściowych już czekał mało przejęty sytuacją Sylvain. Opierał się o ścianę, bawiąc się czymś w rękach.
- Chyba wzywają wsparcie - rzucił znudzenie.
- No co ty nie powiesz?! - Fera mijając go pociągnęła mężczyznę za sobą za kołnierz. Nawet jeśli oficjalnie nie potwierdzał jeszcze swojej przynależności do Szczurów, ona chyba zrobiła to za niego.
I jak tam? Czas odwiedzić kryjówkę w Elizjum :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz