Ludzie nigdy nie nauczą się tego, iż nie są na świecie panami i władcami. Niby wiedzą o tym, że nie żyją na błękitnym globie sami i mają wokół siebie innych, nierzadko skrajnie nieludzkich towarzyszy. Już same postaci strigoi czy likantropów są przedstawiane dzieciom od niejako najmłodszych lat. Mało tego, w szkołach uczą mitologii. Fantastyka towarzyszy rodzajowi ludzkiemu od zarania dziejów. Nikt jednak aż do teraz nie śmiał zauważyć, że fikcja w pewnym momencie stała się rzeczywistością. Piaskun doskonale zauważał ten fakt, lecz nigdy nie czuł potrzeby uświadamiania o tym ciemnych, ograniczonych śmiertelnych. Po pierwsze: świata i tak nie mógł zbawić. Po drugie: nie było czego zbawiać dla ludzi zamieszkujących Ziemię, którzy swoim skrajnym idiotyzmem wywoływali w Pierwszym najczystszy wstręt. Z takimi właśnie myślami Egzekutor podjął swój spacer bez celu, na moment zapominając o irytującej obecności błękitnego bóstwa. Nie mogło to jednak trwać zbyt długo, gdyż Piaskun, poznawszy się już mniej więcej na sposobie bycia Echo, dawał mu mniej więcej 5 minut nim ten znowu go zaczepi. Na własne nieszczęście Mściwy nie przeliczył się i tym razem:
- Jack? - zaczął Hermes, nadal uparcie idąc wzdłuż ściany - Dlaczego nadal prześwitujesz?
- To połowicznie materialna powłoka. - w głosie Pierwszego zagrała po raz kolejny ostrzegawcza nutka, niszcząc cały efekt pozornego spokoju jego osoby. Echo zdawał się być jednak głuchy na ostrzeżenia i bez żadnego skrępowania kontynuował temat.
- Połowiczna? Czyli mógłbyś... No wiesz, przestać być w ogóle?
W odpowiedzi na to Piaskun nagle wyparował. Odebrał sobie ostatnie cząstki wiążące go z rzeczywistością i przestał istnieć. Nie trudził się nawet wyjaśnieniem, że owszem mógłby przestać być. Na co komu były słowa, gdy ot tak można było zademonstrować jak to działa. Tym bardziej, że dla samego Egzekutora było to równie naturalne i banalne co uniesienie do góry dłoni. Gdy pojawił się ponowie, kilkanaście metrów dalej i po drugiej stronie ulicy, zastał widok skonsternowanego Echo, usilnie wpatrującego się w chodnik, gdzie jeszcze przed chwilą stał Pierwszy. Twarz Piaskuna zdeformowała się nieco w geście uznawanym przez niego za uniesienie brwi, bo takowej nie posiadał. Nie przypuszczał, że wywoła swoją osobą aż taką fascynację. Ludziom zwykle było niezręcznie w jego towarzystwie, budził respekt i strach. Ciekawość na tą skalę widział jednak po raz pierwszy.
~ Ekhem. Nie tutaj. - rozległo się wyłącznie w głowie Merkurego. Błękitny poderwał głowę i rozejrzał się dookoła za śladem szkarłatu jego towarzysza. Zauważywszy go zmienił sobie grawitację i niemal natychmiast trafił na ścianę dokładnie ponad Piaskunem.
- To jest niesamowite. I możesz tak sobie znikać zupełnie na zawołanie?
- Owszem, mogę. - potwierdził Pierwszy. - Jednakże trudno mi trafić w to samo miejsce po raz kolejny.
Echo skinął mu głową na znak, że zrozumiał, iż namawianie Egzekutora do powtórzenia tej sztuczki mija się z celem. Coś w jego postawie jednak nie podobało się Pierwszemu. Miał nieodparte wrażenie, że testowanie jego zdolności nie poprzestanie na tak krótkiej demonstracji jednej sztuczki.
- A potrafiłbyś tak po prostu przejść przez jakąś przeszkodę, Jack?
- A nie zrobiłem tego już dwukrotnie w twojej obecności?
- Zarówno ja, jak i tamten przemiły facet nie byliśmy martwymi kawałami metalu czy betonu - wytłumaczył mu Echo - Nie widziałem cię jeszcze w akcji z czymś co nie żyje.
Piaskun w odpowiedzi powoli, demonstracyjnym gestem coraz większego rozdrażnienia przesunął dłonią po twarzy i posłał Merkuremu spojrzenie, mające na celu powalić co najmniej pół batalionu podobnych Hermesowi wrzodów społeczeństwa. Na Echo jednak takowy wzrok kompletnie nie działał, co z całą pewnością było winą braku choćby cienia instynktu samozachowawczego.
- Co jeśli odmówię?
- Wrócisz na ścianę i zostaniesz tam już do końca swoich dni, przyjacielu. - odparł z prostotą.
Egzekutor zmrużył oczy w zamyśleniu. Echo właśnie miał czelność go zaszantażować i zrobił to tonem, który nie sugerował niczego poza wesołym stwierdzeniem i choć Pierwszy nie miał najmniejszej ochoty się zgodzić, czuł, że to i tak nieuniknione. Westchnął po raz kolejny w ciągu godziny i ruszył w stronę pobliskiego słupa. Kim ja jestem, by nie wypełnić woli boga?
- Obserwuj i zapamiętuj, bo drugi raz nie zamierzam robić z siebie widowiska... - mruknął degustowany własną porażką. Dotarł do najbliższej latarni i wyciągnął przed siebie dłoń. Jego palce przepłynęły przez nią, nie natykając najmniejszego nawet oporu. Piaskun miał świadomość, iż najpewniej nie jest to satysfakcjonujące dla Hermesa, dlatego też postąpił krok do przodu. Przystanął na chwilę, gdy słup przecinał go od czubka głowy aż do ziemi i wrócił do Echo.
- Zadowolony?
- Pewnie, że tak! Jakie to uczucie? - zagadnął Hermes, wręcz emanując entuzjazmem. Skojarzył się on Mściwemu z błękitną latarnią, którą byle sztuczka może rozpalić jaśniej i nie był pewien czy powinien być tym, który roznieca iskrę Echo. Ta iskra z całą pewnością mogła wywołać pożar i spalić pół świata.
- Nie do opisania znanymi ludzkości słowami. Nie jest jednak nazbyt nieprzyjemne. Przyjemne też nie do końca. Jest... - Piaskun urwał, szukając najtrafniejszego słowa - Jakby inne. Nic nie wydaje się być do tego uczucia podobne.
Tym razem udało się Piaskunowi sprawić, by cisza trwała nieco dłużej niż ta poprzednia. Echo ewidentnie potrzebował chwili do namysłu.
- Skoro nie można tego opisać po ludzku, to istnieje jakiś inny pozaziemski język, w którym to możliwe?
- Nie mam pojęcia. Nawet jeśli i tak niewiele mnie to interesuje. - uciął Mściwy, gwałtownie skręcając w boczną uliczkę.
- Hej! Znowu mi to robisz! - zawołał za nim z wyrzutem Hermes - Nie możesz jakoś sygnalizować tego, że masz zamiar zmienić kierunek?!
- Nie widzę sensu, skoro najwyraźniej i tak nie zamierzasz stracić mnie z zasięgu głosu.
- Powiedziałbyś chociaż dokąd idziemy...
- Gdybym ja sam to wiedział...
- No to może klasycznie pójdziemy na kawę czy coś do jedzenia?
Pierwszy posłał koledze powątpiewające spojrzenie. Sama aparycja Echo budziła pewne zastrzeżenia co do przyjmowania przez niego ludzkiego pokarmu. Piaskun także nie wyglądał jakby regularnie jadał w restauracjach, a mimo to Merkury, by nie zapadła cisza spytał o coś na tyle niemożliwie bezsensownego, że Egzekutorowi pozostało jedynie przystanąć i skrzyżować wychudłe ramiona na klatce piersiowej.
- Jak chciałbyś tego dokonać?
Słaby obrys oczu Hermesa zamrugał kilkakrotnie w odpowiedzi.
- To ty nie jesz? Tak zupełnie nic, a nic?
Piaskun przesunął palcami po miejscu w którym zwykli ludzie powinni mieć usta i postukał paznokciem w twardą skórę.
- A widzisz we mnie cokolwiek co mogłoby mi umożliwić ten właściwy ludzkości zwyczaj?
Nim Echo zdołał skomentować kolejną z dziwności Egzekutora, uwagę obu przykuł pojedynczy odgłos wystrzału. Piaskun zerknął na Merkurego w niewerbalnym pytaniu: "Słyszałeś?". Tamten skinął mu w odpowiedzi i jak na komendę oboje ruszyli w tamtą stronę. Jedną cechą wspólną, której nie można było obu odmówić stanowiła pospolita ciekawość. W ten sposób dwie prawie skrajne osobowości zyskały choć tymczasowe porozumienie wynikłe z jednakowej reakcji. Pierwszy, adekwatnie do swojego pseudonimu, wyprzedził Hermesa w biegu, niemal rezygnując ze stawiania kroków. Ziemi dotykał więc na najwyżej dwa kroki na raz, przenosząc się z każdym kolejnym "skokiem" o co najmniej parę metrów w przód. Niewiele za nim Echo także biegł po swojemu od ściany do ściany. Naturalność dla jednego z nich była daleka od naturalności drugiego, a mimo tego oboje zdawali się stanowić dobrze zsynchronizowany zespół. Jak to nadludzi potrafi połączyć jedna ciekawość przyczyny samotnego wystrzału...
~ Ekhem. Nie tutaj. - rozległo się wyłącznie w głowie Merkurego. Błękitny poderwał głowę i rozejrzał się dookoła za śladem szkarłatu jego towarzysza. Zauważywszy go zmienił sobie grawitację i niemal natychmiast trafił na ścianę dokładnie ponad Piaskunem.
- To jest niesamowite. I możesz tak sobie znikać zupełnie na zawołanie?
- Owszem, mogę. - potwierdził Pierwszy. - Jednakże trudno mi trafić w to samo miejsce po raz kolejny.
Echo skinął mu głową na znak, że zrozumiał, iż namawianie Egzekutora do powtórzenia tej sztuczki mija się z celem. Coś w jego postawie jednak nie podobało się Pierwszemu. Miał nieodparte wrażenie, że testowanie jego zdolności nie poprzestanie na tak krótkiej demonstracji jednej sztuczki.
- A potrafiłbyś tak po prostu przejść przez jakąś przeszkodę, Jack?
- A nie zrobiłem tego już dwukrotnie w twojej obecności?
- Zarówno ja, jak i tamten przemiły facet nie byliśmy martwymi kawałami metalu czy betonu - wytłumaczył mu Echo - Nie widziałem cię jeszcze w akcji z czymś co nie żyje.
Piaskun w odpowiedzi powoli, demonstracyjnym gestem coraz większego rozdrażnienia przesunął dłonią po twarzy i posłał Merkuremu spojrzenie, mające na celu powalić co najmniej pół batalionu podobnych Hermesowi wrzodów społeczeństwa. Na Echo jednak takowy wzrok kompletnie nie działał, co z całą pewnością było winą braku choćby cienia instynktu samozachowawczego.
- Co jeśli odmówię?
- Wrócisz na ścianę i zostaniesz tam już do końca swoich dni, przyjacielu. - odparł z prostotą.
Egzekutor zmrużył oczy w zamyśleniu. Echo właśnie miał czelność go zaszantażować i zrobił to tonem, który nie sugerował niczego poza wesołym stwierdzeniem i choć Pierwszy nie miał najmniejszej ochoty się zgodzić, czuł, że to i tak nieuniknione. Westchnął po raz kolejny w ciągu godziny i ruszył w stronę pobliskiego słupa. Kim ja jestem, by nie wypełnić woli boga?
- Obserwuj i zapamiętuj, bo drugi raz nie zamierzam robić z siebie widowiska... - mruknął degustowany własną porażką. Dotarł do najbliższej latarni i wyciągnął przed siebie dłoń. Jego palce przepłynęły przez nią, nie natykając najmniejszego nawet oporu. Piaskun miał świadomość, iż najpewniej nie jest to satysfakcjonujące dla Hermesa, dlatego też postąpił krok do przodu. Przystanął na chwilę, gdy słup przecinał go od czubka głowy aż do ziemi i wrócił do Echo.
- Zadowolony?
- Pewnie, że tak! Jakie to uczucie? - zagadnął Hermes, wręcz emanując entuzjazmem. Skojarzył się on Mściwemu z błękitną latarnią, którą byle sztuczka może rozpalić jaśniej i nie był pewien czy powinien być tym, który roznieca iskrę Echo. Ta iskra z całą pewnością mogła wywołać pożar i spalić pół świata.
- Nie do opisania znanymi ludzkości słowami. Nie jest jednak nazbyt nieprzyjemne. Przyjemne też nie do końca. Jest... - Piaskun urwał, szukając najtrafniejszego słowa - Jakby inne. Nic nie wydaje się być do tego uczucia podobne.
Tym razem udało się Piaskunowi sprawić, by cisza trwała nieco dłużej niż ta poprzednia. Echo ewidentnie potrzebował chwili do namysłu.
- Skoro nie można tego opisać po ludzku, to istnieje jakiś inny pozaziemski język, w którym to możliwe?
- Nie mam pojęcia. Nawet jeśli i tak niewiele mnie to interesuje. - uciął Mściwy, gwałtownie skręcając w boczną uliczkę.
- Hej! Znowu mi to robisz! - zawołał za nim z wyrzutem Hermes - Nie możesz jakoś sygnalizować tego, że masz zamiar zmienić kierunek?!
- Nie widzę sensu, skoro najwyraźniej i tak nie zamierzasz stracić mnie z zasięgu głosu.
- Powiedziałbyś chociaż dokąd idziemy...
- Gdybym ja sam to wiedział...
- No to może klasycznie pójdziemy na kawę czy coś do jedzenia?
Pierwszy posłał koledze powątpiewające spojrzenie. Sama aparycja Echo budziła pewne zastrzeżenia co do przyjmowania przez niego ludzkiego pokarmu. Piaskun także nie wyglądał jakby regularnie jadał w restauracjach, a mimo to Merkury, by nie zapadła cisza spytał o coś na tyle niemożliwie bezsensownego, że Egzekutorowi pozostało jedynie przystanąć i skrzyżować wychudłe ramiona na klatce piersiowej.
- Jak chciałbyś tego dokonać?
Słaby obrys oczu Hermesa zamrugał kilkakrotnie w odpowiedzi.
- To ty nie jesz? Tak zupełnie nic, a nic?
Piaskun przesunął palcami po miejscu w którym zwykli ludzie powinni mieć usta i postukał paznokciem w twardą skórę.
- A widzisz we mnie cokolwiek co mogłoby mi umożliwić ten właściwy ludzkości zwyczaj?
Nim Echo zdołał skomentować kolejną z dziwności Egzekutora, uwagę obu przykuł pojedynczy odgłos wystrzału. Piaskun zerknął na Merkurego w niewerbalnym pytaniu: "Słyszałeś?". Tamten skinął mu w odpowiedzi i jak na komendę oboje ruszyli w tamtą stronę. Jedną cechą wspólną, której nie można było obu odmówić stanowiła pospolita ciekawość. W ten sposób dwie prawie skrajne osobowości zyskały choć tymczasowe porozumienie wynikłe z jednakowej reakcji. Pierwszy, adekwatnie do swojego pseudonimu, wyprzedził Hermesa w biegu, niemal rezygnując ze stawiania kroków. Ziemi dotykał więc na najwyżej dwa kroki na raz, przenosząc się z każdym kolejnym "skokiem" o co najmniej parę metrów w przód. Niewiele za nim Echo także biegł po swojemu od ściany do ściany. Naturalność dla jednego z nich była daleka od naturalności drugiego, a mimo tego oboje zdawali się stanowić dobrze zsynchronizowany zespół. Jak to nadludzi potrafi połączyć jedna ciekawość przyczyny samotnego wystrzału...
Reeed? Niby coś, a jednak nic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz