wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Chiena (CD Lio) - Czego oczy nie widzą...

         Chien stłumił w ustach wyjątkowo paskudne przekleństwo, gdy Lalka padła na ziemię. Był świadom, iż ona nie umarła. Nie wątpił w to, że potrzeba czegoś więcej, by jej trwale zaszkodzić. Tymczasowo stracił osobę, która mogłaby sprawować nad nim kontrolę i pilnować, by nie zrobił niczego niewłaściwego. W tym momencie Legion niczego na świecie nie pragnął bardziej niż poczucia, że ktoś patrzy mu na ręce i wymusza na nim tym samym pewne wzorce zachowań. Lio była dobra, Chien jedynie udawał porządnego i na tym polegała zasadnicza różnica w ich stylach bycia. Bez pieczy Marionetki Legion miał całkowicie wolne pole do manewru i doskonale wiedział, że tym razem już się nie powstrzyma i ktoś znacznie ucierpi. Ostatecznie trudno wymagać, by Niepokonany choćby rozważał pokojowe rozwiązanie konfliktu. Ktoś nawykły do życia obfitującego w adrenalinę z całą pewnością nawet nie pomyślał o załagodzeniu strzelaniny dyplomacją. Duong posiadał także nieprzyjemną świadomość tego czym jest i znał siebie na tyle, by wiedzieć jak cała strzelanina się potoczy.
        Przeszedł pod oknem w stronę drzwi klubu. Nie podniósł przy tym głowy, by nie trafić znów w zasięg strzałów. Nie był pewien jak długo zajmie Lio dojście do siebie na tyle, by do niego dołączyć, więc postanowił szybko i sprawnie rozprawić się z zamieszaniem. Ludzie uciekali w popłochu, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja, co nijak nie ułatwiło mu dotarcia do wnętrza lokalu. Jednak zdołał przepchnąć się na salę i schronić za jednym z przewróconych stołów. Cyborg nadal prowadził ostrzał cywili, więc Chien nie miał wiele czasu na to, by zastanowić się nad rozsądnym działaniem. Tym razem przypadkowe ofiary przeszkadzały mu zgoła bardziej niż zwykle. Winą za to obarczył sam fakt, że obronę ich potraktował jako nadaną mu przez Lio misję. Naturalnym więc, że ostatnim czego chciał było po całym zajściu oglądać krwawą masakrę. Legion ściągnął z pleców karabin i sprawdził czy jego broń jest gotowa do strzału. Amunicją przejmować się nie musiał - zawsze nosił przy sobie choć niewielki zapas pocisków w razie, tak zwanego przez niego, elementu nieprzewidzianego chaosu.
        Chien wychylił się zza stołu i rzucił okiem na swój cel. Fioletowy cyborg z mściwą satysfakcją ostrzeliwał skulonych za prowizorycznymi osłonami ludzi, którzy mieli dość pecha, by znajdować się zbyt daleko od drzwi, by choć ryzykować ucieczkę. A to dawało Legionowi wręcz idealną okazję do tego, by podnieść się, spokojnie wycelować i serią pocisków zakończyć krucjatę cyborga. Plan był prosty i niewiele mogło w nim pójść nie tak jak trzeba. Może właśnie dlatego Duong nie zdziwił się, że w momencie w którym miał pociągnąć za spust, kobieta odwróciła głowę w jego stronę. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, gdy dziewczyna zorientowała się, że jest na celowniku. Chien uśmiechnął się do niej nieznacznie w geście wyrażającym "To nic osobistego" i strzelił. Ciało cyborga drgnęło parę razy, gdy przyjęło serię i ciężko zwaliło się ze stołu, podrygując spazmatycznie. Nie rozwiązało to jednak żadnego z problemów. Wręcz przeciwnie - wymiana ognia wywołała jeszcze więcej przerażenia niż sam ostrzał. Legion po raz drugi w ciągu jednego dnia był powodem wybuchu paniki i czy tego chciał czy nie musiał zapanować także nad tym.
        Na raz zobaczył dziewczynę rozpaczliwie wybierającą na komórce numer. Chien jednym susem znalazł się przy niej i wyszarpnął jej aparat z dłoni. Upewnił się, że jeszcze nie zdołała się połączyć, po czym cisnął telefonem o najbliższą ścianę.
- To średni plan, mała. - rzucił w stronę dziewczyny i odwrócił się w stronę stoczonego pod najdalszą ścianą tłumu. Towarzystwo nagle znalazło nić porozumienia między sobą, bo obie strony konfliktu tłoczyły się i tratowały wspólnie i ponad wszelkimi podziałami. Duong zmierzył wzrokiem motłoch i przeniósł wzrok na dziewczynę. Kilka sekund zajęło mu przemyślenie nader istotnej kwestii, po czym skinął na klęczącą niedaleko dziewczynę od telefonu. Karabinem wskazał jej, by dołączyła do grupy, a ona posłusznie rzuciła się w tamtą stronę w obawie o swoje zdrowie. Najwyraźniej nie chciała tkwić w pobliżu Legiona dłużej niż to konieczne. Chien podniósł broń do strzału, czym wywołał jeszcze kilka na wpół zaskoczonych i przerażonych okrzyków. Celował jednak w ścianę przy suficie. W chwilę po strzale zapadła grobowa cisza.
- No! Wreszcie - zaczął Chien, wodząc wzrokiem po przerażonych ludziach. Rzucał wyzwanie każdemu kto śmiałby mu się przeciwstawić, gdyby karabin w dłoniach chłopaka nie był wystarczającym argumentem, by milczeć. - Na co wam ta bijatyka, co? Mało wam jeszcze problemów w tym świecie?
         Cisza, która nastąpiła po tych słowach była wręcz namacalna. Legion mówcą był co najwyżej przeciętnym, więc z całą pewnością jego słowa nie wywołały aż takiego efektu. Przyczyna ciszy była zdecydowanie inna. Duong drgnął nieco, gdy ktoś położył mu rękę na ramieniu, zerknął kątem oka na właściciela ręki i drgnął znowu, zauważając kto go dotknął. Twarz Lio była kompletnie rozbita i nie prezentowała się najlepiej. Chien nawet chciał jej współczuć, ale nie potrafił się na to zdobyć, mając w pamięci to, jak szybko Lalka dochodziła do siebie.
- Wszystko w porządku? - spytała, nie spuszczając wzroku ze zgromadzonych.
- Tak myślę. - odpowiedział jej. Naprawdę starał się oderwać wzrok od jej twarzy, ale nie udawało mu się to.
        Jeden z ludzi wyczuł dekoncentrację Legiona i rzucił się na dwójkę odmieńców z nożem w ręku. Chien zareagował na to tak, jak było mu wpojone. Trzymał w rękach karabin, więc odruchem bezwarunkowym zastrzelił człowieka nim ten pokonał połowę dzielącego ich dystansu. Nawet nie potrzebował się nad tym zastanowić. Odebrał bodziec, a szkolenie załatwiło swoje i nie było w tym miejsca na przemyślenie, a Duong poczuł nawet satysfakcję z tego, że nie dał się zaatakować. Był nawet z siebie dumny i pozwolił sobie na zadowolony uśmiech. Marionetka nie podzielała jednak jego szczęścia, o czym świadczył mocny ucisk na jego ramieniu.
- Wyjdź stąd, Chien. - rzuciła twardo. Legion zacisnął zęby i skinął, uświadamiając sobie, że w tym wypadku konsekwencje spadną na niego z powodu tego, że zabił. Tym razem nie miało być nagrody za błyskawiczne morderstwo. Nie chcąc dać się znowu sprowokować odwrócił się i wyszedł z klubu, równocześnie odwieszając karabin na swoje miejsce. Mimo wszystko nie żałował tego co zrobił, bo nie widział powodów do tego, by żałować. Nie wątpił jednak w to, że Lio wskaże mu błąd i może nawet go ukarze. Legion był pewien, że niezależnie od obrotu spraw poradzi sobie. Dlatego nie uciekł przed konsekwencją. Oparł się o ścianę na przeciwko wejścia do lokalu i przez rozbitą szybę obserwował to, co działo się we wnętrzu.

Lio? ^ ^"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz