niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Matthiasa (CD Semiry) - Jak zaskoczyć snajpera

        Słońce już zachodziło, ostrzegając przed nieuchronną godziną zero. Wölf przykucnął przy krawędzi dachu patrząc prze lornetkę do wnętrza pustego budynku, próbując określić trajektorię lotu pocisku snajperskiego. Dach na którym obecnie siedział był trzecim z możliwych stanowisk dla strzelca wyborowego jakie znalazł wokół magazynu. Widział stąd zostawioną na podłodze starego budynku czarną torbę. Był to idealny punkt osłonięty z właściwie każdej strony, czyli miejsce gdzie powinna stać jego zleceniodawczyni. Jedynie owe trzy pozycje obsadzane przez Jägera dałyby Erro stuprocentową pewność na czysty strzał. Podrzędny zamachowiec oczywiście mógłby próbować strzelać na wpół ślepo z wyższego budynku lub nieco dalej od magazynu, ale z tego co Niemiec wiedział o prześladowczyni czarnorynkowych dealerów jasno wynikało, że nie miał do czynienia z amatorem. Kobieta może i była szalona, jednak jej metodom nie dało się odmówić skuteczności. Musiała zdawać sobie sprawę, że zdążyła doprowadzić Ifryt do szału i każdy następny atak staje się coraz większym ryzykiem. Skoro chce się zamachnąć na życie Isati to musi zdawać sobie sprawę iż ma na to tylko jedną szansę. Ten strzał będzie decydował o wszystkim, o całej karierze Erro...
  A Matthias miał dopilnować, by spudłowała.
  Świadomość tego, że właśnie rujnuje czyjeś życie niemiłosiernie mu doskwierała. Owszem, Erro nie była niewiniątkiem, ale jednak - niezależnie od metod - skutecznie pozbywała się ludzi najgorszego sortu. Matt umiał postawić się na jej miejscu. Doskonale zdawał sobie sprawę ile w podziemiu znaczy reputacja oraz z jakim ryzykiem wiąże się porażka. Jedna z najważniejszych zasad w jego kodeksie kazała mu trzymać się swoich i wedle niej w normalnej sytuacji kibicowałby Wendigo. I to nie tak, że śmierć Isati zrobiłaby na nim jakiekolwiek wrażenie. To tak jak biznes: masz wrogów, sojuszników, a pozostałymi firmami się nie przejmujesz. Większe się na ciebie nie gapią to nie pchasz im się pod nos, mniejsze nie są warte twojej uwagi. Jednak brak ogniwa w postaci Ifryt rozerwałby cały łańcuch podziemnego handlu. Spojenie go z powrotem zajęłoby lata, podczas których chwiałby się los właśnie Wölfa i jemu podobnych. Poza tym, ważyła się tu nie tylko reputacja Erro, ale i jego. A według innej z jego zasad własna reputacja była ważniejsza niż cudze. Albo ty, pomyślał mężczyzna, albo ja.
  Widok z trzeciej z możliwych pozycji prowadził na torbę przez zakurzone od wewnątrz okno. Lecąc z tego miejsca, kula musiałaby najpierw przebić się przez szybę powodując hałas. I tak nie dawałoby to nikomu w środku żadnej przewagi, bo nawet jeśli usłyszą trzask to prawdopodobnie będzie już za późno. Dlatego i to stanowisko musiał wziąć pod uwagę. Wyciągnął więc z jednej z kieszeni kolejną parę podłużnych czujników ruchu i umocował jeden z nich przy klapie prowadzącej na dach (między zawiasami dobrze się maskował), a drugi na antenie telewizyjnej, w razie gdyby Erro nie zamierzała się dostać tutaj metodą konwencjonalną. Kalibrowanie tych urządzeń zajęło mu wiele czasu i cieszył się, że pomyślał o stworzeniu podobnego sprzętu już jakiś rok temu. Stworzenie czujnika ruchu było dziecinnie proste, ale przekonanie go do wykrywania tylko czegoś wielkości człowieka zakrawało o sztukę. Gdyby użył zwykłych, każdy przelatujący gołąb mógłby być szykującym się do strzału skrytobójcą. Podobne znajdowały się przy bocznych wejściach do magazynu, jeśli Wendigo zdecydowałaby się podejść jeszcze bliżej.
  To nie był jednak jedyny środek ostrożności jaki przygotował. Gdy już umieścił czujniki na miejscach włożył do ucha słuchawkę i zakomenderował do czekających w środku dwóch mężczyzn, których najął do roboty:
  - Szklany świetlik na tyłach, prawy róg.
  Po kilku minutach na kładce za oknem pojawiła się dwójka najemników z szarą matową płytą. Jäger machnął im ręką potwierdzająco i wedle instrukcji położyli ją na metalowej powierzchni pięterka, po czym podpięli do niej czarną skrzynkę i włączyli. Gdy dioda się zaświeciła ukryli niewinne puzderko poza widokiem Matthiasa, pełniącego teraz rolę potencjalnego strzelca. Jeden odsunął się na bok, a drugi dla próby oddalił się o kilka kroków i strzelił z pistoletu w ścianę tak, by kula przeleciała nad płytą. Gdy uznał, że trafił o wiele niżej niż celował, uniósł w stronę Niemca kciuk w górę. Mężczyzna odpowiedział mu tym samym gestem i zadowolony skierował się w stronę klapy. Elektromagnetyczna płyta była jego własnym pomysłem. Pracował nad tym od dłuższego czasu właśnie z myślą o tego typu zadaniach. Ochranianie pracodawców przed snajperami zawsze stanowiło dla niego nie lada problem. Mając do dyspozycji strzelbę byłeś w stanie dać sobie radę jedynie z napastnikiem na góra średni dystans, a obstawieni po dachach ludzie nie mogli stanowić pełnej ochrony. Skoro nie umiał powstrzymać pocisku snajperskiego, to mógł chociaż spróbować zmusić go do zmiany trajektorii lotu. Pole magnetyczne tuż pod oknem było na tyle silne, by odrobinę ściągnąć kulę w dół. Odchylenie wydawało się drobne, ale oznaczało trafienie celu około półtora metra niżej. Jeśli więc Erro celując w głowę Ifryt zdąży oddać strzał z którejś z tych trzech pozycji zanim dopadną ją jej ludzie, przy największym pechu trafi kobietę w łydkę. Oczywiście w interesie Wölfa jak najbardziej leżała nietykalność Isati, ale na taki obrót wydarzeń mógł poradzić tylko tyle.
  Zbliżając się do magazynu zastanawiał się ile rzeczy może pójść nie tak. Czujniki nie mogły nawalić. Nie widział takiej opcji. To nie było eksperymentalne narzędzie - używał ich już niejednokrotnie i nigdy go nie zawiodły. Erro mogła w najgorszym wypadku któryś zauważyć zanim wejdzie w jego zasięg i go zestrzelić. Pytanie tylko, czy w ogóle którykolwiek dostrzeże na czas, a nawet jeśli to zniszczenie jednego z nich również poinformuje Matta o jej pozycji. Spojrzał na ekran telefonu: wszystkie były aktywne i spokojne. Numery od jeden do pięć pilnowały okolic bocznych wejść, a sześć do jedenaście trzech dachów. Jedynym co miało prawo nie zadziałać były płyty i ludzie Ifryt. Zabezpieczenie przeciwko strzelcom wyborowym było dopiero prototypem. Niemiec nie miał jeszcze okazji przetestować tego na pełną skalę z prawdziwym karabinem snajperskim, płyty z założenia stanowiły więc ostateczność w razie niekompetencji ludzkiej. A wiadomo, że szansa iż zawiedzie cię człowiek którego nie znasz jest większa, niż w kwestii urządzenia nad którym siedziałeś cały miesiąc.
  Gdy wrócił do swojej torby zadzwonił telefon. Odebrał nawet nie patrząc na numer - i tak spodziewał się napisu ,,Zastrzeżony", bo głównie takie musiał odbierać.
  - Wszystko gotowe - rzucił, zgadując kto się do niego dodzwania.
  - Jest pan pewien? - w słuchawce odezwał się męski głos z lekkim skandynawskim akcentem.
  - Zawsze. Niemiec nie pracuje na ,,odwal się" - zapewnił Matt wyjmując ze swoich rzeczy czarną maskę przeciwgazową. - W innym wypadku nikt nie kupowałby od niego samochodów.
  - Świetnie - odparł asystent Ifryt.
  - Mam tylko jedno pytanie, jeśli oczywiście coś o tym wiesz - powiedział Wölf zanim mężczyzna zdążył się rozłączyć.
  - Słucham.
  - Jak Ifryt zamierza pojmać kogoś pokroju Erro za pomocą tego motłochu, który wynajęła? Z całym szacunkiem, ale oni nie zdążą dotrzeć do profesjonalnego skrytobójcy zanim odda strzał.
  - Z tego co wiem tą kwestią miał się zająć przedstawiciel Szczurów, niejaki Daniel.
  - Daniel? - powtórzył do siebie Niemiec próbując przypomnieć sobie kogokolwiek po tym imieniu. Nikt jednak nie przychodził mu do głowy. Znał jednak Isati na tyle by wiedzieć, że byle komu by zadania takiej wagi nie powierzyła.
  - Tak. Czy mam coś przekazać? - zapytał Skandynawczyk.
  - Nie, wszystko jasne. Bądźcie punktualnie - odpowiedział najemnik i rozłączył się.
  Spojrzał na godzinę. Dwadzieścia po ósmej. Miał jeszcze trochę czasu. Z braku lepszych pomysłów westchnął i ruszył po raz ostatni sprawdzić zabezpieczenia. I pomyśleć, że jutro znowu przyjdzie do szkoły jak gdyby nigdy nic na godzinę wychowawczą. Czasem mu nawet było szkoda, że nie może niczego opowiedzieć swoim uczniakom. Polowanie na terrorystów na pewno by im się spodobało.
  Póki co jednak musiał się upewnić, że nie będzie miał jutro na głowie niczego ważniejszego od pójścia do pracy. Jak choćby wściekłych popleczników martwej Ifryt. Lub legendarnej mścicielki przeklinanej w kilku różnych językach.

Docieramy do godziny zero :P Kto dalej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz