niedziela, 25 czerwca 2017

Od Seanit - Pieski, kotki, myszki i średniowieczne narzędzia śmierci

         Szary, brązowooki szczur domowy wybiegł z drewnianego domku i, truchtając między wiórkami trocin, mijał z zadowoleniem pozostałych współlokatorów- kilku, a może nawet i kilkunastu (zakładając oczywiście, że jeszcze co najmniej drugie tyle mogło chować się w swoich plastikowych lub drewnianych legowiskach) szczurzych samczyków. W mgnieniu oka zdołał dobiec do szklanej szyby- jednej z pięciu, które otaczały całą rodzinę gryzoni, jednak ta konkretna zawsze wydawała mu się najciekawsze. Nieco zabrudzona, pełna śladów po odciskach palców ciekawskich dzieci szyba może nie była sama w sobie szczególnie interesująca, jednak to nie szkło, a to co znajdowało się za nim pochłaniało uwagę młodego samczyka. Każdego dnia wstawał skoro świt i biegł jak najszybciej w stronę przezroczystej ściany, przez którą mógł obserwować cały świat, ten, znajdujący się na zewnątrz, poza jego klatką i poza (jego zdaniem) nieprzebytymi i niedostępnymi granicami sklepu zoologicznego. A fascynowało go wszystko! Widział wschody i zachody słońca, białe obłoki, płynące po błękitnym niebie, oraz klucze ptaków, przelatujących tędy okazjonalnie. Stąd mógł bezpiecznie obserwować coraz to nowe osoby- wyższe i niższe, ciemne, jasne i kolorowe, spacerujące w spokoju i te z całych sił gnające przed siebie, ludzi tworzących głośne grupy i samotnych, tudzież samowystarczalnych indywidualistów.
   Młody gryzoń odskoczył od szyby jak oparzony i pobiegł przerażony schować się do norki, kiedy nagle ni z tego ni z owego pojawiła się przed nim para piwnych ślepi, wpatrujących się w niego z zafascynowaniem przez pomarańczowe szkiełka drucianych okularów. Minęło kilka minut, nim szczur zdecydował się ponownie wystawić swój szary łebek z kryjówki i schować go w ciągu sekundy z powrotem, kiedy okazało się, że para sporych (według wyliczeń gryzonia) oczu należy do jakiegoś bezimiennego potwora, który nie tylko nie chce sobie pójść, ale nawet bezczelnie wpatruje się w szczurzych lokatorów, nie widząc w tym żadnego, nawet najmniejszego problemu. Bo faktycznie, dla marzącej o parce (a może nawet i więcej niż dwóch?) podobnych gryzoni Seanit, pukanie w szybę i nie odrywanie swych ślepi od zamieszkującej klatkę rodzinki samczyków nie wydawało się czymś nie na miejscu. Przez myśl by jej nawet nie przeszło, że swoim zachowaniem może przeszkadzać komukolwiek, nie wspominając już o tym, że nawet poproszona o odejście, argumentowane strachem i niespokojnym zachowaniem szczurów zapewne zostałaby przy ich klatce jeszcze dłużej, tłumacząc, że zwierzaki zapewne muszą się jedynie do niej przyzwyczaić. I jeszcze wparowałaby do  nich następnego i jeszcze kolejnego dnia, by sprawdzić "jak to też mają się jej szczurzy przyjaciele". Podsumowując, jedynie najprawdziwszy cud mógł sprawić, by dziewczyna zostawiła szybę sklepu zoologicznego w spokoju, o znudzeniu bowiem nie było tutaj mowy.
 - Tyle stoisz wlepiona w szybę... aż dziw, że nie masz zwierzaka.- odezwał się Jaskier, pełniąc w tym wypadku rolę owego "cudu", gdyż pytaniem udało mu się nieświadomie odciągnąć Pchłę od wystawy sklepowej. 
 - Mamy Wekierę.- odparła, nawet nie poświęcając towarzyszowi specjalnej uwagi, już wracając spojrzeniem w stronę szczurzej rodziny.- Ale to nie to samo, co te słodziaki.
   I szkoda, że Katona odwróciła wzrok, ponieważ w innym wypadku napotkałaby niezwykle zdziwione spojrzenie Jaskra, taksujące dziewczynę z powątpiewaniem, próbując najwyraźniej doszukać się chociaż cienia logiki w wypowiedzianym przez nią zdaniu. 
 - Wekierę?- powtórzył, najwyraźniej chcąc się przekonać, że ta niska i chaotyczna dziewczyna wplotła w zdanie nazwę średniowiecznej śmiercionośnej broni.
 - Yhym. Cóż,  t e o r e t y c z n i e  należy do mojego brata, ale to ja muszę ją dokarmiań. Ten głąb w ogóle zapomina, że jedzenie jest potrzebne, by  p r z e ż y ć .
   Brwi mężczyzny uniosły się ze zdziwienia, sięgając już granicy spadającej na czoło kasztanowych kosmyków.
 - Dokarmiać? Wekierę?- powtórzył jeszcze raz dla pewności, że usłyszał przed chwilą to, co wydawało mu się, że usłyszał.
 - No tak.- Pchła postukała w szybę, jakby z nadzieją, że jej czworonożni przyjaciele jednak zdecydują się podejść. Albo chociaż wyjść z kryjówek, na dobry początek.- Co prawda, jest mechaniczna, a Ronan... to znaczy, mój brat złożył ją kilka lat temu, ale żyje i funkcjonuje zupełnie jakby była prawdziwa. Mogłabym się założyć o co chcesz, że na pierwszy rzut oka nie zauważyłbyś różnicy. Prędzej uznał byś ją za dzieło diabła, niż człowieka.- dodała, tym samym, chyba jako jedyna osoba w Megalopolis (która miała styczność z drugim Katoną) całkowicie skreślając jakiekolwiek prawdopodobieństwo pokrewieństwa jej brata z nieczystymi siłami ciemności jakiejkolwiek religii.
   Jaskier ponownie zmrużył oczy, taksując uważnie Pchłę od stóp do głów (co, jak wiemy, nigdy nie zajmuje nikomu zbyt długo), jakby zastanawiał się, czy celowo, czy też zupełnie nieświadomie próbuje zrobić mu wodę z mózgu. Koniec końców, dziewczyna właśnie opowiadała mu, jak to kilka lat temu jej brat stworzył  b r o ń , którą na dodatek trzeba  k a r m i ć , a chociaż mężczyzna zwiedził niemały fragment świata, w życiu jeszcze nie spotkał się z czymś podobnym i szczerze wątpił, by rozkładanie wypowiedzianych przez dziewczynę zdań na części i poddawanie je jakiejkolwiek logicznej analizie miałoby sens. Nie wspominając już o tym, że nie należało to do czynności, które zwykł wykonywać.
   Nie znali się jeszcze zbyt dobrze, aczkolwiek gdzieś tam z tyłu głowy chłopaka krążyła niepewnie myśl, że Seanit może najzwyczajniej w świecie robić sobie z niego żarty. Dość dziwne i osobliwe, to trzeba przyznać, ale i niewinne.
   Jaskier wzruszył ramionami, jakby mówiąc "a co mi szkodzi?", najwyraźniej postanawiając zaryzykować próbę podłapania i podtrzymania tej dziwnej rozmowy, którą najprawdopodobniej w dalszym ciągu uważał za specyficzną próbę zrobienia z mózgu marmolady.
 - Nie wiedziałem, że Twój brat zajmuje się bronią.- odparł, klękając obok dziewczyny, próbując zrozumieć co też ten mikrus widzi w przyglądaniu się gryzoniom, zazwyczaj kojarzonymi z brudnymi zwierzakami, żyjącymi w kanałach.- A jeśli jesteście do siebie podobni, to myślę, że w ogóle bym go o coś takiego nie podejrzewał. Bez urazy.
   Sea jedynie machnęła ręką.
 - Uwierz mi, nie jesteśmy do siebie podobni. A Wekierę prędzej porównałabym do nieopierzonego szczura ze skrzydłami, niż jakiejkolwiek broni. Jedyne co ten dziwoląg jest w stanie robić to krakać, podążać za Ronanem jak cień i siadać na ramionach przypadkowych ludzi. Chociaż brat pewnie byłby zachwycony, gdybym podsunęła mu pomysł z wykorzystaniem jej do walki.- tutaj szturchnęła Jaskra w ramię.- Aż dziw, że czasem wystarczy zasugerować bratu nauczenie kruka kilku niebezpiecznym dla otoczenia sztuczek, by zyskać w jego oczach.
   Jeśli Calaghan wcześniej nie potrafił nadążyć za logiką dziewczyny, tak teraz owy sens tej rozmowy przypominał oddalony od niego niewielki punkt, machający mu z naprawdę daleka jedną ręką, a drugą zaś pokazując mu środkowy palec.
 - Przypomnij mi, kiedy dokładnie zeszliśmy na temat ptactwa?
   Teraz to Seanit odwróciła się w stronę mężczyzny, marszcząc brwi w geście niezrozumienia.
 - Jak to? A kiedy dokładnie od niego odeszliśmy?
   Najwyraźniej rodzeństwo Katona dziwny przypadek odnajdowania w twarzach, gestach i mimice niektórych, szczególnych ludzi na świecie swoich lustrzanych odbić miało we krwi, gdyż dokładnie w tym momencie ta dwójka obdarzyła siebie tym samym, skonfundowanym, pełnym niezrozumienia spojrzeniem.
   "O czym ona mówi?"
   "Nie, to o czym ON mówi?!"
   - Mówiłaś coś o Wekierze.- odezwał się Jaskier, trochę niepewnie, jakby już sam nie potrafił zaufać ani jednemu zdaniu, jakie padło i padnie w tej pozbawionej sensu dyskusji.
 - Tak, zgadza się.- głos Seanit z kolei brzmiał tak, jakby nie rozumiała w czym dokładnie tkwi problem poety i której części zdania nie rozumie.- O Wekierze, to imię... Aaaaaa...- dziewczyna parsknęła śmiechem, tracąc przy okazji równowagę, co w tym wypadku oznaczało nieprzewidywaną zmianę z pozycji klęczącej na siedzącą.- Wekiera to imię kruka. Mechanicznego kruka.- wyjaśniła szybko, ponownie zanosząc się śmiechem, kiedy jej spojrzenie napotkało minę Jaskra. Najwyraźniej nie spędzanie zbyt dłuższego czasu z osobami spoza jej dwuosobowej rodziny właśnie dał się we znaki.
 - Wekiera...- mruknął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Dobrze było w końcu nadążyć za sensem tej rozmowy, nawet jeśli z takim opóźnieniem. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale i chyba właśnie w nieco koślawy sposób udało mi się przedstawić dowód, potwierdzający prawdomówność owego powiedzenia.- Sea, z całym szacunkiem dla Twojego brata, ale...
 - WIEM- dziewczyna przerwała Jaskrowi w połowie zdania, najwyraźniej nie tylko wiedząc co chce powiedzieć, ale i doskonale rozumiejąc dlaczego.- Naprawdę wiem, ale to nie wszystko...
   Wierszokleta uniósł brew, trudno powiedzieć, czy w geście zdziwienia, rozbawienia, czy współczucia dla bliźniaczki Katona, jednak w każdym wypadku oznaczało to "To jest coś WIĘCEJ?".
   Pchła westchnęła z niedowierzaniem, przykładając rękę do oczu, jakby właśnie po tych dwudziestu siedmiu latach życia zaczęła się zastanawiać, dlaczego ona nadal zadaje się z kimś takim, jak Zdradnica.
 - Na początku miała mieć na imię Piła.- ledwo wypowiedziała to zdanie, a już spotkało się ono ze śmiechem Jaskra.- Wiesz, Ronan uważał, że budzenie mnie rano słowami: "Piła właśnie wyleciała przez okno." byłoby wyjątkowo zabawne, ale uwierz mi, Wekiera też daje egzamin.
   Dandylion otarł "sztuczną łzę" z policzka, pytając się Pchły jakby z litości, z lekkim współczuciem w głosie, wymieszanym ze zdecydowanie większą dawką rozbawienia.
 - A co było złego w Pile?
 Seanit już otworzyła usta, śpiesząc z wyjaśnieniem, po czym parsknęła po raz kolejny, zdając sobie sprawę z absurdu, jaki zaraz przyjdzie jej wypowiedzieć na głos.
 - Zbyt często kojarzyła mu się z rybą. Wiesz, rybą piłą, tą z tym dziwnym, długim szpikulcem na czubku pyska...
 - A... Twój brat nie lubi ryb...?- ton Jaskra wyraźnie wskazywał na to, że dzisiejszego dnia już nic nie będzie w stanie go zaskoczyć. Pchła jedynie wzruszyła ramionami.
 - Nie. Chyba po prostu nie jest fanem czegokolwiek, co nie jest w żaden sposób całkowicie powiązane z jakimkolwiek rodzajem śmiercionośnych narzędzi, tak mi się wydaje.

Jaskier? Ja wiem, że stać mnie na więcej, ale najwyraźniej z nieznanych mi powodów ten tydzień jakoś nie sprzyja pisaniu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz