środa, 28 czerwca 2017

Od Ronana (CD Fery Rosy) - Z deszczu pod rynnę

      Opowiem wam historię o dwóch młodych wilkach, które podczas pewnego niefortunnego polowania (a przecież zdawać by się mogło, że zaczęło się ono tak niewinnie, w ogóle nie przypominając tej dobrze znanej, niepokojącej ciszy, jaka nastaje przez każdą potężną i śmiertelnie niebezpieczną burzą), zamiast na stado saren i jeleni, wolały zapolować na samych siebie. Tak naprawdę na samym początku w cale nie stanowiły dla siebie tak wielkiego zagrożenia. Owszem, ich rozmowom daleko było do uprzejmych, jednak koniec końców, powiedzmy to sobie szczerze, równie wiele dzieliło je od faktycznie  n i e b e z p i e c z n y c h . W końcu wilk młody to wilk głupi, a w zaczepianiu się (nawet jeśli było to uprzykrzanie drugiemu życia niemalże na każdym kroku) i słownych pogróżkach więcej było specyficznej zabawy, niż wojny. Problem narodził się dopiero wtedy, gdy wilki nieco podrosły, udawane walki "na próbę" zmieniły się w faktyczne pojedynki, a dwie bestie nie stanowiły już zagrożenia tylko i wyłącznie dla samych siebie.
   Opowiem wam też historię o groźnej strzydze i strasznym, ogromnym kruku, którzy darzyli siebie równie silną nienawiścią, co podziwem i (obym się tylko nie zagalopowała) swego rodzaju uwielbieniem. Nie był to jednak ten rodzaj uwielbienia wpisywany w definicję przyjaźni, z jakim do czynienia mamy zdecydowanie najczęściej... nic z resztą dziwnego. Bo kto chciałby słuchać o chorym uwielbieniu, jakim drapieżnik darzy uciekającą przed nim ofiarę? Kto chciałby słuchać o niezdrowej fascynacji między socjopatami, którym przyszło odgrywać rolę myśliwego i zwierzyny w tym samym czasie? 
   Jednak opowieść o parze wilków, podobnie jak historia o strzydze i kruku tak naprawdę nie istnieją, a przynajmniej ich bohaterowie nie są już tak prawdziwi i tak dosłowni jak kiedyś. Tak naprawdę jedyną właściwą i aktualną opowieścią jest ta, która mówi o dwóch lustrach, odbijających siebie nawzajem. O dwóch zwierciadłach, o taflach wody tak do siebie podobnych, że w niektórych chwilach zdawały się być tym samym odbiciem jednego, głębokiego jeziora szaleństwa. 
   Zdawały... 
zdają do tej pory.  
   Ronan czuł to już wtedy, kiedy po raz pierwszy spotkał na swojej drodze Ferę, zaś uczucie to nasiliło się, gdy z obrzydzeniem odwrócił się tyłem do wytatuowanej dziewczyny, mając teraz przed sobą jedynie przezroczystą ścianę windy, na której napotkał odbicie swego własnego wzroku.
   Był to już kolejne raz, kiedy cisza jaka między nimi nastała wykazała wyraźną ochotę przebywania odrobinę dłużej w ich towarzystwie. Być może, gdyby w tej luksusowej windzie znalazł się jeszcze ktoś... inny, tak po prostu. Ktoś trzeci, czwarty, piąty, siedemdziesiąty dziewiąty człowiek, wszystko wyglądałoby zgoła inaczej. zakładając oczywiście, że wspomniany osobnik "x" nie zdecydowałby się wcześniej opuścić pomieszczenia, nim zamykające się drzwi na dobre nie odcięłyby go od reszty świata, pozostawiając sam na sam z parą nieznajomych, wyglądem przypominających więziennych tudzież cyrkowych uciekinierów. 
   Co prawda, nawet jeśli Fera Rosa nie natknęła się akurat na tego bliźniaka Katona, który (zdawałoby się, że od urodzenia) odczuwał obowiązek uzupełniania i eliminowania jakiejkolwiek, choćby i najkrótszej ciszy, jaka tylko odważyłaby się zawisnąć nad gronem przebywających ze sobą osób, to Ronan był tym, który zdecydował się odezwać jako pierwszy. Nie dlatego, ponieważ musiał, ale dlatego, gdyż nie było tutaj nikogo, kto by mu tego zabronił. Poza tym, co stało na przeszkodzie przyjacielskiej pogawędce? Przecież, koniec końców na dłuższą metę ta dwójka potrafiła się ze sobą dogadać i to chyba właśnie ten istotny szczegół w ich relacji zdawał się być tym najbardziej nie na miejscu.
   Jak można było zacząć rozmowę między starymi znajomymi, którzy nie widzieli się przez ostatnie trzy lata i zapewne nie raz zastanawiali się, czy to drugie jeszcze żyje?
 - Zabawne... jeszcze dzisiaj rano widziałem ogłoszenie, list gończy z Twoją twarzyczką w pakiecie, ale gdyby ktokolwiek chociażby zasugerował, że tego samego dnia spotkam i Ciebie twarzą w twarz, kazałbym mu iść do diabła.- zaczął i chociaż w dalszym ciągu stał do niej odwrócony plecami, widział wyraźnie twarz Strzygi, odbijającą się w ogromnym oknie windy.
   Fera jedynie wzruszyła ramionami, jakby od niechcenia.
 - To już zależy jak rozumiesz słowo "zabawne". Dziwi mnie jedynie to, że natknąłeś się na nie dopiero teraz, sądziłam, że jest ich więcej... czyżbyśmy byli za mało popularni?- te ostatnie słowa, chociaż wypowiedziane na głos, brzmiały bardziej, jakby mówiła je do samej siebie. Oczywiście uwadze Kruka nie umknął fakt, że Zaragoza wypowiedziała się w liczbie mnogiej "byli", jednak to spostrzeżenie wolał zachować na później.
 - O swoją reputację możesz być spokojna, Różyczko.- Katona uśmiechnął się gorzko.- Ogłoszeń może być znacznie więcej w Edenie. Tamto znalazłem w Dżannach.
 - Kamień z serca.- skomentowała, a Ronan nie mógł tym razem jednoznacznie ocenić, czy kobieta żartuje, czy może po prostu przez te wszystkie lata sarkazm zdążył już weżreć się w jej gardło, niczym rdza atakująca wilgotny metal.
   I znowu cisza.

 - Zmieniłaś się.- mężczyzna odwrócił się w stronę Strzygi, wypowiadając to takim tonem, jakby dopiero teraz zauważył, że Fera faktycznie  w y g l ą d a   i n a c z e j .- Przyznam, że tam na dole z początku Cię nie poznałem. Z daleka mógłbym nawet wziąć Cię za inną kobietę.
   Strzyga pokiwała przecząco głową i uśmiechnęła się, ukazując przy tym nieludzko ostre zęby drapieżnika.
 - Jesteś uroczy, ale oboje wiemy, że nie jest to prawdą.
 - Nie jest, a przynajmniej nie do końca. Masz rację.
 - Chciałabym móc powiedzieć o Tobie to samo, ale jesteś tak samo paskudny jak przed trzema laty.- mówiąc to, dziewczyna odrobinę zmrużyła oczy, jakby oceniając jak zareaguje Zdradnica. A sądząc po jej minie, zareagował w ten najmniej oczekiwany sposób. Uśmiechem. Paskudnym, to prawda, ale w dalszym ciągu był to uśmiech.
 - Ponoć dobrzy ludzie się nie zmieniają.- odparł, wzruszając ramionami.
   Śmiech Fery, a następnie wywrócenie oczami najwyraźniej dały mu do zrozumienia, co dziewczyna sądzi o takim koślawym sposobie wyciągania wniosków.
 - Odpowiedz mi na jedno pytanie.- zaczął mężczyzna, kiedy Zaragoza jeszcze wycierała wyimaginowaną "łzę" z policzka.- Kim są "my", o których wcześniej wspomniałaś?
 - Eeee?
 - Powiedziałaś, jak to myślałaś, że jesteście bardziej popularni.
   Fera uśmiechnęła się przebiegle.
 - A co, zazdrosny?
   Tym razem to Ronan parsknął śmiechem.
 - O Ciebie, Różyczko? Zawsze i wszędzie. Bardziej zaskoczony, że ktoś Twojego pokroju z własnej woli decyduje się na pracę grupową.
 - A widzisz!- kobieta skrzyżowała ręce na piersi i z dumą podniosła głowę, jakby zaskoczenie Katony było jej jedynym dzisiejszym zadaniem, które udało jej się wykonać przed czasem, odnosząc ogromny sukces.- A może Twoja teoria jest błędna i to właśnie zmienni ludzie są tymi dobrymi?- Ronan jedynie spojrzał na nią z powątpiewaniem, unosząc przy tym jedną brew, niczym dorosły zmuszony wysłuchiwać bezsensownego bełkotu przedszkolaka.- Nie kupujesz tego, co?
 - Od Ciebie? Nie wziąłbym nawet, gdybyś dopłaciła. Poza tym...- cokolwiek miał powiedzieć, urwał w połowie zdania, gdyż winda w reszcie skończyła swoją, zdawałoby się trwającą wieczność podróż, zatrzymując się na najniższym piętrze edeńskich zabudowań. I myślę, ba, jestem wręcz całkowicie pewna, że oboje zastanowiliby się co najmniej dwa razy, czy aby na pewno nie chcą wysiąść na innym, wyższym piętrze, gdyby wiedzieli, że na samym dole tuż przy wyjściu z windy będą czekali na nich ich starzy znajomi w postaci pościgu, któremu przecież tak niedawno udało im się uciec. Co prawda, szczęście w nieszczęściu było takie, że znajdująca się przed nimi grupa dronów była zdecydowanie mniejsza, a co za tym idzie, nie stanowiła dla nich aż takiej przeszkody. Jednak, mimo wszystko, jak raz odrobina spokoju byłaby mile widziana.
 - Puta.- tym razem słowo to wydobyło się z ust Ronana.
 - Oho, no proszę proszę, uczymy się nowych słówek?- Fera uśmiechnęła się kpiąco, na chwilę zupełnie ignorując uciążliwe grono towarzyskie. Katona jedynie wzruszył ramionami w odpowiedzi, również jakby drony na chwilę zupełnie zniknęły z ich pola widzenia.
 - Przekleństwa w innych językach w ogóle nie brzmią poważnie.
 - A więc teraz zacząłeś dbać o język?
   Mężczyzna odpowiedział jedynie teatralnym westchnięciem, zwracając się jednak ponownie w stronę Strzygi.
 - Jeśli z tego wyjdziemy, opowiesz mi trochę więcej o tych dziwadłach, które sprawiły, że Groźna Panna Zaragoza zaczęła się odzywać do ludzi.- nie było to pytanie, ani rozkaz, raczej oczywiste stwierdzenie faktu, w dodatku wypowiedziane w kpiący, beztroski sposób.
   Zaskakujące było natomiast to, że Fera w ogóle nie zaprotestowała. Zupełnie jakby, czy tego chciała, czy nie, poniekąd leżało to również i w jej interesie.

Feruś? Wybacz mi to zakończenie i wpychanie tu dronów, ale nie wiedziałam, co mam z nim zrobić ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz