Pandora nigdy nie była w Europie. Budapeszt widziała tylko ze zdjęć, a o Monachium tylko słyszała gdy szukała pewnych istotnych dla siebie informacji. Jedyną okazję gdy mogła gdzieś wyjechać wykorzystała na wstąpienie do BOPE. Nie mogła przyznać, że był to czas zmarnowany, bo to kłamstwo niemiłosiernie gryzłoby ją w język. A teraz siedziała w Edenie, klejnocie koronnym europejskich miast, chociaż nawet nie leżał na tym swoim osławionym kontynencie. Skoro korona stworzenia ludzkiego wyglądała tak, a nie inaczej, wolała nie wiedzieć jaki syf był w tej właściwej Europie.
Trasą, którą ona obrała, nie kierował się prawie nikt - w bocznych uliczkach Edenu nie było nic bardziej fascynującego od głównych alei. Mijała jedynie takich samych jak ona samotników: zakapturzeni, wgapieni w ziemię, prawdopodobnie z pokątnymi zamiarami. Możliwe nawet, że jeszcze mniej szczytnymi niż zamiary Pinheiro. Ona przynajmniej miała w planach zamordować kogoś, kto na to w zupełności zasłużył, czego reszta Nieoficjalnego Związku Zaułkowiczów nie mogła zapewnić. Mogło im się wydawać, że robią coś dobrego. Mogli też doskonale zdawać sobie sprawę, iż wyrządzają samo zło. Trzecimi targały sprzeczne poglądy na temat własnego postępowania. Erro podobnych problemów nie posiadała. Gdyby przystanęła by przemyśleć ile dokładnie w tym co robi jest dobra, a ile zła, ruszyłaby się stąd dopiero rano, nie dochodząc do żadnych pomocnych wniosków. Ostatecznie i tak stwierdzała, że była po prostu szalona. To w dzisiejszym świecie tłumaczyło wszystko.
Ifryt ustawiła miejsce handlu w, logicznie zresztą, wyjątkowo rzadko uczęszczanym miejscu. Nic nowego, wszystkie podobne układy według niezmiennej reguły urządzano gdzieś, gdzie mało kto nos wciska. Pandora brała (nieproszony) udział w tylu już podobnych do siebie sytuacjach, że zaczynało ją już zastanawiać dlaczego policja dalej ma trudności z wyłapywaniem przestępców. Wszyscy popełniali te same błędy, szukali tych samych sposobów na rozwiązywanie swoich spraw - to było po prostu śmieszne. Jeszcze bardziej kobietę bawił fakt, że zrozumiała to dopiero gdy sama zajęła się nielegalną działalnością. To tak, jakby policyjną odznakę nosiło się na oczach, nie sercu. Idiotyczne, ale prawdziwe. W każdym razie, Erro nie miała innego wyboru, jak pójść tam i złożyć jej w końcu wizytę. Odwiedzanie obsadzonych ludźmi magazynów stało się już nudne. Ochrona nie miała zielonego pojęcia jak się za nią zabrać, zwłaszcza gdy brazylijka nie wykazywała żadnego zainteresowania faktem, że jest pod ostrzałem. Wariatom po prostu jest wszystko jedno, a Wendigo na dodatek doskonale zdawała sobie sprawę, iż wyjdzie z tego cało, prawdopodobnie jako jedyna.
Zbliżając się do punktu docelowego skręciła w stronę schodów przeciwpożarowych i zaczęła wspinać się na dach. Podchodzenie pod sam magazyn nie miało sensu - nawet żółtodziób nie zrobiłby tak idiotycznego błędu, a tym bardziej nie zamierzała tego zrobić profesjonalistka. Eden miał jedną zasadniczą przewagę nad resztą miast Megalopolis: dostanie się z jednego dachu na drugi nie stanowiło najmniejszego problemu dzięki piętrowej budowie metropolii. Między niektórymi budynkami budowano całe ulice, nie wspominając o niezliczonej ilości kładek, szerszych spacerniaków i tuneli dla przechodniów. Niektóre części miasta przypominały gigantyczną galerię handlową pod otwartym niebem, pozbawioną jakiegokolwiek ruchu ulicznego, biegnącego kilka pięter poniżej na prawdziwym, stałym gruncie. Pod względem ułatwiania mobilności dorównywało jedynie Dżannah ze swoimi słynnymi łukowymi mostami. Budynek, który teraz miała na myśli Pinheiro, nie był wysoki, jak na standardy Edenu, a z zewnątrz przypominał przybudówkę. Dach, na który wyszła po plątaniu się przez puste klatki schodowe aż do drabiny, przypominał więc balkon wielkości dwóch boisk do koszykówki. Pewnie w przyszłości gdy miastu znowu będzie grozić przeludnienie, zaczną tu budować kolejne piętra. Zaskakująco dużo wieżowców w przeszłości było niskimi blokami mieszkalnymi. Zaleta płaskich dachów - nie musisz koniecznie kończyć budowy dzisiaj. Dopiero gdy pułap sięgał wytyczonej jakiś czas temu przez władze granicy, oznaczano budynek jako ,,w pełni skończony”, czy też ,,niezdatny do dalszej rozbudowy”. Ale przecież można było jeszcze połączyć wyższe piętro z piętrem innego budynku o podobnej wysokości i stworzyć więcej miejsca. Eden był jak jedna wielka plansza do klocków Lego. Kiedyś miejsce się skończy, a wtedy miasto zacznie się rozbudowywać na terenach podmiejskich i rolniczych.
Oczywiście to miało zacząć się dopiero za kilkadziesiąt lat. Nie musimy się niczym przejmować, prawda? Kto inny będzie to miał na głowie.
Kobieta podeszła spokojnie do krawędzi dachu i spojrzała na lekko wypukły, gładki dach magazynu. Miała idealny widok na przód budynku z szerokim, półkolistym starym świetlikiem pod krawędzią dachu. Przez pozbawione kilku szyb okna widać było oświetlone wnętrze. Lampy nieco zaskoczyły Erro. Gdy jednak dojrzała rozstawionych przy przejściach uzbrojonych ludzi, w większości z zasłoniętymi twarzami, doszła do wniosku, że Isati najwyraźniej wzięła sobie wszystkie jej wybryki na poważnie i przyjęła więcej środków ostrożności. Urocze.
I tak jej nie pomogą, wyszeptała do siebie w myślach. Już dawno temu miała się wziąć za zabicie etiopskiej królowej. Obecnie bardzo żałowała, że nie zajęła się tym gdy jeszcze była w Megalopolis księżniczką. Ale wtedy nie zajmowała się handlem UNK32-1, czyli - w pojęciu Pandory - mogła jeszcze pożyć. Teraz sprawy miały się inaczej. Tym razem nie mogła liczyć na litość.
Jak można wnioskować po powyższym opisie, kobieta była niesamowicie pewna siebie przystępując do swojej roboty. W końcu miała przed sobą to samo zadanie co zawsze: pozbyć się celu i zamanifestować swoje zdanie na temat handlu jej zmutowanymi komórkami poprzez dalsze doprowadzanie cudzego imperium do kompletnej ruiny. Zabójstwo Ifryt miało być tylko początkiem. Za tym jednym strzałem ciągnęła się konieczność dopilnowania, by wielkie dzieło budzącej postrach cesarzowej upadło zanim ktoś podejmie się próby kontynuacji. A to znowu ciągnęło za sobą co najmniej kilka kolejnych kul do karabinu. Nie czekając na przyjazd swojego celu, przyklękła przy murku otaczającym krawędzie dachu, zdjęła z pleców karabin i sprawnym ruchem ustawiła lunetę równocześnie ustawiając broń do czystego strzału. Przez pozostały czas śledziła wszystko w dole przez celownik.
Pewność siebie nie zniknęła wraz z przyjazdem opancerzonej limuzyny. Nie zniknęła też gdy Pandora zobaczyła kto wyszedł z magazynu na spotkanie Isati. Średniego wzrostu facet w czarnym kombinezonie, w ręku nowoczesna strzelba, a na twarzy maska przeciwgazowa. W przestępczym świecie każdy szanowany kryminalista przynajmniej słyszał o tych bardziej szanowanych od reszty. A Jäger bez wątpienia zaliczał się do tej drugiej grupy. Wendigo uśmiechnęła się z niejaką dumą. Na temat Niemca znalazła wiele, a wszystko wskazywało na to, że przyszło jej stawić czoła drugiemu profesjonaliście, również z wojskowo-policyjnym przeszkoleniem. Żeby było jeszcze ciekawej, w roli mężczyzny z reguły leżało niszczenie planów ludzi pokroju Erro. Kobieta trafiła więc na swoje największe przeciwieństwo. To z kolei oznaczało, że Isati w jakiś sposób się jej obawiała. Miała więc niezaprzeczalne prawo czuć dumę z osiągnięcia jednego ze swoich podstawowych celów.
Ifryt wyszła z samochodu w asyście wysokiego blondyna. Ten jednak został przy wozie, a drogę do magazynu kobieta przebyła w towarzystwie Jägera. Jeden z najemników Niemca wyciągnął z bagażnika skrzynkę, przypominającą trochę pojemnik na butelki - ekstrawaganckie, cholernie drogie butelki, sądząc po zabezpieczonej pokrywie. Brazylijka uśmiechnęła się ponownie. Bingo.
Cały czas śledziła przez lunetę każdy krok Etiopki, aż zniknęła w magazynie. Mogła strzelić wcześniej. To nie był dla niej kłopot. Ale Pandora była cierpliwa. Po pierwsze: wolała nieco zwiększyć dystans, a po drugie: była ciekawa kto jest kupującym. Istniała bowiem spora szansa, że kupiec także babrał się w handlu UNK32-1. Od razu mogłaby ruszyć jego śladem i dręczyć go aż dotarłaby do takiej samej sytuacji jak ta. A potem znowu uczepiłaby się kolejnego kupca, i kolejnego, i tak aż do czasu, gdy z czarnego rynku zniknie jakakolwiek jej pozostałość. A jeszcze później...cóż, tak dalekosiężnych planów JESZCZE nie posiadała. Ale trzeba będzie coś sobie znaleźć. Potem. Potem, gdy skończy sprawę z Ifryt, powiedziała sobie stanowczo, jak zawsze sobie mówiła przy robocie.
Gdy uniosła celownik przez świetlik, ze zdumieniem odkryła, że przegapiła pojawienie się kupca. W środku na Isati czekała już...półnaga brunetka. Takich rzeczy raczej nie widuje się na co dzień, a przynajmniej jeśli nie posiadasz rozrywkowego stylu życia. Żeby dopełnić dzieła zaskoczenia Erro po całości, obok nieco za nią stał najprawdziwszy cybernetyczny żołnierz. W przeciwieństwie do brunetki, takich jak on akurat przychodziło jej niegdyś widzieć dosyć często. BOPE (jak każda z szanujących się organizacji antyterrorystycznych) zatrudniała podobnych mu zmechanizowanych żołnierzy. Miała nawet w swoim oddziale jednego z nich i pomimo stereotypów okazał się bardzo przyjemnym facetem. Co prawda nie potrafił normalnie żyć i raczej nie wychodził z kumplami na miasto, ale przynajmniej nie negował żadnych rozkazów i zawyżał średnią inteligencji całej ekipy. Ale czarny cyborg obecny w magazynie stanowczo różnił się od jej niegdysiejszego towarzysza. Nie znała się na blaszakach, ale podstawowa różnica chyba polegała na ,,modelu”. To nie był zwykły cyborg-żołnierz. Najbardziej zastanawiającym i niepokojącym był już sam fakt, że nie miał przy sobie żadnej broni palnej. Za to posiadał noże (na pewno te dwa przy udach nie były jedynymi)...oraz miecz. Świat chyba najwyraźniej nigdy nie przestanie sobie z Erro kpić.
Dalsza część była tylko oczekiwaniem. Oczekiwaniem przepełnionym niezdrową dla ludzkiego umysłu euforią spowodowaną wizją spełnienia upragnionego celu. Niezdrową pod względem tego, czym właściwie był cel Wendigo. Normalny człowiek nie powinien cieszyć się na myśl o morderstwie. To w końcu ,,nieludzkie”. I to właśnie było głównym powodem, dla którego w opinii publicznej Pandora nie była już przedstawicielką homo sapiens. Ale i człowiek w pewnym sensie jest zwierzęciem, a kobieta znała okrutną prawdę na temat podstawowej różnicy między tymi dwoma gatunkami: zwierzęta zabijają z potrzeby, a człowiek...człowiek może mieć różne powody. To czyni go potworem, bo według wszelkich wpajanych od dziecka bajek i legend tylko potwór mógł cieszyć się ze śmierci, która nie dawała mu żadnego pożytku. Erro BYŁA potworem. Jäger BYŁ potworem. A już zwłaszcza Ifryt BYŁA potworem. Co do tego Pandora nie miała najmniejszych wątpliwości. A skoro wszyscy są potworami, to brak jednego chyba może już tylko pomóc, co znowu nie oznaczało zabójstwa jako czegoś w jakimkolwiek stopniu dobrego. Tak sobie właśnie żyła w tym świecie paradoksów i bezsensu, a fakt, że wszystko i tak nie jest całkowicie dobre lub całkowicie złe, dostatecznie ją oddalał od prób rozmyślania na ten temat. Nie ma innego wyboru, jak się dostosować.
Utkwiony w tyle głowy Isati celownik musiał już chyba przewiercać ją na wylot. Tak przynajmniej czułaby się na jej miejscu Wendigo. Że też nic ją tam nie zaswędziało - stała pewnie, z słusznie przypisywaną jej dumą i pewnością siebie. Jak miło będzie patrzeć na jej upadek. Na bryzg krwi padający na jej rozmówczynię. Na panikę w postawie Jägera i podejrzanego cyborga...
Którego już tam nie było.
Umysł kobiety, skupiony na swoim celu, pominął wszelkie potencjalne inne. Liczyła się tylko śmierć Ifryt, która przysłoniła jej część horyzontu niczym klapki przy uździe konia pociągowego. Pomiędzy ,,zobaczeniem” czegoś, a ,,zauważeniem”, wbrew pozorom istnieje stanowcza różnica. Całkiem możliwe, że zobaczyła iż w miejscu cyborga stał teraz jeden z ludzi Jägera. Po prostu tej zmiany nie z a u w a ż y ł a. Jakaś część umysłu odpowiadająca za profesjonalizm musiała zwrócić na to uwagę, ale pozostałość dała się zaaferować ogromem przedsięwzięcia. Tak więc te kilka szarych komórek przejechało sobie ręką po twarzy z westchnieniem i pogodziła się z losem. Chłopaki, gwóźdź do trumny - na miejscu. Teraz czekamy na młotek.
Nadszedł, gdy brunetce przekazywano skrzynkę z UNK32-1. Wendigo ostatecznie przygotowana do strzału po raz ostatni uśmiechnęła się paskudnie. Żegnaj, Ifryt. Szkoda, że nie mogłyśmy tego omówić w cztery oczy, pomyślała biorąc wdech i wciskając spust...
W tej samej dokładnie chwili w jej dłoń wbił się ciśnięty z niebywałą wprawą nóż.
Erro bardziej z zaskoczenia niż bólu szarpnęła lekko w bok. Ciszę wokół niej przerwał głuchy od tłumika wystrzał, ale kula przebiła szybę zbaczając z trasy...i to bardziej niż powinna, jeśli prawa fizyki nadal stały po jej stronie.
- Co jest, do cholery - pomyślała na głos, niemal dostrzegając nienaturalną trajektorię lotu, zbytnio ściągniętą ku dołowi, ale wiedziała, że teraz nie powinna się tym przejmować. Zerwała się na nogi odrzucając na ziemię nóż i obracając lufę w stronę, z której nadleciał. Błyskający przytłumioną czerwienią cyborg spodziewał się tego, uskakując w bok tuż przed kolejnym strzałem, nie mniej jednak dalej biegnąc w jej kierunku.
Pinheiro zaklęła wyszarpując pistolet, z zupełnego już bliska ponownie naciskając spust, ale mężczyzna chwycił jej przegub i pociągnął w dół, po czym walnął ją bezpardonowo łokciem w twarz. Zadziałało - cofnęła się do tyłu, gubiąc broń i wpadła na murek. Słysząc ostrzegawczy, dobrze znany nożownikom odgłos wysuwanego z pochwy ostrza, uskoczyła w bok przed wprawnym cięciem lekko zakrzywionego bagnetu. Unik nie wytrącił cyborga z równowagi, na co odrobinę liczyła. Nie mając lepszych pomysłów, wyszarpnęła własny nóż. A co mi tam - pojedynek z profesjonalnym nożownikiem, wielkie halo, pomyślała. Jego palce są metalowe, a moje odrastają. Całkiem zabawne. Nie mogła z nim walczyć w nieskończoność, opcji pokonania cyborga nawet nie brała pod uwagę. Musiała uciec. Ifryt i Jäger musieli usłyszeć trzask szkła i za chwilę po klatce schodowej przebiegnie banda najemników. A skoro stojący jeszcze niedawno na dole ochroniarz kupca był tuż obok niej...
To była pułapka. Paskudna, cholernie udana zasadzka na Wendigo. A żeby cię piekło pochłonęło, Isati, albo cokolwiek jeśli już tam byłaś.
Teraz ucieczka była już jedyną opcją. Jednak odwrócenie się plecami w tym momencie biorąc pod uwagę celność rzutu jej przeciwnika była więcej niż głupotą. Musiała go wykiwać, znaleźć sposób, by na chwilę odwrócił od niej uwagę. Zerknęła mimowolnie w stronę porzuconego pistoletu, ale cyborg niedbale odkopnął go dalej za siebie, nawet na niego nie patrząc. Była niemal pewna, że rzucał jej w ten sposób wyzwanie. Wygra, jeśli odzyska broń. I wtedy ją olśniło - wszyscy ludzie Jägera i Ifryt poszli w jej stronę. Po co biec w tym samym kierunku, jeśli możesz skoczyć w przeciwnym? Wyjdą na dach, a jej już tu nie będzie.
Ale nadal stał przed nią ten przeklęty cyborg, który zrujnował wszystko. Najwyraźniej zamierzał popsuć jej także ucieczkę. Lepszego wyjścia niestety nie widziała. Uśmiechnęła się więc do niego, jakby brała udział w najzwyklejszym sparingu i rzuciła krótkie:
- Ładny nożyk. Prezent od kogoś ważnego?
Pytanie głupie i bynajmniej nie na miejscu, ale nawet te krótkie i pozbawione sensu mogą kupić ci odrobinkę przewagi, bo mózg przeciwnika mimowolnie się nad tym zastanowi na tą jedną, jedyną sekundkę zanim je odrzuci. Cyborg nie był w całości robotem, więc dalej myślał jak człowiek. Gdy więc wydawał się mrużyć mechaniczne oczy Pandora bez namysłu rzuciła się w jego stronę i cięła od dołu. Głupi ruch. Po prostu usunął się w bok, ale za jego śladem szybko podążyła zaciśnięta na rękojęści uniesiona do góry pięść. Znowu złapał ją za przedramię, ale tym razem się tego spodziewała. Przerzuciła nóż zanim jeszcze przymierzyła się do ciosu i dźgnęła wolną ręką. Mężczyzna nie miał innego wyboru jak znowu wykonać unik, jednak niemal natychmiast znowu go zaatakowała. W normalnej walce w życiu by sobie nie pozwoliła na taką ,,bezmyślną szarżę”, jednakże w przypadku jej obecnego przeciwnika było to jak najbardziej na miejscu. Nic tak nie frustruje profesjonalisty jak amator, który bezmyślnie brnie naprzód. Cyborg bez wątpienia posiadał taktyczny umysł, cenił bardziej odpowiednie rozpoznanie sytuacji i w pojedynku z kimś na podobnym poziomie szykował sobie na bieżąco możliwe scenariusze. Jednak Wendigo w tym momencie po prostu cięła raz za razem, nie dając mu czasu do namysłu. W ten sposób go nie pokona...ale powoli przemieszczała miejsce pojedynku w stronę krawędzi dachu. A cyborg, tak jak wcześniej ona, widział to, ale nie mógł zauważyć.
To najwyraźniej było jednak zbyt proste, by świat miał jej od tak przepuścić.
W pewnym momencie cyborg trącił nogą swój nóż, porzucony przed kilkoma minutami przez Erro. Doskonale wiedział, czym owy przedmiot był i już opracował plan wykiwania przeciwniczki. Nie spojrzał więc w jego stronę, a co za tym idzie ona też tam nie popatrzyła. Gdy następnym razem kobieta cięła od boku nieco szerzej, uchylił się pod jej ramieniem, zgarnął leżący nóż, po czym (po raz kolejny chwaląc się swoim niesamowitym obejściem wobec kobiet) ciął ją głęboko w zgięcie kolana. Zaskoczona Brazylijka zgodnie z wszelkimi prawami musiała uklęknąć, a wtedy wprawionym ruchem wykręcił jej ręce do tyłu i przygniótł kolanem do ziemi.
Pandora nie miała pojęcia co teraz ma zrobić. Zdecydowała się więc zaśmiać.
- Oj brzydko, nieładnie - skomentowała. - Podziwiam ostatnie zagranie, ale było bynajmniej nieuczciwe.
- A co ma uczciwość do ludzi naszego pokroju? - jej przeciwnik w końcu się odezwał. Miał spokojny głos, który kobiecie zupełnie do niego nie pasował.
- ,,Naszego”? - powtórzyła. - To nie tak, że ja jestem ,,tą złą”, a ty ,,tym dobrym”? Dobrzy grają fair.
- Dlatego nie jestem ,,tym dobrym” - odpowiedział z taką oczywistością, jakby opisywał kolor nieba.
- Akurat...już ci wierzę...
Nie kontynuował rozmowy. W tamtym bowiem momencie klapa na dach otworzyła się na zewnątrz wyszła po kolei trójka ludzi Jägera, a na koniec sam osławiony Myśliwy. Cyborg zmierzył sceptycznie obstawę.
- Trzech? - rzucił złośliwie. - Zasadzka już i tak nie jest wyrównaną walką.
- Zaufaj profesjonalistom. W tej chwili już nie możemy sobie pozwolić na żaden błąd - odpowiedział zniekształcony w masce głos. - A tak poza tym to wszyscy ci na dole kibicowali i wcale się nie myliłem co do tego jak się to wszystko skończy.
Cyborg podniósł Pinheiro na nogi. Kobieta początkowo zachwiała się na połowicznie pozbawionej czucia nodze. Jäger spojrzał na nią przekrzywiając lekko głowę.
- Miło cię poznać, Erro - powiedział. - Gorszy dzień?
- No co poradzisz? - odparła wzruszając ramionami, jakby chodziło o jedynkę z matmy, a nie kwestię pojmania. - Tak już bywa.
Tooooo kto teraz? Sem? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz