Fera momentalnie zapomniała o chęci odpoczynku. Gdy tylko Daniel zniknął w korytarzu, ruszyła za nim, odprowadzana zszokowanym spojrzeniem Fela i nierozumiejącym wzrokiem Erro. Sylvain najwyraźniej nie przejmował się w ogóle, jakby fakt, że w kryjówce siedział jakiś intruz był wszystkim doskonale znany na długo przed tym, jak ich o tym poinformował. Cyborg zwolnił kroku kilka metrów przed wspomnianym pokojem. Strzyga zatrzymała się w pewnym oddaleniu i pozwoliła działać ,,profesjonaliście" (jeśli w takiej sytuacji kogoś można tak nazwać). Dan bezgłośnie podszedł do drzwi i wślizgnął się do środka. W szparze Szczurzyca dostrzegła bladą łunę na ścianie... jakby z monitora. Przez chwilę nie było słychać nic, aż w końcu dotarł do niej aż niepokojąco opanowany głos Kanadyjczyka:
- Nie za ciemno na odrabianie lekcji?
Ktokolwiek był tam w środku, wydał zduszony okrzyk zaskoczenia. W następnej chwili dało się słyszeć krótką szamotaninę, po czym drzwi otworzyły się gwałtownie i na podłodze przed Ferą wylądował jakiś nastolatek. Przynajmniej na to wskazywała jego postura.
- Ech - skrzywiła się lekko, obserwując wstającego chłopaka od stóp do głów. - A myślałam, że to Felix ma dziwne fetysze.
Twarz- ba! Prawie całą głowę nieznajomego zakrywała kolorowa maska, świecąca lekko w półmroku korytarza. Miała kanciaste kształty... trójkątnego, szczurzego łba. Dzieciak ubrany był w workowate ciuchy - sprane jeansy i luźną bluzę z kapturem. Zanim jeszcze zdążył całkowicie się podnieść, usłyszał za sobą ostentacyjne otrzepanie metalowych dłoni i niemal natychmiast rzucił się do ucieczki. Dan bez większych trudności złapał go za kaptur bluzy i postawił do pionu przed Ferą. Kobieta uśmiechnęła się wręcz upiornie, wcale nie zamierzając pomóc chłopakowi w uspokojeniu się. Podobnie jak Daniel, była po prostu wściekła. Może nie do granic możliwości, ale w tej chwili wolała nie brać do ręki ostrych lub ciężkich przedmiotów. Czuła, niczym doskonale wprawiony drapieżnik, że dzieciak się boi. A świadomość tego - jak za każdym razem - wprawiała ją w zadowolenie.
- Niekomfortowa sytuacja - skomentował cyborg tuż nad uchem nieznajomego. Dalej nie puszczał bluzy, trzymając ją w dosłownie stalowym uchwycie.
- Mało powiedziane - odparła Fera, przekrzywiając głowę. - Lepiej pasuje tu określenie ,,upokarzająca". A bardzo nie lubię, gdy ktoś robi ze mnie nieprzygotowaną idiotkę.
Chłopak nie próbował się wyrywać. Najwyraźniej doskonale wiedział, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę. Strzyga nie potrafiła przed sobą ukryć zafascynowania. Jakoś ciężko było jej uwierzyć, że trafił tu przypadkiem. Byle dzieciak nie byłby w stanie odnaleźć ich kryjówki, Felix o to zadbał. A jednak pomimo wszystkiego, ktoś ominął czujniki, przełamał zabezpieczenia drzwi i jak gdyby nigdy nic zajął sobie jeden z pokoi...
Nie, to nie był przypadek. To był znak.
- Jak masz na imię? - zapytała Fera, pozbywając się uśmiechu. Kiwnęła głową na Daniela. Cyborg zawahał się chwilę, ale puścił chłopaka w szczurzej masce i odsunął się pod ścianę. Dalej jednak zagradzał mu drogę ucieczki, niby z nudów obracając w palcach nóż.
Młodego chyba to zaskoczyło nawet bardziej niż wcześniejsze wywleczenie go z pokoju. Spojrzał na Foxa, a potem na Ferę. Przewróciła oczami.
- Imię, pseudo, przezwisko, nazwa użytkownika - zaczęła wyliczać na palcach. - Cokolwiek. Jak na ciebie wołają?
- Ra...RatFace - odpowiedział w końcu.
- Huh, mogłam się domyślić, co? - Meksykanka założyła ręce na piersi. - W każdym razie, żaden idiota nie dostałby się tutaj bez pomocy przypadku. Musisz więc być na tyle mądry, by wiedzieć, że masz teraz poważny problem. Ten tam - wskazała kciukiem na Danny'ego - robi tu za głównego ochroniarza i bardzo, ale to bardzo nie lubi, gdy ktoś rysuje jego kryształową reputację człowieka niezawodnego. Chyba już dał ci o tym znać.
- To... dlaczego tu jeszcze stoję? - RatFace wydawał się pytać bardziej siebie niż Ferę.
- Doskonałe pytanie, Szczurku! - odpowiedziała entuzjastycznym tonem przedszkolanki. - Jak myślisz, dlaczego nie kazałam Danielowi wywlec cię do jakiegoś ślepego zaułka w kanałach, gdzie nikt nie będzie szukał zwłok? Dlaczego sama nie straciłam jeszcze nerwów i nie wyciągnęłam z kabury glocka? Dlaczego nie przedstawiłam cię komuś w salonie, choćby Erro lub - jeszcze lepiej - Sylve?
Chłopak milczał chwilę, po czym wydał z siebie cichy, niezbyt zrozumiały odgłos, jakby próbował coś odpowiedzieć, ale nie umiał wydusić ani słowa.
- Zgadza się - kobieta pokiwała powoli głową, jakby dostała właściwą odpowiedź. - Chcę wiedzieć ,,jak". Jak nas znalazłeś. Jak złamałeś zabezpieczenia. JAK możemy to poprawić na przyszłość. A nie dowiem się tego od trupa. Daniel - przerwała, zwracając się do cyborga. - Idź po jego rzeczy.
RatFace z paniką obejrzał się na otwarte drzwi pokoju. Nie odważył się jednak stanąć Foxowi na drodze. Fera spojrzała w stronę końca korytarza. Dostrzegła tam wyglądającego zza winkla Ćwieka. Machnęła ręką na znak, że wszystko jest w porządku. Haker odmachał i wrócił do swoich spraw. Usłyszała tylko jak mówi coś do Leviego i Pandory, ale nie słuchała. W tej samej chwili bowiem Dan wrócił i podał jej torbę. Rozsunęła suwak największej kieszeni i przeglądnęła zawartość.
- Nie masz dzisiaj jakichś lekcji? - zapytała.
- Co proszę?
- Lepiej biegnij, bo jeszcze się spóźnisz - różowa wepchnęła RatFace'owi w ręce jego własność. Chłopak dopiero po chwili zauważył, że trzyma w dłoni jego telefon komórkowy. - Spokojnie, nie będę ci w nim grzebać. Przynajmniej dopóki sprawa położenia tego miejsca pozostanie między nami. Wiesz jak to jest: w tych czasach niczego nie można być pewnym, zwłaszcza danego słowa - uśmiechnęła się, chowając zdobycz do kieszeni kurtki. - A co do naszej małej rozmowy, mam nadzieję, że jeszcze do niej wrócimy. Gdybyś się do tego przekonał, wiesz już gdzie mnie szukać.
Siedział cicho. Albo nadal był w szoku, albo trafnie odgadł, że nie oczekiwała żadnej odpowiedzi.
- Już ty dobrze wiesz, co mam na myśli, RatFace - Strzyga teatralnie wskazała mu dłońmi kierunek do wyjścia ze swoim charakterystycznym uśmiechem. - To może być całkiem ciekawa współpraca.
Intruz niepewnie spojrzał na Daniela. Cyborg usunął mu się z drogi, dalej jednak piorunował go wzrokiem, gdy wolnym krokiem szedł w stronę salonu, co chwila oglądając się za siebie. Przechodząc przez główne pomieszczenie zniósł jeszcze trzy pary oczy, odprowadzające go aż do wyjścia. Drzwi kryjówki zamknęły się, a Fera zadowolona z siebie stanęła obok Felixa.
- Zaje-bista maska - wykrztusił z siebie w końcu haker, dotykając własnej.
- I jeszcze bardziej zajebiste możliwości w łbie pod nią - odpowiedziała szefowa gangu. - Mamy szanse na zdobycie kolejnego informatycznego geniusza.
Australijczyk westchnął boleśnie. Fakt, że ktoś obszedł jego zabezpieczenia musiał go niemiłosiernie boleć. Tym bardziej Strzyga nie zamierzała mu tego w tym momencie wypominać.
- To już drugi raz, gdy pozwoliłem komuś się tutaj dostać... = = - Fel powoli zsunął się bezwładnie z krzesła aż usiadł na podłodze. - Kapitanie, proszę o pozwolenie na zapadnięcie się pod ziemię.
- Odmawiam, szeregowy - kobieta poklepała go po zakapturzonym łbie. - Człowiek jest istotą nieidealną, a więc zawodną. Poza tym, wszystkiemu przyda się czasem wprowadzenie paru poprawek.
Poprawek.
Spojrzała na swoje odbicie w zgaszonym monitorze. To jej o czymś przypomniało.
- Fel - rzuciła. - Nie masz jeszcze dzisiaj czegoś do roboty?
- Dostałem wiadomość od Jekyll i Hyde - odpowiedział podnosząc się. - Chyba powinienem się z nią... a może nimi... zobaczyć tak za pół godziny...
- Świetnie. Sylve?
- Mam pewne plany, Różyczko. Wspaniałomyślne i wystarczająco krzykliwe - francuz zatarł ręce, co z reguły zwiastowało czyjąś zgubę. Zapewne kolejnego człowieka odpowiedzialnego za bezpieczeństwo mienia publicznego.
- Oby tak dalej! - uniosła kciuk w górę dla aprobaty, nakręcając Sylvaina jeszcze bardziej. - A ty Danny?
Cyborg od razu zrozumiał aluzję. Też się miał gdzieś na jakiś czas wynieść.
- Przejdę się po mieście - wzruszył ramionami. - Może sprawdzę co tam u nowych rekrutów.
Strzyga uśmiechnęła się na znak podziękowania i ruszyła w stronę jedynej łazienki na korytarzu. Po chwili poszukiwań znalazła plastikową miskę i nalała do niej trochę wody. Ze starym ręcznikiem przerzuconym przez ramię, przeszła przez korytarz w stronę swojego pokoju. Dan już nawet nie skomentował kolejnego dziwactwa, natomiast stojący przy drzwiach haker zatrzymał się w pół kroku.
- Fera? - zapytał.
Kobieta spojrzała na miskę, a potem na niego.
- Po prostu dajcie mi kilka godzin spokoju - poprosiła. - I niech NIKT nie waży się wchodzić do mojego pokoju. Widzimy się późnym wieczorem.
Po tych słowach zniknęła u siebie.
Odłożyła miskę na ziemi przed łóżkiem i przekręciła dla pewności zamek w drzwiach. Rzuciła na kołdrę ręcznik i westchnęła głęboko. Jej pokój nigdy nie był dobrze oświetlony. Jedynym źródłem światła były tu krzywo naklejone, ciemnoróżowe linie lampek ledowych nad zawalonym różnymi rzeczami biurkiem. Fera nigdy nie potrzebowała żadnej lampki, a żarówkę zwisającą pośrodku pokoju wykręciła już dawno temu. Nie potrzebowała gabinetu, w którym zajmowałaby się papierami. Potrzebowała miejsca, gdzie nikt jej nie przeszkadza. I gdzie nie musi na siebie patrzeć w pełnym świetle.
Rozejrzała się za lusterkiem. Znalazła je - leżało płasko na biurku, pod kablami starych słuchawek. W końcu usiadła nad miską z nim oraz gumką do włosów w ręku i rozłożyła na kolanach ręcznik. Spojrzała w lusterko krytycznym wzrokiem. W półmroku jej tatuaże świeciły fluorescencyjną zielenią. Były doskonale widoczne. Po raz ostatni zastanowiła się nad nimi. Zrobiła je... dwa lata temu? Zawsze podziwiała nietypowe dzieło nietypowego tatuażysty. To był jej znak rozpoznawczy. I genialna przykrywka, która pozwoliła jej dostać się do Megalopolis z czystą kartą. Ale nigdy nie potrafiła jej utrzymać białej na długo. Zawsze ktoś podchodził do niej z długopisem, jednakże o wiele częściej to właśnie jej właścicielka zostawiała za sobą bohomazy. Do tej pory nie były niebezpieczne... Co się zmieniło?
W sumie niewiele. Fakt, policja teraz najwyraźniej nagle zaczęła rozpoznawać ją na ulicy, prawdopodobnie przez ostatnią akcję w ,,Polach Elizejskich". Ale to chyba nie do końca to było tym, co skusiło ją do działania.
Przynajmniej psy zgubią trop, pomyślała w końcu i podjęła decyzję.
Najpierw musiała zająć się włosami. Nabrała trochę wody na dłonie i zwilżyła sztywny irokez. Powtórzyła tę czynność jeszcze kilka razy, monotonnie zaczesując różową grzywę do tyłu. W końcu mogła spiąć oklapnięte włosy w krótki, wysoki kucyk. Westchnęła po raz kolejny, opierając dłonie na kolanach. Potem nie ma odwrotu. Nigdy nie było. To w sumie co za różnica?
Przysunęła spod ściany stolik, zwykle zastępujący szafkę nocną. Odchyliła nóżkę lusterka i postawiła je na nim tak, by mogła widzieć bez problemu swoją twarz. Z dłońmi i stopami sobie po ciemku poradzi, ale w sprawie twarzy wolała widzieć co robi. Po raz kolejny upewniła się, że ręcznik i miska uratują podłogę. Wstążka. Prawie o niej zapomniała. Odpięła skrawek od kurtki, zanim ją zdjęła i cisnęła w kąt. Nie chciała, by coś się stało jej wstążce. Jej pamiątce. Położyła wstążkę obok lusterka, żeby o niej nie zapomnieć po raz kolejny. Mogła zmieniać wygląd do woli, ale Strzygą pozostanie na zawsze. A wstążka była tego symbolem.
W końcu wyciągnęła swój ulubiony nóż. Precyzyjny niczym skalpel.
Czas wokół niej jakby zwolnił. Cały świat Fery zamknął się w tym jednym pomieszczeniu. Nie słyszała jak Daniel i Ćwiek wychodzili, a Pandora znowu zaczęła dręczyć Sylve. Nic poza tymi ścianami nie istniało. Gdyby miała tu okna, widziałaby za nimi tylko czarną pustkę. Była tu tylko ona, miska wody, ręcznik, lusterko i nóż w ręku. I wstążka.
I te przeklęte tatuaże.
Po czasie wydającym się trwać wieczność, ze sprawnością chirurga nacięła policzek wzdłuż zielonej linii. Na ręcznik spadła pierwsza kropla krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz