Nazwisko: Dziewczyna zapomniała je kiedy w wieku 20 lat obudziła się i uświadomiła sobie, że nie pamięta ostatnich 2 lat swojego życia. Niedługo potem zaczęła również zamiast niego używać wymyślonego na poczekaniu pseudonimu.
Pseudonim: LouLou. Może być to też pisane jako Loulou bądź Lou Lou. W sumie bez znaczenia bo niezależnie od tego jak to zapiszesz i tak zabrzmi to jak jedno imię powtórzone dwa razy. Otwarta jest na nowe, ciekawsze przydomki.
Płeć: Kobieta
Wiek: Odliczając od rzekomej daty urodzenia ma teraz jakieś 25 lat. Mutacja zaburzyła u niej jednak proces starzenia, przez co wygląda na znacznie młodszą.
Rasa: Mutant. Chciałabym napisać tu coś więcej, jednak wolałabym nie wykraczać poza wiedzę Bridget, a ta, za przeproszeniem, gówno wie.
Narodowość: Prawdziwa? Nieznana. Oficjalnie, w papierach, uznawana jest za Amerykankę polskiego pochodzenia.
Obywatelstwo: Elizjum. Jej własne odciski palców, imię czy nazwisko (w urzędach znana jest jako jakaś tam Kowalska) nie znajdują się w żadnej bazie danych Megalopolis. Dziwnym zbiegiem okoliczności, parę minut wcześniej ktoś zdemolował pokój techniczny i kamery nie nagrały jak wyciąga z kieszeni dwa odcięte palce.
Rodzina: Z rodzicami nie miała za bardzo kontaktu (zakładając oczywiście że jako mutant takowych posiada), a o żadnym rodzeństwie nic jej nie wiadomo, także za rodzinę przyjęła sobie dzieci i zakonnice z sierocińca do którego trafiła.
Miłość: Masz kogoś na oku? "Lodówkę wyczuwam z odległości ponad dwóch kilometrów." Mówiąc "kogoś" mam na myśli osobę. "Um...Chyba wyczułam lodówkę. Mogę już iść?"
A tak bardziej na poważnie, to Lou ma dość specyficzne podejście do tego tematu. Nie przyznałaby się do tego, a przynajmniej nie pierwszej lepszej osobie, ale rzeczywiście chciałaby "mieć kogoś". Mężczyznę czy kobietę, nie ma to dla niej większego znaczenia. Główną przeszkodą jest dla niej przede wszystkim zwykła nieśmiałość, ale i styl bycia, często niezbyt dojrzałe zachowanie i kilka innych aspektów utrudniających jej zbudowanie trwałego związku. Z kolei te chwilowe raczej jej nie interesują, zwłaszcza, że jest aseksualna, także pojedyncze nocki nie budzą w niej szczególnego entuzjazmu. Biorąc to wszystko (oraz jej stosunkowo niskie oczekiwania od życia) pod uwagę bez większego bólu zadowala się zwykłą przyjaźnią.
Aparycja: Nie oszukujmy się, jeśli chodzi o typowo kobiece atuty, nasza mała, bo licząca niespełna metr 60, mutantka nie została zbyt hojnie obdarzona przez naturę/dobór sztuczny/ludzi od probówek (niepotrzebne skreślić). Ma niezbyt szerokie biodra, co w połączeniu z prawie nie istniejącym biustem, ledwo widoczną talią (o ile w ogóle istniejącą) i luźnymi, często za dużymi ubraniami, sprawia, że często brana jest za mężczyznę, a raczej chłopca. Szczupła i całkiem przyzwoicie umięśniona, jednak nie bez przesady, to akrobatka, nie zapaśniczka. Wygląda na znacznie młodszą niż jest w rzeczywistości, więc nawet gdy ktoś już zorientuje się, że nie ma do czynienia z przedstawicielem płci męskiej, prędzej nazwie ją dziewczyną (lub nawet dziewczynką) niż kobietą. Mało kto miał okazję to zobaczyć, jednak faktem jest iż na ciele (głównie plecach) ma masę różnych, pozornie zupełnie ze sobą niepowiązanych tatuaży, z pośród których połowa wygląda jakby wykonano ją samodzielnie w kuchni i to niekoniecznie swojej. Jedynymi, niemalże zawsze widocznymi malunkami jest krzywa, ewidentnie wykonana ręką amatora, żółta, uśmiechnięta buźka na grzbiecie lewej dłoni i kod kreskowy z tyłu szyi.
Twarz ma raczej nieszczególnie urodziwą, czego nie próbuje nawet maskować jakimkolwiek makijażem. O ile jej łagodne rysy znacznie młodszej osoby i ciemną oprawę oczu można uznać za ładne, to wąskie usta i prawe oko momentalnie zniwelują to wrażenie. Jest ono całkowicie czarne z małym, białym, ustawionym pionowo prostokątem zajmującym miejsce źrenicy i tęczówki.
Ubiera się nieszczególnie widowiskowo. Mało kto zwróciłby na nią większą uwagę mijając ją na ulicy. Ot niska, niewyróżniająca się szczególną urodą dziewczyna (bądź chłopiec) w za dużej koszulce z jakimś niegodnym odczytania nadrukiem i starych, ciemnoszarych bojówkach wchodzących w lekki konflikt z prostymi trampkami. Jedynym rzucającym się w oczy elementem może być liczba opatrunków, które niemalże zawsze zdobią jej skórę w najróżniejszych miejscach. W chłodniejsze dni albo w ogóle nigdzie nie wychodzi, albo zakłada, również o kilka rozmiarów za dużą, bluzę z kapturem.W widocznym na obrazku, bardzo lubianym stroju raczej nie wychodzi na ulicę, równie dobrze mogłaby wypisać sobie na czole "SKUTECZNIE WYSADZAM W POWIETRZE WASZE PODATKI"(choć raczej niełatwo byłoby to tam zmieścić). Na wypady do płaszczyka nakłada jeszcze jedną z wielu posiadanych przez siebie masek (zależy na co ma akurat nastrój). Do tego nakłada jeszcze idealnie dopasowaną do jej wymiarów uprząż przypominającą te do bungee (albo z Snk, hue hue hue) z bogatym w przeróżne przyciski oraz przełączniki pasem oraz stary, podniszczony plecak.
Charakter: Lou można uznać za chodzącą definicję entuzjazmu i pogody ducha. Zepsucie jej humoru jest wyjątkowo trudnym wyzwaniem, którego zresztą mało kto się podejmuje, a jeśli nawet to rezygnuje po jednym spojrzeniu w jej niewinne, pozbawione urazy czy irytacji oczka, a raczej to lewe, bo po zobaczeniu drugiego wezwałoby się zapewne egzorcystę. Bridget jest mistrzem w utrzymywaniu czegoś na kształt stanu permanentnego szczęścia, którym zresztą bardzo chętnie się dzieli. Na co dzień sprawia wrażenie osoby bardzo otwartej, wesołej i entuzjastycznej, często w ten dziecinny sposób. Zachęcona, rozgaduje się i wchodzi w rozmowę na niemalże każdy temat (byle nie incydentu z mikrofalą). Woli unikać kłótni, głośnych dyskusji i ogólnie wszystkiego od czego zalatuje agresją. Nieśmiało wyraża swoją opinię na poważniejsze tematy w obawie, że ktoś słusznie uzna ją za głupią (zupełnie jakby nikt wcześniej nie zauważył). A kiedy już jej się to wyrwie przeważnie momentalnie się rumieni i, o ile tylko ma taką możliwość, chowa gdzieś twarz. Bardzo łatwo ją speszyć byle komplementem lub podziękowaniem za zwykłą, drobną przysługę, a niekiedy nawet samym poświęcaniem jakiejś większej uwagi jej osobie. Owszem bywa gadatliwa, ale głównie po to by w natłoku słów uniknąć poruszania tych paru kwestii, o których naprawdę wolałaby nie mówić. A (poza incydentem z mikrofalą) chyba najgorszym dla niej tematem jest ona sama, albo mocno naukowe sprawy, o których nie ma zielonego pojęcia (ale chętnie posłucha w nadziei, że tym razem coś jednak zrozumie).Trzeba wam bowiem wiedzieć, że LouLou naprawdę słabo rozumie teorię, także możesz jej powiedzieć jak coś zrobić, ale prawda jest taka, że gdy przyjdzie co do czego to sama będzie musiała to rozgryźć po swojemu (z praktyki uczy się zaskakująco szybko), bo choć z przekonaniem potakiwała, to w rzeczywistości nic z twoich wywodów nie zrozumiała. Mimo wszystko pozostaje ona świetnym słuchaczem, który nie ocenia jeśli się jej o to nie prosi i nawet jeśli nie do końca rozumie, to przynajmniej próbuje sprawiać takie wrażenie. Jest niezwykle empatyczną personą, a jej brak, często zupełnie podstawowych, informacji nie przeszkadza jej w wygłaszaniu mądrości życiowych, rzekomo wymyślonych na poczekaniu,w co raczej trudno uwierzyć kiedy już raz zobaczyło się ją siedząca nad zagadnieniem matematycznym na poziomie podstawówki. Z zasady jest wyjątkowo szczera zarówno w słowie jak i czynie, rzadko kiedy cokolwiek udaje (większość emocji momentalnie znajduje odzwierciedlenie w jej wyrazie twarzy), ale kiedy już ma ku temu poważny powód i rzeczywiście zaczyna grać, robi to niemal bezbłędnie. Potrafi kłamać jak z nut, a nawet lepiej, jakby takowych wcale nie potrzebowała. Jak już pewnie zauważyliście, nie tylko nie wygląda, ale i nie zachowuje się jak przystało na osobę w jej wieku. Mam tu na myśli nie tylko to, że sama z siebie sprawia wrażenie raczej dziecinnej. Zauważmy, że "wyparowało" jej łącznie ponad 5 lat życia. Czas przez, który mogłaby pozyskać wiedzę, rozwinąć pewne umiejętności oraz, prosto rzecz ujmując, trochę dojrzeć.
Bree spokojnie można chyba nazwać kimś na kształt altruisty. Nie uważa się za kogoś znaczącego cokolwiek więcej od reszty. To samo tyczy się jej pomysłów, światopoglądu i stylu bycia, nie może przecież z całą pewnością stwierdzić, że ma w tym wszystkim stuprocentową rację. Jest więc otwarta na zdanie innych. Spokojnie i bez bólu jest w stanie poświęcić to i owo dla dobra osoby, której praktycznie nie zna, nie oczekując niczego w zamian. Prawie nigdy nie narzeka, naprawdę niewiele jej do szczęścia potrzeba. Wierzy w karmę bądź jakiś nieokreślony, wyższy byt, który w swej łaskawości pozwoli jej przetrwać wszystko, jeśli tylko będzie w miarę dobrą (przynajmniej dla swoich) osobą. Czasem się nawet do niego modli, choć nawet wtedy w ten swój dziwny, głupkowaty i nieśmiały sposób, bojąc się o cokolwiek prosić, mając ciągle z tyłu głowy, że nie jest jedyną osobą na Ziemi, której mogłoby się lepiej powodzić. Warto też chyba wspomnieć o jej silnej niechęci do jakiegokolwiek dotyku. Nie potrafi sobie przypomnieć żadnego traumatycznego doświadczenia mogącego być tego przyczyną (dlaczego mnie to nie dziwi?), więc wszystko wskazuje na to, że tak jak niektórzy nie lubią szpinaku albo śledzia, tak ona nie lubi kontaktu fizycznego. Nie żeby panicznie od niego uciekała, albo , że nie podałaby ręki tonącemu. Po prostu stara się go unikać na tyle na ile to możliwe, bez informowania o tym otoczenia bądź wywoływania niezręcznych sytuacji (jak na przykład wskakiwania na śmietnik po zderzeniu się z przechodniem).
Jak już wcześniej wspomniałam, LouLou trudno NAPRAWDĘ zdenerwować, a już na pewno "uderzając" w nią, bo nie bierze tego zbytnio do siebie. Bardziej obawiałabym się tykania kogoś na kim jej zależy, kogoś kogo uznała już za bardziej wartościowego od siebie i reszty. Przeważnie zachowuje spokój (na swój własny, nie zawsze spokojny sposób) , jednak gdyby już jej nerwy puściły ... W sumie to chyba nikt tego nie wie, albo udaje, że niczego nie pamięta. Bridget potrafi sobie przypomnieć kto, ale nie kiedy i jak się to skończyło. Jakby to powiedzieć... Bree jest wesołą, uprzejmą, bezinteresowną i chętną do pomocy osobą, to wszystko prawda. Jednak jest też przy tym w pewien sposób niestabilna. Odrobinę, pamiętajcie, tylko odrobinę, nie jest przecież jakimś sadystycznym socjopatą albo seryjnym mordercą. Prawda?
Song theme: American Authors- Best Day Of My Life // Frendship & Emily Warren- Capsize
Zarys przeszłości: W ciągu całego swojego dotychczasowego życia, LouLou miała wiele drobnych luk i dwie duże ( trwające po kilka lat), jak to ona nazywa, wyrwy w pamięci, po których budziła się w obcych sobie miejscach, bez dokumentów, telefonu i z co raz bardziej zatartymi wspomnieniami. Nawet tymi, które teoretycznie powinna dalej posiadać, gdyż miały one miejsce pomiędzy dziurami. Dopiero po drugiej wyrwie nastąpiła większa zmiana w jej psychice. Zabrzmi to prostacko, ale na pierwszy rzut oka wygląda to jakby po prostu zgłupiała (jako dziecko była ponadprzeciętnie inteligentna) albo, jak niektórzy twierdzą, w pewien sposób oszalała.
Oficjalnie: W oczach społeczeństwa jest każdym i nikim jednocześnie. Zależy kogo spytasz. Jedni uważają ją za kelnerkę z pubu, inni ochroniarza w jakimś muzeum. Jeszcze inni powiedzą ci, że jest kurierem,ogrodnikiem, licencjonowanym hydraulikiem albo ekspedientką ze spożywczaka . Innymi słowy chwyta się takiej roboty jaka jest w danym momencie dostępna, przeważnie na czarno (wolałaby jednak nie dorzucać się zbytnio do podatków, które i tak potem zmarnuje)
Rola w gangu: Na razie nie znalazła sobie jakiegoś konkretnego zadania. Na co dzień bezcześci bądź wysadza w powietrze własność miasta, cokolwiek na co poszedł jakiś większy fundusz. Okazjonalnie bierze na siebie to na co ktoś inny akurat nie ma czasu, możliwości, lub po prostu godności się wziąć. Jako, że ona nie ma większych problemów z dumą, nie przeszkadza jej wykonywanie roboty w nieco mniej urokliwych okolicach.
Umiejętności:Zacznijmy może od tego co daje jej mutacja. Przede wszystkim ma niesamowicie mocne i wytrzymałe kości, a jej ciało wyjątkowo dobrze znosi duże przeciążenia oraz wstrząsy, co bardzo przydaje się przy skakaniu na mniej bezpiecznej wersji bungee, na wysokości kilkuset metrów, przez nawet kilka godzin. Poza tym, biały prostokąt na jej prawym oku pełni funkcję mniej precyzyjnej źrenicy i tęczówki. Prawie nie rozpoznaje on kolorów, a jedynie kształty i odległość przekazując do mózgu obraz sprowadzony do jak najprostszych kształtów. Tak jak pomaga jej to w poruszaniu się po mieście na jej własne, dziwaczne sposoby, tak i utrudnia codzienne czynności. Jeśli się skupi potrafi "wyłączyć" lub przyćmić obraz z prawego oka, jednak przeważnie jej się to nie udaje i oba widoki nakładają się na siebie dając okropny efekt, plątaninę kresek chaotycznie skaczących po kolorowych przedmiotach, usiłując je uprościć. Stąd nawyk unikania patrzenia na ludzkie twarze, których i tak nie jest w stanie wyraźnie zobaczyć. Polega więc bardziej na słuchu niźli wzroku i przeważnie to właśnie z tonu głosu odczytuje emocje. Ma też wyjątkowo dobry refleks, który nie zmienia jej w prawdzie w Neo z Matrixa, ale pozwala wykonać odruchowy unik we właściwym kierunku, co przy kiepskim lub nie znajdującym się zbyt blisko strzelcy wystarczy by uniknąć strzału w prosto w głowę.
Jeśli chodzi o posługiwanie się przemocą, LouLou nie zalicza się do ekspertów. W walce wręcz nie poradziłaby sobie zbyt dobrze bez swojego sprzętu. Przez pewien czas mogłaby robić sobie niezgrabne uniki, jednak prędzej czy później zrobiłaby błąd i przybiła piątkę z chodnikiem (tylko twarzą). Jeśli chodzi o cela, jest on całkiem niezły, jednak rzadko kiedy ma okazję się nim popisać ze względu na swoją niechęć do zbędnej przemocy. Z boku jej "dzikie" podskoki, uniki i akrobacje mogą wyglądać imponująco, niekiedy niczym jakiś kolejny futurystyczny rodzaj tańca. Prawda jednak jest taka, że gdyby podczas takich zwinnych, szalonych manewrów choć na chwilę zajrzało się do jej głowy, to bez wątpienia usłyszałoby się serię przekleństw, o których znajomość nikt by jej nie podejrzewał. Po takiej krótkiej sesji od razu zauważyłoby się, że za każdym razem gdy robi coś odważnego, wewnątrz panikuje, a to, że jeszcze nie zginęła zasługuje tylko i wyłącznie wystrzelonej w kosmos intuicji i graniczącemu z cudem szczęściu.
Przyjaciele:Z zasady do każdej napotkanej osoby z góry nastawia się bardzo pozytywnie i niemal od razu uznaje kogoś za kumpla. Do miana "przyjaciela" podchodzi z nieco większą ostrożnością. Nie zmienia to jednak faktu, że trafienie tu jest stosunkowo proste.
Wrogowie:Jeśli już zdarzy się ktoś z kim wejdzie w konflikt to nie trafia on tu na długo. I nie zamierzam opowiadać tu jakichś krwawych historii o jej ofiarach. Ona po prostu nie potrafi się zbyt długo gniewać. A co do tych którzy RZECZYWIŚCIE sobie nagrabili... Jest jeszcze ta pierwsza opcja.
Autor: PinkSheep (Cezar)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz