Semira była przyzwyczajona do zdrady. Co i rusz któremuś z jej ludzi zdawało się, że nielojalność może umknąć uwadze królowej Messiah Union. Naiwnie wierzyli oni, że są ponad innymi. Ponad samą Isati. I owszem, w pewnym sensie byli - reprezentowali najwyższe szczyty skończonej głupoty, gdzie nikt nigdy nie odważał się zapuszczać.
Jedna zdrada potrafiła wszystko zniszczyć. Przepadały wielotysięczne kontrakty, handel wiązał się z ryzykiem, a pieniądze nie docierały w całości do swojego celu. Ponadto zdrada lubiła niszczyć Ifryt humor. Na szczęście w imperium Meraffe istniała tylko jedna stosowna kara - śmierć. Semiry naprawdę nie obchodził los jej ludzi. Póki byli posłuszni i sumienni żyli dobrze, a gdy przestawali się sprawdzać najzwyczajniej umierali. Wszak nie ma ludzi niezastąpionych, są tylko ci, na których stanowiska trudniej znaleźć zastępstwo.
Z D R A D A
Kobieta napisała to słowo czerwonym markerem na kartce i wsunęła ją do teczki opatrzonej odpowiednim imieniem i nazwiskiem. Nie była zachwycona, gdy odkryła, że jeden z jej najskuteczniejszych złodziei sekretów przestał dzielić się swoimi zdobyczami wyłącznie z nią.
Upiła łyk letniej już kawy, odsuwając teczkę nieszczęsnego zdrajcy jak najdalej od siebie. Semira miała teczkę każdego swojego pracownika, choć nigdy nie musiała tam zaglądać. Znała swoich ludzi lepiej niż oni kiedykolwiek mogliby poznać siebie nawzajem, a dane ukryte w teczkach służyły jej wyłącznie do tego, by udowadniać swoją rację niewtajemniczonym.
- Espen. - rzuciła do interkomu na biurku - Znajdź mi godnego zaufania człowieka.
- Specjalizacja? - dopytał głos z głośnika.
- Żadna. Potrzebuję kogoś chętnego do pracy spoza półświatka.
- Co rozkażesz...
Semira odchyliła się w fotelu i zapatrzyła w sufit, przygryzając delikatnie bliznę na dolnej wardze. Zmarszczyła przy tym odrobinę brwi w grymasie, który Espen uwielbiał nazywać ,,miną kombinatorki". Miała człowieka do ukarania i planowała zrobić to w taki sposób, by dowiedzieli się o tym wszyscy. Imperium Istati opierało się na fundamentach strachu, a sama Meraffe pławiła się w tym, że się jej bano. Ten sposób był najskuteczniejszym, gdy chciało się utrzymać w ryzach bandę kryminalistów z których większość łączyła ze sobą wyłącznie praca pod sztandarem demona.
Dopiła kawę i wstała z fotela. Szybko uporządkowała zalegające na biurku kartki, dzieląc je na kategorie i sortując na dwie kupki - ,,zrobione" i ,,do zrobienia" - a potem wyszła ze swojego gabinetu. Musiała osobiście złożyć wizytę swojemu człowiekowi.
- Jak ci się pracuje, mój drogi? - spytała Semira najbardziej przyjaznym głosem, którym mogła potraktować swojego pracownika.
- Nudno i mało chętnie. - odparł mężczyzna, odwracając głowę w stronę rozmówczyni. Mysie włosy jak zwykle miał w nieładzie, ale nie przeszkadzało mu to ani odrobinę. Wyciągnął przed siebie nogi i oparł je na blacie biurka, zakładając przy tym ręce za głowę w idealnej imitacji zupełnego rozluźnienia. Semira widziała jednak, że mięśnie karku i barków miał napięte. - Jeśli chodzi o ten raport to daj mi godzinę i będziesz mieć go u siebie.
Semira uśmiechnęła się do mężczyzny i przysiadła na blacie biurka, zakładając przy tym nogę na nogę.
- Dobra, Ifryt, czego chcesz? - spytał po krótkiej chwili ciszy i opuścił nogi na ziemię.
- Porozmawiać z jednym ze swoich najlepszych ludzi? Poznać nastroje w firmie?
- Po pierwsze: nie masz żadnej firmy - przypomniał jej złodziej - A po drugie: pojawiasz się tu tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujesz. Demony nie bawią się w kolegowanie ze swoimi sługusami.
Meraffe położyła dłoń na piersi w geście fałszywej urazy.
- Skoro tak stawiasz sprawę... Chciałabym, żebyś kogoś dla mnie znalazł i dokładnie mu się przyjrzał.
- Dzień jak co dzień, co? - mruknął i sięgnął po kartkę i długopis - Mamy jakiś trop?
- Zależy od tego ile procent informacji trafi do mnie. - Ifryt od niechcenia wzruszyła ramionami, oglądając swoje paznokcie. Zupełnie zignorowała fakt, że złodziej spiął się bardziej - Wiesz, mój drogi... Nigdy nie potrafiłam się z nikim dzielić. Zwłaszcza, gdy chodzi o kwestie swojej pracy. Może nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wiele krwi potrafi napsuć konkurencja, gdy odkryje w czym tkwi nasza przewaga na rynku.
- O... O czym ty mówisz? - zdziwił się.
- O czym? - Semira spojrzała w oczy złodzieja. Pomiędzy palcami zatańczył jej niewielki płomyczek, gdy uśmiechnęła się kpiąco - O stracie kontraktu i kilkutysięcznych stratach z tym związanych. Na szczęście wyglądasz jakbyś był doskonale zorientowany w temacie i możesz mi w tym pomóc.
- Cokolwiek myślisz to nie ja. - zapewnił, odpychając się od biurka. Krzesło przejechało po podłodze i zatrzymało się przy ściance boksu małego, zapewniającego maksimum prywatności - bo w Messiah Union nie lubiło się pracować jawnie - biura.
- Zawsze uważałam, że jesteś za sprytny, żeby kombinować na boku - ciągnęła dalej Semira tonem luźnej pogawędki i może właśnie dlatego brzmiało to tak przerażająco - Cwany, szybki, skuteczny, niewidzialny... Najlepszy złodziej tajemnic tego miasta, racja?
Złodziej niechętnie skinął głową, potwierdzając te słowa.
- Nawet nie wiesz jak bardzo zabolał mnie fakt, że mój niezawodny człowiek odpowiada przed kimś poza mną. Zrobiło mi się naprawdę przykro... i zaczęłam się zastanawiać czego brakuje nam tu, w Messiah Union, a co ma konkurencja, że raz na jakiś czas, ktoś postanawia spróbować szczęścia gdzie indziej.
- Automaty z kawą - odparł, siląc się na żart. - Na bank mają prywatne automaty.
- Nie pijasz kawy, mój drogi. - upomniała go Meraffe i nachyliła się w jego stronę - Pozwól więc, że inaczej sformułuję pytanie: Co takiego skłoniło CIEBIE do zawarcia umowy z nowym szefem.
- Nie zdradziłbym cię. - bronił się dalej. - To jakieś nieporozumienie.
- Oczywiście, że tak. Nie ty pierwszy mi to mówisz. - odparła i wyciągnęła z kieszeni złożoną kartkę papieru. Rozprostowała ją delikatnie i wygładziła - To zawsze był twój problem, wiesz? Uważasz, że tylko ty potrafisz dobrze zrobić swoją robotę. Tymczasem posłuchaj - powiodła palcem po tekście - W zeszłym miesiącu, dokładnie czwartego o 3:47 wszedłeś głównymi drzwiami Messiah Union, zgadza się?
Mężczyzna mruknął coś niezrozumiale. Zapewne nie pamiętał dokładnie.
- Nie będę ukrywać, że nie byłoby to wcale dziwne. Nikogo tutaj nie ograniczamy sztywnymi godzinami pracy, więc drzwi zawsze są otwarte. Mimo wszystko zaskoczył mnie fakt, że przyszedłeś prosto do swojego biura, chociaż zwykle najpierw kierujesz się wprost do części rekreacyjnej. A co ważniejsze, musiałam zadać sobie pytanie co takiego dzieje się, że musisz wchodzić pod biurko. Nie dawało mi to spokoju... Zwłaszcza od czasu, gdy spacyfikowałeś kamerę.
- Masz tutaj pełną kontrolę, co? - mężczyzna założył ręce na klatce piersiowej. - Co tam jeszcze na mnie masz, hm?
- Kontrola jest podstawą zaufania, mój drogi. - Ifryt schyliła się i sięgnęła pod biurko. Odszukała dłonią skrytkę i wyciągnęła kilka zapisanych kartek. - Zabawne. - oświadczyła chłodno - Chciałbyś mi to jakoś wytłumaczyć?
Mimo wszystko nie dała mu szansy. Zsunęła się z biurka i podeszła do pobladłego złodzieja. W ciągu tych zaledwie paru kroków spomiędzy jej włosów wychyliły się rogi, a oczy zapłonęły nieludzko. Ifryt otoczona chmurą szarawego dymu stanęła naprzeciw zdrajcy. Ogień dotychczas wesoło przeskakujący pomiędzy jej palcami zapłonął żywiej.
- Ifryt... - wykrztusił mężczyzna - Na pewno jest inny sposób.
- Znasz zasady, mój drogi. - oznajmiła słodko i przyłożyła parzącą dłoń do policzka złodzieja. Zaskowyczał jak zwierzę, kiedy ogień oparzył jego skórę. - Masz dokładnie minutę na to, aby przyznać się do wszystkiego.
Niedługo później piętro wypełniły nieludzkie wrzaski zdradzieckiego złodzieja. Imperium Isati z całą pewnością było imperium strachu.
- Zdajesz sobie sprawę, że remont tamtego boksu będzie nas sporo kosztował, prawda Ifryt? - spytał Espen, zapisując coś w swoim notesie.
- Owszem, ale dzięki temu unowocześnimy całe piętro. Messiah Union musi iść z duchem czasu. - odparła Isati, wzruszając ramionami. - Znalazłeś tego człowieka, o którego prosiłam?
- Oczywiście. Nazywa się Joan Martin, pochodzi ze Szwecji i powinna być tutaj za niespełna 20 minut.
- I zakładam, że na twoją ocenę nie wpłynęło jej pochodzenie. Co jeszcze ustaliłeś?
- Ma zadatki na doskonałą informatorkę - tańczy w elizejskim klubie ,,Venus" pod pseudonimem Ginewra.
Semira zaśmiała się, zerkając na swojego asystenta.
- Espen... Pamiętasz o tym, że nie szukałeś asystentki dla siebie?
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - zmarszczył brwi.
- Nie kłam... - Meraffe zwróciła się do siedzącej w recepcji dziewczyny - Niedługo przyjdzie tutaj niejaka Joan Martin. Przyślijcie ją prosto do mojego gabinetu.
Pokiwała głową na znak, że zrozumiała i wróciła do swojego zajęcia - przeglądania jakiejś mało ambitnej strony internetowej z plotkami.
- A ty, Espenie, będziesz mi towarzyszył na tym spotkaniu.
- Oczywiście, Isati.
Joan Martin nie można było odmówić punktualności. Zjawiła się w gabinecie Ifryt idealnie o czasie.
- Dzień dobry. - przywitała się grzecznie, gdy Meraffe gestem zaprosiła ją do zajęcia miejsca przy jej biurku.
- Joan Martin, jak mniemam? - spytała, nie czekając aż kobieta o bladobłękitnej skórze zajmie miejsce. Było to co prawda pytanie wyłącznie formalne i retoryczne, nie mniej Semira lubiła pytać o oczywiste rzeczy, aby sprawdzić jak ktoś reaguje, gdy mówi prawdę. Reakcja w chwili mówienia kłamstwa bywała zgoła inna i prościej było ją wychwycić wiedząc, w którym miejscu odbiega od tej normalniej. Joan oczywiście przytaknęła. - Semira Amsalu Mekbib i nie zamierzam dłużej bawić się w grzeczności. Potrzebuję zatrudnić lojalną informatorkę z szerokimi znajomościami.
- Automaty z kawą - odparł, siląc się na żart. - Na bank mają prywatne automaty.
- Nie pijasz kawy, mój drogi. - upomniała go Meraffe i nachyliła się w jego stronę - Pozwól więc, że inaczej sformułuję pytanie: Co takiego skłoniło CIEBIE do zawarcia umowy z nowym szefem.
- Nie zdradziłbym cię. - bronił się dalej. - To jakieś nieporozumienie.
- Oczywiście, że tak. Nie ty pierwszy mi to mówisz. - odparła i wyciągnęła z kieszeni złożoną kartkę papieru. Rozprostowała ją delikatnie i wygładziła - To zawsze był twój problem, wiesz? Uważasz, że tylko ty potrafisz dobrze zrobić swoją robotę. Tymczasem posłuchaj - powiodła palcem po tekście - W zeszłym miesiącu, dokładnie czwartego o 3:47 wszedłeś głównymi drzwiami Messiah Union, zgadza się?
Mężczyzna mruknął coś niezrozumiale. Zapewne nie pamiętał dokładnie.
- Nie będę ukrywać, że nie byłoby to wcale dziwne. Nikogo tutaj nie ograniczamy sztywnymi godzinami pracy, więc drzwi zawsze są otwarte. Mimo wszystko zaskoczył mnie fakt, że przyszedłeś prosto do swojego biura, chociaż zwykle najpierw kierujesz się wprost do części rekreacyjnej. A co ważniejsze, musiałam zadać sobie pytanie co takiego dzieje się, że musisz wchodzić pod biurko. Nie dawało mi to spokoju... Zwłaszcza od czasu, gdy spacyfikowałeś kamerę.
- Masz tutaj pełną kontrolę, co? - mężczyzna założył ręce na klatce piersiowej. - Co tam jeszcze na mnie masz, hm?
- Kontrola jest podstawą zaufania, mój drogi. - Ifryt schyliła się i sięgnęła pod biurko. Odszukała dłonią skrytkę i wyciągnęła kilka zapisanych kartek. - Zabawne. - oświadczyła chłodno - Chciałbyś mi to jakoś wytłumaczyć?
Mimo wszystko nie dała mu szansy. Zsunęła się z biurka i podeszła do pobladłego złodzieja. W ciągu tych zaledwie paru kroków spomiędzy jej włosów wychyliły się rogi, a oczy zapłonęły nieludzko. Ifryt otoczona chmurą szarawego dymu stanęła naprzeciw zdrajcy. Ogień dotychczas wesoło przeskakujący pomiędzy jej palcami zapłonął żywiej.
- Ifryt... - wykrztusił mężczyzna - Na pewno jest inny sposób.
- Znasz zasady, mój drogi. - oznajmiła słodko i przyłożyła parzącą dłoń do policzka złodzieja. Zaskowyczał jak zwierzę, kiedy ogień oparzył jego skórę. - Masz dokładnie minutę na to, aby przyznać się do wszystkiego.
Niedługo później piętro wypełniły nieludzkie wrzaski zdradzieckiego złodzieja. Imperium Isati z całą pewnością było imperium strachu.
- Zdajesz sobie sprawę, że remont tamtego boksu będzie nas sporo kosztował, prawda Ifryt? - spytał Espen, zapisując coś w swoim notesie.
- Owszem, ale dzięki temu unowocześnimy całe piętro. Messiah Union musi iść z duchem czasu. - odparła Isati, wzruszając ramionami. - Znalazłeś tego człowieka, o którego prosiłam?
- Oczywiście. Nazywa się Joan Martin, pochodzi ze Szwecji i powinna być tutaj za niespełna 20 minut.
- I zakładam, że na twoją ocenę nie wpłynęło jej pochodzenie. Co jeszcze ustaliłeś?
- Ma zadatki na doskonałą informatorkę - tańczy w elizejskim klubie ,,Venus" pod pseudonimem Ginewra.
Semira zaśmiała się, zerkając na swojego asystenta.
- Espen... Pamiętasz o tym, że nie szukałeś asystentki dla siebie?
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - zmarszczył brwi.
- Nie kłam... - Meraffe zwróciła się do siedzącej w recepcji dziewczyny - Niedługo przyjdzie tutaj niejaka Joan Martin. Przyślijcie ją prosto do mojego gabinetu.
Pokiwała głową na znak, że zrozumiała i wróciła do swojego zajęcia - przeglądania jakiejś mało ambitnej strony internetowej z plotkami.
- A ty, Espenie, będziesz mi towarzyszył na tym spotkaniu.
- Oczywiście, Isati.
Joan Martin nie można było odmówić punktualności. Zjawiła się w gabinecie Ifryt idealnie o czasie.
- Dzień dobry. - przywitała się grzecznie, gdy Meraffe gestem zaprosiła ją do zajęcia miejsca przy jej biurku.
- Joan Martin, jak mniemam? - spytała, nie czekając aż kobieta o bladobłękitnej skórze zajmie miejsce. Było to co prawda pytanie wyłącznie formalne i retoryczne, nie mniej Semira lubiła pytać o oczywiste rzeczy, aby sprawdzić jak ktoś reaguje, gdy mówi prawdę. Reakcja w chwili mówienia kłamstwa bywała zgoła inna i prościej było ją wychwycić wiedząc, w którym miejscu odbiega od tej normalniej. Joan oczywiście przytaknęła. - Semira Amsalu Mekbib i nie zamierzam dłużej bawić się w grzeczności. Potrzebuję zatrudnić lojalną informatorkę z szerokimi znajomościami.
Joan? Los spotkania w twoich rękach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz