środa, 27 czerwca 2018

Od Jaskra (CD Piaskuna) - Ciężki zawód łącznika

        Jasper Calaghan do grona swoich talentów nie mógł zaliczyć żadnych zdolności choćby ocierających się o możliwości jego nowych znajomych z gangu. Pomijając same mutacje, wczorajszego wieczoru otaczali go także (względnie) normalni ludzie, przewyższający go w zupełnie naturalny sposób: przeszkoleniem i tężyzną fizyczną. Za to na pewno nie dało mu się zarzucić braku we wszystkim. Świetnie sobie radził z - jak to pięknie udowodnił Piaskun - utrzymywaniem równowagi, i to w wręcz ekstremalnych warunkach. Równocześnie pomimo i pod wpływem zaskoczenia, był w stanie w jednej chwili przewalić się do tyłu, nie trafiając plecami w oparcie i w akcie paniki przerzucić przez nie nogę oraz chwycić się dłonią krawędzi biurka. Ostatecznie wisiał tak w niemalże bezruchu, aż do momentu, w którym półmaterialny facet w czerwonej pelerynie zabrał swoją kolekcję blaszek. A to wszystko na obrotowym krześle z kółkami!
    Jaskier nigdy nie mówił, że zna wszystkie swoje możliwości. Wszystko wskazywało na to, że w gronie Szczurów będzie miał okazję się wykazać w najmniej oczekiwanych momentach.
    - Wszystko w porządku? - zapytał Piaskun suchym tonem, odsuwając się od biurka.
    - Pewnie! - odpowiedział niemal natychmiast poeta, podejmując próbę podciągnięcia się do normalnej pozycji. Nie udało się. Zamiast tego krzesło niebezpiecznie odsunęło się dalej w przeciwną stronę niżby sobie życzył. Mężczyzna był za to w stanie oprzeć na blacie łokieć. - Po prostu lubię sobie wisieć z krzesła od czasu do czasu. To świetne dla procesu twórczego! - zapewnił.
    Nie liczył, że w jakikolwiek sposób przekona Piaskuna. Mógł w nim wywołać co najwyżej jeszcze większą niechęć co do powierzonego mu wspólnika.
    - Czyżbym cię wystraszył? - stwierdził pytająco, nie oczekując odpowiedzi.
    - Co najwyżej zaskoczył - usprawiedliwił się Jaskier, w końcu podciągając się do normalnej, całkowicie naturalnej dla człowieka pozycji siedzącej.
    - Po co się tłumaczysz? Przecież widzę, że było inaczej.
    - Ehm... - Wierszokleta zastanowił się chwilę, nagle doznając deja vue z niedawnej sytuacji w barze, która niemal skończyła się dla niego nieprzyjemnie. Cóż, wydarzyło się najgorsze: jego wspólnik nie podzielał jaskrowego poczucia humoru.
    Ostatecznie Calaghan machnął niedbale ręką na znak, że się poddaje. Ani on, ani Piaskun nie potrzebowali ciągnąć tej konwersacji dalej. Szatyn zerknął z powrotem na swoje biurko i syknął cicho widząc rozsiane po niedokończonym wierszu drobne, czerwone plamki. Wyciągnął ze stosu nieokreślonych papierów nową kartkę, żeby później przepisać na nią, dosłownie, na czysto swoją pracę.
    - Adres - wtrącił się z niczego Pierwszy. Chwilowo rozkojarzony Jaskier spojrzał w jego stronę z niemym zapytaniem, ale szybko przypomniał sobie, co mógł mieć na myśli. Wziął do ręki swój telefon i sprawdził po raz kolejny ekran blokady, ale nie pojawiło się tam żadne nowe powiadomienie, które uszłoby jego uwadze.
    - Nic. Nikt jeszcze nie dzwonił ani nie pisał - pokazał Piaskunowi komórkę dla podkreślenia. - Do tej pory mamy tylko ten, którym się już zająłeś.
    Przez głowę poety prześlizgnął się odgłos długiego, zniecierpliwionego westchnienia. Mężczyzna poczuł, jak po plecach przebiegają mu ciarki. W życiu się do tego nie przyzwyczaję, pomyślał. Tyle się naczytał o przypadkach telepatów, a jeszcze więcej w tym temacie widział w książkach, ale nigdy nie zastanawiał się, czy mogłaby być w jakiś sposób nieprzyjemna. Bolesne to na pewno nie było, jednakże w jakiś sposób Jaskra drażniło.
    - Mogę zadzwonić do Ćwieka - zaproponował. - Może po prostu nas przegapili? Mają na głowie jeszcze trzy grupy w pozostałych miastach i kilku bogaczy również potrzebujących jakichśtam informacji...
    Pierwszy zmrużył oczy, ale skinął lekko głową, po czym przysunął się z powrotem w stronę Wierszoklety, wpatrując się wyczekująco w telefon. Jaskier odszukał więc numer hakera Szczurów, zadzwonił i ustawił tryb rozmowy na głośnomówiący. Z położonego na biurku telefonu przez chwilę dobiegał dźwięk wyszukiwania połączenia i oczekiwania na jego odebranie. Minęło już kilka sygnałów. Jaskier i Piaskun już byli przekonani, że nikt nie odbierze, kiedy nagle z głośnika dobył się głos, którego nie dało się z nikim pomylić:
    - CZEEEEEŚĆ! KTO TAM? SŁYCHAĆ MNIE?
    Westchnienie, które tym razem ,,wydał" z siebie tymczasowy wspólnik Calaghana, dla odmiany przybrało barwę niemal boleści.
    - Ze wszystkich osób... - Pierwszy wydawał się mówić do siebie.
    - Tak, Cup, słychać cię - zapewnił robota Jaskier. - Nie musisz krzyczeć.
    Nie miał jeszcze okazji poznać wszystkich Szczurów. Wczoraj większość zobaczył po raz pierwszy w życiu, w tym właśnie Hiccup. Kulisty robocik cały wieczór wykorzystał na objechanie absolutnie całego pokoju i witanie się z ludźmi na których przypadkowo wpadł. Nie ważne, czy dziewczyna akurat wylosowała Ferę, czy Daniela, których już znała, czy też wpadła pod nogi tego cichego gościa w masce, do którego chyba nie powinna się zbliżać - wszystkim groziło równe ryzyko nader optymistycznego powitania. Wierszokleta nie był wyjątkiem i nawet stwierdził, że Cup była na swój sposób urocza. Na dłuższą metę pewnie i świętego doprowadziłaby do szału, ale to nie on musiał z nią mieszkać pod jednym dachem.
    - Cześć ludku z telefonu! Skąd znasz moje imię? - zapytała zaintrygowana Czkawka. W tle grała jakaś muzyka rockowa, ale nie tak głośno, by robosekretarka mogła mieć faktyczne problemy z usłyszeniem rozmowy.
    - Cup, tu Jaskier - przypomniał poeta.
    - Jaskier? To taki kwiat - dziewczyna ucichła skonfundowana. - Czy pan próbuje mnie na coś naciągnąć? Sylve mówił, że nie wolno gadać z obcymi.
    - To tylko przezwisko. Przecież rozmawiałaś ze mną poprzedniego dnia.
    - Z kwiatkiem? Oj, coś pan zmyśla...
    Jasper wziął głęboki wdech.
    - Tu ten pan ze śmiesznymi włosami - wyjaśnił, chwytając się ostatniej deski ratunku zanim robocik się rozłączy.
    Z telefonu dobiegło oddalone od głośnika ,,Aaaahaaaaa".
    - Czemu pan od razu nie mówił? Prawie uznałam pana za jakiegoś sprzedawcę internetowego! - Hiccup wypowiedziała to takim tonem, jakby faktycznie była to jakaś obraza nie do przyjęcia.
    - Całe szczęście nic takiego się nie wydarzyło - uspokoił ją Jaskier. - A teraz powiedz mi, gdzie jest Ćwiek i dlaczego nie odebrał?
    - Kim jest Ćwiek?
    Calaghan nie wytrzymał i po prostu walnął się dłonią w czoło z taką siłą, jakby robił to równocześnie za siebie i Piaskuna. Wspomniany anorektyk obserwował jego reakcję z miną świadczącą o próbie uniesienia brwi.
    - Cup... - zaczął szatyn najspokojniej jak tylko mógł. - Ile osób w twoim otoczeniu nosi więcej ćwieków niż banda harleyowców?
    Nastała chwila ciszy. Jaskier mógł sobie wyobrazić, jak w tym momencie robot rozgląda się po pomieszczeniu.
    - Jest tylko Felix - odpowiedziała. - Co to ma do... oooh, już rozumiem!
    - Lepiej tego nie rób po raz drugi - zaproponował Piaskun przeczuwając, że poeta ma ochotę znowu się uderzyć.
    Nagle gdzieś z oddali dobiegł jeszcze czyjś głos. Dwójka Szczurów z ulgą rozpoznała charakterystyczny akcent Ćwieka, nie podobny do angielskiego pozostałych członków gangu.
    - Ktoś zadzwonił więc odebrałam! - pochwaliła się w odpowiedzi Hiccup. - To jakiś Jaskier, ale nie żaden prawdziwy jaskier, tylko facet z takim przezwiskiem...
    - Dobrze, Cup, daj mi teraz z nim porozmawiać - poprosił stłumiony głos hakera.
    - Świetnie sobie radzę! - zapewniła dziewczyna.
    - Wierzę, ale to jednak mój telefon. Proszę mi go oddać.
    W następnej chwili z głośnika już wyraźnie słychać było Australijczyka:
    - Hej! Wybacz, chyba powinienem zacząć zostawiać telefon poza zasięgiem małych ciekawskich robotów... Nie, nie jestem zły. Idź do Hyde, pewnie potrzebuje twojej pomocy - dodał ciszej, zapewne w stronę przykładu małego ciekawskiego robota.
    - Tia... nic się nie stało... tak mi się wydaje - mężczyzna spojrzał kątem oka na Piaskuna, licząc, że ten jeszcze nie ma ochoty go zamordować. - Słuchaj, Ćwiek. Obok mnie stoi już poważnie zniecierpliwiony facet w czerwonym kapturze i nadal czeka na swój kolejny adres w Dżannah.
    - Dżannah? Już?! - zdziwił się Felix. - Ja... tego... nie znalazłem nic nowego.
    - Nic? Na pewno?
    - Nie spodziewałem się, że Piaskun tak szybko się uwinie i zajęliśmy się szukaniem informacji dla reszty. Dopiero co znaleźliśmy jednego ciekawego jegomościa na liście stałych klientów w klubie Likaona, wydrukowaliśmy dokładne plany wszystkich twierdz, dalej szukamy konkretnej lokalizacji pierwszego celu dla Erro w Edenie, a z Shangri-La jesteśmy w lesie. Przynajmniej Kas i Koreaniec mają co robić... - haker zastanowił się chwilę. - Zadzwoń wieczorem. Może się z tym uwiniemy.
    - O której? - zapytał Pierwszy. Jaskier powtórzył pytanie Felowi, domyślając się po przedłużającej się ciszy, że ten przez telefon raczej Piaskuna nie usłyszy.
    - Ósma? Coś koło tego.
    - Oookej, zadzwonię - odparł Calaghan. - Dzięki. I powodzenia!
    - Przyda się... - rzucił Ćwiek i się rozłączył.
    Poeta obrócił się na krześle w stronę swojego wspólnika ze splecionymi palcami. Westchnął głęboko.
    - Zgaduję, że mam się ciebie spodziewać koło ósmej wieczorem - stwierdził.
    - Zgaduję, że nie masz innego wyjścia - odpowiedział Piaskun i ruszył w stronę drzwi. Przyszedł tu tylko i wyłącznie po jedną informację i najwyraźniej wolał zbiec poza zasięg Jaskra, zanim ten spróbuje z nim o czymś porozmawiać. Cóż, szatyn faktycznie miał do niego sporo pytań, ale wszystkie przyszły mu do głowy dopiero wtedy, gdy Pierwszy dosłownie zniknął za drzwiami mieszkania.
    Mężczyźnie nie pozostało nic więcej jak z powrotem przysunąć się do biurka i zająć własnymi sprawami. Przesunął bliżej siebie przygotowaną czystą kartkę i tą z wierszem, poplamioną plamkami krwi ludzi yakuzy. Wzdrygnął się lekko. Nie potrzebował cudzej krwi w swoich dziełach. Z tą myślą zajął się przepisywaniem utworzonego już fragmentu wiersza o szczurach dla Seanit.
    Kto by pomyślał, że łącznicy mają taki ciężki zawód?

Piasek? Jak chcesz coś dodać to proszę. Ja pomysłów więcej niestety nie mam > <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz