piątek, 18 stycznia 2019

Od Echo (CD Kasumi) - ,,London bridge is falling down..."

        Echo nie przepadał za Shangri-la - miało za dużo niekonwencjonalnych kształtów. Elizjum i Eden były wspaniałe do poruszania się po ścianach, bo wystarczyło zmusić do przyciągania płaską powierzchnię, po której łatwo dało się przebiec. Jeśli jednak zmuszało się do czegoś podobnego budynek o kształcie kolumny, samo lądowanie zaczynało sprawiać problemy. Siła przyciągania rozchodziła się promieniście i chodzenie po cienkiej iglicy przypominało spacer po linie, z której nie można spaść, co nawet istotę pokroju Kreatora mogło przyprawić o zawrót głowy. Patrząc na Hermesa z boku ciężko było to zauważyć, bo chłopak wydawał się poruszać równie zwinnie co zawsze. W myślach jednak klął za każdym razem, gdy rozpęd w połączeniu z kolistym polem grawitacyjnym niemal wytrącał go z równowagi. ,,Koleś manipulujący prawami fizyki potknął się i upadł" - to by dopiero był temat do docinek. Całe szczęście na tej wysokości raczej nie powinien trafić na żadnego znajomego, który mógłby mu potem coś podobnego wypomnieć.
    Kasumi zadzwoniła około trzech godzin temu do Felixa z nadzieją, że Echo był gdzieś w pobliżu. Na jej szczęście Merkury całą noc spędził w bazie i nie zamierzał wychodzić do kolejnego wieczora. Tak mu poleciła Fera - po akcji w Shangri-la powinien przez jakiś czas się nie wychylać, bo o ile Sylve nikt nie zdążył się przyjrzeć, o tyle świecący nibyczłowiek zdołał zwrócić na siebie uwagę całej shangrilaskiej placówki wojskowej. Trop do Elizjum nadal był świeży i mundurowi mogli już zacząć dyskretnie węszyć w poszukiwaniu zaginionego śmigłowca. A mimo to (a może właśnie dlatego) chłopak już następnego dnia ruszył z powrotem w stronę azjatyckiego miasta, by znowu siać zamęt, który tym razem będzie o wiele trudniej zatuszować.
    Dotarcie do Shagri-la trudne nie było. Nie zamierzał korzystać z niczyjej oferty podwózki (resztka godności zabraniała mu ponownie dać się zamknąć w metalowej puszce), skorzystał więc ze swojego sprawdzonego sposobu: ,,przykleił się" do pociągu. Taka metoda podróży była dla niego o wiele bardziej zabawna, a przy okazji nie musiał się martwić, że ktoś go wypatrzy z daleka. Zeskoczył z dachu zanim srebrna tuba wtoczyła się na stację i rozpoczął swoją walkę z krzywiznami w drodze do dystryktu industrialnego.
    Zwój łańcucha na ramieniu nie za bardzo mu w tym pomagał. Nie był ciężki - raczej dziwnie lekki - tylko czasem się zsuwał i Echo musiał pilnować, by go nie zgubić gdzieś po drodze, nie rozbić nim czegoś lub, co gorsza, nie zahaczyć się o coś w pędzie. Nie lubił myśleć podczas lotu o czymkolwiek innym poza tym, gdzie przyciągnąć się w następnej kolejności. Ale nie zwykł odmawiać na prośby, a Kas potrzebowała swojego poczerniałego łańcucha. Nie wiedział do czego i nie miał też powodu, by cokolwiek kwestionować. Był po prostu ciekaw. Wśród Szczurów widział tyle różnych osób, że minie jeszcze sporo czasu, zanim którykolwiek z członków gangu go znudzi.
    Zatrzymał się na ścianie magazynu nad kanałem. Przed sobą widział dwa podświetlone mosty, a za nimi ciemność - słońce zaszło już jakiś czas temu i morski horyzont przy oślepiającym mieście zlewał się z niebem w granatową pustkę. Echo ruszył dalej, robiąc wielki skok nad ulicą prowadzącą do bliższego mostu. Pod nim (a właściwie po jego prawej) przejeżdżały co jakiś czas samochody, ale ostatni most był całkowicie martwy. Dzielnica industrialna żyła głównie za dnia i nocą mało kto udawał się w jej kierunku, co sprzyjało planowi Kasumi. To był jedyny argument, który mógł skłonić pacyfistycznie nastawionego Hermesa do udziału w tej akcji. Teraz, gdy już na własne oczy zobaczył, że faktycznie nikt postronny nie musi ucierpieć, wróciło mu więcej pogodnego nastroju.
    W parę sekund dotarł na przeciwległy kraniec mostu, gdzie nie było przechodniów mogących zaniepokoić się widokiem dwójki Szczurów. Kas co prawda nie wyglądała specjalnie niebezpiecznie w dresach do łydki, sportowym obuwiu, kurtce i czapce z daszkiem, ale Ghan za to nie dość, że był w swoim standardowym ,,umundurowaniu" koreańskich NAVY, to na dodatek sprawdzał jeszcze po raz ostatni broń. Echo przykucnął na lampie latarni ulicznej.
    - Wspaniały wieczór na spacer - rzucił wesoło, chcąc zwrócić na siebie uwagę towarzyszy.
    Oboje spojrzeli do góry. Snajper upewniwszy się szybko, że to tylko wspomniany wcześniej ,,niebieski przyjaciel" Kas, wrócił do swoich spraw. Japonka natomiast uśmiechnęła się.
    - Jeszcze lepszy na zrujnowanie czyichś interesów - odpowiedziała. - Masz coś może dla mnie?
    - Oczywiście! - chłopak zsunął z ramienia czarny łańcuch i rzucił do niej. Kobieta złapała go, po czym sprawnie owinęła wokół przedramienia.
    - Wiesz co masz robić? - zapytała patrząc z powrotem na Merkurego.
    - Zawalić most tak, by statek się zatrzymał.
    - Wystarczy jedna połowa - wtrącił się Ghan, połowicznie skupiony na obracanym w ręku magazynku. - Kanały również obowiązuje ruch lewostronny.
    Hermes zastanowił się chwilę. Spojrzał na swoje dłonie, próbując sobie przypomnieć, która to lewa i którą stroną powinny jeździć samochody, czym skonfundował się jeszcze bardziej.
    - Czekaj, a ludzie nie jeżdżą prawym pasem? - spytał.
    Koreańczyk spojrzał w jego stronę, ale chłopak nie był w stanie wyczytać, czy cisza zapadła z zażenowania, czy też mężczyzna również zaczął się nad czymś zastanawiać. Kasumi pospieszyła z odpowiedzią na nurtujące biednego Kreatora pytanie:
    - Nie każdy kraj ma takie same przepisy drogowe. W Japonii obowiązuje ruch lewostronny. Tak samo jest w Shangri-la, bo Japończycy mieli najwięcej wkładu we władzy miasta.
    - A-haaa… - pokiwał głową ze zrozumieniem. - To głupie - dodał po chwili ciszy. - Czemu w całym Megalopolis nie jeździ się tak samo?
    - Przypłynęli na czas - Ghan przerwał nieistotny temat, wskazując w stronę świateł nadciągających od strony morza.
    Kas podeszła do barierki i odetchnęła głęboko.
    - No to do roboty - stwierdziła i zwróciła się do Hermesa: - Zatrzymaj się nieco przed połową i czekaj aż most się podniesie. Jeśli opuścisz go zbyt wcześnie, załoga zorientuje się, że coś jest nie w porządku. Ja zaczekam tutaj i wskoczę na pokład, gdy już zatrzymamy statek. Ghan będzie nas ubezpieczał stąd - jakby na potwierdzenie jej słów, chłopak usłyszał kliknięcie rozkładanego dwójnogu karabinu snajperskiego. Syknął pod nosem patrząc na maszynę śmierci dalekiego zasięgu i jej małomównego operatora. Nie chciał, by ktoś zginął, choćby nawet bardzo zły ktoś.
    - Dobra, a co potem? - zapytał szybko, zwracając myśli z powrotem na odpowiednie tory.
    - Upewnię się, że nikt na mostku nie wezwie pomocy ani policji - odparła Feniks. - A ty postaraj się zrzucić jak najwięcej kontenerów do kanału.
    - Nie mówiłaś wcześniej przypadkiem o wrzucaniu do wody broni?
    - Po co mamy wrzucać do wody kilka konkretnych ładunków, skoro wrzucenie wszystkich ściągnie więcej uwagi? Jeśli na dnie kanału będzie leżeć kilka zrzuconych na siebie kontenerów, mogą zacząć grozić uszkodzeniem przepływających łodzi. Miasto będzie musiało je wyłowić, a gdy to zrobi, wyjdzie na jaw zawartość niektórych z nich. Broń w Origami Hare już narobiła sporo zamieszania w mediach, teraz jeszcze dodamy do tego to i Takahachi będzie miał sporo papierkowej roboty na najbliższy miesiąc.
    - O ile w ogóle się tym razem z tego wymiga - dodał Godoghan. - To może być już za dużo jak na jego ubezpieczenie. A nawet jeśli, to i tak straci poparcie yakuzy. Może nawet uda nam się podrzucić policji adresy, o których sami nie mieliśmy pojęcia.
    - Dokładnie jak Fera tego chciała - podsumowała Kasumi, nie spuszczając oka ze zbliżającego się statku.
    Echo spojrzał na most. Nie wyglądał specjalnie. W zamyśle nigdy nie był atrakcją turystyczną i nie musiał być ładny. To był prosty most, który miał się unosić i opadać, nic więcej. Dzielnica industrialna miała działać, a nie robić wrażenie. Jedynym specjalnym dodatkiem były wmontowane w jezdnię, równo oddalone od siebie lampki rozłożone w białym pasie na środku - na moście zwodzonym nie dało się zamontować normalnych latarni do oświetlenia drogi - i podświetlone barierki. I chociaż to nie było nic specjalnego, Merkuremu nie było przyjemnie na myśl, że zaraz to wszystko zrzuci do rzeki... o ile w ogóle mu się to uda. Wcześniej nie chciał psuć Kasumi humoru, ale teraz, gdy patrzył na rozmiar mostu, zaczął wątpić we własne możliwości. Jak potężny musiał być mechanizm unoszący coś takiego? I ile siły będzie wymagało jego przeciążenie?
    Może nie zemdleję, stwierdził optymistycznie w myślach i zeskoczył z lampy na barierkę. A jeśli już, to przynajmniej wystarczająco się świecę, by ktoś w końcu mnie zauważył na dnie kanału i wyłowił.
    Usiadł prawie na środku, tak jak mu poleciła Kas, mając szeroką na dwadzieścia centymetrów przerwę w barierce po swojej lewej. Chociaż siedział w pozycji pionowej zgodnie z przyciąganiem ziemskim, nadal instynktownie przyciągał samego siebie do podłoża. To był już chyba wyuczony odruch, ale dzięki niemu przynajmniej zawsze miał kontrolę nad swoją równowagą. Echo czasem zastanawiało, czy ziemska grawitacja ma na niego jakikolwiek wpływ. Lubił myśleć, że tak nie jest, że w tym wypadku sam panuje nad wszystkim. Nikt mu nie będzie mówił, jak ma żyć i po jakiej powierzchni chodzić. Chyba właśnie dlatego przyciąganie się do każdej powierzchni, po której aktualnie się poruszał, było dla niego równie naturalne, co oddychanie dla istot żywych. Mógł umyślnie przestać to robić w każdej chwili, a gdy to robił, nie musiał się nad tym zastanawiać.
    To było nic w porównaniu do zniszczenia mostu.
    Patrząc na zbliżające się powoli światła, przypomniał sobie jedną ludzką piosenkę, którą zwykle śpiewały dzieci w przedszkolu. Miała prosty rytm, który łatwo utykał w głowie. Bezwiednie zaczął kiwać się na boki i nucić:
    - London bridge is falling down, falling down, falling down. London bridge is falling down, my fair lady...
    Była to chyba najprostsza wśród najstarszych ludzkich piosenek jakie usłyszał. Mimo to szybko odkrył, że nawet pośród Anglików - autorów oryginalnego tekstu - bardzo mało osób znało całość.
    - Build it up with wood and clay, wood and clay, wood and clay. Build it up with wood and clay, my fair lady.
    Wood and clay will wash away, wash away, wash away. Wood and clay will wash away, my fair lady...
    To bardzo stara piosenka, skoro pamięta czasy, gdy mosty były drewniane. Most Echo nie był niestety z drewna, a statek zbliżał się coraz bardziej...
    - Build it up with bricks and mortar, bricks and mortar, bricks and mortar. Build it up with bricks and mortar, my fair...
    Nagle chłopak poczuł drżenie. Rozejrzał się na boki. Sygnalizacja świetlna po obu stronach zaczęła ostrzegać, że most zaraz się uniesie. Echo zacisnął palce mocniej na poręczy i nucił dalej. Każda zwrotka dodawała mu otuchy.
    - Bricks and mortar will not stay, will not stay, will not stay. Bricks and mortar will not stay, my fair lady...
    Po chwili czasu poświęconej samochodom i ludziom na opuszczenie mostu (gdyby ktokolwiek poza Echo był w tamtej chwili na moście obecny), machina w końcu ruszyła i Hermes poczuł, że zaczyna się unosić do góry. Podniósł się z pozycji siedzącej w kucki, wbijając wzrok w transportowiec.
    - Build it up with iron and steel, iron and steel, iron and steel. Build it up with iron and steel, my fair lady...
    Echo spojrzał w stronę Kasumi i Godoghana. Kobieta czekała już na murku, tuż nad krawędzią kanału, a snajper obserwował cierpliwie statek nie wychylając się. Z pozycji Hermesa widać było, że trzyma w rękach swój karabin i jest gotów go rozstawić. Most w pewnym momencie szarpnął lekko, po czym zamarł uniesiony do granic. Wtedy Kas spojrzała w stronę Merkurego, uniosła w górę dłoń i opuściła ją gwałtownie. Sygnał był jasny: czas zacząć działać.
    Kreator zacisnął więc dłonie na barierce i zaczął napierać.
    Mechanizm odpowiedział mu natychmiast. Blokada utrzymująca most w niemal pionowej pozycji była niczym mur, który chłopak próbował zawalić siłą woli.
    - Iron and steel will bend and bow… bend and bow… bend and bow… - śpiewał sobie dalej, zaczynając wkładać w swój napór więcej siły.
    ,,Napór" to w sumie nie najlepsze słowo. Echo nie pchał mostu, tylko przyciągał go do dna kanału. Grawitacja dla tej połowy mostu musiała stać się silniejsza od mocy, z jaką mechanizm bezpieczeństwa trzymał ją w powietrzu. Ale uparciuch nie chciał dać się przeciążyć, zupełnie jakby zbudowano go z myślą o małych nadnaturalnych istotach, które chciałyby go zniszczyć.
    Kasumi tymczasem zaczęła się martwić. Statek płynął dalej, a most nie opadał. Ghan już zaczynał wątpić, że jej plan dojdzie do skutku, ale kobieta nadal wierzyła w zdolności Hermesa. Jeśli teraz im się nie uda, nie dostaną już drugiej szansy i będą musieli szukać innego sposobu na ostateczne pogrążenie Takahachiego. Most musiał runąć.
    Echo również zwrócił uwagę na statek. Za bardzo się zbliżał. Jeśli most opadnie za późno, wbije się w środek pokładu. Wtedy ucierpi wiele ludzi, a tego chłopak nie chciał.
    - No dalej... - wystękał. Dziób statku znalazł się już po nim. - Puśćże, ty wredna...
    I wtedy blokada się poddała.
    Część mostu, na której siedział Echo, najpierw opadła gwałtownie o parę metrów, a potem runęła z całą możliwą siłą. Merkury w ostatniej chwili przyciągnął się do drugiej połowy, nadal uniesionej w górę i stamtąd patrzył, jak pierwsza wbija się w dziób. Zgrzyt wyginającego się metalu był niemal przerażający. Statek przechylił się do przodu tak, że ster niemal cały się wynurzył. Do uszu Hermesa szybko dotarły zaskoczone okrzyki ludzi, którzy akurat byli na pokładzie i w momencie uderzenia prawie wylecieli za burtę. Kilka kontenerów zaczęło się przesuwać, grożąc zmiażdżeniem. Syknął, odwracając na chwilę wzrok. Nie taki był plan.
    Ale przynajmniej się zatrzymał, pomyślał, po czym przypomniał sobie o następnym etapie akcji. Odepchnął się od nadal stabilnej części mostu i przyciągnął w stronę pokładu.

Kasumi? Twoja kolej > <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz