- Podsumowując: Masz dosyć swojego życia i szukasz nieco odmiany? - spytał Sylvain, gdy już zdecydowali się zejść z dachu i niespiesznym krokiem przemierzali miasto w kierunku dworca głównego. To Leviathan upierał się przy tym, by jak najszybciej opuścić to przeklęte miasto. Nie miał co prawda żadnej awersji do Azjatów, ale wydawało mu się, że Shangri-La na każdym kroku dezorientuje go coraz bardziej. I o dziwo nie czuł się z tym najlepiej.
- Dokładnie tak, Leviathan-san. - odpowiedziała Kasumi.
Z jakiegoś powodu dziewczyna nie chciała dzielić się żadnymi co ważniejszymi szczegółami na temat swojej przeszłości, a z tej garstki informacji, którą posiadł Sylvain, nie wynikało nic konkretnego. Wywnioskował jedynie, że dziewczyna jest z Japonii, ale wcale nie musiał być geniuszem, by to stwierdzić. Mimo wszystko on sam jakoś nie garnął się do tego, żeby na nią naciskać. Po pierwsze doskonale wiedział, że nie przyniesie to niczego dobrego, a po drugie sam przemilczał temat swojej przeszłości sprzed przyjazdu do Megalopolis, bo inni także mieli dość rozsądku, by go nie wypytywać o nic. Przynajmniej póki co i Leviathan postanowił cieszyć się tym jak najdłużej się dało. Może kiedyś przy jakieś okazji będzie musiał szczegółowo opisać swoje całkiem udane samobójstwo, ale miał nadzieję, że wydarzy się to później niż szybciej, bo stanowczo nie znosił wracać do czasów swojej pierwszej śmierci.
- DAVID! - Leviathan zatrzymał się gwałtownie, widząc rozpędzoną dziewczynę, która szła wprost na niego. Wyglądała jak chmura gradowa i wręcz groziła porażeniem piorunem każdego w zasięgu kilku metrów. Spięte w luźny kok włosy groźnie kiwały się na boki do rytmu wręcz agresywnego kroku kobiety. Sylvain po raz pierwszy miał okazję zobaczyć obcą mu Azjatkę, która nie dość, że nazwała go nie jego imieniem, to jeszcze zdawała się go nienawidzić. Berthier jej nie rozpoznawał, choć ona bez wątpienia miała na celu właśnie jego.Uniósł obie dłonie w geście kapitulacji i zaczął się nieznacznie cofać, żeby zejść jej z drogi. Jakby się jednak nie starał, kobieta i tak kierowała się w jego stronę.
- Ja nic nie... - zaczął celowo pozwalając, by jego akcent stał się aż przesadzony i urwał, bo kobieta znalazła się tuż przy nim i wymierzyła mu solidny policzek. Jego głowa odskoczyła w bok, a na ciele wykwitł czerwony ślad. Mężczyzna odwrócił głowę z powrotem i uśmiechnął się do niej nieco złośliwie. Nieświadomie przesunął palcami po piekącym śladzie. - Dlaczego mnie bijesz, madame?
- Ty nie jesteś David? - kobieta dopiero teraz, gdy dotarł do niej akcent mężczyzny, przyjrzała mu się dokładniej i zamrugała zaskoczona, uświadamiając sobie co zrobiła. Jej twarz przybrała ten sam odcień co policzek Sylvaina. Wbiła wzrok w ziemię, nerwowo wyłamując palce.
- Nie. I raczej nie żałuję. Biedny facet ma mocno przerąbane skoro niewinni przechodnie obrywają za niego...
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam... Nie chciałam. Jesteście tacy podobni. Przepraszam... Ja lepiej już pójdę. - kobieta odwróciła się i odeszła jeszcze szybszym krokiem. Sylvain odprowadził ją wzrokiem i raz jeszcze potarł policzek.
- Silna babka... - mruknął - Dlaczego nie zdziwiło mnie to, że akurat ja dostałem w twarz?
- Bo może zdarza ci się to często? - podsunął Felix i zaczął się śmiać. Kasumi także nieco się uśmiechnęła.
- Ej... To nie tak, że w każdy czwartkowy wieczór przypadkowe kobiety policzkują mnie w najgorszym z możliwych miast... Ale całkiem blisko tego. Mam nieprzyzwoitego farta.- odparł Sylvain.
Dalsza droga minęła im całkiem spokojnie. Nikt nie atakował nikogo, policja nieświadomie trzymała rozsądny dystans i ogólnie cała sytuacja wręcz prosiła się o to, by ją ubarwić. I na nieszczęście świata Sylvain zaczął się nudzić. Rozejrzał się więc dookoła, szukając inspiracji. Była mu potrzebna do szczęścia prawie tak bardzo jak tlen. Kochał się inspirować miastem w którym aktualnie przebywał i wymyślać na bieżąco swoje najpiękniejsze akcje. A mimo całej swojej niechęci musiał przyznać, że Shangri-La dawało mu całkiem spore pole do manewru. Jednocześnie rzucało mu wyzwanie, by jego praca została zauważona, a on nie zamierzał się uchylić od udowodnienia sobie i miastu, że jest w stanie zaskoczyć wszystkich.
- Wie ktoś gdzie zostawiłem swój zestaw małego terrorysty? - spytał, przystając nagle. Zaskoczył tym Kasumi. Felixa odrobinę mniej, więc doszedł do wniosku, że jego szczurzy, zastanawiająco oćwiekowany kumpel zaczynał się już orientować, że przy Leviathanie należy spodziewać się absolutnie wszystkiego.
- Nieee...? A co? O.o
- Bo właśnie wpadłem na zacieszny plan i bez tego sobie nie poradzę. - twarz mężczyzny rozjaśnił przebiegły uśmiech - A przynajmniej nie sam.
- O co chodzi? - dopytała Fuchicho.
- Jak to o co? O jedyny powód mojej egzystencji! Żyję po to, by się bawić. Zróbmy tu coś śmiesznego!
Felix zerknął w telefon i chwilę w nim grzebał. Sylvain zdążył w tym czasie zastanowić się cóż za bateria siedzi w tym urządzeniu skoro telefon mimo użytkowania nadal nie zdradzał oznak rozładowania.
- Do pociągu mamy 34 minuty. - oznajmił w końcu - A dworzec jest za rogiem.
- Wybornie! - Sylvain klasnął w ręce. - Kasumi, piękny kwiatku wiśni, mogłabyś ładnie pomalować mi twarz swoimi neonami? Grzecznie cię proszę.
- Zwariowałeś, prawda?
- Już dawno temu, kwiatku. No dalej. Wiem, że jesteś artystką i z przyjemnością udekorujesz moją facjatę. Godzę się nawet na wściekły róż... Zresztą masz wybór. Albo malujesz albo pilnujesz moich ubrań, które, jak tak dalej pójdzie, będę musiał z siebie zrzucić. WSZYSTKIE UBRANIA. Nie chcesz tego oglądać.
Dziewczyna wyglądała jakby wahała się przez chwilę. Później wzruszyła ramionami, najwyraźniej dochodząc do jakichś wniosków i zbliżyła dłoń do twarzy Berthiera.
- To mówisz, że różowy może być?
- Pewnie. Pasuje mi do oczu. - odparł i poczuł na twarzy mrowienie mimo że wzory nie przywarły do jego twarz całkowicie. Sprawiały wrażenie lekko oderwanych od powierzchni skóry tak, że stworzyły coś na wzór świetlnej koronkowej maski. Dziewczyna skończyła i odsunęła się na dystans podziwiać swoje dzieło.Na jej ustach błąkał się kontrolowany, bardzo rozbawiony uśmiech. Sylvain wyjął własną komórkę i spojrzał na zgaszony ekran, po czym gwizdnął z uznaniem.
- Arigato, kwiatku. Jest perfekcyjnie. - posłał dziewczynie zadowolony uśmiech. Nie wspomniał, że japońskiego uczył się z bardzo mądrych japońskich bajek. - Tylko mam nadzieję, że mi tak nie zostanie. Nie chcę zostawać żywym światełkiem w tunelu na zawsze... Ale do rzeczy. Mam do was wielką prośbę, mon chers amis i bez was sobie nie poradzę.
- Co robimy? ^ ^
- Dla ciebie Felix mam zadanie specjalne. Dałbyś radę podpiąć się pod tamte światła? - wskazał ręką na skrzyżowanie kilkunastu ulic - Chciałbym, żebyś zdrowo tam namieszał i zrobił dyskotekę, okej?
- Spróbuję! - odpowiedział mu haker. Uśmiech Sylvaina stał się jeszcze szerszy, jakby mężczyzna już widział oczami duszy obraz swojego chaosu i nie mógł się już doczekać. Zatarł ręce, podrygując przy tym jak dzieciak, któremu ktoś obiecał cały zamek z waty cukrowej. - A ty nasza piękna Kasumi pomożesz mi. Pokażemy wszystkim jak piękne street arty tworzysz, w porządku? Chcę, byś pozdrowiła monitoring wielkim, neonowym jak moja twarz, środkowym palcem.
- To trochę nie w moim stylu... - przyznała dziewczyna.
- Więc dorzuć od siebie jakieś kwiatki, czy coś. Bądźmy kreatywni! - odpowiedział jej Sylvain.
- A ty co będziesz robił, hm? - dziewczyna zmierzyła go odrobinę podejrzliwym wzrokiem. Widać nie znała go jeszcze na tyle, by wiedzieć, że przenigdy nie przepuściłby udziału we własnym pomyśle.
- A ja wykorzystując moje niesamowicie marne zdolności hakerskie zrobię, że wszystkie kamery dookoła będą podziwiać twoje dzieło. Plus zadbam o wrzucenie tego w sieć. - oznajmił, jednak po chwili dodał nieco złowrogim tonem - I zrobię to, co wychodzi mi najlepiej... zamieszanie. - ton jego głosu znowu stał się niemożliwe pogodny - To jak? Bawimy się? Czy jak każde grzeczne dziecko w tym grzecznym miejscu idziemy na grzeczny pociąg i grzecznie wracamy do grzecznego siedzenia w kryjówce?
- Wie ktoś gdzie zostawiłem swój zestaw małego terrorysty? - spytał, przystając nagle. Zaskoczył tym Kasumi. Felixa odrobinę mniej, więc doszedł do wniosku, że jego szczurzy, zastanawiająco oćwiekowany kumpel zaczynał się już orientować, że przy Leviathanie należy spodziewać się absolutnie wszystkiego.
- Nieee...? A co? O.o
- Bo właśnie wpadłem na zacieszny plan i bez tego sobie nie poradzę. - twarz mężczyzny rozjaśnił przebiegły uśmiech - A przynajmniej nie sam.
- O co chodzi? - dopytała Fuchicho.
- Jak to o co? O jedyny powód mojej egzystencji! Żyję po to, by się bawić. Zróbmy tu coś śmiesznego!
Felix zerknął w telefon i chwilę w nim grzebał. Sylvain zdążył w tym czasie zastanowić się cóż za bateria siedzi w tym urządzeniu skoro telefon mimo użytkowania nadal nie zdradzał oznak rozładowania.
- Do pociągu mamy 34 minuty. - oznajmił w końcu - A dworzec jest za rogiem.
- Wybornie! - Sylvain klasnął w ręce. - Kasumi, piękny kwiatku wiśni, mogłabyś ładnie pomalować mi twarz swoimi neonami? Grzecznie cię proszę.
- Zwariowałeś, prawda?
- Już dawno temu, kwiatku. No dalej. Wiem, że jesteś artystką i z przyjemnością udekorujesz moją facjatę. Godzę się nawet na wściekły róż... Zresztą masz wybór. Albo malujesz albo pilnujesz moich ubrań, które, jak tak dalej pójdzie, będę musiał z siebie zrzucić. WSZYSTKIE UBRANIA. Nie chcesz tego oglądać.
Dziewczyna wyglądała jakby wahała się przez chwilę. Później wzruszyła ramionami, najwyraźniej dochodząc do jakichś wniosków i zbliżyła dłoń do twarzy Berthiera.
- To mówisz, że różowy może być?
- Pewnie. Pasuje mi do oczu. - odparł i poczuł na twarzy mrowienie mimo że wzory nie przywarły do jego twarz całkowicie. Sprawiały wrażenie lekko oderwanych od powierzchni skóry tak, że stworzyły coś na wzór świetlnej koronkowej maski. Dziewczyna skończyła i odsunęła się na dystans podziwiać swoje dzieło.Na jej ustach błąkał się kontrolowany, bardzo rozbawiony uśmiech. Sylvain wyjął własną komórkę i spojrzał na zgaszony ekran, po czym gwizdnął z uznaniem.
- Arigato, kwiatku. Jest perfekcyjnie. - posłał dziewczynie zadowolony uśmiech. Nie wspomniał, że japońskiego uczył się z bardzo mądrych japońskich bajek. - Tylko mam nadzieję, że mi tak nie zostanie. Nie chcę zostawać żywym światełkiem w tunelu na zawsze... Ale do rzeczy. Mam do was wielką prośbę, mon chers amis i bez was sobie nie poradzę.
- Co robimy? ^ ^
- Dla ciebie Felix mam zadanie specjalne. Dałbyś radę podpiąć się pod tamte światła? - wskazał ręką na skrzyżowanie kilkunastu ulic - Chciałbym, żebyś zdrowo tam namieszał i zrobił dyskotekę, okej?
- Spróbuję! - odpowiedział mu haker. Uśmiech Sylvaina stał się jeszcze szerszy, jakby mężczyzna już widział oczami duszy obraz swojego chaosu i nie mógł się już doczekać. Zatarł ręce, podrygując przy tym jak dzieciak, któremu ktoś obiecał cały zamek z waty cukrowej. - A ty nasza piękna Kasumi pomożesz mi. Pokażemy wszystkim jak piękne street arty tworzysz, w porządku? Chcę, byś pozdrowiła monitoring wielkim, neonowym jak moja twarz, środkowym palcem.
- To trochę nie w moim stylu... - przyznała dziewczyna.
- Więc dorzuć od siebie jakieś kwiatki, czy coś. Bądźmy kreatywni! - odpowiedział jej Sylvain.
- A ty co będziesz robił, hm? - dziewczyna zmierzyła go odrobinę podejrzliwym wzrokiem. Widać nie znała go jeszcze na tyle, by wiedzieć, że przenigdy nie przepuściłby udziału we własnym pomyśle.
- A ja wykorzystując moje niesamowicie marne zdolności hakerskie zrobię, że wszystkie kamery dookoła będą podziwiać twoje dzieło. Plus zadbam o wrzucenie tego w sieć. - oznajmił, jednak po chwili dodał nieco złowrogim tonem - I zrobię to, co wychodzi mi najlepiej... zamieszanie. - ton jego głosu znowu stał się niemożliwe pogodny - To jak? Bawimy się? Czy jak każde grzeczne dziecko w tym grzecznym miejscu idziemy na grzeczny pociąg i grzecznie wracamy do grzecznego siedzenia w kryjówce?
Red? Wychodzi na to, że to twoja kolej. Baw się dobrze :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz