Wracała właśnie do domu z treningu, niosąc na ramieniu małą torbę ze swoimi rzeczami, przebrana w prosty top i czarne spodenki, kiedy to przekonała się na własne oczy o prawdziwości owego stwierdzenia.
Żeby nie było, mała roztrzepana dziewczyna naprawdę jej zaimponowała. Wychowując się w jednej z islamskich dzielnic Dżannah była świadkiem wielu sytuacji, w których jakiś dorosły mężczyzna wyraźnie nie potrafił trzymać przy sobie rąk, chwytając bogu ducha winną niemal dwa razy młodszą dziewczynę za tyłek, bądź narzucać się w jeszcze gorszy sposób. Za uderzenie jakiegokolwiek mężczyzny jeszcze przed siedemdziesięcioma laty karano ucięciem palca lub (jeśli facet naprawdę chciał jej dopiec) nawet całej dłoni, nieważne, czy zrobiła to w obronie własnej. Ofiara mogła więc tylko spuścić wzrok w zawstydzeniu, bo gdyby próbowała się przymilić chichotem czy uśmiechem, sklęto by ją od dziwek. Nie ma co się dziwić, że Rasha przez wiele lat była niemal skrajną feministką, grożąc pięścią jakiemukolwiek facetowi, który choćby dwuznacznie zagwizdał patrząc w jej kierunku. Ale młodsza dziewczyna wychowywana w idei skrajnego posłuszeństwa nie miałaby ani odwagi, ani siły do skutecznego postawienia się w jakikolwiek sposób. Tymczasem roztrzepana istotka ze szkicownikiem pod pachą, sięgająca ramienia Latify czubkiem fryzury nie miała najmniejszego problemu w urządzeniu tamtemu harleyowcowi istnego wykładu moralnego. Co jeszcze lepsze, nie miała dosyć. Widać to było w naburmuszonej minie i skrzących się jak burza oczach. Cholera wie, do czego by doszło gdyby Rasha się nie wtrąciła.
- O co w ogóle poszło? - zapytała z ciekawości. Mała nieznajoma niesamowicie ją zaintrygowała.
Ta wydęła wargi i założyła ręce na piersi, gapiąc się lekko w górę, jak uczeń podczas wypytywania przed klasą. W końcu westchnęła i odparła krótko:
- Powiedział, że mam ładne nogi.
Rasha z niczego roześmiała się gwałtownie. Nieznajoma zmarszczyła brwi, zupełnie tego nie rozumiejąc.
- Co? - wypaliła w końcu, widząc, że kobieta nie zamierza się uspokoić.
- ,,Ładne nogi"? - powtórzyła niedowierzająco, odzyskując już oddech. Przejechała sobie dłonią po twarzy. - Serio?
- W twoich ustach brzmi to ładniej - usprawiedliwiała się nieznajoma. - Ten typ powiedział to tak, jakby widział mnie na wystawie sklepowej! Co cię tak bawi?!
- Byłam pewna, że ci się naprzykrzał w jakiś naprawdę paskudny sposób - wyjaśniła Rasha, dalej z rozbawionym uśmiechem na ustach. - Czasem zdarza mi się ratować jakąś dziewczynę z dzielnic islamskich przed gorszymi rzeczami. A ciebie nie zaczepił nawet miejscowy! Coś takiego równie dobrze mogło ci się przytrafić w Edenie czy Elizjum. Wtedy też być robiła aferę na całą ulicę?
- Tak - odpowiedziała stanowczo.
Latifa umilkła i zamrugała kilka razy, wybita z pantałyku. Jej uśmiech ustąpił miejsca skrajnie uniesionym brwiom.
- Jesteś stąd? - zapytała brunetkę. Nie wyglądała na miejscową, ale takie reakcje zakorzenić mogły tylko naprawdę nieprzyjemne doświadczenia, o które najłatwiej było w gorszych częściach Dżannah.
- Nie. Wprowadziłam się niedawno - dziewczyna wzruszyła ramionami.
W sumie to mogła się spodziewać takiej odpowiedzi.
- Czyli nie masz pojęcia o czym przed chwilą mówiłam?
- Osobiście nie doświadczyłam podobnych sytuacji, ale domyślam się o co chodzi.
- I nie bałaś się postawić? Nawet o taką głupotę?
Pokiwała potakująco głową. Khalida nie była już pewna, czy jest bardziej pod wrażeniem odwagi nieznajomej, czy raczej czuje się zażenowana faktem, że nawet będąc od niej większa przez długi czas bała się reagować w jakikolwiek sposób.
- Dobra mikrusie, zaimponowałaś mi - przyznała w końcu bez bicia. - Tylko nie pchaj więcej palców między drzwi. Trzymaj się - rzuciła na pożegnanie i ruszyła wąską spacerową uliczką w swoją stronę.
Dochodziła już szósta wieczór. Letnie powietrze zrobiło się chłodne, ale słońce dalej przyjemnie świeciło. Kobieta zmrużyła oczy z westchnieniem zadowolenia. Miała jeszcze sporo czasu tylko dla siebie. Jutro czekał ją sparing towarzyski, planowany z myślą o ściągnięciu ,,świeżej krwi" do ligi. Organizatorzy jednak najwyraźniej uznali, że zapraszając tam Khalidę ściągną przynajmniej trochę publiczności, przy okazji chwaląc się pierwszoligową zawodniczką. Nie zapowiadało się tak trudno jak przed zawodowymi walkami, ale mimo tego Rasha wolała traktować turniej tak jak wszystkie inne. A to oznaczało, że musiała się rozerwać.
Wyciągnęła z torby telefon i podpięła do niego słuchawki. Już miała wkładać do ucha drugą, kiedy to zauważyła znajomą już czuprynę, a pod nią parę barwionych szkieł i szeroki, nieznanego pochodzenia uśmiech. Uniosła jedną brew pytająco.
- Pomóc w czymś jeszcze? - zapytała.
- Robisz coś wieczorem? - odpowiedziała pytaniem mała ekscentryczka.
- A co tobie do tego?
- Przestań kończyć każdą wypowiedź pytajnikiem - zirytowała się nieznajoma.
- Wybacz, ale nie jestem zwolenniczką wychodzenia na miasto z obcymi ludźmi. Zwłaszcza, jeśli zaledwie piętnaście minut wcześniej niemal nie doszło przez nich do rękoczynów - dodała z naciskiem.
Mikrus przewrócił oczami i zatrzymał się z wyciągniętą ręką.
- Seanit - przedstawiła się z uśmiechem.
Latifa zmierzyła ją pytającym wzrokiem. Wiedziała już do czego zmierza ta rozmowa i dalej nie była pewna, czy w takiej sytuacji nie lepiej byłoby się ulotnić. Miała właśnie przed sobą dwie wersje tego wieczoru; Pierwsza zakładała spędzenie go w domu przy serialu czy filmie i wyspanie się jutro rano, a druga plątanie się po mieście z nowo poznanym metrem pięćdziesiąt czystego ekscentryzmu.
W końcu jednak stwierdziła, że i tak nie musi przecież wcześnie wstawać. Turniej zaczynał się dopiero o trzeciej. Ze wzruszeniem ramion uścisnęła rękę Seanit.
- Niech ci będzie, drzazgo - powiedziała. - Jestem Rasha.
Nie wiem czy o to ci chodziło, Sea, ale przynajmniej kończę w wyznaczonym terminie x3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz