Nam obróciła się przed lustrem, krytycznie oceniając swój kostium. Nie chodziło o to, że był nieładny. Przeciwnie - bardzo jej się podobał. Błękitna tunika z rozszerzanymi rękawami, haftowana w białe wzory kwiatów i różowa, kloszowa spódnica po kolana były jednak jedynie tanią imitacją tradycyjnego, koreańskiego żeńskiego stroju zakładanego zwykle z okazji lunarnego nowego roku. Dziewczynę denerwował fakt, że została wybrana do głównej roli tylko ze względu na narodowość. Wystawiali dzisiaj ,,Rok Koguta" - sztukę w zupełności napisaną przez panią reżyser Strauss, która pracowała z grupą teatralną Poli Negri po raz pierwszy. Z tego co Ri zdążyła się o niej dowiedzieć, lubiła idealnie dopasowywać aktorów do ról. Potrzebowała czarnoskórej osoby - szukała czarnoskórej. Trzeba było azjatki - nie skupiała się na pozostałych kandydatkach. Szkoda, że podobnej wagi nie przyłożyła co do stroju, pomyślała aktorka, obracając się po raz ostatni. Nie miałaby nic przeciwko założeniu oryginalnej koreańskiej sukni zamiast tańszej podróbki.
- Coś nie tak, kochana? - zapytała Tania, jedna z charakteryzatorek, odwracając się od lustra przy którym poprawiała własne rzęsy. Rosjanka z pochodzenia, do teatru wydawała się trafić zupełnie przypadkiem, bo i tak wszystkie aktorki zmywały połowę nakładanej przez nią tapety. Nikt jednak nie miał serca jej tego wyrzucać, bo naprawdę się starała i cieszyła ze swojej pracy.
- Nie wiem, czy mam się czuć urażona, czy po prostu sobie odpuścić - odpowiedziała Rhee, wygładzając spódnicę.
- Chodzi o krój? Faktycznie jest do kitu...
- Co? Nie! Dobrze jest...
- Och, przecież mówię, że wyglądasz cudownie! - gust Tanii jak zawsze wydawał się zmieniać niczym w kalejdoskopie. Wszystko, byleby przysłodzić aktorom.
Nam Ri westchnęła zrezygnowana. Rozmowa z Taniuszą na jakiekolwiek poważne tematy nie miała najmniejszego sensu jeśli starsza o kilka lat kobieta będzie się z nią zgadzać we wszystkim, wpatrzona w pilnik lub telefon komórkowy. Do bani z takimi znajomościami. Dobrze, że przynajmniej miała znajomych ze sceny, równie nie cierpiących nowej reżyserki. Ale z nimi będzie miała czas pogadać dopiero po przedstawieniu. Trzeba będzie dusić w sobie wszystko przez następne kilka godzin.
- Zapleciesz mi ten warkocz? - zapytała Tanię, siadając na krześle przed lustrem.
- No tak, tak! - charakteryzatorka szybko odłożyła telefon i zebrała do ręki ciemne włosy, rozdzielając je na trzy pasma. - Może poprawić ci...?
- Nie trzeba, Taniusza, poradzę sobie - powtórzyła po raz enty Nam.
- No weź Ri-ri! Nigdy nie dajesz się malować - marudziła rosjanka.
- Bo nie widzę co do tego żadnej potrzeby.
- Wiesz ile facetów chodzi na twoje występy? I ile TYCH ŁADNYCH pyta się potem o numery do ciebie i pozostałych dziewczyn? Chcesz im się pokazać bez makijażu?
- TAK - sapnęła aktorka. - Póki scenariusz nie wymaga czegoś innego, moja twarz mi wystarcza.
Tania mamrotała coś pod nosem po rosyjsku. Ri nie mogła zrozumieć z tego ani słowa, ale z tonu wywnioskowała, że jej odmowa wcale się nie spodobała charakteryzatorce. Trudno. Będzie musiała roznieść swój twórczy szał na pozostałych...
Na scenie w chwili obecnej stała jedynie ławka i staromodna miejska latarnia, jakby wyrwane z parku w Edenie. Rhee siedząc tam obserwowała puste rzędy siedzeń przed sobą. Zdecydowanie bardziej lubiła swój ,,rodzimy" teatr. Elizejski wydawał się jedynie przerobionym kinem z prostymi, drewnianymi ścianami i czerwonymi fotelami. Na końcu nawet znajdowało się w ścianie okienko na projektor. Pewnie za czarną kurtyną schowany był biały ekran. Tu nie odgrywało się ,,Hamleta" tylko puszczało nisko budżetowe filmy akcji i równie tanie horrory. Teatr był tu tylko przypadkiem, sposobem na dorobek.
Ale z drugiej strony teatr nie był tam, gdzie porządna scena, dekoracje i bogate wnętrze. Teatr był tam, gdzie byli aktorzy. Dlatego niezależnie od publiczności czy zniechęcenia, trzeba było doprowadzić do przedstawienie do końca.
Nawet jeśli próby były czystą męką. Pani Strauss, wysoka kobieta wiecznie wyglądająca jakby ktoś podsunął jej pod nos starego śledzia, spacerowała wzdłuż pierwszego rzędu, okazjonalnie wachlując się zmiętym niemal w harmonijkę scenariuszem. Mierzyła morderczym wzrokiem każdego z aktorów, gwałtownie wybuchając przy każdym błędzie, ale nie ośmielając się pochwalić za jego brak. Nam szczerze tej kobiety nie cierpiała, ale doskonale wiedziała, że nie ma wyboru i musi tu zagrać. Nie trzymała przecież mieszkania w Edenie za darmo. A poza tym była przekonana, że reżyserka tylko czekała aż któryś z występujących tupnie nogą i wyjdzie, żeby dalej móc na coś narzekać. Gdy wszystko szło według planu wydawała się bardziej zawiedziona niż przy setce błędów.
- Jeszcze raz - syknęła w stronę Thomasa, będącego właśnie w połowie kwestii.
Brunet westchnął zirytowany patrząc w stronę Ri ze zrezygnowaniem w oczach. Koreanka tylko wzruszyła ramionami z uśmiechem boleści. Muszą to znieść. To już ostatnia próba. Za dwie, góra trzy godziny będą wolni. Thomas wycofał się więc za kurtynę i ponownie wszedł na scenę mówiąc swoją kwestię.
- No w końcu! - skrzywiła się Strauss i obejrzała w tył. Pod ścianą migały diody z zaciemnionego kąta, gdzie znajdowała się konsola odpowiedzialna za nagłośnienie i kurtyny. - A teraz muzyka! - przypomniała zaspanemu technikowi, gdy cisza zaczęła się przedłużać.
Wtedy z głośników poszedł podkład muzyczny...ale nie do tej sceny. Ba, nikt sobie nie przypominał, by ,,We Could Have Had It All" Donnie Demers kiedykolwiek znajdował się w scenariuszu. Aktorzy popatrzyli po sobie skonfundowani. Nam za to nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu widząc wzbierającą w reżyserce wściekłość. W końcu aktorka zerwała się na nogi i porwała Thomasa za ręce, porywając go do tańca. Chłopak załapał i w ciągu trwania utworu zaimprowizowali o wiele żywszy układ niż był w planach. Reszta powoli również się odważyła wyjść na scenę i trochę rozerwać. I nikt nie przejmował się skrzekliwym głosem pani Strauss, próbującej przywołać grupę do porządku.
- KONIEC! - wrzasnęła w końcu, gdy kawałek już się kończył. - OSTATNI RAZ Z WAMI PRACUJĘ! I KTO DO CHOLERY ODPOWIADA ZA UDŹWIĘKOWIENIE?!
- Mea culpa! Przyznaję się! - zawołał ktoś z tyłu.
Ale ten głos zdecydowanie nie należał do Pete'a, młodego gościa zajmującego się ścieżką dźwiękową. Dopiero teraz wszyscy zauważyli, że na jego miejscu siedzi jakaś kobieta. W cieniach na jej twarzy błyszczał zielony tatuaż w kształcie czaszki. Chociaż ciężko było to dostrzec, musiała mieć z całej sytuacji niesamowitą radochę. Pete daleko nie uciekł - siedział między nieznajomą, a błyskającym czerwonymi żyłkami czarnym cyborgiem. O ile ten wydawał się całkowicie zrelaksowany, o tyle dźwiękowiec wyglądał jakby wcale nie chciał się znajdować tam gdzie był.
- Przepraszam, kim pani jest?! - warknęła Strauss.
- Znajomą pana Polo - przedstawiła się kobieta. Wyszła zza konsoli i ruszyła schodami w dół, w stronę sceny. - Szukam panny Rhee.
Reżyser obejrzała się na Koreankę ze wzrokiem godnym bazyliszka. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco, chociaż była pewna, że nie miała nic wspólnego z pojawieniem się dwóch nieznajomych. Korzystając z okazji przyjrzała się stojącej już przy scenie kobiecie. Miała ciemniejszą cerę, szare oczy i różowo zafarbowane włosy postawione na irokez. Cały czas się uśmiechała.
- To mogę prosić na słowo? - zapytała kiwając głową w stronę wyjścia na korytarz. Tym razem skierowała się bezpośrednio do Nam Ri, najwyraźniej mając gdzieś pozwolenie pani Strauss.
Aktorka pokiwała głową, zanim ktoś zdążył zaprzeczyć i zeskoczyła ze sceny. Nieznajoma machnęła ręką w stronę swojego towarzysza. Wyszli w trójkę na pusty korytarz. Cyborg niby mimochodem oparł się o ścianę obok zamkniętych drzwi. Nam była niemal pewna, że pilnuje, by nikt nie podsłuchał rozmowy. Różowa zatarła dłonie.
- A więc bez owijania w bawełnę - zaczęła. - Polo wspominał, że słyszałaś już co nieco o sponsorowanych przez niego spółkach...WSZYSTKICH spółkach.
Młodsza z dziewczyn zapowietrzyła się mimo woli.
- Ty jesteś Fera?! - wypaliła, a jej rozmówczyni przewróciła oczami.
- Tak, zgadza się. Ale teraz trochę się spieszymy, więc na chwilę o tym zapomnij - powiedziała. - Słyszałam też, że byłabyś chętna nam pomóc.
Rhee pokiwała energicznie głową.
- Świetnie. Podziwiam entuzjazm - Fera uśmiechnęła się, zaraz jednak poważniejąc. - Potrzebowałam się z tobą zobaczyć, bo chcę wiedzieć czy traktujesz tą sprawę poważnie. Byle kto może chcieć do nas dołączyć. Pytanie tylko, czy aby na pewno jesteś na coś takiego gotowa?
- Tak! - zapewniła ją Ri. Nawet cyborg spojrzał na nią powątpiewająco. - Wiem co myślicie, ale ja naprawdę sobie to wszystko przemyślałam.
- Serio? - liderka Szczurów podniosła pytająco brew.
- Zdaję sobie sprawę z czym się to będzie wiązać - aktorka pokiwała głową. - Nie jestem głupia. Dajcie mi tylko szansę.
Na twarzy Fery powoli wykwitł zadowolony uśmiech.
- Tyle mi wystarczy - powiedziała. - Danny, zbieramy się. Tylko młoda pamiętaj o jednym - dodała. - Trzymaj język za zębami. Jutro kogoś po ciebie przyślemy - poklepała z niczego dziewczynę po policzku i ruszyła w stronę wyjścia.
- Połamania nóg - rzucił cichy do tej pory cyborg i również udał się w tym samym kierunku.
Nam Ri odprowadzała ich wzrokiem. Zmartwił ją trochę fakt, że nie pytano jej o żaden adres ani inną formę kontaktu. Mogło świadczyć to jedynie o tym, iż nie jest to już żadną tajemnicą. W końcu jednak otrząsnęła się i wróciła na salę, starając się już nie zaprzątać niczym głowy przed występem.
Klamka zapadła. Jutro dołączy do Szczurów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz