- Więc podsumowując: potrafisz sprawiać, że ludzie wokół ciebie widzą pięć osób zamiast jednej?
Corazon skinęła krótko głową. Na jej ustach pomimo niedawnej strzelaniny widniał uśmiech, utrzymujący Pandorę w przekonaniu, że trafiła na człowieka swojego rodzaju. Cóż, może nie do końca. Ostatecznie Hiszpanka zaoponowała przed spacerem ruchliwą ulicą, wskazując przy tym na swój strój i wiszący na pasku karabinek. Erro jej zmartwień opinią publiczną nie podzielała w żadnym stopniu, ale tylko wzruszyła ramionami i obrała inną, bardziej dyskretną drogę. Nie mniej nadal była przekonana, iż szybko tą kobietę polubi, nawet jeśli wizja podpuszczania dronów policyjnych nie wydawała się Corze zabawna.
- To by sporo wyjaśniało - stwierdziła z lekkim uśmiechem Pandora. - Odgłosy strzelaniny w szybie windy brzmiały tak, jakby Japończycy stanęli przeciwko przewadze liczebnej...
- Amatorzy - prychnęła Espejo. - Nie wiedzą co to prawdziwa przewaga liczebna.
- Wiesz, z ich perspektywy piątka zbrojnych, posiadających lepszą broń, mogła wyglądać bardziej przerażająco niż ci się wydaje - zauważyła Brazylijka.
Rael tylko parsknęła śmiechem w odpowiedzi.
Erro zastanawiała się, czy nie powinna dać Ferze znać, że jej ,,hiszpański oddział najemników" okazał się w rzeczywistości jedną przeszkoloną mutantką, ale ostatecznie uznała, iż tylko popsułaby w ten sposób niespodziankę. Nikt się nie powinien o nią martwić, w końcu Strzyga dobrze znała jej możliwości i doskonale wiedziała jak trudno Wendigo ukatrupić. Nie musiała jej dawać znaków życia. Za to jak wieczorem wróci w towarzystwie Espejo, mile zaskoczy ją i pozostałych.
- Gdzie idziemy? - zainteresowała się w końcu Corazon, rozglądając się po pustej alejce między blokami mieszkalnymi.
- Szukam dobrego odludnego miejsca, gdzie pojedynczy wystrzał nie narobi zamieszania.
Kobieta spojrzała na nią podejrzliwie.
- Żartuję - uspokoiła ją szybko Erro, po czym wyciągnęła swój pistolet kierując lufę do góry i pomachała nim lekko. - Mam tłumik.
Rael uderzyła ją w bark, najwyraźniej nie podzielając poczucia humoru nowej znajomej. Nawet trochę zabolało, ale widać było, że Corazon nie była na poważnie zła.
- Nie wiesz, że nie powinno się straszyć dezertera-najemnika podobnymi podtekstami? - zapytała z uśmiechem.
- Hej, nie jesteś pierwszym dezerterem-najemnikiem z jakim rozmawiam - zapewniła ją Pandora. - Przynajmniej jednego na pewno dzisiaj poznasz. Poza mną, oczywiście.
- To znaczy... teraz idziemy do twoich szczurzych znajomych?
- Nie. To wieczorem.
- Okej... - kobieta znowu się rozejrzała, próbując określić w jakiej części Edenu się znajdowała. - Czego więc szukamy w zaułkach miasta?
- Ja idę do pracy - wyjaśniła Wendigo. - Ty idziesz ze mną, bo spuszczanie z ciebie oka teraz byłoby skrajnie nieodpowiedzialne. Wiesz, ,,nie znam cię" i te sprawy...
- Powiedziała kobieta maszerująca przed obcą osobą uzbrojoną w sprawną, szybkostrzelną broń.
- Mój brak lęku przed postrzałem w tył głowy to inna sprawa - Erro machnęła niedbale ręką. - Wolę nie podawać ci adresu do tajnej kryjówki i puścić wolno. Cholera wie, co ze sobą przywleczesz.
- Całkiem zrozumiałe - zgodziła się Hiszpanka. - Ale nadal nie wyjaśnia, czemu po prostu mnie od razu tam nie zaprowadzisz.
- Już ci mówiłam: mam tu robotę do wykonania. To, że przy okazji musiałam złapać ciebie nie znaczy, że odpuszczę sobie polowanie.
- ,,Polowanie"?
- Od wczoraj siedzę w Edenie i wykańczam handlarzy yakuzy - wyjaśniła krótko Brazylijka. - A skoro już cię znalazłam, to możesz mi pomóc. Proste, prawda?
Corazon westchnęła tylko domyślając się już, że nie ma większego wyboru.
Jaką minutę później Erro w końcu się zatrzymała. Znajdowały się na małym placyku za, jak wskazywały oznaczenia, jakąś hurtownią używanej odzieży. Te ciuchy muszą ciekawie pachnieć, pomyślała Wendigo, uśmiechając się pod nosem. Oczywiście sklep był sposobem na przemyt narkotyków. Co ciekawe, Pandora pamiętała to miejsce - było na jej liście placówek podejrzanych o handel UNK32-1, ale gdy samodzielnie sprawdziła zawartość dostaw, zostawiła pracowników w spokoju. W końcu to były tylko narkotyki, a wymierzanie sprawiedliwości dealerom nie leżało w jej obowiązkach. Aż do dzisiaj. Ciekawe, czy ją pamiętali...
Miejsce strategicznie było idealne do zasadzki. Na plac dało się wjechać tylko przez tunel w budynku mieszkalnym, więc odcięcie drogi ucieczki było dziecinnie proste. Dodatkowo łatwo dało się ukryć przed ochroną sprawdzającą teren (o ile jej nie wzmocnili) - wystarczyło się wspiąć po schodach pożarowych na dach i przeczekać krótką inspekcję. Pinheiro mimo wszystko liczyła w duchu, że minęło wystarczająco dużo czasu od jej wizyty tutaj, by ochrona z powrotem się rozleniwiła. W końcu chyba dała im wyraźnie znać, że nie interesuje ją ten szajs, którym handlują. Mówiła wtedy szczerą prawdę, czemu mieliby jej nie uwierzyć?
W sumie... chyba mieli ku temu wszelkie powody.
- Dobra, czego mam się spodziewać? - zapytała Corazon. Jedno Pandora musiała jej teraz przyznać: kobieta była chętna do współpracy. Rozglądała się po placu, oceniając taktycznym okiem pole do popisu.
- Prawdopodobnie sporego vana oznaczonego logiem hurtowni - Brazylijka kiwnęła głową w stronę metalowych drzwi. - Zatrzyma się i ze środka wysiądzie dwójka ludzi. Wtedy z hurtowni wyjdzie kilka osób uzbrojonych w pistolety i pobieżnie sprawdzi teren. Naszym zadaniem jest wyłącznie wyeliminowanie ludzi powiązanych z yakuzą. Najpierw z tej grupy, potem ze środka. Mamy po prostu dać którejś z tych japońskich szych znak, że handel w Edenie stanął pod znakiem zapytania.
- Wiesz, jak wyglądają cele?
- Tu jest problem: w życiu nie widziałam w tym miejscu Azjatów.
Rael przez chwilę przyglądała się towarzyszce z powątpiewaniem.
- Ty naprawdę myślałaś, że każdy pracownik yakuzy to Azjata? - zapytała.
- Skąd miałam wiedzieć?! O yakuzie wiem tyle, że są strasznie cięci w kwestii ,,tradycji" i ufają tylko żółtym! - tłumaczyła się Pandora zakładając ręce na piersi. - Do tej pory nie byli moim problemem.
Cora westchnęła, ale po chwili uniosła palec do góry.
- Mam pomysł - powiedziała. - Mówiłaś, że mają przy sobie z reguły tylko broń krótką?
- Owszem.
- Ile mniej więcej ludzi pomaga przy rozładunku? Ilu z nich jest uzbrojonych?
- Góra sześciu, może nawet mniej. Tylko raz ktoś ich napadł i to byłam ja.
- Czyli na dodatek cię znają? - Hiszpanka nagle uśmiechnęła się niepokojąco. Klasnęła w dłonie. - Dobra. Oto mój plan...
Van wtoczył się na plac zgodnie z rozkładem. Erro obserwowała z dachu jak dwoje ludzi wysiada. Potem, zupełnie według jej oczekiwań, czwórka mężczyzn sprawdziła plac i boczną alejkę, z której przyszły razem z Corazon. Kobieta nie miała zielonego pojęcia, gdzie Hiszpanka się ukryła, ale w każdym razie zrobiła to na tyle dobrze, że nikt jej nie znalazł. Brazylijka uśmiechnęła się pod nosem. Pierwsza stanowcza trudność za nimi. Reszta zależała od niej i domniemanej niezawodności Espejo.
Po kilku minutach zaczął się rozładunek. Na placu było w sumie osiem osób, w tym pięć miało broń. Dwoje pilnowało alejki, druga para stała prawie w tunelu. Piąty pistolet należał do samego kierowcy vana. Nikt jednak nie wyglądał, jakby był przygotowany na jakikolwiek atak. I takowy nie miał jeszcze nadejść. Erro na razie chciała tylko z panami pogadać.
Zaczęła ostrożnie, jak najciszej schodzić po schodach, a na wysokości piętra po prostu przesadziła barierkę i zeskoczyła na ziemię. Jej pojawienie się od razu ściągnęło uwagę. Kierowca zaklął - chyba ją rozpoznał - wyszarpnął broń i krzyknął na pozostałych. Obie pary odwróciły się i również wymierzyły broń w Wendigo. Kobieta uniosła ręce do góry z uśmiechem.
- Hej, hej, hej! - zawołała wesoło. - Chyba się stęskniliście, co?
- Czego tu szukasz?! - wypalił nieco zbyt szybko i zbyt nieskoordynowanie kierowca, biorąc na siebie tymczasowy bagaż przywództwa. - Nie handlujemy UNK! Nigdy go tu nie było i nie będzie!
O, czyli rzeczywiście pamiętają, kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Pamiętam, pamiętam - przewróciła oczami. - Nie chcę niczego z syfu, który tu sprzedajecie. Chcę pogadać.
- Pogadać?
- Owszem, a wy ładnie odpowiecie mi na jedno pytanie. Bo jak nie...
Do uszu wszystkich zebranych dotarł dźwięk niemal równoczesnego przeładowania kilku karabinków. Z alejki i tunelu, ku zaskoczeniu ochroniarzy, wyszło w sumie pięć identycznie ubranych i uzbrojonych kobiet w czerwonych beretach, goglach i apaszkach naciągniętych na nos. Handlarze byli w takiej sytuacji bezradni. Spojrzeli po sobie i bez żadnej wymiany zdań zgodnie odłożyli broń na ziemię i unieśli ręce w górę. Corazon odłączyła się od pary pilnującej alejki i stanęła obok Erro. Brazylijka zatarła dłonie zadowolona.
- Wspaniale - zaczęła. - A moje pytanie brzmi: który z was pracuje dla yakuzy?
Sukces świętowały już w drodze do Elizjum.
- Za owocną współpracę! - Erro wzniosła toast i wychyliła się lekko w bok, by móc stuknąć swoją butelką w butelkę Corazon. Z pozycji półleżącej (każda zajęła dla siebie całą kanapę w przedziale) nie było to za wygodne i groziło rozlaniem, ale żadna za bardzo się tym nie przejęła.
Po przesłuchaniu handlarzy zdążyły jeszcze dorwać ich znajomych niedaleko hurtowni, którzy odpowiadali za układy z yakuzą. Jeden z nich nawet okazał się Japończykiem, co Pandora skwitowała słowami ,,A nie mówiłam?", a Rael przewróceniem oczu. Rzeczywiście pracowali dla Fujiyamy i, niestety, spotkał ich taki los, jak pozostałych. Dodając ich do ludzi Orochiego wykończonych wcześniej przez Espejo i dwóch trupów jakie Erro zostawiła za sobą wczoraj, wszystko wskazywało na to, że w przeciągu dwóch dni Szczury wysłały Triadzie Wschodniego Wiatru anonimową kartkę z Edenu z wyraźnym ostrzeżeniem. Jeśli Kasumi i Godoghanowi szło w Shangri-La równie świetnie, a ten dziwny chuderlak w pelerynie wywiązał się ze swojego zadania, yakuza powinna już zacząć węszyć za sprawcami. Jeśli oczywiście będzie miała ku temu okazję - najpierw będą musieli po sobie posprzątać, sprać krew z dywanu i wepchnąć parę trupów do szafy. A będą musieli to robić równocześnie w trzech miastach. Było więc co świętować.
Z racji braku alkoholi w wagonie restauracyjnym - typowy przykład przepisów komunikacji międzymiejskiej rujnujących Erro zamiary - zadowoliły się napojami gazowanymi. Sprzedawca dziwnie na nie spojrzał, ale zostawiły mu napiwek, więc o nic nie pytał. Po zablokowaniu drzwi przedziału mogły się w końcu zrelaksować. Brazylijka odstawiła swoją butelkę i położyła się na kanapie całkowicie. Okna pociągowe ciągnęły się prawie do połowy sufitu, mogła więc patrzeć na niebo i sunące po nim chmury.
- To była idealna akcja - odezwała się w końcu.
Corazon uśmiechnęła się do niej.
- Nie ma za co - rzuciła. - Broń psychologiczna jak zwykle zdziałała cuda.
- Łał, co za skromność - skomentowała Pandora.
- Co poradzę? Jestem niesamowita.
Obie parsknęły śmiechem.
- Z takim nastawieniem na pewno się Ferze spodobasz - stwierdziła Erro. - A Sylve to już na pewno cię polubi.
- Tak? A kto to?
- Taki jeden atencjonalny Francuz, który nie potrafi umrzeć.
- Brzmi ciekawie - uznała Cora unosząc brwi. - Na kogoś powinnam uważać?
- Daniel nie ufa nikomu, uważaj z gwałtownymi ruchami - zaczęła Wendigo, wyliczając wszystko na palcach. - Kasumi również, ale nie do takiego stopnia. Z oboma da się dogadać, ale z nią na pewno prędzej. Fera to Fera, co tu więcej mówić. Ciężko stwierdzić, w jakim będzie nastroju. Felix i ta nowa z kolorowymi włosami raczej nie zwrócą na ciebie większej uwagi, bo mają sporo roboty. Może później pod wieczór ich namówimy na chwilę przerwy. A, i uważaj na nogi - możesz się potknąć o Hiccup. To taki kulisty robot. Bardzo entuzjastyczny robot.
Zapadła chwila ciszy.
- Ciekawa ekipa - podsumowała w końcu Rael.
- Zgubiłaś się, prawda?
- Gdzieś w połowie - przyznała.
- Spokojnie. Tylko wyglądają strasznie - zapewniła ją z uśmiechem Pandora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz