sobota, 11 grudnia 2021

[Sumin] Godzina arogancji i niezapowiedziane towarzystwo

     Nie miała pojęcia, która jest godzina, w dodatku nie była obecnie w pozycji, w której mogłaby ją po prostu sprawdzić. Jej telefon leżał na blacie kuchennym w małym, mieszczącym wszystko co niezbędne pokoju, który służył kobiecie głównie za studio malarskie, co oznaczało, że obecnie godzina był poza jej zasięgiem. Jazda pociągiem z Edenu do Brahmaloki kosztowałaby ją zbyt dużo, zaś zrobienie trzech kroków w kierunku rozwiązania nurtującego problemu czasowego i zapytanie się najbliższej osoby przechodzącej ulicami Antilli było dla niej zbyt wielkim wysiłkiem. Sumin wędrowała samotnie po chodniku spacerowym, starając się unikać zaglądania w mniejsze, ciemniejsze uliczki, a już w szczególności takie, które wyglądały jakby mogły się kończyć ślepym zaułkiem. Nawet jeśli kobieta wyglądała w tym wszystkim dosyć beztrosko, a szła zdecydowanym i pewnym siebie krokiem, jak zwykle miała oczy i uszy szeroko otwarte. Za nic w świecie nie przestałaby obserwować swojego otoczenia.
  Dobiegł ją charakterystyczny dźwięk niewielkich łapek, szurających żwawo o betonowy chodnik i kobieta uśmiechnęła się na widok mijającego ją małego shiba-inu, niosącego czyjąś rękawiczkę w pyszczku. Za psiakiem, jak można było się domyśleć, biegł właściciel i kobieta zdała sobie sprawę z tego, że nawet jeśli to będzie jedyna ciekawa rzecz, jaką uda się jej dzisiaj zobaczyć, ta podróż była tego warta. Tak przynajmniej próbowała to sobie wytłumaczyć, gdyż w rzeczywistości absolutnie każdy z jej pomysłów i wykonanych czynności był spontaniczny i pozbawiony sensu. Nie w takim znaczeniu, że kobieta posunęła się do czegoś głupiego, po prostu nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca, co w praktyce oznaczało włóczenie się bez celu. Była to zwykła, bezsenna noc... no, głównie dlatego, że dla kogoś pokroju Sumin każda noc była bezsenna, chyba, że akurat dręczyła kogoś w jednym z koszmarów. Nie była więc obca uczuciu, że jest na nogach, kiedy zdecydowanie większa część Megalopolis już śpi i skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie wprowadzało jej to w nastrój swego rodzaju bohaterskiego wyodrębnienia. Jakby była heroiczną wyrzutkinią, przez kilka godzin znajdującą się sama na świecie, przy czym mającą nieograniczony dostęp do wglądania w cudze życia, cały czas pozostając anonimową. No, tego wieczoru obok niej byli jeszcze pies, rękawiczka i zdyszany od bieganiny właściciel, co odrobinę psuło jej dramatyczną wizję, jednak może to i dobrze. Przy tak wyniosłej i aroganckiej scenerii każdemu przyda się okazjonalne zderzenie z rzeczywistością. 
  Z reguły Cykada spędzała noce tak samo jak spędzała dnie, czyli poświęcając się malowaniu. Tym razem jednak nie była w stanie się na niczym skupić i podejrzewała, że napotkała przed sobą największą blokadę malarską jaka kiedykolwiek przed nią stanęła. Ten stan utrzymywał się zdecydowanie zbyt długo, a ponieważ nic nie jest w stanie działać jej na nerwy bardziej, niż czynniki, nad którymi nie ma kontroli, zamiast frustrować się w pokoju i potencjalnie obudzić sąsiadów, o współlokatorach nie wspominając, mogła równie dobrze ruszyć się z miejsca i pokrzyczeć na dworze i obudzić całą okolicę.  
  Gdyby chciała utrzymać publicznie znaną opinię pochłoniętej pracą artystki, mogłaby powiedzieć, że zawędrowała tak daleko w poszukiwaniu inspiracji. Jednak bądźmy ze sobą szczerzy, kiedy potrafisz wkradać się do cudzych snów i zmieniać je na cokolwiek tylko ci się podoba, inspiracja nie jest do końca czymś, czego trzeba szukać bardzo daleko. Prawda jest taka, że Sumin potrzebowała przerwy od wszystkiego, a przede wszystkim potrzebowała  l u d z i . Albo i nieludzi. Jakiegoś tłumu, cudzej energii, czegoś, przy czym lub przy kim będzie mogła odżyć na nowo i zrekompensować sobie ostatnie dni stania przed sztalugą w towarzystwie tylko i wyłącznie własnych myśli.
  Dlaczego w ogóle Eden? Prawda jest taka, że kobieta nie odnajdywała się najlepiej w tej części Megalopolis, ale przyjechała tu z bardzo konkretnego powodu. Obracanie się w kręgach artystycznych, także poza Brahmaloką, którego sporą część stanowili również studenci było dla niej stałym źródłem informacji odnośnie wszelkich wydarzeń społecznych, czy integracyjnych i otwierało przed nią mapę jednych z najciekawszych miejsc w każdej części czterech miast. To wszystko było ogromną pomocą, kiedy dopiero co zaczęła żyć wśród ludzi i próbowała się zaznajomić z otoczeniem, co oznacza, że obecnie większość tej mapy była kompletnie bezużyteczna. Nie w głowie jej było pijackie wieszanie się na moście, ani skoki nago do publicznego basenu w środku nocy, zaś wejście do klubu skończyłoby się dla niej byciem molestowaną przez typów, którzy i bez alkoholu stawali się w jej otoczeniu niezwykle nachalni. Tego wieczoru Cykada szukała jednej, konkretnej kawiarni. 
  Nazwa The Lookout Cafe nie była jej obca. Niekoniecznie ze względu na szeroką popularność miejsca, raczej wątpiła, by była aż tak znana wśród mieszkańców Megalopolis. Z opowieści znajomych brzmiała raczej jak miejsce, o którym wie każdy, kto powinien o nim wiedzieć, co w praktyce oznacza, że Sumin mogła się tam spodziewać przede wszystkim stałych klientów. A skoro istnieje na świecie miejsce, które potrafi tak przyciągnąć do siebie ludzi, że decydują się tam przesiadywać na tyle często, że stają się rozpoznawalni, zaś niejedni studenci traktują je jak drugi, albo i nawet pierwszy dom i to nie tylko ze względu na wygodę w postaci zmywarki, to nie zaszkodziło go odwiedzić.
  Czy przyjechała z Shangri-la do Edenu tylko po to, by wejść do kawiarni, o której słyszała kilka naprawdę przekonujących słów? Tak, taki był zamiar. Czy zrobiła to pod wpływem chwili, całkowicie zapominając o tym, że większość mieszkańców Megalopolis nie prowadzi dwudziestoczterogodzinnego  trybu życia? Oczywiście. W końcu to  o n a  miała cały czas dla siebie, każda godzina była jej, bez wyjątków. Nie wspominając o tym, że perspektywa powrotu do studio-pokoju i samotnie leżącego materaca, z którego nawet nie jest w stanie skorzystać we właściwy sposób obecnie wydawała jej się dobijająca. Co innego mogła ze sobą zrobić?
   Teren miasteczka studenckiego nie był jej obcy, zaś znalezienie budynku, w którym mieści się The Lookout Cafe było jedynie naturalną kolejnością rzeczy. Sumin tak naprawdę nie wiedziała, czego do końca mogła się spodziewać, a tym bardziej czego dokładnie ona sama oczekiwała od tego miejsca. Że nagle zaleje ją fala spokoju, albo pasji? Że doświadczy jakiegoś objawienia i zrozumie co przez ostatni czas tak usilnie ją blokowało? A może wpadnie w towarzystwo, które raz na zawsze odmieni jej dotychczasowe życie?
   Nonsens. Musiała coś ze sobą zrobić i według jej oderwanego od rzeczywistości umysłu, najlepszą porą na wzięcie się w garść był czas, kiedy cała reszta świata spała i zdecydowanie nie życzyła sobie niczyjej obecności, a już w szczególności obecności nieznajomej. Wiodła ją zwykła ciekawość i nic więcej. Szkoda tylko, że poza ciekawością nie pojawiła się też logika w parze z rozsądkiem, bo kiedy kobieta wjechała windą na 20 piętro budynku, w którym, zgodnie ze wskazówkami znajomych jej artystów, mieści się wypatrywana przez nią The Lookout Cafe, drzwi były zamknięte. Oczywiście, że były, co ona sobie myślała? Że ktoś tu będzie czekać, że przyniesie specjalne zaproszenie?
  Sukkub parsknęła śmiechem, kiedy pukanie do drzwi, a nawet próba mocniejszego uderzenia nic nie podziałały. Cóż, siła fizyczna i tak nigdy nie była jej mocnym atutem, a już zdecydowanie nie w kwestii przekonywania. Z drugiej strony, skoro przywykła do tego, że przy minimalnym wysiłku jest w stanie dostać to, czego tylko zapragnie, czy naprawdę dzisiaj miałoby być inaczej? No drzwi przecież i tak nie uwiodę.
  I tak wielką Panią Sukkub, właścicielkę czasu i każdej nieprzespanej godziny czekała winda w dół. 
  Oczywiście nie miała zamiaru się poddawać. Skoro zajechała tak daleko i była tak blisko celu, nie mogła teraz zrezygnować ze swojego bezsensownego planu tylko dlatego, ponieważ  j e d n e  drzwi były zamknięte. Logika podpowiadała jej, że skoro istnieje wejście główne, to musi również istnieć jakieś poboczne, ukryte, znajdujące się zapewne na zapleczu. No, może ukryte nie było właściwym słowem. Z tego typu drzwi zwykli korzystać pracownicy, czy to podczas wychodzenia na papierosa podczas przerwy, czy chociażby po to, by wynieść śmieci w taki sposób, żeby klienci nie musieli ich oglądać. Innym słowem to, że coś nazywało się zapleczem nie oznaczało, że było dla niej niedostępne.
  Kiedy kobieta znalazła się pod drugimi drzwiami, ogarnął ją absurd całej sytuacji. Ona naprawdę przyjechała tutaj pociągiem, kierowana nudą, ciekawością i olbrzymim wypaleniem, licząc na to, że trafi do miejsca-cudu, że przyjazd tutaj rozwiąże jej problemy, których swoją drogą nie była w stanie ubrać w słowa. 
  Naturalnie drugie drzwi, tak samo jak te poprzednie, były zamknięte.
  Ciekawe, czy ktokolwiek włamywał się do kawiarni tylko po to, by tam posiedzieć?
  Na jej usprawiedliwienie, kobieta właściwie nie miała zamiaru się włamywać. Z resztą, poprzednie uderzania w drzwi nie czyniłoby z niej specjalnie dyskretnej włamywaczki. Wiedziała, że osoba prowadząca to miejsce również w nim mieszka, co było informacją powszechnie krążącą wśród studentów, a więc w praktyce oznaczało, że nie tyle włamywała się do kawiarni, co roszczeniowo domagała się wpuszczenia do cudzego domu. Nie, żeby ta druga wersja stawiała kobietę w dużo lepszym świetle, ale przynajmniej wiązała się jedynie z byciem paskudną osobą, a nie kryminalistką, o paskudnej osobowości.
   Przy kolejnej serii wyjątkowo natarczywych uderzeń o drzwi, po drugiej stronie udało się jej usłyszeć cudze kroki, z akompaniamentem męskiego głosu, który stał się czytelny dopiero w momencie, w którym osoba zbliżyła się w jej kierunku. Odgłos przekręcanego zamka i wyczekiwane uchylenie się  drzwi były już tylko kwestią kilku sekund.
  Mężczyzna, który stanął w progu był niesamowicie wysoki, była to właściwie pierwsza rzecz, na jaką kobieta zwróciła uwagę. Drugą były jego liczne tatuaże, oraz heterochromia, zaś ostatnią wyraźne zmęczenie, irytacja i lekkie niedowierzanie nieznajomego, co podsunęło Sumin myśl, że być może on sam nie tak dawno był jeszcze na nogach.
 Cóż, skoro jej otworzył to zdecydowanie nie był klientem, natomiast jeśli jakimś zrządzeniem losu natrafiła na włamywacza, to przynajmniej nie musiała się obawiać złej reakcji ze strony właściciela. Oczywiście dużo bardziej prawdopodobną opcją było to, że to był właściciel.
 - Otwieramy o 9... - zaczął nieznajomy. 
   Sumin nawet nie zdziwił fakt, że to były jego pierwsze słowa. Zamiast przeprosić za kłopot, hałas i szczerze każde inne przewinienie, którego się dzisiaj dopuściła, Cykada zdobyła się na jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów, co w jej wypadku wcale nie było takie trudne.
 - A jednak już tutaj jesteś. - odpowiedziała, jakby nigdy nic. Jej ton był zbyt spokojny, by wyczuć w nim skruchę. Z resztą brzmiała tak, jakby była wyczekiwaną gościnią, nie niezapowiedzianą przybłędą. - Mogę wejść?? - nie była wampirem, by pytać o pozwolenie i jedynie zdrowy rozsądek kazał jej zachować resztę uprzejmości.


Alkai?? It is what it is, ale krótko i na temat 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz