sobota, 23 lutego 2019

Od Craiga - Przyjaciół znajduje się w biedzie

        Ktoś cisnął w Craiga jakimś zwiniętym pakunkiem. Było to niczym w porównaniu do oberwania spadającym dachem z metalowymi podporami, ale wystarczyło, by wyrwać tytana z drzemki. Zamrugał kilka razy i podniósł się na łokciach. Popatrzył najpierw na leżącą na nim zwiniętą skórę, a dopiero potem ponad oparciem kanapy na ściągającą buty Lenę.
    - Co to? - zapytał wprost, mrużąc podejrzliwie zielone wizjery.
    - Coś twojego - odpowiedziała wymijająco Polka.
    - Wiesz, że i tak za dużo ci już wiszę? - przypomniał jej siadając.
    - E tam, od razu dużo...
    - Dopiero co wczorajszego wieczoru pozwoliłaś mi zostać tutaj na noc pomimo ruskiej mafii na ogonie.
    - No i widzisz? Kurtka to przy tym nic - kobieta uśmiechnęła się tryumfalnie i oparła o kanapę, wpatrując się wyczekująco w Leprechauna. - A teraz przymierz.
    McReady słysząc władczy ton Hel uznał, że chyba i tak nie ma większego wyboru. Wstał więc, rozkładając w wyciągniętych rękach nową kurtkę. Gwizdnął przeciągle (czy też raczej: wydał dźwięk przeciągłego gwizdu - bez ust to ciężkie) oglądając nowy nabytek z obu stron. Była to pozbawiona kaptura pilotka w kolorze ciemnego brązu, od wnętrza podszyta krótkim sztucznym futrem jaśniejszym o parę odcieni. Miała parę naszywek - które chyba nigdy nie wyjdą z mody - kieszenie oraz, przede wszystkim, spory rozmiar. To najbardziej zaciekawiło Craiga.
    - Gdzie ty to znalazłaś? - spytał patrząc na metkę. - Mają jakiś pakiet dla stałych klientów...?
    - Najpierw załóż i rozciągnij się parę razy - naciskała Charon.
    Zrobił jak powiedziała. Wyprostował i zgiął ręce, nasłuchując niepokojących trzasków. Usłyszał dźwięk protestu, ale nic się nie rozerwało. Zamka nawet nie próbował zapinać - to nigdy nie był dobry pomysł. W końcu zwrócił się do Leny zadowolony:
    - I jak wyglądam? - zapozował teatralnie napinając ramiona. Zielonowłosa parsknęła śmiechem.
    - Jak dureń - odparła. - Ale kurtka w porządku. Lepiej ci w brązie niż czerni.
    - Jak to? Od kiedy czerń i złoto nie idą w parze? - mężczyzna założył ręce na piersi. Lubił swoją poprzednią czarną kurtkę, dopóki ktoś mu jej nie rozerwał śrubokrętem. - Czarna skóra to ciuchy dla twardzieli.
    - Ty i bez niczego wyglądasz na takiego. W starej w ogóle nie wyglądałeś jak Craig jakiego znam.
    - I dobrze! Płacą mi za groźny wygląd - odparł dumnie cyborg.
    - Skoro jesteśmy przy płaceniu, jesteś gotów wyjaśnić mi, co się wczoraj stało? Mam jeszcze trochę czasu przed wyjściem, chętnie posłucham - zaproponowała Lena.
    - Chcesz wersję ,,tylko wczoraj", czy ,,jak doszło do wczoraj"?
    - Najlepiej od samego początku - obeszła kanapę i usiadła, klepiąc zapraszająco miejsce obok.
    McReady odetchnął głęboko, drapiąc się po tyle głowy.
    - O rany... - westchnął. Usiadł obok Charon, od czego kanapa lekko podrzuciła ją do góry. Po chwili namysłu zaczął: - Jedno jest pewne: Nawaricz to faktycznie suka.
    - Nie gadaj - Polka przewróciła oczami. - Czyli jednak do niej poszedłeś?
    - Mówisz tak, jakby cię to dziwiło.
    - Ani trochę - oparła się wygodnie. - Kontynuuj.
    Leprechaun zastanowił się ponownie, tym razem jak dobrać słowa, by nie wyjść na konkretnego idiotę.
    - Zaczęło się od prostego przewozu - powiedział w końcu. - Obstawa tam i z powrotem, kasa od ręki, nawet się z pracodawcą nie widziałem. Łatwa robota. Stwierdziłem wtedy, że najwyraźniej układy z ruskimi nie są takie złe, w końcu mało wśród nich mutantów w Miastach. I kiedy następnym razem to ludzie Suki zadzwonili do mnie, jakoś nie przeszło mi przez myśl, że...
    - Zaciekawił ją cyborg i zdecydowała się zdobyć go na własność? - dokończyła Lena.
    - Tak ujęte brzmi o wiele gorzej... - syknął cicho. - Najpierw zaoferowała mi pełny etat.
    - A gdy odmówiłeś, bo jesteś kochanym naiwnym idiotą, zaczęła cię szantażować - kobieta odgadła resztę.
    - Och, uważasz, że jestem kochany?
    Helena zignorowała tę uwagę. Wstała z kanapy i stanęła naprzeciwko Craiga, mierząc go spojrzeniem godnym zawiedzionej matki.
    - Po jaką cholerę poszedłeś pracować dla mafii? - zapytała wprost i wcale nie brzmiało to na pytanie retoryczne.
    - Dostałem godną uwagi ofertę - bronił się Irlandczyk.
    - I co najmniej cztery ostrzeżenia od trzech różnych ludzi, że interesy z Suką to bagno, z którego się nie wygrzebiesz.
    - Potrafię sobie radzić z własnymi problemami...
    - Jak? Zamierzasz do niej pójść i jej przywalić?
    - Nie... - cyborg uciekł wzrokiem gdzieś w stronę sufitu, z dala od osądzających oczu Leny. Westchnęła sfrustrowana, zakładając ręce na piersi.
    - Kiedy ty się w końcu nauczysz, że tutaj nie wszystkim możesz się od tak postawić? - pokręciła głową na boki. - Nie jesteś kolejnym nikim, tylko wojskowym cyborgiem. Tacy jak ty chodzą na świecie za tysiące euro, nie wspominając, że Tytanów zostało tylko kilku. Tutaj ludzie są gotowi zrobić wszystko, by mieć przewagę nad konkurencją. A Suka jest wyjątkowo uparta, i jeśli ona nie może czegoś mieć, to już lepiej nieosiągalny element usunąć niż pozwolić, by pracował dla kogoś innego.
    Craig westchnął, opierając łokcie na kolanach. Hel przez chwilę patrzyła w ciszy na zdołowanego przyjaciela, aż w końcu coś się w niej przełamało. Usiadła na podłodze, próbując popatrzeć w zielone wizjery.
    - Hej, nikt ci jeszcze się nie kazał znowu wyprowadzać - zauważyła. - A nawet jeśli, to zamierzasz od tak podkulić ogon i się posłuchać?
    Zadziałało - Leprachaun zmarszczył brwi w zaciętym wyrazie i wyprostował się.
    - Jestem Tytanem - odpowiedział uderzając się metalową pięścią na wysokości serca. - To się nie godzi.
    Lena uśmiechnęła się wstając.
    - W takim razie trzeba się odgryźć Suce za te groźby - zarządziła. - Ale zrobimy to inteligentnie - w oczach zielonowłosej nagle pojawił się podejrzany błysk.
    - Co masz na myśli...?
    - Pójdziemy do kogoś gorszego od Suki - wyjaśniła. Z jakiegoś powodu Craigowi, człowiekowi powszechnie znanemu z braku zdrowego rozsądku, nie spodobało się to zdanie.

        McReady bywał już w Norze kilkukrotnie. Nadal połowicznie żył na kanapie Leny, a ta stanowczą większość czasu spędzała w swojej nielegalnej i jedynej robocie. Craig miał więc do wyboru zostać w pustym mieszkaniu sam na sam z kryzysem egzystencjalnym, włóczyć się po mieście i znowu nieumyślnie narobić sobie kłopotów lub iść z nią. Nie był to najgorszy sposób na spędzanie wolnego czasu - w Norze działo się wiele i zawsze znajdowało się coś ciekawego na co można było popatrzeć. Tym razem był to śmigłowiec, nieudolnie zasłonięty zbyt małą plandeką. Obok niego stało swoje ludzi: szatyn i długowłosy blondyn. Nie zwracali uwagi na nic innego poza helikopterem.
    - Nowy wystrój? - spytał Irlandczyk, gdy Charon wróciła na parking z jednego z bocznych pomieszczeń. Przez moment próbowała dociec, o co mu chodziło, aż jej wzrok zatrzymał się na latającej machinie.
    - A, to - uśmiechnęła się pod nosem. - To tylko na przechowanie. Nie mój.
    - Kto go tu przywlókł?
    - To już poufne informacje - ucięła temat i przeszła do bardziej istotnej sprawy: - Dodzwoniłam się w końcu do Strzygi.
    - I? - Craig od razu zapomniał o śmigłowcu.
    - Cytując jej słowa, byłbyś naprawdę kuszącym nabytkiem w szeregach i bardzo ładnie wyglądałbyś obok Dana, ale ma teraz na głowie poważne plany. Obiecała, że zajmie się i tobą, i Kuglarzem, i Suką w następnym tygodniu.
    Lena skończyła mówić. Zapadła chwila ciszy, przez którą dało się usłyszeć podekscytowany głos szatyna wyjaśniającego coś swojemu towarzyszowi.
    - Już? To tyle? - mężczyzna rozłożył ręce.
    - Tak - kobieta kiwnęła głową. - To naprawdę dobre wieści, nawet jeśli nie brzmią niesamowicie - zapewniła go. - O Ferze Rosie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie rzuca słów na wiatr. Jeśli powiedziała, że zajmie się Suką, to zdecydowanie to zrobi.
    Cyborg wypuścił powietrze z frustracją. Wrócił do obserwacji dwóch gości przy śmigłowcu (szatyn właśnie prawie dosłownie wypadł z kokpitu w towarzystwie puszek farby w sprayu), aż wpadło mu do głowy inne pytanie:
    - Kim jest Dan i czemu miałbym obok niego ładnie wyglądać?
    - Też cyborg - odparła krótko Lena.
    - Poważnie? - mężczyzna przeniósł na nią całą uwagę. - Jaki model?
    - Nie jestem pewna, znam się na tym tyle, ile mi opowiadałeś. Ale chyba gdzieś słyszałam nazwę ,,Stalker".
    Leprechaun momentalnie roześmiał się na głos, odchylając głowę do tyłu. Jego głos poniósł się po całym parkingu, przerywając na chwilę zamieszanie, do którego zaraz wszyscy wrócili po krótkim zerknięciu w jego stronę. Także grzebiący się przy śmigłowcu mężczyźni obejrzeli się do tyłu, ale, w przeciwieństwie do reszty, na chwilę zapomnieli o tym, co mieli robić.
    - Stalkerów nie ma - powiedział w końcu Craig. - Po prostu nie istnieją. Wytępili ich jednego po drugim, tak jak ,,nieposłusznych" Tytanów.
    Kobieta tylko wzruszyła ramionami.
    - Może się przesłyszałam - stwierdziła.
    - Albo domniemany Stalker wie co robi i zawyża sobie cenę zmyśloną historią - zauważył mężczyzna. - Jak sama mówiłaś, tacy jak ja to unikalne okazy...
    - Ja nie mogę.
    Ta krótka uwaga, która padła od kogoś zupełnie do tej pory w rozmowie nie istniejącego, przerwała zupełnie temat. Craig i Lena spojrzeli w stronę blondyna z kucykiem, teraz stojącego obok. Miał błękitne oczy, pozabliźnianą twarz i czarną skórzaną kamizelkę. Jakby tego było mało, była ponabijana ćwiekami. McReady uniósł lekko brwi. I to mi czarna skóra nie pasuje, pomyślał. Chłopak patrzył na cyborga z dziecięcą fascynacją.
    - W czymś mogę pomóc? - zapytał blondyna.
    - Co? Nie! Wszystko w porządku - odezwał się szybko. Miał ciekawy akcent, którego Irlandczyk nie potrafił rozszyfrować.
    Lena przyglądała się mu przymrużonymi oczami, jakby skądś go kojarzyła.
    - Ty jesteś... Ćwiek? - zapytała. - Ostatni raz chyba widziałam cię w masce...
    - Ach, no tak - chłopak nazwany ,,Ćwiekiem" uśmiechnął się kłopotliwie. - Długa historia. Jestem Felix! ,,Ćwiek" to pseudonim zawodowy - zwrócił się wesoło do McReady'ego.
    - Szyjesz ubrania dla punków? - zgadywał cyborg. Po chwili parsknął śmiechem i wyciągnął przyjaźnie dłoń. - Craig.
    Ćwiek uścisnął podaną rękę, krzywiąc się lekko, gdy mężczyzna zacisnął swoją.
    - A Sylve co robi? - zapytała Polka, wyglądając w bok w poszukiwaniu szatyna.
    Felix także się obejrzał. W końcu zawołał ,,Teren czysty!" i zza śmigłowca wyłoniła się rudawobrązowa czupryna. Mężczyzna, na oko koło trzydziestki, podszedł do towarzystwa, niepewnie przyglądając się Craigowi.
    - Sylve, to jest Craig - przedstawił ich sobie blondyn. - I Craig najwyraźniej jest znajomym Charon, więc nie mamy się czego bać.
    McReady uniósł pytająco brew. Sylve widząc ten gest z jakiegoś powodu się ożywił.
    - Fel, on ma ruchomą twarz! - powiedział, jakby było to niesamowite odkrycie.
    - Też mnie to zaciekawiło - chłopak uśmiechnął się, po czym uświadomił sobie, że chyba nie wypadało rozmawiać o nowym znajomym tak, jakby nie było go w pomieszczeniu.
    - Ten Francuz to Sylvain - Hel wyręczyła zafascynowanego już szatyna. Słysząc swoje imię ogarnął się szybko i uśmiechnął szeroko.
    - Jeden, jedyny Sylvain Berthier - dopełnił i ukłonił się. - Wybacz tą ostrożność, ale ostatnim razem, gdy poznawałem nową osobę bez kogoś zdolnego do obrony pod ręką - tu rzucił do Fela krótkie ,,wybacz" - to oberwałem kulką o, tutaj - wskazał na środek czoła.
    - Pewnie... - odpowiedział Craig, niezbyt przekonany tą historią. - Nie ma sprawy, nie jestem obrażony - spojrzał na Lenę. - Skąd się znacie?
    - A widzisz, ciekawie się złożyło: Felix i Sylvain pracują dla Fery - kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na dwójkę Szczurów: - Chłopaki, Craig jest zainteresowany dołączeniem do gangu.

Sylve? Fel? Taki tam krótki poboczny wątek :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz