Jednakże ilukolwiek plusów magazyn by nie miał, Ghan wiedział o jednym: główna hala była jedną wielką strzelnicą dla dobrego snajpera.
Wspomniane pomieszczenie znajdowało się w tylnej części budynku. Na wysokości prawie całego trzeciego piętra znajdowały się kwadratowe okna. W zamyśle zapewne miały wpuszczać do środka jak najwięcej światła dziennego, by oszczędzić na oświetlaniu hali, ale obecny właściciel wymienił szyby na przyciemniane. Z daleka nie dałoby się rozróżnić, co się właściwie dzieje w środku, a w nocy filtr częściowo tłumił blask jarzeniówek, jeśli ludzie Takahachiego udawali się na ,,nocną zmianę". Kuan Thai mimo wszystko miał świetny widok z dachu budynku obok. Niewykończony tani apartamentowiec był niższy zaledwie o kilka metrów, ale to wystarczało, by Koreańczyk widział prawie całą halę. Ciemna szyba nie była z tej odległości wielkim problemem. Utrudniała jedynie korzystanie z celownika termicznego, ale jego plan i tak zakładał, że sporą część okien będzie musiał wybić, jeśli Fera faktycznie chce widzieć członków yakuzy martwych.
Karabin ustawił na dwójnogu, na razie obok siebie. Niby istniała naprawdę mała szansa, iż ktoś w środku zauważyłby go ponad krawędzią murku otaczającego dach, ale jednak mężczyzna wolał nie ryzykować. Sam również nie wychylał się zbyt daleko, zwłaszcza teraz, gdy w magazynie pojawili się już ci właściwi pracownicy Takahachiego. Tak jak zwykle, mniej więcej wpół do czwartej budynek opuścili ostatni ludzie zatrudnieni w Origami Hare. Następna ,,zmiana", gdy w hali nie było już nikogo postronnego, zamiast tekturowych pudeł przekładała już cięższe skrzynki, które wyniosła z podziemnej części kompleksu.
Zgodnie z podejrzeniami Ghana, na tyłach budynku zaparkowała pozbawiona reklam ciężarówka - ta sama, która kursowała do marketu. Przyczepa wjechała do hali przez otwarte drzwi i najemnicy yakuzy zaczęli ładować do niej towar o wiele droższy (oraz groźniejszy) od cyrkli i nożyczek. Kierowca, którego szczególnie Godoghan trzymał na oku, rozmawiał w najlepsze z kierownikiem całego przedsięwzięcia. Na palcu obracał kluczyki od ciężarówki. Wszystkiego pilnowali rozstawieni pod ścianami i przy drzwiach ochroniarze uzbrojeni w lekkie karabinki, nadrabiające kaliber pistoletowych dziewięciu milimetrów szybkostrzelnością.
Kuan sprawdził czas na komórce. Było już dwadzieścia po czwartej, a Kasumi nadal nigdzie nie było widać. Za kolejne dwadzieścia minut ciężarówka powinna być już załadowana i do piątej porządek w hali wróci do normy. Ghan miał temu zapobiec. Plan Strzygi zakładał, że następnego ranka pracownicy firmy papierniczej znajdą tu zwłoki (,,Postrzelone lub poparzone", cokolwiek szefowa miała przez to na myśli), na wpół zapakowaną ciężarówkę i skrzynie z bronią palną oraz amunicją. Nieświadomy niczego cywil wezwie wtedy policję i do końca tygodnia firma Origami Hare stanie przed sądem za handel na czarnym rynku. Takahachi będzie miał spory problem z wygrzebaniem się z tego wszystkiego, a tymczasem jego pozostałe magazyny również ma trafić szlag z rąk tych samych niezidentyfikowanych napastników. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie się jedynie domyślał, kto za tym wszystkim stoi. I nie będą to Szczury - żaden z klanowych mistrzów Triady nie ma pojęcia, że Godoghan lub córka Orochiego pracują dla Fery Rosy.
Sukces planu zależał od jednego: braku jakichkolwiek świadków tutaj, w Origami Hare. Później wszystko ruszy prawie że samoistnie. Jeśli jednak ktokolwiek opuści tego popołudnia budynek i powiadomi o wszystkim szefa, przepadnie jedyna szansa na poważne zagrożenie interesom Takahachiego. Oczywiście, jeśli Ghan w ogóle spróbuje wystrzelić wszystkich w pojedynkę. Tu potrzebował Kasumi. Fera zapewniła go, że Japonka poradzi sobie wewnątrz budynku, martwiąc się wszystkimi, którzy rozsądnie będą się kryć pod oknami. Jakkolwiek by go to nie martwiło, nie dałby rady samodzielnie wyczyścić całej hali, zanim ktoś wezwałby pomoc lub opuścił teren. W najgorszym wypadku ktoś uciekłby w ciężarówce, na miejsce dotarłoby jeszcze wsparcie i Ghan musiałby uciekać. Nie miał innej opcji - albo Kas dotrze na czas, albo nie zrobią dzisiaj absolutnie nic i będą musieli spróbować ponownie następnego dnia.
Na szczęście długo już martwić się nie musiał: w okolicach czwartej trzydzieści usłyszał za sobą szybki oddech.
Obejrzał się przez ramię. Kasumi stała pochylona, z rękami opartymi na kolanach. Nie wyglądała na specjalnie przygotowaną do walki wręcz. Jedynym, co przy sobie miała był poczerniały łańcuch, owinięty na całej długości przedramienia. Uniosła do góry palec wskazujący.
- Daj mi chwilę. Muszę złapać oddech - poprosiła, starając się oddychać coraz spokojniej i pełniej. W końcu wzięła głęboki wdech i wydech, po czym wyprostowała się. - Wybacz spóźnienie. Musiałam pomóc przy planach siedziby Orochiego. Potem jeszcze spóźniłam się na pociąg na czwartą i musiałam czekać na następny. Przybiegłam najszybciej jak mogłam.
Kuan spojrzał na zegarek, lekko nie dowierzając.
- Ostatni pociąg z Elizjum musiał przyjechać pięć minut temu - zauważył. - Przybiegłaś tutaj z dworca w pięć minut?
- Pewnie, co to dla mnie? - kobieta wzruszyła ramionami. Usiadła na ziemi obok Ghana i spojrzała ponad krawędzią murku na halę. - Zdradzisz mi ten swój niesamowity plan?
- Ja strzelam, ty zajmujesz się wszystkimi, którzy uciekną poza mój zasięg - wyjaśnił krótko Koreańczyk sięgając po swój karabin. - Strzyga nie chce mieć tutaj absolutnie żadnych świadków.
- Tylko w hali? Nie ma nikogo więcej w budynku? - upewniła się Kas.
- To też twoja część zadania. Masz niecałe dwadzieścia minut na sprawdzenie wszystkich trzech pięter i dotarcie do hali, zanim oddam pierwszy strzał - zastanowił się chwilę. - Lepiej będzie przyjść tu jutro.
- Co? Dlaczego?
- Mamy dosłownie jedną szansę na zaskoczenie Takahachiego. Jeśli spróbujemy dzisiaj i coś nie wypali...
- Wypali - przerwała mu hardo Japonka wstając. - Musimy tylko przestać marnować czas.
- To trzy piętra. Ciężarówkę skończą pakować za jakiś kwadrans - przypomniał jej Tuyen, odwracając głowę z powrotem w stronę hali.
- Zrozumiałam za pierwszym razem - głos Kas był już na drugim końcu dachu. - Strzelaj za dziesięć minut! Będę czekać!
Godoghan już nawet nie spojrzał w jej kierunku. Dokręcił do lufy karabinu tłumik (lepiej nie alarmować nikogo na ulicy pod nim) i westchnął sfrustrowany, obiecując sobie w duchu, że nie będzie brał odpowiedzialności za cały ten bałagan. Z kim ja pracuję, przeszło mu przez myśl, gdy ustawiał dwójnóg K14-stki na murku. Miał całe dziesięć minut do przygotowania się do nie tylko pierwszego, ale i wszystkich ośmiu strzałów jakie mógł oddać na jednym magazynku. Przyklęknął pod kątem w stronę okien, by widzieć jak najwięcej od strony ciężarówki. Kasumi wejdzie do środka od strony budynku, więc gdy ktoś będzie próbował uciec w przeciwnym kierunku od ostrzału, nadzieje się na nią. I znowu, mężczyzna nie miał zielonego pojęcia jak zamierzała sobie poradzić z co najmniej trójką uzbrojonych ludzi mając do dyspozycji tylko łańcuch, ale szybko przestał się nad tym zastanawiać. Od Fery wiedział o Kas tylko dwie rzeczy: była mutantką i córką mistrza Orochiego. To mogło znaczyć wszystko.
Bez dłuższego zastanowienia skierował celownik na kierowcę. Miał przy sobie kluczyki do ciężarówki, a o tą Ghan martwił się najbardziej. Pierwszy strzał był pewny - nikt w środku nie spodziewał się snajpera. Jeśli więc zginie kierowca i upuści kluczyki na widoku Tuyena, gdy ktoś spróbuje do nich dobiec, zginie.
Godoghan po tylu latach doświadczenia doskonale znał swoje możliwości. Wiedział, że nie wszystkie osiem kul będzie miało szczęście trafić. W końcu w środku nie czekały nieruchome kukły i już po pierwszy strzale ludzie zorientują się, że powinni szukać kryjówki. Zanim wszyscy uciekną, Kuan miał szansę trafić przynajmniej czterech, może pięciu. Nie zamierzał wystrzeliwać całego magazynku od razu, bo ktoś mógłby wykorzystać przerwę w ostrzale, by dobiec do kluczyków. Jeśli jednak Ghan przerwie po pięciu strzałach - mając dalej trzy - ktoś może mylnie uznać to za sygnał, że strzelec przeładowuje i spróbować uciec w stronę ciężarówki. Już za pierwszym takim trupem yakuza zorientuje się, iż snajper nadal jest przygotowany.
Koreańczyk dokładnie prześledził, do kogo powinien strzelić w jakiej kolejności. Za priorytet uznał ochroniarza i wszystkich, którzy najprędzej uciekną poza jego zasięg. Czekał cierpliwie na umówiony moment. Nadal był przekonany, że powinien dać Kasumi więcej czasu, ale jeśli była tak pewna siebie... niech jej będzie. Zawsze to większa pewność, że ciężarówka nie odjedzie.
Zerknął ostatni raz na ekran telefonu. Minuta. Przyłożył oko do lunety i odblokował karabin, odliczając spokojnie w myślach. Po trzydziestu trzymał już palec na spuście. Celownik wisiał na pierwszym celu.
Pięć. Cztery. Trzy. Dwa.
Trzask szkła nie zdążył ostrzec nikogo w środku. Głowę kierowcy rozerwała kula, kluczyki upadły niedaleko bezwładnego ciała. Rozmawiający z nim do tej pory kierownik był jeszcze w zbyt wielkim szoku by uciekać. Dlatego drugi padł jeden z ochroniarzy, potem tragarz, który chciał doskoczyć za skrzynie pod ścianą, a dopiero jako czwarty - niedawny kompan kierowcy. Ręka Ghana machinalnie, własnym, wyćwiczonym rytmem po każdym strzale odciągała rygiel, wpuszczając do komory nowy nabój, który niemal natychmiast sięgał celu. Zdążył strzelić po raz piąty, trafiając na wysokości mostka drugiego z ochroniarzy, który stał najdalej od jakiejkolwiek osłony. Trzeci niemal go zaskoczył - w tym samym czasie dobiegł do kluczyków, ale zanim dotarł za ciężarówkę dosięgnął go szósty strzał.
K14-stka umilkła, ale w hali spokój nie zapadł ani na chwilę. Ku niemałemu zaskoczeniu snajpera, Feniks faktycznie na niego czekała. Ghan widział błyski kolorowego światła na ścianach i widział najemników nie mogących się zdecydować, w którą stronę łatwiej będzie uciec. Koreańczyk cierpliwie oszczędzał ostatnie dwa pociski, pilnując, czy ktoś nie próbuje uciec przez drzwi garażowe lub ponownie odzyskać kluczyki do ciężarówki. Wkrótce Kasumi wypadła na jego widok. A właściwie Kuan zdążył zobaczyć tylko smugę światła, która dopadła jednego z przerażonych tragarzy ukrywającego się za skrzyniami. Kobieta celnie smagnęła rozświetlonym na zielono łańcuchem i mężczyzna upadł z rozciętym, przypalonym gardłem.
Więc TO Fera miała na myśli, pomyślał mężczyzna, bez bicia przyznając się do błędu w ocenie Kas. Miłe zaskoczenie.
Strzelił jeszcze tylko jeden raz - jakiś facet zdołał prześlizgnąć się poza zasięgiem łańcucha Zili - i było właściwie po wszystkim. W hali zapadła martwa cisza, ruchliwa ulica nie zmieniła rytmu, nikt nie próbował zajrzeć do magazynu. Ghan nadal czekał, pilnując ,,swojej części" pomieszczenia. Po kilku minutach Kasumi wyszła na środek owijając łańcuch z powrotem na ramieniu. Pomachała do Kuana na znak, że już po wszystkim. Dopiero wtedy mężczyzna odsunął się od celownika i wziął kilka normalnych oddechów. Wstrzymywanie powietrza przy każdym strzale bywało męczące.
Gdy jego partnerka w zbrodni pojawiła się z powrotem na dachu, zdążył już odkręcić tłumik i złożyć dwójnóg. Kobieta wyglądała na dumną z siebie.
- Mówiłam, że wypali - powiedziała zadowolona.
- Wypaliło - zgodził się z nią Ghan, wyciągając z magazynka oszczędzony nabój.
Kas spodziewała się raczej innej odpowiedzi. Spędziła sporo czasu w towarzystwie ludzi lubiących sobie nawzajem dogryzać i to obojętne stwierdzenie faktu wybiło ją z rytmu.
- Sprawdziłam drugi raz budynek - rzuciła jakby od niechcenia, gdy ruszyli w stronę klatki schodowej.
- Zauważyłem. Ktoś się wymknął?
- Nikt nie zdążył. Wszyscy są martwi. Postrzeleni lub poparzeni.
Tak jak chciała szefowa, skwitował w myślach Godoghan. Kolejne zadanie wykonane bezbłędnie.
- Wiesz co? - zaczęła Feniks, gdy byli na półpiętrze. Kuan uniósł lekko głowę na znak, że słucha. - Ta współpraca wcale nie jest taka zła - stwierdziła, próbując uśmiechnąć się przyjaźnie.
Z ust mu to wyjęła.
Kas? Następna akcja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz