Senny, zimowy poranek spowijał Tian. Miasto tonęło w mgle zmieszanej ze smogiem, a monumentalne wieżowce wystawały z niej niczym samotne skały. W niektórych budynkach – jak chociażby w Messiah Union – światła paliły się bez przerwy. Jednak nawet ta twierdza ze stali i szkła, siedziba potężnego Imperium, zdawała się martwa w ciemnej, grudniowej atmosferze. Podziemne korytarze były opustoszałe. Cisza dzwoniła w uszach.
Ostatnia techniczka pracująca na zmianie otarła pot z czoła, wbijając wzrok w ekran głównego terminala. Laboratorium opustoszało dobre kilka godzin wcześniej. Wszystko dlatego, że na chwilę przed świtem zwykle nie było już wiele do roboty. Jednak drobna awaria systemu wentylacji zmusiła ją do pozostania dłużej. Musiała upewnić się, że naprawy przebiegały zgodnie z planem. Jeśli nie dla siebie to chociaż dla rannej zmiany, która pewnie była już w drodze do Messiah Union. Zresztą lubiła być w pracy. Gdy laboratoria cichły, mogła rozwinąć skrzydła.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Ciągnące się pod ścianami linie produkcyjne działały cicho i sprawnie. Maszyneria gładko realizowała zadania zlecone przez centralę główną. Było tak spokojnie jak zawsze. Jednak migająca czerwona ikona w rogu ekranu sugerowała coś innego. Techniczka zmarszczyła brwi i kliknęła w ostrzeżenie. Terminal wyrzucił na główny ekran ścianę tekstu, który zmroził jej krew w żyłach. Komunikat pochodził z kontroli jakości. Analizy chemiczne wykryły obecność substancji, których nie miało prawa tam być. Kilku różnych substancji.
– O kurwa… – mruknęła do siebie.
Z początku myślała, że to błąd systemu. Może jeszcze nie trzeba było panikować. Może nawet nie trzeba było zgłaszać incydentu.
O czym ty w ogóle myślisz, zganiła siebie w myślach. Oczywiście, że trzeba będzie to zgłosić. Nawet jeśli to zwykły błąd.
Podpięła ręczny skaner do jednej z próbek i przeprowadziła test. Wynik pokrył się z wynikami raportu. Sprawdziła znowu. Znów z identycznym skutkiem. Sięgnęła po probówkę z innej partii. Ekran skanera kolejny raz zamigotał czerwonym światłem. Zabrała próbki do stanowiska, by przyjrzeć się im lepiej. Szybka analiza chemiczna potwierdziła jej najgorsze przypuszczenia.
Serce zaczęło jej bić szybciej. To nie był drobny błąd w recepturze czy problem z dostawą składników. To musiało być celowe działanie. Substancje dodane do mieszanki były toksyczne. To była partia, która miała opuścić laboratoria jeszcze tego samego dnia wieczorem. Kompromitacja Imperium nie była największym problemem. Chodziło o życie klientów.
– Nie, to nie może być prawda… — szepnęła, czując, jak chłodny dreszcz przebiegł jej po plecach.
W tej samej chwili z głębi laboratorium dobiegł ją dźwięk — cichy, ledwie słyszalny, ale w pustej przestrzeni zabrzmiał jak grzmot. Techniczka zamarła, nasłuchując. Ktoś jeszcze został w laboratoriach.
Walcząc z drżącymi dłońmi, sięgnęła po komunikator i zaczęła wywoływać centralę bezpieczeństwa. Ekran zamigotał, a połączenie nie zostało nawiązane. System był wyłączony. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Spojrzała w kamery. Zawsze mrugająca zielona dioda tym razem zastygła wyłączona.
Rozglądając się nerwowo, techniczka skierowała się ku drzwiom prowadzącym do głównego wyjścia. Musiała opuścić laboratorium. Szybko i sprawnie, póki intruz nie zorientował się, że miał świadka. Musiała napisać raport. Musiała wysłać raport do swoich przełożonych – nie – do samej szefowej. Jednak każdy krok zdawał się przeciągać w nieskończoność, a echo jej własnych butów odbijało się od ścian jak bicie serca.
Gdy dotarła do wyjścia, zatrzymała się na chwilę, by obejrzeć się za siebie. Linie produkcyjne pracowały dalej, jakby nigdy nic się nie stało. Tylko jedna rzecz wyróżniała się z mechanicznej harmonii: pozostawiona na stole próbka, teraz obojętnie migocząca pod światłem jarzeniówki, była dowodem na to, że zbliżało się coś znacznie gorszego.
Jeśli czegoś nie zrobimy, zginie wielu, wielu ludzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz