środa, 26 grudnia 2018

Od Feliksa (CD Jekyll i Hyde) - ,,Ty masz twarz!"

        - TY MASZ TWARZ! - Cup brzmiała na o wiele bardziej podekscytowaną tym faktem, niżby Felix tego chciał.
    Ba, on ogółem się z tego faktu nie cieszył.
    Wszyscy już do tej pory przyzwyczaili się do faktu, że główny informatyk Szczurów (do niedawna właściwie ich jedyny informatyk) nie pokazuje swojej mordki właściwie nikomu. Nawet sam na siebie rzadko patrzył, jeśli na twarzy nie miał swojej maski - cuda technicznego, z którego był niezwykle dumny. Potrafiła wyczytywać mimikę nosiciela i odpowiednio ją przekazywać w znakach interpunkcyjnych na wizjerze. To był jeden z najbardziej dopracowanych systemów w karierze Ćwieka oraz chyba najdłużej działający bez potrzeby poprawek. Maska po prostu była idealna od samego początku, nie potrzebowała usprawnień ani innych znaczących zmian. To był jego wyraźny znak dla świata ,,Też jestem niezwykły!".
    A teraz leżała przed nim na stole z osmalonymi obwodami i zepsutym wyświetlaczem. Chłopak dalej nie był w stanie uwierzyć, co się właściwie stało. Stojąca obok Hyde po raz pierwszy tego wieczoru bardziej przypominała Violet - patrzyła na Fela z mieszaniną zakłopotania i niepewności, nie do końca wiedząc jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Cup dalej przyglądała mu się spod biurka. Z jej strony nie mógł liczyć na nic więcej, poza chwilą zafascynowania w ciszy. Ku zdziwieniu Feliksa, pierwszą osobą, która się odezwała, był RatFace:
    - Co się stało? - w głosie chłopaka pobrzmiewało autentyczne zdumienie, to samo, które dalej ogarniało samego Fela. Wydarzenie sprzed kilku minut po prostu wychodziło poza ich zrozumienie.
    - Żebym to ja sam wiedział... - Australijczyk przeczesał palcami włosy, na tyle, na ile pozwalał mu kucyk z tyłu głowy. Spojrzał znowu na bezużyteczną już maskę. - Tyle lat i dopiero teraz coś się dokumentnie spieprzyło...
    - Mogę zobaczyć? - ożywienie w głosie cichego do tej pory programisty było aż dziwne. Ćwiek już zakładał, że raczej tego wieczoru jeszcze nie uda mu się z nim porozmawiać po ludzku.
    - Pewnie... - odpowiedział, wbrew woli tonem lekko zaprzeczającym treści. RatFace delikatnie wziął do rąk uszkodzony sprzęt i zaczął go badać okiem specjalisty. Kto jak kto, ale dla niego praca z maskami musi być przyjemnością, przeszło Felowi przez myśl. Ironicznie, miał zamiar zachęcić chłopaka do rozmowy właśnie tym tematem. Jakby nie było, oboje trzymali się tego samego dziwactwa...
    A przynajmniej do niedawna.
    Gdy dzieciak zajął się maską, Hyde w końcu zebrała się na odwagę, by się odezwać.
    - Przepraszam? - zaczęła niepewnie. - Miałam jej pilnować... jak bardzo jesteś na mnie wściekły?
    Felix posłał jej powątpiewające spojrzenie. Wskazał na siebie dłońmi.
    - Czy ja wyglądam na kogoś, kto się wścieka? - zapytał. Odpowiedź była tak oczywista, że nie musiał jej oczekiwać. - Nie jestem zły. Po prostu... smutny?
    Hiccup wydała dźwięk, jakby głośno wciągnęła powietrze.
    - Zasmuciłam cię?! - przeraziła się. Jej głos złamał się w połowie, jakby miała się rozpłakać.
    - Nie, nie, to zły termin - powiedział szybko haker. - Bo wiesz, Cup, ja po prostu rzadko zdejmuję tę maskę i bez niej jest mi... dziwnie. Ale zaraz mi przejdzie! - spróbował się uśmiechnąć, chociaż sam nie wierzył we własne słowa.
    - Naprawdę? - wielkie świecące oczy zamrugały kilka razy. - Nic się nie stało?
    - Nic! Absolutnie! Niczym się nie przejmuj - blondyn poklepał metalowy ,,łeb" Czkawki. Robocikowi od razu zrobiło się lepiej.
    - Jesteś tego absolutnie pewien? - rzuciła szeptem Hyde.
    Dał jej ręką znak, by na razie siedziała cicho i zwrócił się do RatFace'a:
    - Hej, może pokażesz Hiccup jak działa moja maska?
    Chłopak zrozumiał ukryty przekaz. Zawołał niepewnie Cup i przeniósł się z nią trochę dalej do salonu. Gdy Fel już się upewnił, że jest zajęta, opuścił bezsilnie czoło na blat biurka i zamknął oczy. Mruknął pod nosem coś, czego raczej wolał swojego adoptowanego robota nie uczyć. Hyde usiadła na krześle RatFace'a i przysunęła się obok niego.
    - Na pewno wszystko w porządku? - ponowiła pytanie. W jej głosie nadal słyszał poczucie winy, co jego samego wpędzało w podobny stan. Nie chciał nikogo smucić własnym dołem. Nie zamierzał się też wyżalać ze wszystkiego. To była tylko głupia maska! To tylko jego problem i reszta nie powinna się tym martwić. Im bardziej sobie to powtarzał, tym głębszego był przekonania, że takie właśnie powinien przyjąć podejście. A przynajmniej na widoku. Z sednem problemu poradzi sobie sam.
    Dlatego, gdy w końcu odpowiedział, postanowił poruszyć nieco inny, ale równie dręczący go problem:
    - Jak reszta wróci, to będzie Sajgon - Felix uniósł głowę i wyprostował się.
    - Ehm… a niby dlaczego?
    - Zastanów się: nigdy, PRZENIGDY nie zdejmowałem maski przy NIKIM - powiedział powoli, patrząc Hyde w oczy. - Jaka może być reakcja Fery, Dana, Sylve...?
    - Będą... zdziwieni?
    - Więcej. Przez cały wieczór wszystko będzie się kręcić wokół faktu, że moją durną maskę trafił szlag. Fera nie da mi spokoju przez najbliższe kilka dni! - chłopak machnął rękoma zrezygnowany. Nie lubił być w centrum uwagi. Znaczy, jak chyba każdy Szczur czerpał satysfakcję z rozgłosu, ale w przypadku Feliksa on sam nigdy nie był głównym tematem wieczornych wiadomości. Jego wynalazki i pomysły, owszem, ale nie ich twórca.
    - Wiesz... chyba po prostu musisz to przeżyć - Jacqui nie miała pojęcia, co innego mogła mu teraz doradzić. Dlatego pozostało jej ubrać w słowa to, o czym już wiedział, ale nie chciał dopuścić do wiadomości. Potem już tylko szturchnęła go przyjacielsko w ramię: - Lepiej się rozchmurz, bo Cup faktycznie się rozpłacze, gdy cię zobaczy - po tych słowach zostawiła go ze swoimi myślami.
    Fel westchnął, odchylając głowę do tyłu. W głowie kręciło mu się naraz tyle rzeczy, że nie miał pojęcia, czym się martwić dalej. Czy będzie w stanie naprawić maskę? A nawet jeśli, to czy będzie sens ją z powrotem zakładać, gdy już wszyscy go bez niej zobaczą? W namyśle pogładził bruzdowaty policzek, noszący ślady po wyjątkowo paskudnym trądziku. Przypomniały mu się czasy przed maską, gdy młody, niepewny siebie dzieciak z Melbourne wolał kryć się po kątach niż szukać towarzystwa. Ćwiek był inny. Był pewny siebie, nie bał się ludzi, sporo osób go lubiło. Czy pod maską aby na pewno siedział ten sam człowiek? Jeśli tak, to skąd ta mieszanka zaniepokojenia, zdenerwowania i strachu? Czy Felix mógł być dalej sobą ze swoją prawdziwą twarzą?
    Nagle uderzyła go złość. Nie taka normalna - Fel nie miał przecież w zwyczaju się gniewać na cokolwiek... poza sobą. Na siebie mógł być wściekły. Teraz głównie z powodu własnej głupoty. Przecież to tylko maska. Maska nie mogła być jego osobowością. To nie ona zrobiła z niego człowieka, jakim jest. To nie ona zwróciła na siebie uwagę Fery Rosy, to nie ona udowodniła swoją wartość jako hakera, to nie ona zaskarbiła sobie przyjaźń Sylve, Kasumi i tylu innych ludzi. I jak się teraz, kurna, nie weźmie w garść, to pozwoli kawałkowi złomu zabrać mu tego wesołego siebie!
    Z tą myślą udało mu się zebrać siły na swój zwyczajowy uśmiech, który do tej pory wszyscy mogli jedynie wyczuć w tonie głosu i postawie... i który zbladł równie szybko na dźwięk głosu stojącej w drzwiach Strzygi:
    - Osztywżyciu! - wypaliła na jednym oddechu i w mgnieniu oka doskoczyła do Feliksa. - Ćwoku, czy ty masz twarz?!
    - Zaczęło się... - westchnął, nie kierując tych słów do kogokolwiek konkretnego. Hyde stłumiła śmiech.
    Strzyga tymczasem chwyciła głowę Ćwieka w obie ręce i obracała nią, jakby oglądała fascynujący okaz. Stała tak blisko, że chłopak mógł się przyjrzeć z bliska jej nienaturalnym kłom, które szczerzyła w tym razem rozweselonym uśmiechu. Mimo tego Felowi przeszło przez myśl, że to samo widują tylko jeńcy słynnej inaczej przywódczyni Szczurów.
    - Danny, widziałeś?! - zawołała przez ramię, chociaż wchodzący do salonu cyborg doskonale wszystko słyszał.
    Haker zerknął na Daniela, ale mężczyzna typowym sobie zwyczajem nie okazywał wiele emocji.
    - Miło cię w końcu widzieć, Fel - powiedział tylko i przeniósł swoją uwagę na Cup, która wręcz obijała mu się o kolana próbując się przywitać.
    - Ja nie mogę - Fera w końcu puściła twarz blondyna. - W wejściu już chwytałam za broń, bo cię nie poznałam!
    - Twój ton jest zbyt wesoły jak na sens tego zdania... - stwierdził haker.
    - Co ci się stało z maską? - rozejrzała się w poszukiwaniu wspomnianego przedmiotu. - Baterie wysiadły? Spłonęła? Cup ją zeżarła?
    - Coooo zrobiłam? - zapytał robocik.
    - Zepsuła się - odparł Fel tonem świadczącym o zakończeniu tematu.
    - Oookej, ktoś tu ma zły humor - Meksykanka wyprostowała się i poczochrała go ręką po włosach. - Nie będę cię zamęczać. I tak zaraz Sylve wróci...
    Felix wziął głęboki, sfrustrowany wdech i spróbował wrócić do tego, co robił jeszcze zanim jego maskę trafił szlag. Odsłonięta twarz przecież nie mogła mu przeszkadzać w prostej robocie, prawda? Poza tym, może reszta zostawi go w spokoju, jeśli zobaczy, że jest czymś zajęty...
    Plan działał, aż do bazy wróciła Kasumi. Wyglądała na wyjątkowo zadowoloną, jakby wcale nie spędziła czasu z tym - Fel aż się wzdrygnął - Koreańczykiem. Biedna Kas.
    - Kasumi! - Hiccup tradycyjnie popędziła przytulić się do kolan na powitanie. Fushicho, nie przyzwyczajona jeszcze do obecności robota, niemal się wywróciła.
    - Cześć, mała - uśmiechnęła się mimo tego. Spojrzała na towarzystwo w salonie, pochylone nad RatFace'em i maską Ćwieka. - I cześć wszystkim.
    Fera uniosła głowę do góry.
    - Jak tam zajączek z papieru? - zapytała, mając na myśli hurtownię Takahachiego, którą miała się zająć z pomocą Godoghana.
    - Poszło gładko. Jutro o wszystkim dowie się policja - odpowiedziała Kas, na co szefowa uśmiechnęła się zadowolona. Japonka szybko zmieniła temat: - Co tam takiego macie, że nawet Dan się zainteresował?
    Kanadyjczyk spojrzał na nią krótko, ale nic nie dopowiedział. Fel natomiast mimowolnie wydał nieartykułowalny dźwięk, coś pomiędzy sykiem, a głośnym wdechem. Kasumi natychmiast popatrzyła w jego kierunku i zmrużyła podejrzliwie oczy.
    - Felix? - zapytała.
    Chłopak obrócił się na krześle, starając się przybrać pozytywny ton.
    - Ta-da! - rozłożył ręce. - Rozwalili mi maskę.
    - Kto? - kobieta zmierzyła pomieszczenie zimnym wzrokiem, jakby szukała winowajcy. Cokolwiek planowała, zrezygnowała z tego, gdy Hyde dyskretnie wskazała Czkawkę.
    Kas - podobnie jak Fera, ale bardziej taktownie - przyjrzała się jego twarzy i uśmiechnęła lekko, widząc, że chłopakowi potrzeba trochę otuchy.
    - Tak myślałam - powiedziała po chwili.
    - Co myślałaś? - Fel zmarszczył brwi.
    - Że masz niebieskie oczy.
    Fera parsknęła śmiechem.
    - Bo jest pełnokrwistym Australijczykiem? - skomentowała. Teraz to Ćwiek posłał jej mordercze spojrzenie... cóż, na tyle mordercze, na ile Fel umiał mordować ludzi wzrokiem.
    - Nie - Kasumi założyła ręce na piersi i spojrzała z powrotem na przyjaciela. - Pasują do twojego charakteru.
    Haker nie za bardzo wiedział jak na to odpowiedzieć. Brzmiało jak komplement. Uśmiechnął się więc tylko niewinnie i wzruszył ramionami.
    Zanim rozmowa potoczyła się dalej, do bazy głośno wrócili ostatni na dzisiaj ludziez Echo wskoczył przez otwarte drzwi, od razu lądując na suficie i rzucił wesoło ,,Cześć". Zaraz za nim do środka wpadł najpierw głos, a potem reszta najsłynniejszego Francuza w Megalopolis:
    - Zróbcie miejsce dla najlepszych złodziei jakich widziało to miasto!
    Fera wstała zza stołu i przystanęła obok Hermesa, patrząc wyczekująco na Sylve. Chłopak wstał, dzięki czemu jego głowa znajdowała się na tej samej wysokości, co reszty. Oboje z Berthierem wyprostowali się dumnie.
    - Ukradliśmy śmigłowiec z shangrilaskiej bazy wojskowej! - mężczyzna wyciągnął rękę do góry, by klepnąć swojego wspólnika w plecy.
    Cup i Hyde zaklaskały, Fera dołączyła do nich po chwili. Uśmiech na jej ustach po prostu nie chciał tego wieczora zgasnąć - wszystko szło po jej myśli.
    - Fera, czy oni mówią poważnie? - Dan przechylił głowę, jakby się przesłyszał.
    - Ze wszystkich ludzi akurat ty, mój francuskojęzyczny przyjacielu, oskarżasz mnie o blef? - Sylvain założył ręce na piersi wyraźnie oburzony. - Oczywiście, że okradłem bandę Azjatów!
    - A ja mu pomogłem - dodał wesoło Echo, siadając z powrotem.
    Cyborg tylko westchnął, unosząc bezradnie ręce do góry. To nie on był w ekipie Leviathana i nie on musiał się tym wszystkim martwić. Sylvain zadowolony z tego małego zwycięstwa przypomniał sobie o bardzo istotnej sprawie. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojego kolczastego przyjaciela. Co najmniej kilka razy przejechał wzrokiem po Feliksie, ale go nie poznał. W końcu stanął skonfundowany.
    - Hej, gdzie Kolczatka? - zapytał. - Znowu szuka dziwnych ludzi na mieście?
    - Po moim trupie - odezwał się Fel. - Nigdy więcej powtórki z Chienem.
    Sylve utkwił wzrok w chłopaku. Patrzył na niego tak długo, że Fera już otworzyła usta, by mu podpowiedzieć kto siedzi na miejscu Ćwieka, ale wtedy mężczyzna wskazał w niego oskarżycielsko palcem i wypalił na cały głos:
    - TY MASZ TWARZ!
    Felix westchnął po raz enty. Po prostu przeżyj, aż wszyscy się znudzą, powtórzył sobie w myślach.

2 komentarze:

  1. To wspaniałe uczucie, kiedy tytuł jest identyczny do pierwszej i ostatniej kwestii dialogowej *rozpływa się*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz na to zwróciłam uwagę *idzie w ślady Apo*

      Usuń