sobota, 24 lutego 2018

Od Echo (CD Piaskuna) - Niosąc pomoc (tym razem na czas)

        Echo śledził technologiczne poczynania ludzkości właściwie od antyku. Widział powstawanie wielu cudownych rzeczy... oraz tych nieco mniej pięknych. Ludzkość była dla niego niezrozumiała długie lata głównie przez jej dualizm duchowy. Człowiek, jak większość tych inteligentniejszych zwierząt, potrafił tworzyć. Jednak miał równocześnie coś, czego taki pająk tkający sieć czy ptak budujący gniazdo nie posiadały - wizję, kreatywność, wyobraźnię. Na dodatek spory odsetek gatunku ludzkiego nie tworzył z potrzeby, a z chęci samej kreacji. Ciężko o uczucie podobne tej dumie, którą odczuwa się patrząc na skończoną rzeźbę czy rysunek. Możliwe, że tak naprawdę nie zrobiłeś nic użytecznego, jeśli to nie jest szkic techniczny ani fragment budynku. Stworzyłeś to po to, by było. Spędziłeś nad tym godziny, bo wiedziałeś, że będzie warto i że ta garstka rozumiejących cię ludzi na pewno doceni piękno twojego dzieła. Człowiek, jako jedyna na Ziemi istota rozwijająca swoje dziedzictwo i kulturę, od zarania dziejów czuł potrzebę tworzenia...
    Dlaczego więc równie wielka ilość ludzi odczuwała satysfakcję z destrukcji? Hermes nie potrafił tego pojąć. Kłóciło się to z wszelkim ideałami w jakie wierzył. Po co ludzkość przeczyła sama sobie? Po co im były machiny oblężnicze, narzędzia tortur, trucizny? Na co te wojny? Czemu skupiali się na wymyślaniu coraz paskudniejszej i skuteczniejszej broni?
    Tak, to powstanie broni palnej zdecydowanie było punktem zapalnym, w którym najmłodszy z Kreatorów zaczął wątpić. Po raz pierwszy w życiu w ogóle nie był pewien, czy coś powinno było powstać, a uwierzcie mi, rzadko wcześniej zadawał sobie to pytanie. Kreacja z natury kojarzyła mu się z czymś dobrym, ale gdy służyła do tworzenia narzędzi zniszczenia, jego umysł wydawał się łamać w połowie. I chyba nic tak nie utkwiło w jego pamięci, jak pojawienie się broni palnej. Ledwo weszła w użycie i cały świat zwariował. Konflikty zbrojne już nigdy więcej nie miały wyglądać tak samo. Na całym świecie zaczęto odchodzić od tradycyjnych pojedynków twarzą w twarz, zamiast tego strzelając do siebie na odległość, często nawet nie mając pojęcia, czy ktoś faktycznie zginął od twojej kuli. Gdy krew przestała brudzić człowiekowi ręce, zabijanie stało się prostsze. Śmierć była tam - kilkadziesiąt metrów stąd w obcym okopie. Nie stała przed tobą, gratulując ci sukcesu w odebraniu komuś życia.
    W czasach współczesnych sprawa zrobiła się jeszcze bardziej paskudna. Równocześnie z powstawaniem nowych służb bezpieczeństwa, stopniowo rosła ilość przestępstw. Coraz więcej ludzi miało przy sobie broń palną. Przez to następni czuli się niespokojni i bezbronni, więc kupowali własną. I tak w kółko i w kółko. A nie każdemu człowiekowi powinno się ją dawać do ręki...
    Merkury z bólem stwierdził, że wcale go nie dziwi wystrzał w środku nocy. Nie zaskoczył go również widok jaki zastali z Piaskunem u źródła dawno ucichłego dźwięku. Nowy znajomy Kreatora dotarł na miejsce pierwszy. Był to najnormalniejszy sklep spożywczy, otwarty całą dobę. Chłopak westchnął smutno, już przez witrynę dostrzegając otwartą kasę wyczyszczoną z pieniędzy i leżącego na ziemi mężczyznę w średnim wieku.
    - Czemu mnie to nie dziwi? - stwierdził Jack, ze znudzeniem spoglądając na bez wątpienia martwego człowieka. Już miał iść dalej, kiedy zorientował się, że Echo już nie stał obok niego.
    Merkury - chociaż sklep był otwarty, a pracownik zdecydowanie nie miałby już teraz do niego pretensji o nic - przeszedł na palcach przez przewrócony stojak, obszedł dookoła kontuar kasy i przyklęknął obok trupa. Chociaż nie miał czego sprawdzać, obrócił mężczyznę na plecy, jakby mimo wszystko potrzebował zapewnienia, że nie może tutaj nic zrobić. Materiał flanelowej koszuli w kratę nasiąknął krwią na wysokości mostka, zostawiając ślady na jasnych kafelkach. Echo dostrzegł jednak coś jeszcze: na nosie pracownika zostały złamane (pewnie w chwili uderzenia w ziemię) okulary, z jedną rozbitą soczewką.
    Hermes nie cierpiał być bezsilny. W pojęciu ludzkim był przez kilka wieków bóstwem, a i teraz potrafił dokonywać rzeczy niemożliwych. Gdy więc pojawiał się na miejscu strzelaniny, morderstwa czy włamania, czuł się potwornie. Mógł załamywać rzeczywistość, ale nie potrafił nic zrobić, jeśli najgorsze już się wydarzyło. Obrócił w rękach okulary. Nie zastanawiając się nad tym długo, spróbował je naprawić. Pęknięcie w soczewce zaczęło znikać, jakby sztuczne szkiełko samo się zrastało, a złamana oprawka wyprostowała się nagle, gdy wszystkie elementy wskoczyły na swoje właściwe miejsce.
    - I po co to robisz?
    Chłopak wzdrygnął się, słysząc głos Piaskuna tuż nad sobą. Czerwona peleryna pojawiła się za nim bez żadnego ostrzegawczego dźwięku, do czego nadal się nie przyzwyczaił. Echo zerknął w stronę twarzy Pierwszego. Jego pytanie nie brzmiało złośliwie. Zadał je raczej z czystej ciekawości.
    - Nie lubię bezczynności - odparł krótko Hermes nietypowym sobie markotnym tonem.
    - Wiesz, że to nic nie zmieni - zauważył Jack.
    - Odkąd tylko na siebie trafiliśmy próbujesz się mnie pozbyć - zmienił temat Kreator. - Ale gdy daję ci ku temu okazję, idziesz za mną, zamiast pójść w swoją stronę.
    Przez chwilę Jack w ogóle się nie odezwał. Echo już był pewien, że zdecydował się zignorować tą uwagę, ale wtedy usłyszał odpowiedź:
    - Powiedzmy, że zaciekawiło mnie czego bóg może szukać u trupa.
    Chłopak zaśmiał się wisielczo pod nosem i wstał.
    - Nie jestem niczyim bogiem. Nigdy nie byłem - powiedział. - Czy prawdziwy bóg pozwoliłby w swoim świecie na coś takiego?
    - To nie twój świat, Echo. A jego bóg - Piaskun wskazał brodą martwego mężczyznę - najwyraźniej jest równie zagubiony co ty.

        Wczesne etapy dnia w Czterech Miastach miały pewien swój urok. A raczej fakt bycia ich obserwatorem, a nie uczestnikiem. Hermes mógł przesiadywać spokojnie z boku, patrząc na spieszących się ludzi. Jedni biegli do pracy, inni do szkoły, najmniejsza zaś liczba po prostu spacerowała, nie czując pośpiechu. Przecież sklep nie ucieknie, kawę jeszcze zdąży się wypić przed południem, a do umówionego ważnego spotkania masa czasu. Echo przybiłby z takim przechodniem piątkę, gdyby tylko nie straszyłby wszystkich samym swoim widokiem. Najwyraźniej przeciętny człowiek niecodziennie słyszał ,,Miłego dnia!" od gościa siedzącego po turecku na ścianie, pomijając już sam fakt, jak owy gość wygląda.
    - Tak właśnie spędzasz każdy dzień? - zapytał zrezygnowany Piaskun.
    Merkury zeskoczył ze ściany, po raz pierwszy w ostatnim czasie ,,po ludzku" opierając się o nią obok stojącego niczym posąg towarzysza.
    - Już ci mówiłem: fascynują mnie ludzie - odpowiedział wzruszając ramionami.
    - Poważnie? Ta ewolucja małpy fascynuje cię do tego stopnia, że poświęcasz każdy dzień swojego nieśmiertelnego życia, by dowiadywać się o niej w kółko tego samego?
    - Ej, przełom nie dzieje się w ciągu dni - poprawił go Kreator. - Pierwsza wydrukowana książka nie oznaczała, że na następny dzień cały świat nauczy się czytać.
    - I liczysz, że stojąc na ulicy będziesz świadkiem początku nowego przełomu?
    - Zadziałało dziesięć razy wcześniej, to dlaczego nie miałoby zadziałać po raz jedenasty?
    Pierwszy nie kontynuował tematu. Miał przeczucie, że nie doprowadziłoby to do niczego nowego. Optymizmu Echo nic nie było w stanie złamać na stałe. Jack był pewien, iż wczorajszej nocy był świadkiem prawdziwego załamania duchowego, jednakże chłopak wyzbierał się z niego niesamowicie szybko. Wątpił, by jego smutek był jedynie grą aktorską, wobec tego jedynym rozwiązaniem pozostawało całkowite odrzucenie dołującego wspomnienia. Możliwe, że gdyby w tym momencie zapytał go o wydarzenia poprzedniej nocy, opowiedziałby mu o nieumówionym wyścigu, przestraszeniu jakiegoś gościa i Piaskunie przełażącym przez słup, ale sklepu nie wspomniałby aż do momentu, w którym zostałby mu on bezpośrednio przypomniany.
    - Też widzisz roześmianą kulkę? - odezwał się nagle Hermes.
    - Co proszę? - Jack uniósł nieistniejącą brew.
    - Nie wiem jak ty, ale ja widzę po drugiej stronie ulicy metalowe półkule z cienkimi łapkami - wyjaśnił chłopak... niejako. - Czekaj... chyba nas zauważyło...
    - Nie ruszaj się, to może cię przeoczy - rzucił złośliwie Pierwszy.
    - A może ma dobry węch? Czekaj... jeśli tak, to jak pachnie zabytek prehistoryczny? Jak JA pachnę?!
    - Obawiam się, że na żadne z tych pytań nie jestem w stanie ci odpowiedzieć - odpowiedział Jack. - Łącznie z tym, czy jakikolwiek robot na tej planecie posiada zmysł powonienia.
    - CZEEEŚĆ!
    Merkury odskoczył do tyłu, z niczego słysząc dziewczęcy głosik tuż przed sobą. Spojrzał w dół na kulistego robota z ogromnymi, błękitnymi oczami. Przysięgał, że jeszcze sekundę temu widział ją dziesięć metrów dalej i szczerze wątpił, by przypadkowy ludzki wynalazek posiadał możliwości panowania nad materią dorównujące Piaskunowi. Wspomniany chuderlak w czerwonej pelerynie również wydawał się zaskoczony prędkością, z jaką mała kulka pojawiła się tuż obok nich.
    - WIEDZIAŁAM, że mi się nie przywidziałeś, panie świecący ludku! - ucieszyła się patrząc na Merkurego. - A Felix mi nie wierzył! Wmawiał mi, że to jakaś awaria i że to jego wina!
    - Nie do wiary - zgodził się z nią Jack powoli kręcąc głową.
    - Wiesz, o czym ona mówi? - zdziwił się Echo.
    - Ani trochę.
    - Widziałam cię kilka ulic stąd! - pochwaliła się dziewczyna kierując swoje słowa do Kreatora. - Dlaczego pan chodził po ścianach? To nie jest niebezpieczne?
    - Powoli! - zaoponował. - Zanim mnie przesłuchasz możesz mi powiedzieć kim jesteś i dlaczego za nami idziesz?
    - H11-CUP, do usług! - wyrecytował robot.
    - Echo, i nie zrozumiałem nic poza ,,usługami"! - odpowiedział równie podekscytowanym tonem chłopak. Przez kilka sekund zapanowało niezręczne milczenie, aż zorientował się, że w tym miejscu powinna paść wypowiedź Pierwszego. - To jest Jack - wyręczył kolegę.
    - Czeeeść! - powtórzyła swoją (jak widać) ulubioną frazę H11-CUP, jakby do tej pory nie zauważyła Piaskuna. - Przyjaciele mówią mi Hiccup!
    - Nie mieliśmy zapytać dlaczego nas śledzi? - przypomniał.
    - Bo... ja... - dziewczyna nagle wydała się strasznie skonfundowana. - Szukałam... światełek? No i chciałam udowodnić Feli... O NIE!
    - Coś się stało? - zmartwił się Echo.
    Hiccup okręciła się kilkakrotnie w miejscu z taką prędkością, że nawet Kreatorowi zakręciłoby się w głowie. Spojrzała w każdy możliwy kierunek skrzyżowania, po czym ze śmiertelną powagą i przerażeniem oznajmiła:
    - Felix się zgubił!
    - Potworne - stwierdził Piaskun.
    - Co nie? - zgodził się Merkury uznając, że jego towarzysz powiedział to na poważnie. - Musimy jej pomóc!
    - Co proszę?
    - O-o-o! Tak, bardzo proszę! - ucieszyła się Cup.
    - Dobra! - chłopak usiadł po turecku na chodniku, żeby móc pogadać z nią oko w oko. - Zacznijmy od początku: gdzie ostatni raz widziałaś swojego przyjaciela?
    Dziewczyna znowu posmutniała.
    - Nie pamiętam... - odpowiedziała.
    - Hej hej, nie ma co się smucić! - powiedział szybko Hermes. - A wiesz, gdzie mogłabyś go na pewno znaleźć?
    - Hmmm... - robot zastanowił się chwilę. - Pewnie w bazie.
    - A gdzież jest ta ,,baza"?
    - Też nie wiem.
    Piaskun przejechał sobie dłonią po twarzy. Miał wrażenie, jakby oglądał dwójkę przedszkolaków o identycznym ilorazie wiedzy, z czego jeden próbuje pouczać drugiego.
    - Znaczy, wiem! - poprawiła się Hiccup widząc jego reakcję. - Po prostu nie znam dokładnego adresu.
    - To może pamiętasz coś charakterystycznego w okolicy? - zaproponował Kreator.
    - Pola Elizejskie! - wypaliła niemal natychmiast. - Taki duży kolorowy neon!
    - O! Ja wiem gdzie to jest! - Echo klasnął w dłonie podekscytowany.
    - Zaprowadzisz mnie tam? - poprosiła Cup. - Jeśli Felix jeszcze nie wrócił, to może ktoś inny tam już będzie i go znajdzie. Bo jeśli coś mu się stanie przez moją nieuwagę...
    - Nie bój nic, przyjaciółko! - chłopak dosłownie skoczył na równe nogi. - Dotrzesz tam cała i zdrowa, a Felix też się na pewno znajdzie.
    - Jeeee...! - robocik zaczął kołować wokół niego, nieprzerwanie wydając identyczny dźwięk. Merkury nie miał pojęcia, czy to oznaczało jakiś błąd systemowy, czy najzwyklejszą radość, ale wolał obstawić to drugie. W wypadku pierwszego nie miałby zielonego pojęcia co zrobić.
    Spojrzał przepraszająco na Piaskuna. Wyraz twarzy jego nowego kolegi, jeszcze mniej ekspresyjny niż zwykle, wydawał się jasno mówić ,,W co ja się najlepszego wpakowałem?".

Piasek? Cup? Kto chętny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz