- Aaa-ha - zgodził się robot kiwając półkolistą głową. - Nie wiem skąd, ale je znam.
- Angielski, niemiecki, francuski, rosyjski, japoński... niesamowite... - chłopak przescrollował całą listę folderów. - Znaczy, obecnie mamy już w grupie po jednym przedstawicielu chyba każdej rodziny językowej pierwszego i drugiego świata, ale mieć to wszystko na jednym dysku... jesteś myślącym i lepszym tłumaczem Google!
- Jej! Cokolwiek to znaczy - mały panel Czkawki uśmiechnął się do niego.
Ćwiek zamknął okienko i wrócił do przeglądania głównego folderu. Miał nadzieję, że nie uszkodzi w ten sposób Cup ,,na żywo" podpiętej do komputera. Ale jeszcze nie zaczęła świrować, więc chyba było dobrze. Ostatni raz przeskoczył wzrokiem po rozgałęzionej liście i zamknął eksplorator plików uznając, że nie było tam już nic ciekawego. Znaczy, pewnie jeszcze było, ale nie chciał uszkodzić systemu Hiccup, ani tym bardziej przekonywać ją do wyłączenia się tylko po to, by zaspokoić jego chorobliwą ciekawość.
- Możesz się odpiąć - rzucił do dziewczyny i spojrzał na zablokowany ekran telefonu. Wstał przeciągając się. - W samą porę: czas coś zjeść.
- Gdzie idziesz? - zapytała ciekawa robosekretarka mocując się z przypiętym do tyłu jej głowy kablem.
- Jak mówiłem: coś zjeść - Australijczyk wyłączył komputer, po czym wstał i ruszył w stronę drzwi.
- Ale kuchnia jest tam - przypomniała mu Cup, pokazując palcem korytarz w przeciwnym kierunku.
- Na co nam kuchnia, gdy mamy tyle pubów w pobliżu? Zaraz wrócę. Nie naroz...
Przerwał mu szum kółka - Czkawka w ciągu sekundy znalazła się przed nim, blokując mu drogę do wyjścia. Spojrzała na niego gigantycznymi ledowymi oczami jak szczeniak i Fel już wiedział, o co go zapyta:
- Mogę iść z tobą?
Chciał z miejsca odpowiedzieć przecząco, ale ugryzł się w język. Rozejrzał się po salonie. W bazie nikogo nie było - Sylve porwał Erro i ruszyli na podbój świata, Daniel zdecydował się oddalić od nich najbardziej jak to możliwe, a dziwny dzieciak-haker-włamywacz rozsądnie wolał tu pewnie nie wracać w kwestii godzin od opuszczenia kanałów. Nawet Fera zdołała się niepostrzeżenie ulotnić. Ćwiek niejako zmartwiony o szefową (a raczej o fakt, że siedzi podejrzanie cicho od kilku godzin), gdy wrócił ze spotkania z Jekyll i Hyde, zajrzał do jej pokoju, ale znalazł tam tylko zakrwawiony ręcznik i miskę z metalicznie pachnącą brudną wodą. Z oczywistych powodów zdecydował się tego nie dotykać, po czym dla pewności zamknął drzwi, w razie gdyby Cup przyszło do głowy się tym pobawić. Wychodziło na to, że gdyby haker teraz ponownie wyszedł, robocik zostałby całkowicie sam w nowym miejscu, bo wszyscy jej nowi przyjaciele nie gubią się w ściekach i potrafią zwyciężyć w pojedynku z drabiną. Felix westchnął głęboko. Przeklęte błękitne ślepka napawały go poczuciem winy.
- W sumie... - zastanowił się chwilę. - Niech ci będzie. Nie będę zarażać cię introwertyzmem.
- JEEEEJ! - wydarła się bez ostrzeżenia Cup niebezpiecznie cienkim głosikiem, po czym zaczęła krążyć wokół pokonanego Ćwieka. - IDZIEMY SZUKAĆ JEDZENIA! IDZIEMY SZUKAĆ JEDZENIA!
- Tak tak, Cupcake, dokładnie. Jedź tam - złapał ją i obrócił w odpowiednim kierunku.
Gdy otworzył jej drzwi, rozpędziła się tak bardzo, że przeskoczyła schodek i skręciła gwałtownie tuż przed krawędzią kanału. Gdyby za nią nie zawołał, pewnie zniknęłaby za rogiem, a potem znalazłby ją na drugim końcu miasta (o ile w ogóle by ją znalazł).
- No chodźmy już! - pospieszała Felixa, gdy ten zatrzaskiwał zamek.
- No idę, idę! - powiedział i dogonił ją zanim skręciła w złym kierunku, czyli prosto do kanału. - Rany, jesteś bardziej podekscytowana niż Sylve przed eksplozją.
- To algorytm - usprawiedliwiła się dziewczyna. - Zdecydowanie algorytm. Gdzie w ogóle idziemy?
- Pewnie do Grillby's Place.
- EKSTRA! - wydarła się tak głośno, że okrzyk odbił się boleśnie o bębenki Fela.
- Błagam, nie krzycz w kanałach - poprosił, próbując sobie odetkać ucho.
- Ekstra! - powtórzyła półszeptem.
Felix westchnął i zapalił latarkę w telefonie. Oby nie stracił na zaufaniu właściciela, gdy przyprowadzi mu pod ladę bombę soniczną.
- Nie wiedziałam, że pieskowi tak się nastroszą włosy, gdy mnie dotknie... - tłumaczyła się Cup w drodze do domu.
- Wiesz, że to nie twoja wina? - zauważył Felix. Nawet nie był zły. Może i ostatecznie nic nie zjadł, ale niecodziennie widzi się pudla kopniętego prądem. - Sam do ciebie zaczął, więc miałaś prawo się bronić. Zasłużył sobie.
- Ale ja nic nie zrobiłam! Tylko się schowałam...
Ćwiek zaśmiał się cicho. Ostatecznie wypad z Hiccup na miasto przyniósł jakiś plus: zobaczył jej systemy obronne w akcji, zanim sam nieopatrznie je uruchomił. Biorąc pod uwagę fakt, jak łatwo byle pudel sprowokował szok elektryczny, przypadkowe kopnięcie prądem Fela, Sylve lub kogokolwiek innego (ale najprędzej chyba właśnie tą dwójkę) byłoby tylko kwestią czasu. Na szczęście nie był to śmiertelny ładunek - pies przeżył, ale najprawdopodobniej do końca życia będzie się bał piłek jego wielkości. Oczywiście Australijczyk mimo wszystko dostał na jakiś czas zakaz zbliżania się w okolice pubu, zwłaszcza w towarzystwie jakiegokolwiek robota.
- To odruch bezwarunkowy? - zapytał, równocześnie zatrzymując Czkawkę przed wjechaniem na pasy na czerwonym świetle. Co zabawne, po drugiej stronie ulicy na tych samych światłach czekała właścicielka poszkodowanego pudla, z nadal dygocącym psem. Dostrzegając hakera chyba zdecydowała się przejść przez drogę nieco dalej.
- To znaczy? - zapytała dziewczyna. Światła zmieniły się na zielone i ruszyli w tłumie ludzi. Kulisty robot całkiem nieźle torował drogę.
- ,,Bezwarunkowy" czyli taki, o którym nawet nie myślisz, że go robisz - zaczął wyjaśniać. - Nie zależy od ciebie i możesz właściwie zapomnieć o jego istnieniu. Coś jak oddychanie, albo mruganie.
- Mruganie jest bezwarunkowe?
- Nooo... tak. A co, ty mrugasz tylko na życzenie?
- Tak.
- Dobra, nieważne. Rozumiesz o co mi chodzi z tym prądem?
Cup zamyśliła się, stukając metalową łapką o panel zastępujący jej usta.
- To chyba bezwarunkowe. Dzieje się tak zawsze, gdy zmieniam postać w samoobronie - odpowiedziała.
- Ale jazda! - Felix zatrzymał się, uświadamiając sobie coś. - Wiesz co to znaczy?
- Co? - Hiccup spojrzała na niego do góry wzrokiem ciekawego dziecka.
- Jesteś jak tajna agentka!
Robot zamrugał kilka razy, absolutnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Popatrz tylko - chłopak zaczął wyliczać na palcach. - Znasz kilkanaście języków, potrafisz przechowywać nienormalną ilość danych naraz, masz samouczące się oprogramowanie i przeuroczą obudową odciągającą uwagę. A teraz na dodatek okazuje się, że masz wbudowany paralizator, czyli, jakby nie było, broń. Może wcale nie zbudowano cię jako sekretarkę... - Ćwiek przyklęknął i nachylił się konspiracyjnie. - Ale jako SZPIEGA.
- Poważnie? - zdziwił się robot.
- Oczywiście to tylko teoria. Nie ma czym się jeszcze ekscytować - powiedział szybko, wstając i idąc dalej w dół ulicy. - JEDNAKŻE to całkiem prawdopodobne. Potrafisz jeszcze inne ciekawe rzeczy?
- Potrafię krzyknąć tak, że ludziom wycieka krew z uszu.
Felix wzdrygnął się mimowolnie. Cup powiedziała to przeraźliwie naturalnym tonem, na dodatek z tym swoim wiecznie pozytywnym wydźwiękiem. Mając w pamięci Lśnienie i Smętarz dla zwieżaków, haker miał nieprzyjemne skojarzenia z uroczymi dziećmi mówiącymi straszne rzeczy.
- To chyba też możemy zaliczyć do kategorii ,,Arsenał"... - stwierdził. - Twoja powłoka wygląda na całkiem mocną... potrafi znieść ostrzał z broni maszynowej?
- Światełka! - dziewczyna zatrzymała się gwałtownie.
- Cupcake, to chyba najbardziej wymijająca odpowiedź jaką w życiu słyszałem. Powiedz po prostu ,,tak" albo ,,nie".
- Nie, patrz tam! Światełka na ścianie! - metalowa rączka pokazywała na szklaną ścianę budynku nad głową Felixa.
Obrócił się w tamtą stronę, nie do końca rozumiejąc o co chodzi nowej przyjaciółce.
- No tak: neonowe oświetlenie - zgodził się. - Ale ono działa tylko w nocy.
- Ruszało się!
- Ruszało? - powtórzył chłopak, powoli zaczynając się martwić.
- Tak! Świetlisty ludzik szedł po ścianie i zniknął za rogiem!
Zapadła niemal minuta całkowitej ciszy. Ćwiek tylko patrzył w ledowe oczy, zastanawiając się, czy Cup byłaby zdolna do wykręcania mu numerów. Po chwili przypomniał sobie o tym, że niecałą godzinę temu bez namysłu podpiął ją do komputera i grzebał w jej plikach. Może jednak coś zepsuł?
- Wiesz, to chyba moja wina - powiedział przepraszającym tonem. - Cholera, mogłem jednak pomyśleć zanim...
- ON. TAM. BYŁ - uparła się dziewczyna. - Zresztą chodź, pokażę ci! - chłopak nie zdążył wypowiedzieć słowa sprzeciwu, zanim usłyszał złowieszczy, niepowstrzymany szelest kółka na chodniku i protestujące głosy potrącanych przechodniów.
No i pięknie, pomyślał Australijczyk zrywając się do biegu. Tak jakoś spodziewał się, że dojdzie do takiej sytuacji. Do tej pory miał jednak cichą nadzieję, że porażony pudel to koniec niespodzianek ze strony Hiccup.
Zniknęła mu z oczu właściwie w tej samej chwili, w której wpadła w tłum ludzi. Była tak niska, że wypatrzenie jej na ulicy podczas godzin szczytu graniczyło z cudem. Fel nie miał pojęcia, czy nie skręciła w którąś z bocznych uliczek, czy może pruła jak lodołamacz przez główną. W którymś momencie po prostu zaufał swoim oczom, pewnym, że widziały coś małego zmieniającego kierunek i zszedł z alei w ciasne przejście między budynkami. Wypadł na małe podwórko między blokami i tam się zatrzymał. Osiedle. No to świetnie - tutaj już jej na pewno nie znajdzie. Po chwili jednak przypomniał sobie jak bawiła się z Sylve w mieszkaniu Ichiro, odruchowo kojarząc to z dziećmi na placu zabaw przed nim. Jeśli faktycznie tu skręciła, to może ściągnęła uwagę dzieciarni? W takim wypadku powinna zapomnieć o świetlistym ludku, zaaferowana nowymi kolegami i koleżankami.
Zdecydowany już miał ruszyć na poszukiwania, gdy zauważył, że o ścianę niedaleko niego opiera się jakiś facet. Nie byłoby to takie dziwne, gdyby koleś się na niego nie gapił, jakby otwarcie zwracał na siebie uwagę.
- Dzień dobry? - zaczął niepewnie Ćwiek. Kątem oka próbował wyłapać, czy w okolicy nie ma podobnych typków. Może wpadł na teren jakiejś osiedlowej szajki?
Facet nie wydawał się agresywny, chociaż wyrazu jego twarzy nie szło bezbłędnie określić.
- Zgubiłeś robota? - zauważył. - Tego od pudla.
- Heh, najlepszym się zdarza... czekaj, śledziłeś nas od pubu?
- Ćwiek? - zapytał wprost.
- Zależy kto pyta - chłopak zmrużył oczy podejrzliwie. W jego mózgu zapaliła się czerwona lampka. - Wąskie grono osób mnie tak nazywa...
- Jestem... od znajomego - odpowiedział sztywno mężczyzna. - Wspólnego znajomego - dodał.
- Wspólnego...? - Felix szybko zmierzył go wzrokiem, starając się dopasować obcego do jakiegokolwiek ze swoich znajomych.
W pierwszej kolejności przyszli mu na myśl Jäger i Erro - koleś wyglądał mu na najemnika ich pokroju, a większość ludzi z takiego otoczenia znała siebie nawzajem, choćby i z przezwiska. Może usłyszał gdzieś, że Szczury zaczęły rekrutować byłych wojskowych? Oczywiście haker nie był na tyle naiwny, by obstawiać tylko to wyjście. Takowych mogło być mnóstwo i wszystkie równie prawdopodobne.
Co by zrobiła Fera? Pewnie trzymałaby rękę na glocku i próbowała go najpierw przegadać. Dan? Na pewno nie zadawałby pytań. Kasumi? Pfft, mogłaby zrobić wszystko - i tak w ciągu sekund wspięłaby się na najbliższy dach. Sylve...? Głupie pytanie. Ćwiek nagle uświadomił sobie, jak bardzo był bezbronny. Co przy sobie miał? Telefon komórkowy zdolny włamać się do miejskiej sieci energetycznej, ale czy uratuje go to przed kulą, nożem, albo nawet i gołymi rękoma, gdy potencjalny napastnik stoi dwa metry dalej? Felix był Felixem. Najlepiej czuł się na swoim stanowisku, z którego potrafił kontrolować absolutnie wszystko. W terenie, bez Leviego albo Kas, był bezbronny.
Ale nie był głupi. I aktualnie m i a ł sojuszników w terenie. Na przykład cyborga, który wybrał się na przechadzkę kilka godzin temu i prawdopodobnie nie miał nic lepszego do roboty. Pozostało tylko zawiadomić go w taki sposób, by nie sprowokować nikogo do zbędnej agresji...
- Chodzi o nabór? - zapytał.
Przez chwilę nieznajomy wydawał się zaskoczony tym pytaniem. Czyżby Fel wszedł mu w słowo? Zaryzykował i zaczął kręcić dalej:
- Jesteś od tego Niemca? Pewnie już się rozeszło, że dla nas pracuje.
- Nie kojarzę żadnego Niemca - przyznał facet. Mówił niezbyt pewnie. - Ale tak, jestem zainteresowany naborem.
- Świetnie! - Ćwiek klasnął w dłonie zadowolony. - Tylko... jest problem.
Obcy uniósł brew pytająco.
- Nie jestem u władzy, jak się pewnie domyślasz - wyjaśnił. - Nie mogę sobie od tak sprowadzać do bazy każdego, kto mnie rozpozna na ulicy. Jednakże nie bój się, da się to załatwić. Mogę ci załatwić spotkanie z górą od zaraz. Co ty na to?
- Z górą, mówisz? - mężczyzna zmrużył podejrzliwie oczy. - Masz na myśli Strzygę?
- A i owszem. Jest właśnie na mieście - Fel kiwnął głową potakująco. - Aczkolwiek nie wszyscy lubią gadać akurat z nią...
- Boją się?
- Możliwe. Ty nie?
Wzruszył ramionami. Czy wszyscy umówili się, by w przypadku Fela unikać jednoznacznego tak/nie?
- Cóż, skoro to dla ciebie żaden problem - zaczął haker, nadal pewny, że zaraz wszystko trafi szlag - to zadzwonię do niej. Pozwolisz?
Po prawie pół minuty niepokojącej ciszy otrzymał w odpowiedzi powolne skinienie. Wyciągnął więc telefon i uniósł kciuk w górę. Chyba nigdy wcześniej tak bardzo nie cieszył się z faktu, że jego twarz zakrywa maska.
- A tak w ogóle, to jak mam cię przedstawić? - zapytał jeszcze, zanim Daniel odebrał.
- Chien - odparł krótko jego rozmówca.
- Ooookej - zgodził się chłopak. Wtedy skończył się dźwięk oczekiwania i bez wahania wypalił: - Fera! Hej! Jesteś może jeszcze na mieście?
- Fel, czy ty znowu pomyliłeś numery? - odpowiedział cyborg.
- A bo widzisz jest sprawa... - grał dalej chłopak. - Wpadłem na mieście na niejakiego ,,Chiena"... kojarzysz może, czy nie mieliśmy go na liście potencjalnych rekrutów?
- Felix...?
- A bo pyta się, czy mógłby dołączyć. Jak dla mnie to nowa twarz większej różnicy nie robi, ale nie wiem, czy mogę gościowi ufać... mogłabyś z nim sama pogadać?
Dan nie odpowiedział. Australijczyk jednak doskonale wiedział, że pilnie słucha, rozumiejąc już, o co chodzi.
- Park Architektury? Świetnie! - kontynuował chłopak. - Będziemy tam za pięć minut, na tych osiedlach zawsze się gubię. No to na razie!
Rozłączył się, czując w duchu niejaką ulgę. Przynajmniej jedna nie tak bezbronna osoba wiedziała, gdzie go mniej więcej szukać. Pozostało teraz dotrzeć do Parku Architektury w jednym kawałku... i mieć nadzieję, że Hiccup nic się nie stanie do wieczora. Wybacz, mała, pomyślał chłopak, ale właśnie walczę o życie.
- Idziemy? - zapytał Chien. Całe szczęście, bo haker nie był pewien, czy miałby siły to z siebie wykrztusić. Kiwnął więc tylko głową i sam ruszył przodem z powrotem w kierunku głównej ulicy. Oby tylko jego życie było cenniejsze dla tego gościa, niż wydawało się jemu samemu...
Chien? Dziwne to, wydumane i ogółem naciągane, ale nie miałam pomysłu *^*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz