- Ale dlaczego ja?! > <
Oburzenie Felixa, jakkolwiek świetnie by nie zostało przedstawione, Daniela nie poruszyło w żaden sposób.
Cyborg wrócił po dwudniowej niemal nieobecności, prawdopodobnie w środku nocy. Nikt tego oczywiście nie zauważył, chyba nawet Fel odpuścił sobie stanie (czy też siedzenie) na posterunku. To przynajmniej tłumaczyłoby nerwową reakcję Freyi, która wchodząc rano półprzytomna do salonu zauważyła obcego jej, półmetalowego faceta dopiero wtedy, gdy ten rzucił ,,Dzień dobry". Dziewczyna rozbiła przy okazji kubek z kawą, budząc psa Savy, a ten pobudził resztę. Kasumi słysząc o szóstej rano ujadanie zachwyconego kolejną nową osobą Mordziocha, po prostu zakryła głowę poduszką.
Nie mogła jednak długo udawać, że dalej śpi. Zupełnie jak poprzedniego dnia, ćwiekowany dobry przyjaciel nie mógł pozwolić, by Feniks się rozleniwiła. Tym razem jednak miał co do tego zgoła inny powód niż wysyłanie jej na sparingi z gigantami. Jakby nie było, to ona miała mu przedstawić Ichiro.
Ale wracając do wspomnianego na początku oburzenia...
- Przecież ty jesteś prawą ręką Fery! - kontynuował wywód haker. Kasumi jedynie siedziała przy stole mieszając bezwiednie kawę i obserwując rozmowę między starszymi stażem Szczurami.
- Wolnego - zaoponował Dan, skupiając się na rozmowie jedynie połowicznie: pozostałą część swojej uwagi poświęcał na sprawdzaniu ostrości swojego ekwipunku. - Ja tylko umiem się dobrze bić. Z naszej trójki to TY jesteś geniuszem...swego rodzaju.
- A kto załatwił sprawę z Ifryt?
- A co to ma do rzeczy? Gdybyś ty na nią trafił, ty musiałbyś się z nią targować - Dan wzruszył ramionami, w końcu wsuwając oglądany po raz setny nóż do pochwy na udzie.
Kas mimowolnie parsknęła śmiechem, ściągając na siebie uwagę. Szybko odchrząknęła i wzięła łyk kawy. Jakoś nie miała ochoty dzielić się swoimi przeczuciami co do tego, jak wyglądałaby rozmowa między Felixem a królową czarnego rynku. Australijczyk ostatecznie nie skomentował jej reakcji i wrócił do tematu:
- Dobra, podejdę do tego inaczej: dlaczego nie pójdziesz? Choćby jako przyzwoitka.
- Mam własną robotę, którą zdążyłem spaprać - odparł cyborg.
- Ty coś ,,spaprałeś"... - powtórzył haker, nie do końca dowierzając. - Niby kiedy?
- Gdy pozwoliłem Ferze zniknąć z radaru - mężczyzna po raz ostatni sprawdził czy rękojeść katany dobrze ląduje w wyciągniętej dłoni i ruszył w stronę drzwi.
- Czekaj, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, Dan-san - wtrąciła się Kasumi. Fox obrócił głowę w jej stronę. - Czy aby na pewno mówimy o tej samej Ferze?
- Poszła szukać Katony - odpowiedział, jakby to wszystko tłumaczyło. - Nie chodzi mi o JEJ bezpieczeństwo.
Po tych słowach wyszedł. Na dźwięk zamykanych drzwi Sylve wychylił głowę z kuchni.
- Kto ruszył w świat? - zapytał.
- Dan = = - odparł ze zrezygnowaniem Felix. - Zostawił mnie sam na sam z byłym członkiem yakuzy.
- W sensie, z Kasumi? - francuz wszedł do salonu i wbił podejrzliwy wzrok w Fuchicho. - Czego ty nam nie mówisz, co?
Zanim kobieta zastanowiła się nad odpowiedzią, jej uwagę zwrócił strój Berthiera... a konkretnie fartuch ze nadrukiem trójki śpiących szczeniąt. Znowu powstrzymała wybuch wesołości - pełna powagi postawa Leviathana wyraźnie kłóciła się z uroczym wizerunkiem. Za to pozbawiony podobnego taktu Fel nie wytrzymał i po prostu się roześmiał. Francuz spojrzał na niego z ukosa.
- Coś panu przeszkadza, panie Kolczatko? - zapytał.
- Skądże ^ ^" - chłopak uspokoił się. - Co w ogóle robisz? - przy pytaniu wskazał na fartuch.
Sylvain spojrzał na siebie i wzruszył ramionami.
- Jeszcze nic - odparł. - Ale zaraz na pewno coś wymyślę.
- Dlatego chodzisz w fartuszku? - Kas uśmiechnęła się lekko.
- Jeszcze znajdę dla niego zastosowanie, zobaczycie! - poprzysiągł unosząc ku niebu pięść. Przez chwilę stał tak w zupełnej ciszy, aż w końcu zmienił temat, jakby nigdy nic: - To o co właściwie poszło?
- Kasumi znalazła przypadkiem swojego starego znajomego, który zaproponował nam współpracę...a przynajmniej tyle z tego rozumiem - zaczął Fel siadając na kanapie. Kobieta odkaszlnęła znacząco przy słowach ,,stary znajomy". - Poprosił o spotkanie z ,,przedstawicielem Szczurów"...
- I tym przedstawicielem jesteś ty? - odgadł Sylve.
- Tia... > <
- No to świetnie! - wypalił mężczyzna. - Kiedy idziemy?
- Hej, hej! - wtrąciła się Zila. - Nie potrzebujemy całego komitetu powitalnego.
- Ale troje to jeszcze nie tłok - Levi założył ręce na piersi.
- Wiesz, Sylve... jest chyba jeszcze jedna sprawa... - stwierdził Ćwiek niezbyt pewnie.
- Mianowicie?
- Czy... wszystko tam u ciebie w porządku? - chłopak wskazał na swoją głowę, jakby bojąc się ująć swoje słowa bardziej wprost. - Wczoraj zachowywałeś się dość... dziwnie.
- Co masz... ah, to! - Sylvain zaśmiał się krótko, co wcale nie uspokoiło pozostałych. - To tylko mój kulawy mózg. Jeszcze nie doszedł do siebie po POSTRZALE W ŚRODEK CZOŁA - ostatnie słowa wyraźnie zaakcentował podnosząc ton głosu.
- Died Maroz wyszedł wczoraj koło pierwszej w nocy - przypomniał mu haker.
- Jego szczęście. Nie lubię jak się mnie tak bezpardonowo zabija... Znaczy pardonowo też nie za bardzo - dodał, w razie gdyby podobny pomysł zaświtał w głowie Kasumi lub Felixa.
- Czyli nie odbije ci przy Osoku? - upewnił się haker.
- Jakim soku?
- Uznajmy to za ,,tak" - rzuciła z rezygnacją Kas wstając. - Im dłużej siedzimy nad tym tematem, tym bardziej nie mam ochoty tam iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz