Semira uważnie przysłuchiwała się każdemu słowu wypowiadanemu przez
Szwedkę. Równocześnie starała się nie sprawiać wrażenia zbytnio
zainteresowanej. Nie chciała mylnie sugerować, że Joan ma ją w garści.
Błękitna kobieta mogłaby poczuć się w związku z tym aż zbyt pewnie. Poza tym i
tak o wiele zabawniej było obserwować starania Martin, gdy ta zupełnie
nieświadomie zabiegała o przychylność Meraffe. Oczywiście Ginewra była
kimś, kto miał swoją godność, więc ani myślała celowo walczyć o uwagę
Ifryt. Praktycznie rzecz ujmując miała już swoje stanowisko, a rozmowa o
pracę była jedynie zwyczajną formalnością; o czym obie doskonale
wiedziały. W końcu, gdyby Isati nie była zainteresowana postacią Joan
Martin, do spotkania nigdy by nie doszło. Semira z zasady nigdy nie
traciła czasu na rozmowy bez profitu. Mimo wszystko Ginewra, jak każdy
człowiek, któremu zależało na konkretnej posadzie, nie chciała wypaść
źle. Ludzka psychika niezależnie od tego, kim był człowiek, działała
bardzo podobnie. Przykładowo zwykle nikt nie chciał zawieść oczekiwań
względem swojej osoby u kogoś, kto miał władzę w danym miejscu. W tym
wypadku przychylność Semiry gwarantowała stałą posadę w jej imperium na
względnie wysokich stanowiskach, a kto wie, może i z unikalnymi
przywilejami. Szansa, którą dawała praca w Messiah Union bardzo często
lubiła wymuszać na niedoszłych pracownikach pewne stałe wzorce zachowań.
Ludzie przeważnie próbowali dać z siebie wszystko i pokazać się z jak
najlepszej strony. Nieistotne czy chodziło o swój własny, egoistyczny
sukces w drodze do kariery, czy może o chęć przypodobania się samej
Isati. Obie te strategie przynosiły na tyle dużo korzyści, by trafić do
stałej puli zagrywek Semiry, a jeśli ona sama była w centrum
zainteresowania - tym lepiej.
Nie tak dawno powiedziała pewnemu martwemu już człowiekowi, że kontrola
jest podstawą jej zaufania. Tylko czy mogła powiedzieć, że komukolwiek
naprawdę ufała? Owszem, miała Espena. Włożyła jednak wiele pracy w to,
by zaskarbić sobie bezwzględną lojalność tego człowieka. Zastała go jako
pomniejszego handlarza w jednej z mniej obrotnych dzielnic miejskich,
gdzie nawiasem mówiąc, marnował się okrutnie. Dała mu nowy, znacznie
większy dom, środki niezbędne do prowadzenia życia na poziomie
adekwatnym do przeznaczonego mu stanowiska. Espen nie tylko należał do
niej, bo zmuszało go do tego demoniczne działanie jej głosu. Był od niej
zależny znacznie bardziej. Dawno temu zadeklarował jej bezwzględne
posłuszeństwo w zamian za wszystko co mu dała i jak dotąd jego więź z
Meraffe tylko się pogłębiała. Nie było jednak w Messiah Union innego
człwowieka, któremu poświęciłaby tak wiele czasu. Nie mogła więc ufać
żadnemu z nich. Do pozycji czy majątku Joan Martin także ręki nie
przyłożyła, stąd nie mogła mieć absolutnej pewności co do jej
lojalności. Tańcząca w ,,Venus" Ginewra była jej kompletnie obca i w
zasadzie żyła do tej pory niezależnie od wpływu Ifryt. Niebawem ten stan
rzeczy mógł ulec zmianie i dlatego odbywająca się rozmowa
kwalifikacyjna była aż tak ważnym elementem tej współpracy. Isati
potrzebowała realnego poglądu na osobę Joan, bo musiała dowiedzieć się z
kim ma do czynienia i jak ów spotkanie rozegrać, jednocześnie nie
zdradzając się z niczym, co nie było absolutnie niezbędne.
Semira Amsalu Mekbib już od chwili, gdy Joan przekroczyła próg jej
gabinetu zastawiała sidła. Wkrótce miały się one zacisnąć, lecz tylko
ona zdawała sobie z tego sprawę i tylko ona wiedziała, jakie wiążą się z
tym konsekwencje.
- Przejdźmy się - zaproponowała w pewnym momencie, gdy wyczerpała swój
zasób najważniejszych pytań. Przyglądała się Joan spod wdzięcznie
przymkniętych powiek, opierając podbródek na wierzchu dłoni. - Messiah
Union nie składa się wyłącznie z recepcji i mojego gabinetu.
Joan natychmiast zareagowała na nagłą zmianę tematu, posyłając Etiopce
uważne spojrzenie i zamrugała kilkukrotnie, zapewne zastanawiając się co
było przyczyną takiego stwierdzenia. Szybko się jednak zreflektowała
się, ani na moment nie tracąc swojego doskonale wypracowanego, pewnego
siebie uśmiechu. Przez cały czas starała się być maksymalnie otwarta i
szczera. Było to po niej widać już na pierwszy rzut oka. Isati widziała
jednak coś jeszcze. Joan nie była aż tak pewna swojego jak próbowała to
pokazać. Może i była odważną kobietą, która nie bała się konfrontacji z
innymi ludźmi - co do tego Semira nie miała najmniejszych wątpliwości -
lecz nie pozbyła się zupełnie pewnego zawahania, które wprawne oko Ifryt
bez trudu wyłowiło, pomimo zręcznych i błyskawicznych prób jego
zamaskowania. Wolała założyć, że przyczyną tej niepewności jest po
prostu nieznane Martin otoczenie. Poza tym rozmawiała przecież właśnie z
Meraffe, a ta celowo podkopywała jej odwagę, by przekonać się czy łatwo
ją zniszczyć i jeśli tak, co też może kryć się pod nią.
Etiopka podniosła się z fotela i obeszła biurko, zatrzymując się tuż
obok krzesła Joan. Nie odwracając głowy w stronę niebieskiej, posłała
jej uśmiech jednym kącikiem ust. Nawet wtedy nie spuszczała z niej
wzroku, choć przecież widziała ją jedynie kątem oka. Położyła dłoń na
ramieniu Joan. Gest ten pozornie miał dodawać otuchy, lecz dotyku Isati
prawie nigdy nie dało się zinterpretować w ten sposób. Stąd Ginewra
spięła mięśnie, nagle zaniepokojona takim obrotem spraw. Ludzie
przeważnie nie lubili być dotykani przez demony. Tyczyło się to też
kontaktów z demonami-mieszańcami, których Semira była chlubnym
przykładem.
- Zwykle nie zajmuję się oprowadzaniem nowych twarzy po swoim domu,
Joan. - Ifryt celowo użyła imienia kobiety. Imię, podobnie jak
wcześniejszy dotyk, miało w sobie moc. Budowało pewną zależność.
Sidła z wolna się zaciskały.
- Swoim domu? - podjęła Martin i również wstała, zmuszając Meraffe, by zabrała rękę.
- Messiah Union może i nie wygląda jak prawdziwa rezydencja - przyznała
Ifryt, bez cienia zakłopotania czy wstydu. Jej twierdza w żadnym
wypadku nie była powodem do odczuwania zażenowania. - Aczkolwiek mam
tutaj dla siebie całe piętro. Nawet jeśli niewielu potrafi uwierzyć w te
pogłoski. Lepiej dla mnie, gdy nikt nie próbuje mnie nachodzić we
własnym mieszkaniu.Celowo zdradziła Joan niemalże dokładne miejsce swojego zamieszkania. Plotki zmyśliła - wszyscy, którzy także spędzali nadmiar wolnego czasu w murach Messiah Union, wiedzieli, że cesarzowa mieszka na stałe w swojej twierdzy. Ginewra miała jednak uwierzyć, że Ifryt zdradziła jej swój sekret. Tajemnice najlepiej spajały dwóch ludzi. Lepiej nawet niż najbardziej wiążące umowy i deklaracje. Joan nie musiała wiedzieć o tym, że pozyskana przez nią informacja nie ma większej wartości - liczył się sam fakt podzielenia się sekretem. W końcu czego czy istniała bardziej przekonująca dla informatora waluta niż tajemnica?
- Z oczywistych względów nie mam zamiaru zapraszać cię do moich pokoi. Cenię sobie prywatność - oznajmiła niby niezbyt twardym tonem.
- Rozumiem, pani Mekbib.
Obie kobiety ramię w ramię opuściły gabinet Isati, nie trudząc się pozdrawianiem znudzonej recepcjonistki u jego progu. Espen, doskonale świadom swojej mało zauważalnej (skoro przez cały czas trwania pierwszej części dialogu udało mu się praktycznie stać niewidzialnym), a przez to i niezmiernie ważnej roli dołączył do nich. Trzymał się jednak w stosownej odległości od kobiet. Gdyby Isati zadała sobie trud należytego przedstawienia go oficjalnie już na początku rozmowy, mógłby iść ramię w ramię z Joan i Ifryt, służąc słowem wyjaśnienia od czasu do czasu. Semira jednak pominęła jego obecność, a zatem wywnioskował, że z pewnością nie jemu przypadła rola przewodnika. Był w tym wypadku ledwie obserwatorem i notował wszystkie swoje nawet najmniej ważne spostrzeżenia. Zapisywał też każde kluczowe dane padające z ust Szwedki. Nie wierzył, by Ifryt potrzebowała później jego notatek. Semira wszystkie szczegóły działalności Messiah Union nosiła we własnej głowie i nie potrzebowała zapisków jej asystenta. Wiedziała przecież więcej niż Espen, a przecież nie było lepiej poinformowanej osoby od niego. Notował więc wyłącznie dla siebie i ze względu na fakt, że pewnym było, że jemu samemu przyjdzie nauczyć się chociaż najbardziej podstawowych informacji na temat Ginewry. Espenowi nie wypadało czegoś nie wiedzieć.
Semira tymczasem szła swobodnie korytarzem, prowadząc z Joan luźną pogawędkę. Nie trzeba było jednak większych zdolności, by dostrzegać czujny błysk rozświetlający jej bordowe tęczówki. Uśmiech, który przywołała na twarz również nie stracił swojej charakterystycznej drapieżności, upodabniając Semirę do wspaniałej lwicy, przechadzającej się po swoim terytorium. Nie siliła się na przesadnie dbałe ukrywanie swoich prawdziwych intencji - Joan z pewnością była świadoma wszelkich prób, którym bez przerwy była poddawana, a których nie potrafiła dostrzec. Wobec tego ukrywanie prawdy było w tym wypadku daremnym wysiłkiem. Meraffe nie pozostawiała informatorce większych złudzeń.
- Messiah Union, chociaż w całości należy do mnie - oznajmiła po drodze, gdy temat rozmowy zszedł na konieczność stosowania podwójnych wind - musiało zostać podzielone na dwie odrębne części, które nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Moje imperium, choć bez wątpienia rozległe, opiera się głownie na gęstej sieci ludzi pracujących w terenie, a więc ścisłe centrum - serce imperium - nie zajmuje aż takiej przestrzeni, by wypełnić cały ten budynek. Nie przepadam jednak za marnowaniem miejsca i potencjału, a ten wieżowiec ma dla nas wszystkich szczególne znaczenie. Stąd też górne piętra wieżowca dokładnie odcięto od tych, które zajmują moi ludzie i przeznaczono je pod wynajem. Teraz ma tam swoją siedzibę jedna z nowo rozwijających się na terenie Megalopolis firm...
- Horne's Jewellery, jeśli nic się nie zmieniło od ostatniego przelewu - wtrąciła przechodząca obok blondynka, zapatrzona w ekran czytnika i nawet nie zwalniając kroku, skręciła w odchodzący w lewo korytarz.
- To dobrze rokująca firma, ze znacznym kapitałem. Dochód płynący z ich czynszu wystarcza na zupełne pokrycie wszystkich potrzeb budynku. Poza tym stanowi doskonale legalną przykrywkę dla podziemnego działania Messiah Union. Tym lepiej dla nas, jeśli robią to zupełnie nieświadomie.
- W ten sposób utrzymuje pani wszystkie podejrzenia z dala od tego miejsca - odgadła Martin, a w tonie jej głosu zadrgała pełna uznania nutka.
- Najprostsze rozwiązania często bywają najlepsze - Semira wzruszyła ramionami, nie spuszczając z Joan wyjątkowo nieruchomego spojrzenia na które zdobyć mogła wyłącznie ta mniej ludzka strona natury Ifryt. - A zmieniając temat... Co może o mnie myśleć tak niezrównana informatorka jak ty, Joan?
- Chodzi o plotki, które krążą na pani temat czy też o moje zdanie, pani Mekbib? - dopytała Ginewra, kupując sobie dodatkową chwilę na zastanowienie się.
- Może o obie kwestie? - odpowiedziała pytaniem Meraffe.
Sidła właśnie zacisnęły się do końca.
Joan? Ja wiem... Nie dość, że nic się nie dzieje to jeszcze dziwnie urwane. Zła wena mi tak podpowiedziała > <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz