Obawiała się, że padnie to pytanie. W normalnych rozmowach o pracę temat raczej nie schodził w okolice osobistych przemyśleń kandydata, ale już po przestąpieniu progu Messiah Union kobieta powtórzyła sobie kilkakrotnie, by nie dać się zwieść. Semira stanowiła wręcz podręcznikowy przykład femme fatale: była niesamowicie piękna, inteligentna i, przede wszystkim, naprawdę niebezpieczna. Joan nie miała czego ukrywać - Mekbib imponowała jej jak żadna inna kobieta w Megalopolis, a prowadzona przez nią do tego momentu gra, nieuchronnie zmierzająca ku finałowi, tylko podbudowała to wrażenie. Martin w tym momencie po prostu chciała dla niej pracować. Chciała się uczyć od najlepszej manipulatorki na tej wyspie... i boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, że dostała tylko jedną jedyną szansę, którą mogła zaprzepaścić właśnie tym pytaniem.
Pytania osobiste miały pewien urok - tylko dzięki nim człowiek jest w stanie poznać prawdziwe oblicze drugiej osoby. Rekrutujący mógł pytać o suche szczegóły jak dotychczasowe doświadczenie, czy preferowane godziny pracy. Ale zadając pytanie natury osobistej, o opinię na jakiś temat, miał okazję zobaczyć przepytywanego takim, jakim jest naprawdę, nawet jeśli będzie kłamał jak z nut. Przede wszystkim mało osób w ogóle spodziewa się usłyszeć pytania tego rodzaju, toteż naturalną koleją rzeczy wyrażą zaskoczenie, jedni bardziej wyraźnie, a inni wręcz niedostrzegalnie. Joe nie była wyjątkiem. Wszak była jedynie człowiekiem, na dodatek przebywającym w póki co obcym sobie terenie. Nie miała zielonego pojęcia jakie do tej pory wywarła na Semirze wrażenie, jeśli w ogóle jakiekolwiek istniało - nie potrafiła odczytać intencji Etiopki, co jej się cholernie nie podobało. Nienawidziła niepewności. Nie wiedziała, czy ta cała przechadzka po ,,włościach" Królowej miała jakikolwiek sens, bo równie dobrze mogła zepsuć wszystko już w gabinecie i o tym nie wiedzieć.
I nagle uderzyła ją ironicznie pokrzepiająca świadomość, że ostatecznie nie miała żadnej władzy nad obecną sytuacją. Z pozoru może nie brzmieć to pozytywnie, ale jednak Martin dopiero w tej chwili poczuła się naprawdę spokojnie. Skoro i tak nie miała władzy nad katem, może po prostu pogodzić się z losem. Po co walczyć z prądem morskim, gdy cały ocean jest twoim domem?
Nad odpowiedzią i tak musiała się zastanowić. Istniała szansa, że już nigdy więcej nie stanie twarzą w twarz ze swoją idolką, więc nie mogła się teraz po prostu wygłupić. Plotki, plotki... owszem, słyszała wiele. Głównie od pomniejszych handlarzy i paru najemników. Niektórzy nawet utrzymywali, że mają u Ifryt stałą posadę, w co po chociaż szczątkowym poznaniu Semiry Joan mogła wątpić. Jedna plotka brzmiała na pierwszy rzut oka niedorzecznie, ale teraz... Ginewra nie była już niczego pewna.
Zdała sobie sprawę, że cisza przeciągnęła się już trochę za długo, podczas gdy ona tylko zaciskała wargi w namyśle.
- Jeśli chodzi o Semirę Amsalu Mekbib - zaczęła, mówiąc to w miarę swobodnym tonem, jakby nie rozmawiała z Isati. - To bez wątpienia kobieta sukcesu. Wielu mężczyzn pewnie marzyłoby o takich LEGALNYCH wpływach w mieście, nie wspominając już od drugiej stronie medalu. Już w tym momencie ma sporą władzę, a nawet nie stoi blisko granicy możliwości. Człowiek jest stworzony by sięgać po horyzont... ale Ifryt mogłaby sięgnąć jeszcze dalej.
Semira zwróciła uwagę na swój pseudonim. Uśmiechnęła się drapieżnie. Dopiero teraz zaczynała się wypowiedź, której oczekiwała.
- Słyszałam to i owo - kontynuowała Joan. - Fakt, że pod powierzchnią Messiah Union rozciąga się istne czarnorynkowe imperium dawno przestał być plotką, bo wie o tym już każda szanująca się grupa przestępcza oraz osobne jednostki. Co więcej, wielu chciałoby czerpać z tego korzyści, stać się częścią wielkiej machiny. Ale są i tacy, którzy się tej wizji boją, bo przeraża ich sama osoba Ifryt. Przydomek podobno nie wziął się z niczego... istnieją ludzie wierzący, że słynna Etiopska Królowa naprawdę jest demonem.
- Czyżbym słyszała wahanie? - Isati nie kryła satysfakcji. - Niewierząca, prawda?
- Powstałam w probówce. Żadna znana mi religia nie popiera tego na równi z homoseksualizmem - Martin wzruszyła ramionami. Nie zdradziła jakiegoś niesamowitego sekretu. W tych czasach podobna informacja nie mogła jej wyrządzić większej szkody... co najwyżej ponownie nakręcić sąsiadki. Mimo wszystko dostrzegła kątem oka, że asystent Semiry i to zanotował.
- Co więc ateista może sądzić o demonie przechadzającym się po ulicach najlepiej rozwiniętej metropolii na świecie? - zapytała Mekbib. Musiała się świetnie bawić słuchając plotek na swój temat. Trochę jak Szwedka, gdy słucha pogłosek na własny temat, tylko że w większym kalibrze.
- Zbierając informacje na jakiś temat zawsze sugeruję się przesłuchiwanym. Otoczenie w jakim się obraca, religia i poglądy mogą mieć wpływ na wiarygodność jego słów. Dla przykładu, sporo owych plotek o demonie w Messiah Union usłyszałam od muzułmanów. Ale kiedy zaczęły się powtarzać w przypadku tak zwanych ,,wierzących wątpiących", zrobiłam się nieco bardziej podejrzliwa.
Czuła na sobie hipnotyczne spojrzenie. Nie musiała odwracać wzroku od panoramy miasta za oknem, by wiedzieć, że uśmiech na ustach Isati stał się jeszcze bardziej niepokojący.
- A mimo to przyszłaś - zauważyła.
Joan odwróciła wzrok w jej stronę, również się uśmiechając.
- Przynajmniej potwierdziłam swoją teorię, pani Mekbib - odpowiedziała. - Nie ma nic gorszego od niewiarygodnego informatora.
Zapadła chwila ciszy, podczas której obie wpatrywały się w miasto. Joe miała przeczucie, że to chyba już wszystko, bo o czym więcej mogłyby rozmawiać? Powiedziała już wszystko, w przeciwieństwie do Ifryt, która oczywiście nie zamierzała zmieniać takiego stanu rzeczy.
- Dziękuję za rozmowę - powiedziała w końcu Semira, ruszając powoli w kierunku wind. Joe szybko do niej dołączyła.
- To chyba ja powinnam pani dziękować - odparła Gina.
- Jeszcze się przekonamy, Martin - Isati dała znać swojemu asystentowi, żeby poszedł przodem i wezwał windę. To zdecydowanie był koniec odwiedzin. - Mam rozumieć, że w razie potrzeby stawisz się na czas w odpowiednie miejsce?
- Nie jestem idealna, ale przynajmniej punktualność sobie cenię.
- Doskonale - Mekbib uśmiechnęła się po raz ostatni.
Gdy dotarły do recepcji przed biurem, winda już czekała. Wysoki blondyn zaprosił gestem Joan do środka.
- Do zobaczenia, Joan - pożegnała się krótko Ifryt. - Mam co do ciebie spore oczekiwania. Lepiej, żebyś ich nie zawiodła.
Drzwi zamknęły się zanim Joe zdążyłaby ułożyć jakąś sensowną odpowiedź. Dopiero piętro niżej pozwoliła sobie głębiej odetchnąć, jakby Semira była zdolna ją jeszcze usłyszeć. A może i tak ją słyszała? Chociaż... jakie to miało teraz znaczenie? Martin uśmiechnęła się do siebie w matowym odbiciu w drzwiach. Chyba się udało. Naprawdę jej się udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz