piątek, 22 kwietnia 2022

[Felix CD Sylve] Żeby nie było nudno


        Charon i jej metalowy przyjaciel z problemami zniknęli już w pomieszczeniach gospodarczych Nory - Lena prawdopodobnie zdecydowała się odprowadzić Craiga do domu jednym z wielu podziemnych tuneli tworzących niesławny elizejski labirynt. Było to sprytne posunięcie z jej strony. Będąc kimś gabarytów bojowego cyborga raczej ciężko przejść ulicą bez bycia zauważonym, a jeśli Rosjanie faktycznie mieli coś do tego złotego olbrzyma, śledzenie go nie byłoby dla nich kłopotem. Co innego, gdyby mieli go szukać w tunelach. Nawaricz na pewno wiedziała o ich istnieniu (która z większych szych półświatka Czterech Miast o nich NIE słyszała?), nie miała jednakże nawet najmniejszego pojęcia, jak się w nich odnaleźć. Nie współpracowała z Norą, nie miała więc także wstępu do tuneli. Jej ludzie bali się zapuszczać zbyt głęboko nie tylko z obawy przed Charon, jej ludźmi lub ludźmi jej sojuszników - w tym Fery - ale także przed najzwyklejszym zgubieniem się w słabo oświetlonej plątaninie identycznych, ciasnych korytarzy. A w takim wypadku wpadnięcie na, przykładowo, członka Szczurów, który ma pełne prawo zastrzelić intruza na miejscu, jest bardzo prawdopodobne. Nawet więc jeśli zorientują się, że Craig spaceruje po mieście przez Norę z pomocą przewodniczki, zostawią go w spokoju zamiast ryzykować konfliktem z każdym członkiem przemytniczego węzła.
    Teraz jednak Feliksa naszła inna myśl: cyborg poprosił Szczury o pomoc. Ćwiek rzadko myślał o Ferze jak o kimś, do kogo można zwrócić się o coś takiego. I nie miał na myśli pomocy, jakiej udzielają sobie nawzajem znajomi po fachu (jakby nie było, był przyjacielem Fery już jakiś czas i nie miał większego problemu z poproszeniem jej o cokolwiek). Craig nie zwrócił się o pomoc do Strzygi, tylko do Szczurów. Przyszedł do gangu, który miał już na koncie wielokrotne niszczenie mienia publicznego, destrukcję kilku budynków oraz jednego z mostów zwodzonych w Shangri-La, idące za tym paraliżowanie ruchu ulicznego, pełen paraliż miasta przez całkowite odcięcie dzielnicy od prądu (osobiste osiągnięcie Ćwieka, którym zasłużył sobie na miejsce w Bazie), handel nielegalnymi substancjami, handel bronią, a teraz także kradzież własności wojskowej i zamordowanie kilkudziesięciu ludzi w przeciągu trzech dni. Fel myśląc o tym wszystkim czuł się nie fair wobec Craiga. Facet próbując wydostać się z jednego bagna wpakował się po pas w drugie. Oj tak, Fera na pewno mu pomoże. Czemu miałaby tego nie robić, skoro prosi ją o to emerytowany wojskowy cyborg? Okazja do kupienia sobie kolejnej destrukcyjnej zabawki właśnie zapukała do jej drzwi, tylko głupi by z tego nie skorzystał. Nawet Dan szczerze kiedyś przyznał, że jej poprzednik przyjął go do gangu tylko dlatego, bo nikt inny w mieście nie miał jeszcze czegoś takiego jak on. Czegoś. To słowo Felixowi, który miał szczęście być nazywanym przez Stalkera przyjacielem, wydawało się po prostu obrzydliwe. A jednak było w obiegu w Megalopolis od zawsze i do dzisiaj przedmiotowe mówienie o mutantach pokroju Kas lub cyborgach jak Dan czy Craig było całkowicie normalne...
    Z drugiej strony jednak, Craig przyszedł akurat do gangu, w którym prawą ręką Fery jest drugi cyborg, traktowany czasem poważniej od niej samej przez lata budowania reputacji, a większość jej osobistej ekipy stanowili właśnie mutanci i (z całym szacunkiem) inne dziwadła, które przestępczy półświatek traktuje niemal jak walutę. Owszem, Fel i reszta byli w rzeczywistości tylko pionkami rozgrywanymi przez Strzygę, jednakże mieli w tej grze coś do powiedzenia. Nie mówiąc o tym, że reputacja Szczurów zaczęła zmieniać się w drastycznym tempie, odkąd do wiadomości yakuzy dotarło, że dla „podupadłej bandy” pracują takie postaci jak córka Orochiego czy najlepszy snajper na wyspie. Mało tego - gdy wszyscy połączą kropki i zobaczą, iż Fera ma wsparcie Mekbib i Osoku, a cała ta czystka w szeregach yakuzy to też była robota Szczurów, każdy rozsądny znaczący gracz zacznie się bać o własne miejsce na planszy. Ile WTEDY osób przyjdzie do niej licząc na miejsce wśród Szczurów? Ile celebrytów przestępczego rynku zaoferuje jej współpracę? Wszyscy pomyślą, że każdy może liczyć na Strzygę i jej gang. I że każdy musi się z nimi liczyć.
    Czy w takim wypadku nie można powiedzieć, że Fera jednak w jakiś sposób pomaga innym? Na swój własny, pokręcony i nielegalny sposób?
    Przestań myśleć, Fel, zrugał się haker wracając do gotowego do malowania Changhe. Myślenie ci szkodzi.
    - Spitfire, co? - rzucił wesoło do Sylvaina, ostrożnie odrysowującego od szablonu wzór paszczy.
    Francuz, skupiony na swoim zadaniu, usłyszał go jakby dopiero po chwili. Spojrzał szybko na przyjaciela i uśmiechnął się szelmowsko.
    - Kto nie lubi klasyki? - odpowiedział, odrywając powoli pierwszy arkusz od poszycia śmigłowca.
    - Nie uważasz, że to trochę oklepane? - zapytał blondyn. - Że każdy zawsze maluje latającą machinę śmierci na wzór Spitfire’ów?
    - A czy każdy dodaje do palety barw bijący w oczy neon? - odparł pytaniem Sylve. Dla podkreślenia agresywnie zatrząsł puszką w sprayu, której niepokojący klekot poniósł się po prawie pustym parkingu.
    Felix uniósł ręce na znak, że nie ma więcej pytań.

         Praca nad nową twarzą Śmierci z powietrza zajęła im całe popołudnie. W międzyczasie ruch w Norze zmalał do typowego brakom dostaw minimum. Dwójka Szczurów nie zorientowała się ile czasu minęło, dopóki Charon nie przyszła z przyjemnie pachnącą siatką w ręku. Aromat jedzenia sprawił, że momentalnie przerwali robotę.
    - Głodni? - zapytała, niepotrzebnie zresztą. - Założę się, że nie zrobiliście sobie ani chwili przerwy odkąd wyszłam.
    - To ważny projekt, Elen! - bronił się Sylve. - Nie znam nawet dnia ni godziny-
    - Sobota. Ósma wieczorem - rzucił Felix, już wgryzający się w grillowaną kanapkę. W drugiej ręce trzymał telefon i odczytywał nawał wiadomości od Jekyll, prawdopodobnie dyktowanych jej nad ramieniem przez Ferę.
    Sylve odliczył na palcach.
    - Mamy całe CZTERY dni?! - obejrzał się na przyjaciela z wyrazem wręcz terroru na twarzy.
    - Wyrobimy się, spokojnie - zapewnił go Ćwiek i podał mu drugie ciepłe papierowe zawiniątko. - Wszyscy się tak szybko zmobilizowali do działania, że tak naprawdę nie pozostaje nam nic tylko pomalować śmigłowiec i czekać na efekty działań Kas, Piaska i Ifryt.
    Berthier porwał kanapkę z jego ręki tak szybko, że Felix aż się wzdrygnął zaskoczony.
    - WIEM, że się wyrobimy. Martwię się, co ja będę robić przez całe cztery dni czekania! - mężczyzna teatralnie klapnął na skrzynię. - Tyle podekscytowania i mam je trzymać CZTERY DNI. Nie można tak ludziom robić... - wymamrotał pod nosem.
    - Coś wymyślimy, Sylve. Przecież ty się nie umiesz nudzić.
    - A to to jest jawna dyskryminacja! Nudzę się szybciej niż ty!
    Z tym Fel nie mógł się kłócić. Zwłaszcza pamiętając ile ma roboty dziennie w trakcie większych operacji Szczurów. Jemu jednemu nuda na pewno nie groziła. Spojrzał w namyśle na Changhe, teraz pokrytego skrupulatnie rozplanowanymi kolorowymi plamami, tak, że oryginalna matowa czerń zajmowała może połowę powierzchni poszycia. Tak, to na pewno nie było zajęcie na kilka dni, a przynajmniej nie dla hiperaktywnego Sylvaina. Ale co by tu jeszcze można zrobić z rzeczy, które nie wzbudziłyby zbyt wielkiego podejrzenia i nie zepsuły tym przygotowań do starcia z Fujiyamą?
    Lena, do tej pory jedynie słuchająca dwójki Szczurów z własną kanapką w ręku, westchnęła z pobłażliwym uśmiechem.
    - Wy wszyscy naprawdę jesteście z tej samej gliny - stwierdziła, bardziej mówiąc do siebie niż do nich. - Zawsze możecie wpaść z czymś pomóc, jak Craig. Rąk do rozładowywania dostaw nigdy za wiele.
    Sylvain spojrzał z powątpiewaniem na ciężką skrzynię, na której siedział.
    - Tiaaa, chyba spasuję. To by się źle skończyło.
    - Mądra decyzja - poparł Fel.
    - Cóż, jak wolisz - Helena otrzepała dłonie z okruchów i wstała. - Wracam do domu. Obiecałam Craigowi, że nadrobimy jakiś serial. Wszystko, byleby się teraz nie włóczył po mieście z nudów.
    - To nie na długo - zapewnił ją Felix. - Jeśli Fera obiecuje, że coś zrobi, to to zrobi... za wykonanie tylko nie mogę ręczyć.
    - Nie musisz mi mówić. Znam ją dłużej niż ty - kobieta uśmiechnęła się i odeszła, machając im jeszcze na odchodnym zanim zniknęła w tunelu.
    Nora opustoszała całkowicie, jakby wyjście Charon jednoznacznie symbolizowało tutaj koniec godzin pracy. Zostali tam jedynie Francuz i Australijczyk gdybający, co ciekawego można zrobić w przeciągu czterech dni. Szybka wycieczka za granicę nie wchodziła w grę, blokowanie kolejnego skrzyżowania dziełem sztuki stało się oklepane, a Echo, cytując, "ukradł Sylve scenę" zawalając cały most zwodzony w Shangri-la. W końcu kombinowanie na pustym parkingu im się znudziło, więc zabezpieczyli śmigłowiec i ruszyli powolnym krokiem w stronę Bazy.
    - Może skoczymy zobaczyć inne bazy? - zaproponował Felix.
    - A czym się to różni od plątania się bez celu po mieście?
    - Plątalibyśmy się... z celem?
    Sylvain zastanowił się chwilę, ale w końcu mruknął "Non" pod nosem, nieprzekonany.
    - Może dla odmiany to ja pomogę tobie w pracy? - powiedział po chwili.
    - Sylve, widziałeś przecież na czym polega moja praca. To siedzenie przed monitorem i pisanie na klawiaturze.
    - W towarzystwie może być zabawniejsza.
    - I rozpraszająca - Fel westchnął. - A poza tym teraz nagle mam pod ręką cały zespół zajmujący się różnymi rzeczami w tym samym czasie. To... dziwne uczucie. Chyba nie zostało mi wiele do roboty z tych naglących rzeczy.
    - A-ha! Czyli w końcu nadszedł TWÓJ czas na urlop!
    - Od razu "urlop"... - blondyn odniósł wrażenie jakby na samo słowo po jego plecach przebiegły ciarki. Boże drogi, może Sylvain wcale nie dramatyzował z tym, jak poważnym zagrożeniem była zwyczajna nuda.
    - O! - Francuz nagle uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Ten interkom w pociągach! Mieliśmy się tym zająć, pamiętasz?!
    - Sylve - Felix przeszedł w konspiracyjny szept: - Jedna wielka operacja naraz, okej?
    - Niech ci będzie... ale tylko dlatego, bo trzymam cię za słowo, że to będzie coś wielkiego.
    Zanim dotarli do La Ciudad Blanca skreślili z listy kilka co bardziej szalonych pozycji (jeszcze nadejdzie na nie odpowiedni czas), a gdy zeszli po drabinie do swojego domowego suchego ścieku stwierdzili, że zrobią to, co wszyscy gdy mają jakiś problem do rozwiązania: zostawią tę sprawę na jutro.
    Felix otworzył drzwi i wszedł do środka, przygotowany na zderzenie z Hiccup (na tym etapie był to już podświadomy odruch). Gdy jednak żaden metalowy łeb nie stuknął w jego kolana aż rozejrzał się po salonie zdziwiony. Brak Isaaca i Daniela go nie zdziwił - pierwszy pewnie już był z powrotem w Edenie, a Dan miał dzisiaj pilnować Joan na "spotkaniu biznesowym". Przed komputerem obecnie pełniła straż Lafresque, a na kanapie - szok i niedowierzanie - siedziała Fera. Pierwsza jedynie rzuciła wchodzącym krótkie "Cześć" i wróciła do pracy, druga natomiast uśmiechnęła się szeroko i zapytała:
    - Jak tam Śmierć z powietrza? Wyszczerzona i krzykliwa?
    - Jedyny akceptowalny stan, szefowo - Sylve podszedł bliżej, by przybić Strzydze piątkę nad stołem.
    - I to chciałam usłyszeć! - odparła zadowolona.
    - Gdzie Cup? - zapytał Felix, nadal zafiksowany na tej jednej rzeczy, która nie wydarzyła się tego dnia tak jak powinna.
    - Siedzi u Kasumi - Fera kiwnęła głową w lewo, w stronę korytarza. - Wzięły ze sobą kilka tych większych arkuszy papieru z warsztatu i kilka rzeczy z twoich artystycznych szuflad.
    Ćwiek uniósł brwi, równo zaskoczony co zaintrygowany. Przez ostatnie kilka tygodni praktycznie zapomniał, że Kas ma smykałkę do sztuki. Wychylił się w bok, patrząc w dół przyciemnionego korytarza, z którego dobiegała cicho japońska hip-hopowa muzyka, prawdopodobnie z tych samych uchylonych drzwi co mieszane światło padające trójkątnym kształtem na podłogę.
    - Idziemy zobaczyć co robią dziewczyny? - zapytał Sylve. Niepotrzebnie, w końcu oboje myśleli praktycznie tak samo.
    Idąc do pokoju Kas Fel uświadomił sobie nagle, że nigdy wcześniej tam nie był. Z reguły jeśli chciała posiedzieć w towarzystwie to po prostu przychodziła do salonu. Nikt nigdy jej nie próbował przeszkadzać gdy była u siebie i przez to chłopak nabrał wątpliwości, czy aby na pewno powinni się z Sylve do niej wpraszać jeśli faktycznie jest czymś zajęta. Dlatego najpierw zapukał, żeby ją uprzedzić.
    - Proszę...? - odpowiedział mu po chwili ciszy głos Kasumi.
    Zajrzał do środka. Nie wiedział w sumie, czego się spodziewać po pokoju Feniksa, dlatego chyba wszystko było dla niego lekkim zaskoczeniem. Jak to w standardowym wyposażeniu pokoi, było tu oczywiście łóżko, biurko z krzesłem obrotowym, niewielka szafa i komoda... wszystko skąpane w kolorowym świetle. Na ścianach widniały znajome rysunki w motywach zwierząt, stworzone czasem z jedynie kilku przemyślanych linii. Nie było ich wiele, a niektórzy wyglądały na starsze niż reszta, jakby Kas zmieniała świetlne dekoracje wedle humoru gdy poprzednie zaczynają blaknąć. Felix na pewno przyglądałby się tym wzorom z większą fascynacją, gdyby tylko dosłownie w powietrzu przed nim nie wisiały następne. Jakieś kwiaty, przypadkowe zawijasy, płaskie figury geometryczne - mieszanka trój- i dwuwymiarowych rysunków, wszystkie jednak w zwyczajnym białym kolorze zamiast typowego gustowi Kasumi różu, błękitu czy zieleni. Wśród nich również znajdowały się dzieła widoczne starsze niż reszta. Fel miał wrażenie, że jeden z kwiatów zaczął przygasać dosłownie na jego oczach.
    Autorka siedziała wśród nich na podłodze, przed nią leżały rozłożone arkusze papieru A2, o których wspominała Fera. Znalazła się też Hiccup - robot najwyraźniej do tej pory był zajęty po prostu patrzeniem na proces twórczy, bo gdy oniemiali Felix i Sylvain weszli do pokoju, od razu pobiegła się z nimi przywitać w tradycyjny sposób.
    - Łał... - Sylve wydał z siebie zduszony szept, również wpatrując się na zawieszone w powietrzu światła. Dopiero teraz do Feliksa dotarło, że nie były całkowicie nieruchome: obracały się lekko, jakby dryfowały w stanie nieważkości. Kas wydawała się zmieszana ich reakcją.
    - Światło z żarówki było za żółte - powiedziała, jakby w ogóle musiała się komuś z tego tłumaczyć. Na ich oczach nad swoją głową, trochę na prawo, narysowała palcem w powietrzu spiralę układającą się w kształt kuli, dodając sobie więcej światła nad rysunkami. Czyli tak wygląda codzienne życie z mutacją, pomyślał Fel, odgadując już, po co to wszystko.
    - Używasz tymczasowych rysunków jak lampy - usiadł na podłodze naprzeciwko niej, dalej uśmiechając się do pływających w powietrzu kształtów jak głupi.
    Miał ochotę spróbować szturchnąć któryś palcem, ale wtedy Cup widząc nową kulkę podbiegła i skoczyła do góry, wsadzając w nią całą metalową łapkę. Obraz pozostał nienaruszony, ale rączka robocika była teraz pokryta jakimś świecącym osadem, teraz zostawiającym za sobą świetliste powidoki, gdy Hiccup zaczęła wesoło machać rękami. Felix pamiętał, że Sylve już raz nosił na własnej twarzy neonowe dzieło Kas i nic mu się nie stało (chyba, w końcu raz umarł pomiędzy tamtym wydarzeniem, a dzisiaj), jednak dla pewności powstrzymał się przed dotykaniem neonów gołymi rękoma.
    - Są wygodniejsze od przeciągania lampki z biurka - wyjaśniła kobieta. - Nie wymagają też dużo energii ani skupienia, bo nie muszą się długo trzymać.
    - Ale mimo wszystko ta tutaj tymczasowa lampka ma na tyle dobry kształt, że można rozpoznać, że to kwiaty magnolii? - zauważył Sylvain, z góry pokazując palcem, o którym dokładnie kwiatku mówi.
    - To... odruch - odpowiedziała Kasumi, wracając do tych normalnych rysunków, zrobionych ołówkiem na papierze. Ćwiek nigdy nie widział jej tak otwarcie zawstydzonej. Chyba nie była przyzwyczajona do ludzi obserwujących jej proces twórczy.
    - Mogę? - zapytał chwytając koniec arkusza, który wyglądał na ukończony. 
    Gdy Feniks skinęła głową, wyciągnął go delikatnie spod reszty i położył na wierzchu. Berthier usiadł obok niego, równie zafascynowany jej nowym projektem. Przez moment nie mieli pojęcia na co patrzyli. Im dłużej jednak patrzyli na leżące obok siebie linie, tym więcej kształtów zaczęli rozpoznawać. Morskie zwierzęta. Całe mnóstwo morskich zwierząt, od ławic małych ryb, po wieloryba. Felix domyślił się, że rysunek był mało czytelny tylko przez to, że Kas nie nałożyła jeszcze tutaj żadnych kolorów, w końcu w rzeczywistości jej dzieła nigdy nie były monochromatyczne.
    - Wieloryb nie ma ogona - zauważył Sylve, pokazując na krawędź kartki przecinającą biednego olbrzyma.
    - Oh, jest tutaj - odparła Kasumi wysuwając inny arkusz spod tego, na którym teraz pracowała i podała go mu. - Powinnam je ponumerować.
    - Czekaj, to cała panorama? - Australijczyk z podziwem przyłożył pierwszy rysunek do tego w rękach przyjaciela. Faktycznie, to była jego dokładna kontynuacja, razem ze wszystkimi drobniejszymi elementami poza samym ogonem. W dalszej części po wielorybie pojawiała się kałamarnica olbrzymia, również częściowo ograniczona przez powierzchnię papieru.
    - Kiedy ty miałaś czas to wszystko zrobić? - Sylve zadał dokładnie to samo pytanie, które miał w głowie Ćwiek.
    - To stary projekt... miałam wam o nim powiedzieć jak skończę nowe rysunki - kobieta przesunęła na środek jakiś stary zeszyt A4 związany sfatygowaną wstążką. Przewertowała szkicownik, z czego jej przyjaciele mogli wyłapać jedynie czysty chaos kolorów i wzorów, aż znalazła to, czego szukała. - Cup pomogła mi przerysować ogół, teraz siedzę tylko nad detalami. Oryginalny plan zakładał wyłącznie neony, za to teraz gdybyście mi pomogli z farbą mogłabym dać je tam jako dopełnienie całości - obróciła szkicownik przodem do nich. - Narysowałam to dawno temu, ale nigdy nie odważyłam się za niego zabrać jako faktyczny mural.
    - Więc co się zmieniło? - zainteresował się Fel, przyglądając się początkowym szkicom.
    - Znalazłam w końcu dobre miejsce. Jedyne, gdzie to będzie się prezentowało tak, jakbym tego chciała. Oraz to, że macie na mnie bardzo zły wpływ i nagle malowanie w mieście bez pozwolenia nie wydaje się najbardziej szaloną rzeczą jaką mogłabym zrobić w tym tygodniu.
    - Oho - Sylvain uśmiechnął się przebiegle. - Wyczuwam tu jakiś plan.
    - Nie trzymaj nas w napięciu - Felix zatarł ręce, już ciesząc się na myśl o pomaganiu Kas z malowaniem tego cuda. - Gdzie jest to idealne miejsce?
    - Linia 92, stacja na odcinku między Atlantydą, a Aztlan.
    Felix gwałtownie podniósł na nią wzrok.
    - M e t r o ? ! - powiedział, o wiele głośniej niż planował.
    Kasumi tylko skinęła spokojnie głową. Chłopak spojrzał na kumpla w poszukiwaniu oparcia, ale Sylvain już odpłynął w wizję muralu błyszczącego neonem dna morskiego na wylocie ciemnego tunelu metra.
    - Widzę to - powiedział nagle uszczęśliwiony. - Pociąg spowalnia, by zatrzymać się stacji, a za oknami przewija się  w i e l o r y b.
    - Taki mam plan - Feniks odpowiedziała mu uśmiechem.
    - Okej, wszystko to naprawdę brzmi genialnie, zgadzam się z wami całkowicie - przerwał im Ćwiek, biorąc na siebie rolę zdrowego rozsądku, skoro Kas zeszła na ciemną stronę mocy. - Ale jak ty to chcesz zrobić w jednym z najbardziej uczęszczanych miejsc w mieście tak, żeby nikt tego nie zauważył? Przecież my to skończymy kiedy, w sobotę rano?
    - Taaak, jeśli zabierzemy się za to od jutra - kobieta tylko kiwała mu głową. - O tłumy ani pociągi się nie martw; Dziewięćdziesiątka-dwójka jest w trakcie renowacji, do końca tego tygodnia. Uruchamiają ją z powrotem dopiero w poniedziałek.
    - A co z pracownikami? Nikt nie sprawdza tych torów po raz kolejny?
    - Już to zrobili. Pracują segmentami. Jeśli teraz ktoś tam jest, to na drugim końcu linii. To Aztlan, i to jeszcze prawie na granicy z Xibalbą. To cud, że w ogóle ktoś się przejął renowacją torów - kobieta wróciła do rysowania ze wzruszeniem ramion. - Skoro już tu jesteście to możecie mi pomóc rozplanować kolory.
    - Łał, Felix, czy ty naprawdę sugerujesz, że Kasumi nie byłaby przygotowana pod każdym względem? - prychnął Sylve, sięgając po pudełko z kredkami.
    - Nic nie sugeruję! - odparł defensywnie blondyn.
    - Felix ma prawo się martwić, Sylve - poparła go Feniks.
    - I kto to mówi... - mruknął pod nosem Fel. 
    Przysunął sobie drugie pudełko, w którym trzymał kolekcję kolorowych markerów różnego rodzaju i wziął czystą kartkę, by zacząć kombinować z paletami kolorów. Zapowiadała się długa noc wspólnego kombinowania. Spojrzał po raz kolejny na siedzącą naprzeciwko prawie trzydziestolatkę, potem na siedzącego po jego lewej ponad trzydziestolatka, oboje zajętych dopinaniem szalonego, acz odważnego projektu na ostatni guzik. Aż ciężko było uwierzyć, że to Felix był w tym trio najmłodszy. Pomyślał o tym jaka wręcz sztywna wydawała się Kasumi jeszcze przed kilkoma tygodniami i pokręcił głową z niedowierzaniem.
    - Miałaś rację z tym złym wpływem, Kas. Nie poznaję cię - stwierdził.
    Japonka podniosła na niego wzrok.
    - To dobrze, czy źle?
    - Jeszcze nie zdecydowałem...

Apo? Idziemy malować metro *^*
Następne w wątku>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz