Z pewną niechęcią dostrzegała w swoim zachowaniu oczywistą hipokryzję. Zanim tutaj trafiła, zajmowała się eliminowaniem drobnych sojuszników ojca, zostawiając na progu Orochiego trupa z pozdrowieniami prawie co półtora tygodnia. Potrafiła bezczelnie przechadzać się tuż pod jego nosem, za to teraz nagle nabrała rozumu i nie miała najmniejszej ochoty zbliżać się do Triady Wschodniego Wiatru...
Jedyną różnicą między jej obecnym zadaniem, a którymkolwiek ze starych ,,wypadów" była sama przynależność do grupy. Ekipy. Po prostu obecność innych ludzi.
Westchnęła cicho, nie chcąc otwarcie okazywać frustracji krzątającym się po bazie Szczurom. To w końcu nie była wina któregokolwiek z nich. Ba, połowy w życiu nie widziała na oczy aż do tego wieczoru. Skoro nie miała żadnych podstaw do oceny poza samym wyglądem, jakim byłaby człowiekiem, gdyby z miejsca ich nie lubiła? Mówiąc szczerze, była po prostu upartą indywidualistką. Nie widziała miejsca dla nikogo w czymś, co od kilku lat sukcesywnie realizowała sama. Ale nigdy na taką skalę, upomniała się w myślach. Fera nie bez powodu przydzieliła jej pomoc. Kas miała umiejętności, ale brakowało jej kierunku. Czasu również miała niewiele, a roboty zanadto jak na jedną osobę. Takahachi na pewno miał w Shangri-La więcej niż tą jedną placówkę, o której wiedziała. Szukanie pozostałych i pozbywanie się ich zajęłoby jej o wiele więcej niż dany tydzień do głównej akcji.
Jakkolwiek się jej to nie podobało, potrzebowała pomocy. Pozostało cieszyć się z faktu, że Godoghan uchodził za profesjonalistę jakich mało. Kasumi była w stanie współpracować z ludźmi znającymi się na swoim fachu. Póki tylko nie wchodzili jej w drogę, oczywiście.
Nagle ktoś klasnął dłońmi tuż przed oczami Fushicho. Kobieta drgnęła zaskoczona, wyrywając się z zamyślenia. Stojący po drugiej stronie stołu Jäger - jasnooki brunet, o którym po raz pierwszy usłyszała dopiero niedawno od Daniela - uniósł jedną brew i założył ręce na piersi.
- Wybacz - rzucił. - Nie chciałem w niczym przerywać.
Kas wyprostowała się, mrugając kilkakrotnie, jakby obudziła się ze snu.
- To chyba ja powinnam przeprosić - stwierdziła szybko. - Coś do mnie mówiłeś, prawda?
- Właściwie, to jeszcze nic - Niemiec uśmiechnął się lekko. - Po prostu wyglądałaś na nieobecną, a przydałoby się trochę pomocy.
Pomoc! No tak, w końcu taki był cel całego spotkania.
- Siedziba Orochiego - przypomniała sobie, mówiąc to bardziej do siebie, ale mężczyzna i tak skinął głową. Zastanowiła się chwilę, po czym wstała z miejsca wskazując brodą stojącego przy monitorach Felixa. Matthias ruszył za nią.
Haker zajęty był organizacją własnej ekipy. Przy jego stanowisku zebrało się całe zaplecze informatyczne Szczurów: Hiccup, dziwny dzieciak w świecącej masce (To chyba jakaś moda...) i zupełnie nowa w ekipie drobna dziewczyna z włosami o intensywnej turkusowej barwie.
- Fel! - Kasumi przerwała chłopakowi rozdzielanie zadań. Pozostali obejrzeli się w jej stronę, a Cup już zaczepiła Jägera swoim typowym wydłużonym ,,Cześć!". - Masz może plany willi klanu Orochi?
- Właśnie miałem przejść do tego punktu... - zaczął Felix.
- Rozdawania kopii?
- SZUKANIA kopii. > <"
Japonka zmrużyła niepokojąco oczy.
- Nie patrz tak na mnie! - haker brzmiał na podirytowanego. Feniks nie znała go zbyt długo, ale miała pewność, że to zdecydowanie nie było w stylu tego wesołego Australijczyka. - Dowiedziałem się o planie Fery niewiele wcześniej od ciebie, nie miałem czasu się do wszystkiego przygotować, wszyscy się mnie o coś pytają, a w ogóle tyle tu ludzi, że zaraz...
- Na kiedy będziesz je miał? - przerwała mu.
- Z tego co mi wiadomo, to tobie najmniej przydadzą się rysunki i zdjęcia do nakreślania reszcie czego powinni się w tym domu spodziewać. Przesiedziałaś tam...
Chłopak urwał, jakby piorunujący wzrok Kas chwycił go za język. Matthias zerknął na nią kątem oka, przeprosił na chwilę Hiccup i ruszył na ratunek Ćwiekowi:
- Z natury jestem wzrokowcem, z wykształcenia ścisłowcem i na dodatek taktykiem. Lepiej pracuje mi się z czytelnymi schematami. Będą na jutro?
- Będą - Felix kiwnął głową stanowczo i bez sprzeciwu, po czym spojrzał na swoją grupę. - RatFace, pomóż Cup podpiąć się do sieci. We dwójkę znajdziecie wszystko bez problemu, dla każdego trochę tego jest. Ja i Jekyll skupimy się na konkretnych nazwiskach i powiązaniach...
Skupił się już całkowicie na przerwanym zadaniu, byleby jak najszybciej opuścić strefę rażenia Feniksa. Kobieta fuknęła coś niezrozumiałego i założyła ręce na piersi. Ta akcja naprawdę posuwała wszystkich do granic cierpliwości. Oby Fera miała rację, pomyślała. W innym wypadku wszyscy się tutaj pozabijamy z nerwów.
- Chyba dzisiaj nic nie uda nam się przygotować - stwierdził Matthias.
Kasumi tylko skinęła głową. Cieszyło ją, że w pierwszej kolejności nie zapytał o niedokończoną wypowiedź Felixa, a była pewna, że przykuło to uwagę Jägera. Wolała to wszystko wyjaśnić w lepszych warunkach.
- Jutro w południe? - zaproponowała bez owijania w bawełnę.
- Może koło drugiej.
- Praca? - Fushicho uśmiechnęła się.
- Tiaaa... - mężczyzna westchnął. - W kolejne chorobowe już mi nie uwierzą. A stara kartoteka to dla niektórych nadal solidny argument, nawet jest całkowicie pozbawiony sensu.
- To do jutra - rzuciła przyjaźnie. - Pozwól, że poszukam pewnego koreańskiego snajpera...
Niemiec zerknął w stronę upchniętego w kąt za monitorami małego warsztatu Ćwieka (a od jakiegoś czasu także i Sylve). Stała tam Fera w towarzystwie wspomnianego jegomościa, beztrosko prowadząc z nim jednostronny dialog.
- Powodzenia - Jäger klepnął Japonkę w ramię i udał się w swoją stronę. Kobieta już zaczynała mu zazdrościć.
Przeszła obok ekipy informatycznej, ostrożnie przestępując przez kable i śledząc wzrokiem Godoghana i Strzygę przez szparę między monitorami. Różowowłosa Meksykanka wcale nie przejmowała się faktem, że w tej rozmowie tylko ona się odzywała. Musiała już wcześniej z nim gadać - nawet nie próbowała udzielać mu głosu, co chyba i Koreańczykowi odpowiadało. Kas z niejakim zdziwieniem stwierdziła, iż właśnie znalazła człowieka jeszcze mnie rozmownego od Daniela. Dan lubił dostawać klarowne informacje i rzadko rozwlekał jakikolwiek temat, podczas gdy Godoghan ograniczał się tylko do tego pierwszego. Słuchał, potakiwał, ale poza tym tkwił na w tej samej pozie jak posąg. Podobieństwa do rzeźbionej statuy dodawała mu jeszcze ta pozbawiona jakichkolwiek rysów twarzy maska.
Żołnierz. Tyle potrafiła stwierdzić na pierwszy rzut oka. Widziała podobne zachowanie u specjalnie wyszkolonych ochroniarzy ojca. Zbierał głównie ludzi wydalonych ze służb specjalnych lub z innych domów. Żaden z nich nie był gaijinem - Europejczykom i Amerykanom ciężko było dostać się w łaski mistrza Orochiego. Kasumi bez problemu potrafiła sobie wyobrazić Koreańczyka wśród tych upiornych najemników. Szczerze mówiąc, jako dziecko po prostu się ich bała. Jedynym, co robili, było kłanianie się bez słowa, śledzenie każdego jej kroku i stanie w identycznym bezruchu. Z tym, że oni mieli nieruchome maski zamiast twarzy, a snajper był przynajmniej na tyle uprzejmy, by nosić prawdziwą. To dawało mu jakieś pozory bycia żywym człowiekiem.
Strzyga zauważyła Fushicho kątem oka i uśmiechnęła się szeroko.
- A oto i moje dwie skośnookie gwiazdki w komplecie! - zatarła teatralnie dłonie.
- Gwiazdki? - powtórzyła Kas z uniesioną brwią. Fera jakby tego nie słyszała i kontynuowała:
- Wyjaśniałam właśnie Ghanowi, że masz już wprawę w uszczuplaniu szeregów yakuzy. Oraz dlaczego nie powinniście się zbliżać w stronę twojego papy.
- Oh. Cudownie - głos Japonki momentalnie wyprał się z emocji. Założyła ręce na piersi, traktując szefową identycznym wzrokiem co Felixa przed kilkoma minutami. Na nią niestety tak nie działał. Dziewczyna tylko wyszczerzyła się jeszcze bardziej złośliwie.
- Oszczędziłam ci tłumaczeń - poklepała Kasumi po policzku, mijając ją w drodze do swoich kolejnych ofiar. - Macie robotę na jutro, Ghan ci wszystko pięknie opowie! - dodała na odchodnym. Tym razem Koreańczyk zareagował. Co prawda tylko odprowadził Meksykankę wzrokiem, mrużąc przy tym oczy, ale po tym minimalnym poruszeniu (wręcz ,,jakimkolwiek") Feniks była w stanie odgadnąć, że i jemu Szczurzyca lubiła działać na nerwy. Najwyraźniej nikt nie był bezpieczny, nieważne, czy był mutantem, czy mordercą na zlecenie.
Nastała minuta ciszy. Wskazywanie, iż była ona niezręczna chyba nie jest konieczne. Kas rzadko peszył brak słów, jednak samo towarzystwo Godoghana jakoś wytrącało ją z jej zwyczajowej równowagi. Nagle uświadomiła sobie, jak bardzo lubiła towarzystwo Sylve i Fela, gadających za wszystkich wokół. Po kilku dniach spędzonych z nimi, Ferą, Danem, a nawet i Hiccup, rozmowa z Koreańczykiem była wręcz ekstremalnym odwróceniem sytuacji. I o ile sama Feniks wbrew swojej naturze zaczynała się krępować, o tyle Ghan cierpliwie czekał, nadal nie poruszony niczym.
- Więc... - zaczęła w końcu Kasumi, czując, że obowiązek rozpoczęcia rozmowy leżał na jej barkach. - Wiesz może, co w ogóle mamy robić? Który magazyn najpierw?
- Skład przy Jadeitowej 115 - odparł krótko snajper. - Obok firmy papierniczej.
Miał trochę szorstki głos, bardziej chyba od bezczynności niż nadużycia strun głosowych. Kas z jakiegoś powodu trochę się zdziwiła. Najpewniej podświadomie spodziewała się usłyszeć kogoś starszego. Tymczasem jej tymczasowy partner w zbrodni brzmiał w pewien sposób podobnie do Matthiasa lub Sylvaina, słowem: mężczyznę w okolicach trzydziestki. Do tej pory nie przyszło jej na myśl, że Godoghan może być jej rówieśnikiem.
- Łał, jednak nie jesteś niemową - rzuciła z lekkim uśmiechem kobieta, próbując rozładować atmosferę.
Zmrużył niepewnie oczy, przechylając przy tym delikatnie głowę.
- Nie, nie jestem - zgodził się, chyba nie za bardzo rozumiejąc o co chodziło w tej krótkiej uwadze.
Tak. To zdecydowanie było całkowite przeciwieństwo Sylve i Felixa.
- Nieważne - machnęła ręką. - Masz jakiś konkretny plan co do jutra?
- Zobaczymy na miejscu.
- Dobra. O jakie konkretnie miejsce chodzi?
- Dach niższego apartamentowca. Ludzie Takahachiego wykorzystują market na jego parterze jako przykrywkę dla dostaw - wyjaśnił.
- Apartamentowiec, market, firma papiernicza obok - wyliczyła Kas kiwając głową. - O której?
- Mniej więcej czwarta po południu.
- Nikt nie zwróci na nas uwagi? - uniosła jedną brew.
- Nikt nie powinien - zapewnił Ghan tonem delikatnie sugerującym, by przypadkiem tego stanu rzeczy nie zmieniła. Po chwili dodał: - Mamy czas do piątej. O tej godzinie z reguły wywożą wszystko i kończą pracę.
- To nie lepiej przyjść później? - zaproponowała Fushicho. - Moglibyśmy włamać się do magazynu i po prostu się wszystkiego pozbyć.
Koreańczyk znowu przechylił głowę. Razem jednak nie zmrużył oczu.
- Fera kazała nam pozbyć się LUDZI Takahachiego. Magazyn to nie nasze zmartwienie - powiedział tonem wskazującym na oczywistość faktu. Kas po plecach mimowolnie przebiegł dreszcz. Ghan wypowiadał się o tym tak naturalnie, że jej teoria co do snajpera będącego człowiekiem zaczynała tracić swoje podstawy.
Czemu on tak na mnie działa?
- Zastawiasz pułapkę na pracowników Takahachiego - podsumowała.
- Zastawiamy - poprawił ją. - To w końcu... współpraca.
Ton głosu mężczyzny na chwilę zszedł do powątpiewającego. Feniks mimowolnie uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Nie tylko ona w tym duecie czuła się nie na miejscu. A skoro oboje mają do sprawy podobne podejście, to może jednak się w pewnym stopniu dogadają.
- ,,Współpraca" - powtórzyła w identyczny sposób. - W tym jednym się zgadzamy.
Miała przeczucie, że to wszystko może się skończyć tylko na dwa sposoby: albo dwójka indywidualistów osiągnie sukces, albo Fera pożałuje przekonywania ich do nawiązywania nowych znajomości.
Ghan? Zechcesz czynić honory z pierwszym magazynem?