poniedziałek, 20 lutego 2017

Od Kasumi (CD Felixa) - Interkom

        Kas musiała to przyznać - jej nowi kompani byli po prostu stuknięci. A przy tym jednak w ten dziwny sposób nie dało się ich nie lubić.
  Na ich szczęście, policja skupiła się bardziej na ogarnięciu całego zamieszania zamiast szukania sprawców. Uciekający z miejsca zdarzenia zostali zupełnie zignorowani, dowodząc po raz kolejny kompetencji robo-gliniarzy. W końcu w ich polu widzenia pojawiło się wejście na dworzec. Wbiegli między przechodzących akurat ludzi, nieco się przy tym rozpychając. Kasumi prześlizgiwała się pomiędzy podróżnymi bez problemu, Sylvain co chwila rzucał krótkie ,,Przepraszam!" w dwóch językach, a Felix po prostu starał się dzielić uwagę między ludźmi, a ekranem komórki. Kobieta nie miała zielonego pojęcia dlaczego akurat teraz musiał się czymś zajmować, ale póki dawał radę nadążyć nie wydawało się to problematyczne. Martwiło ją za to jak zamierzają się dostać na peron bez wszczynania alarmu przy barierkach bileterskich. I francuz i haker wydawali się doskonale wiedzieć co robią, bez wahania przepychając się przez kolejkę. Pozostało im zaufać.
  Ku niesamowitemu zdziwieniu Fuchicho, gdy tylko dotarli do bramek mignęły na nich zielone światełka, nie wymagając mechanicznym głosem żadnego biletu czy dokumentów. Mimo protestów oburzonych turystów, których wyprzedzili bez kolejki, mechaniczni ochroniarze nie mieli z tą sytuacją żadnych problemów. Obchodziły ich tylko sprzeciwy bramek.
  Do pociągu dobiegli właściwie w ostatniej chwili. Felix wskoczył do najbliższego wagonu akurat, gdy zapikał ostrzegawczy dźwięk pospieszający pasażerów do wejścia. Drzwi zasunęły się do połowy i rozsunęły na powrót, gdy coś mignęło pod czujnikami ruchu. Drugi dotarł Sylve, ale zamiast wejść wgłąb zatrzymał się na progu i z uśmiechem podał Kasumi rękę jak gentleman. Kobieta jedynie przewróciła oczami i go wyminęła. Drzwi w końcu mogły się spokojnie zamknąć, a pociąg ruszyć.
  Szczury ruszyły w poszukiwaniu jakiegoś wolnego przedziału. Kas i Ćwiek patrzyli głównie za otwartymi drzwiami. Leviathan natomiast nie mógł się powstrzymać przed zaglądaniem do każdego. Gdy już po raz piąty jakaś kobieta krzyknęła wystraszona na widok bladnącej już różowej maski i Sylve omal ponownie nie oberwał, Zila spojrzała na niego powątpiewająco.
  - No co? - wzruszył ramionami. - Upewniam się tylko, czy nie mijamy pustych.
  - A te głosy ze środków to na pewno interkomy, co nie? =.= - rzucił Felix złośliwie. Zatrzymał się przy wolnym przedziale i z ukłonem zaprosił gestem towarzyszy do środka.
  - To nie ten sam pociąg co wcześniej - bronił się Levi. - Może tu mają dwa?
  - Po co dwa rozmowne interkomy zamiast jednego nudnego? Komu by się chciało na to kasę wydawać? - haker zaczął papugować głos przykładowego polityka.
  - Ja to bym chętnie dopłacił. Byleby nie brzmiały jak banda robotów na stypie - stwierdził z przekonaniem francuz.
  Jak na zawołanie z głośników odezwał się zmechanizowany męski głos, wyprany z jakichkolwiek uczuć. Obaj mężczyźni równocześnie skrzywili się ze zirytowanym westchnięciem. Kas tylko uniosła jedną brew, zupełnie nie zorientowana w temacie. Jak dla niej interkomy brzmiały...normalnie. To w końcu nic wymagającego większej uwagi.
  - A myślałem, że tamten żeński interkom był paskudny - Sylvain pokręcił głową z niezadowoleniem. - Najwyraźniej męskie opcje są jeszcze paskudniejsze.
  - Ten brzmi jak tania imitacja Schwarzeneggera > < - Felix patrzył w stronę głośniczka wbudowanego w sufit. - Zaraz pewnie zażąda ode mnie moich ubrań, maski i motocyklu... O.o
  - COME WITH ME, IF YOU WANT TO LIVE - zadeklarował Leviathan, imitując suchy, mechaniczny ton interkomu.
  Ćwiek parsknął śmiechem. Zaczęli na zmianę rzucać tekstami z ikonicznych filmów, podszywając do tego głos Bogu ducha winnego programu. Hakerowi przez zniekształcony w masce głos wychodziło to wyjątkowo komicznie. Kasumi jedynie siedziała cicho, jakby nie chcąc czegoś spłoszyć. Zupełnie nie umiała się w tych wygłupach odnaleźć, dalej nie rozumiała też co takiego przeszkadza tej dwójce w interkomie. Jakie to w ogóle miało znaczenie? Gdy jednak Felixowi udało się przerobić kwestię ,,Run, Forrest! Ruuun!" to mimo woli musiała się lekko uśmiechnąć. To jedno akurat nie mogło uciec uwadze siedzącego obok Leviathana. Jego maska przez czas podróży pozostała już jedynie śladem.
  - No proszę! Kwiatuszek jednak się uśmiecha! - powiedział tryumfalnie.
  - MISSION ACCOMPLISHED - zachrzęścił głos Ćwieka imitując sygnał radiowy.
  - Sądził pan, że tego nie potrafię, Levi-san? - zapytała z uniesioną brwią. Lekki uśmiech jednak nie zeszedł jej z twarzy.
  - Właściwie to tak - przyznał się francuz. - Sądziłem, że idziesz w mrukliwy stereotyp, jak większość ,,silnych, niezależnych mutantów". Wiesz, burczysz coś od rzeczy o jakiejś tam ,,tajnej tożsamości", że znasz się na życiu, bo ci zabili rodziców, że ogółem nie mam pojęcia jak ciężko się żyje niektórym i te sprawy. Trochę jak Batman.
  - Dan zajebiście udaje Batmana! ^ ^ - wtrącił się nagle Felix.
  - Serio?! - Berthier uśmiechnął się niedowierzająco. - Ej, kiedy z Ferą wracają do bazy? Muszę go o to zapytać!
  - Dobra, tylko jakby co, to nie słyszałeś tego ode mnie - haker podniósł ostrzegawczo palec.
  - Milczę jak martwy. Po kilkakroć - mężczyzna uśmiechnął się podejrzanie.
  - Kim jest Dan? - wepchnęła się do rozmowy Feniks.
  Sylvain spojrzał na nią jakby zapomniał o niesamowicie istotnej rzeczy.
  - No tak, cholera jasna - podrapał się po głowie. - My tu gadu-gadu, a kwiatuszka wypadałoby powiadomić o paru istotnych faktach co do reszty ekipy...Feliksie, pozwolisz? Dłużej w tym siedzisz.
  - Ależ proszę cię bardzo - chłopak odchrząknął i zaczął wyjaśniać: - No więc do tej pory w ekipie rządzi Fera. Zajmuje się obecnie rekrutacją nowych, ,,ciekawszych" członków, głównie naszego pokroju. Mutanty, odludki, buntownicy, jak leci. Jeśli się przyjmą, zostają - prosta zasada. A kwestią ,,przyjęcia" jest głównie akceptacja ze strony reszty ekipy. Fera jest...jakby to ująć?
  - ,,Fascynującą osobowością" - podsunął Levi.
  - Tak, można to tak nazwać. W każdym razie po niej w kolejności jest właśnie Dan, jej prawa ręka i ochroniarz. Może na starcie traktować cię trochę oschle, ale to naprawdę spoko facet. ^ ^ Tylko przy obcych włącza mu się tryb mastiffa. Potem jestem ja, główny informatyk.
  Sylve odkaszlnął sarkastycznie.
  - To już wszyscy, Feli-san? - dopytywała Kas.
  - Jest jeszcze Chris...ale weź mnie nie tytułuj, dobra? > < - skrzywił się haker. - ,,San" brzmi strasznie oficjalnie. Są jakieś inne opcje?
  Feniks zastanowiła się chwile.
  - Jest ,,kun" do młodszych i przyjaciół oraz ,,chan"... - odparła.
  - To drugie brzmi ładniej - stwierdził Felix.
  - ...które kieruje się do młodych kobiet.
  Leviathan parsknął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
  - Ej, ale to nie głupie! - zauważył. - Może bardziej się przez to Wiruskowi spodobasz?
  Chłopak spiorunował go wzrokiem, o ile było to możliwe przez maskę. Całe szczęście dla niego, zanim doszło do rozwinięcia tematu odezwał się osławiony już martwy w środku interkom, zapowiadając dotarcie do Elizjum.

Sylve? Wybaczcie czas i stan tego opa *^*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz